Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Prawdziwa wolność

Ron Paul, jeden z liczących się (zajmuje w stanowych prawyborach drugie albo trzecie miejsce z poparciem rzędu 20 proc.) kandydatów do nominacji Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich w USA jest libertarianinem. W tym kontekście książka David Boaza, wicedyrektora Instytutu Katona - libertariańskiego think tanku - pod tytułem „Libertarianizm” nabrała ostatnio wyjątkowej aktualności.
Prawdziwa wolność

„Libertarianizm” daje odpowiedź na pytanie o przyczyny zaskakująco wysokiego poparcie dla Rona Paula. Thomas Jefferson, jeden z ojców założycieli USA napisał, że naturalną koleją rzeczy jest regres wolności i rozrost rządu, a 200 lat później ekonomista James Buchanan otrzymał Nagrodę Nobla za badania udowadniające tę tezę. I coraz większej liczbie Amerykanów to się nie podoba. Co wolałbyś: mniej władzy państwa i mniejszą liczbę świadczeń, czy większą liczbę świadczeń i większą władzę państwa? Odsetek Amerykanów opowiadających się za pierwszą opcją wzrósł z 49 proc. w 1984 r. do 68 proc. w latach 90. XX w.

Boaz udowadnia, że trudno jest znaleźć dobra, które obywatelom może zapewnić jedynie rząd. Na przykład począwszy od „Zasad ekonomii politycznej” J.S. Milla z 1848 r. aż po „Ekonomię” laureata Nagrody Nobla z ekonomii Paula A. Samuelsona w podręcznikach akademickich jako przykład takiego dobra wskazywano latarnie morskie (bo nie ma możliwości uniemożliwić korzystania z latarni morskich tym, którzy nie chcieliby za to korzystanie zapłacić).

Tymczasem w 1974 r. Ronald H. Coase z University of Chicago (laureat Nagrody Nobla z ekonomii) sprawdził i okazało się, że w Wielkiej Brytanii nie były one finansowane, ani budowane przez władze. Opłaty pobierane były w porcie a właściciele statków uznając konieczność ich istnienia dobrowolnie się na nie składali.

Jak zauważa Boaz, w każdym rozwiniętym kraju scena polityczna jest podzielona na partie lewicowe i prawicowe. Lekko upraszczając: partie lewicowe opowiadają się za wolnością w sferze obyczajowej, ale chcą interwencji państwa w gospodarkę. Z kolei prawica chce wolności gospodarczej, ale postuluje, by państwo interweniowało w sferę obyczajową. Zdaniem Boaza tylko libertarianie mają spójną wizję państwa. Opowiadają się bowiem za brakiem interwencji państwa zarówno w sferę obyczajową, jak i gospodarczą.

Libertarian od konserwatystów odróżnia też podejście do wojny. Uważają oni działania zbrojne za pretekst do rozrostu państwa. Thomas Paine, jeden z ojców założycieli USA napisał nawet, że ktoś, kto obserwował poczynania brytyjskiego rządu mógłby odnieść wrażenie, że podatki nie zostały podniesione dlatego, by móc prowadzić wojnę, tylko wojna została wypowiedziana po to by móc podnieść podatki. I patrząc na skutki wszystkich wojen trudno odmówić mu racji.

Na przykład Boaz podaje, że podczas pierwszej wojny światowej wydatki rządowe w USA wzrosły z 713 mln dolarów w 1916 r. do 19 mld dolarów w 1919 r. Później już nigdy nie spadły poniżej 2,9 mld dolarów. Wówczas to stworzono Radę Obrony Narodowej, Urząd ds. Żywności, Urząd ds. Paliw, Radę Przemysłu Wojennego, Korporację ds. Dostaw Wojennych, Korporację ds. Ziarna, Korporację ds. Mieszkalnictwa i Korporację Finansów Wojennych, a także znacjonalizowano koleje.

Boaz zauważa także, że nie ma powodu, by rządy zajmowały się na przykład edukacją. W 1833 r., kiedy rząd angielski zaczął subwencjonować szkoły, co najmniej dwie trzecie młodzieży pochodzenia robotniczego potrafiło czytać i pisać a liczba uczniów podwajała się co 10 lat. Co więcej, działo się to nie tylko bez pomocy rządu, ale wbrew niemu. Rząd bowiem powstrzymywał rozwój edukacji wśród warstw niższych obawiając się, że umiejący czytać robotnicy będą bardziej podatni na propagandę. Do 1870 r., kiedy edukacja stała się obowiązkowa i bezpłatna prawie wszystkie dzieci potrafiły czytać i pisać.

Istnieją bowiem tylko dwa sposoby organizacji społeczeństw: dobrowolny, poprzez swobodne interakcje między jednostkami a prywatnymi stowarzyszeniami i przymusowy, poprzez nakazy rządowe. Zarówno więc dzisiejsze partie prawicowe jak i lewicowe są zwolennikami państwa przymusu, tylko w innej dziedzinie. Jakie są skutki takiego podejścia? Jeżeli amerykańska gospodarka rozwijałaby się w takim tempie jak w latach 1945-1970, kiedy zakres interwencji państwa w gospodarkę był mniejszy, Amerykanie byliby o 40 proc. bogatsi, niż obecnie.

Książka Boaza nie zainteresuje zapewne osób dobrze znających książki Miltona Friedmana, Ludwiga Misesa czy Friedricha Hayeka (duchowych ojców libertarianizmu). Jeżeli jednak ktoś chce szybko, łatwo i przyjemnie dowiedzieć się najważniejszych rzeczy o tej coraz popularniejszej ideologii, to trafił idealnie.

Aleksander Piński

Otwarta licencja