Boom na rynku obligacji skarbowych, ale są znaki ostrzegawcze

Nicholas Spiro ze Spiro Sovereign Strategy ostrożnie waży słowa odpowiadając na pytanie o ocenę obecnego boomu na rynku polskich obligacji skarbowych. Ucieka od słowa „bańka”, ale potem decyduje się na bardziej stonowane określenie „rozgorączkowany.
Boom na rynku obligacji skarbowych, ale są znaki ostrzegawcze

Pieniądze szerokim strumieniem płyną na polski rynek obligacji skarbowych w poszukiwaniu wyższych niż w rozwiniętych krajach stóp zwrotu (CC BY-NC-SA .Kai)

– Widzę rozgorączkowanie. Nie dostrzegam klasycznej bańki, ale polski rynek z pewnością zaczyna wyglądać na trochę rozgorączkowany w przypadku dłuższych zapadalności. Dzieje się tak, bo odsetki od polskich obligacji są ściągane w dół przez bardzo niskie rentowności w Niemczech. Dopóki to się nie zmieni, polskie rentowności raczej pozostaną na bardzo niskim poziomie – powiedział.

Inni analitycy podzielają opinie Spiro. Globalni inwestorzy coraz częściej inwestują na bardziej ryzykownych rynkach, gdyż odsetki na amerykańskich, japońskich i niemieckich papierach są bardzo niskie. Muszą szukać wyższych rentowności i to powoduje gorączkę na rynkach obligacji skarbowych gospodarek wschodzących. Nawet na tak egzotycznych rynkach jak afrykańskie, rentowności obligacji skarbowych bardzo szybko spadają, często znacznie poniżej poziomu ryzyka jaki się z nimi wiąże.

Widząc obecne szaleństwo na rynkach obligacji w krajach wschodzących Timothy Ash ze Standard Bank żartuje, że nabywcy wchodzą na rynki o których nigdy nie słyszeli i których nie rozumieją żeby tylko wycisnąć parę dodatkowych punktów bazowych zwrotu z inwestycji.

– Pieniądze będą płynęły szerokim strumieniem na rynki wschodzące i każde państwo w przyzwoitej kondycji albo z dobrym ratingiem będzie chciało pożyczyć trochę (tak dużo jak to tylko możliwe) pieniędzy. Kusi mnie żeby powiedzieć, że prawie każdy emitent, bez względu na to kim jest i jakie ma fundamenty, przy odrobinie bezczelności, może ściągnąć duże kwoty z tego przegrzanego i trochę zwariowanego rynku. Przypomina mi się jak rok temu na 1 kwietnia w naszym cotygodniowym newsletterze o mało co nie uwzględniłem nowego kraju „Wulgarystan”. Oczywiście miałby on ranking poczwórne A (najlepszy możliwy rating to potrójne A-przyp. tłum.) – napisał.

– Zostawiając jednak na boku żarty dodał Ash – w tej chwili martwi mnie to, że na rynku obligacji skarbowych, nie jest w ogóle brane pod uwagę ryzyko kredytowe.

Ten ślepy pęd, aby zarobić więcej niż oferują obligacje najbezpieczniejszych państw sprawia, że Polska ma dziś bardzo mocną pozycję. Tydzień temu, wziąłem udział w spotkaniu analityków obligacji skarbowych, którzy przyjechali do Warszawy, aby lepiej zrozumieć co dzieje się w polskiej gospodarce. Zapytałem ich czy nie obawiają się inwestować w polskie obligacje skarbowe i czy nie obawiają się nagłego zwrotu na naszym rynku.

– Widzę wiele czynników ryzyka w związku z inwestowaniem w Polsce, ale są one znacznie mniejsze niż na prawdziwych rynkach wschodzących. Nie sądzę, aby ta sytuacja zmieniła się przez następnych kilka lat –  powiedział jeden z nich, pracownik dużego amerykańskiego funduszu emerytalnego. Wskazał, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej, nasz wzrost gospodarczy, który przez ostatnich 20 lat był szybszy niż gdzie indziej sprawia, że jesteśmy relatywnie bezpiecznym miejscem do lokowania inwestycji portfelowych.

– Inwestorzy poszukują obligacji ze specyficznego typu krajów – mówi Jamie Reusche z agencji kredytowej Moody’s. – Chcą by to był kraj należący do Unii Europejskiej, ale niekoniecznie będący częścią strefy euro. Inwestorom podoba się struktura instytucjonalna UE, ale wolą uniknąć ryzyka związanego z kryzysem w strefie euro.

Inne kraje, takie jak Czechy także spełniają te warunki, ale tam stopy procentowe są znacznie niższe niż w Polsce, a ich rynek obligacji skarbowych jest znacznie płytszy. To daje Polsce możliwość pożyczania pieniędzy po najniższych kosztach w historii. Polski rząd skorzystał z tej okazji. Polskę wzmocniło także to, że cały czas pozytywnie oceniana jest kondycja jej gospodarki. Sukcesy w walce z deficytem budżetowym, zdrowy sektor bankowy i strumień pieniędzy z UE skłoniły agencję ratingową Fitch do podniesienia perspektywy kraju ze „stabilnej” do „pozytywnej”.

Powtarzające się sygnały o atrakcyjności inwestycyjnej Polski zaczynają wręcz budzić pewien niepokój. Marek Belka, prezes banku centralnego, ostatnio wyraził obawy z powodu rosnącej liczby nierezydentów na rynku długu. Gdyby zagraniczni inwestorzy zaczęli szybko wychodzić z Polski, mogłoby to zachwiać kursem złotego.

Na ostatnich aukcjach papierów skarbowych, popyt przewyższał podaż, ale jest ryzyko, że z taką samą szybkością z jaką dziś napływa kapitał do Polski, może z niej zacząć uciekać. Zarządzający największym na świecie funduszem inwestycyjnym Pacific Investment Management Co. (Pimco) powiedział, że woli kraje takie jak Brazylia i Meksyk niż Polskę. W Polsce rentowności wynoszą około 4 proc., czyli 1 pkt proc. mniej niż w Meksyku i 5 pkt. proc. mniej niż w Brazylii, według danych Bloomberga.

BlackRock, inny duży inwestor instytucjonalny był w zeszłym roku bardzo optymistycznie nastawiony do Polski i regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ale Beata Harasim, powiedziała, że firma będzie znacznie ostrożniejsza w tym roku. – W zeszłym roku obserwowaliśmy niesamowity rajd, więc teraz nadszedł czas, aby powtórnie ocenić sytuację – powiedziała.

Ryzyko gwałtownej zmiany sytuacji na rynku jest nadal całkiem niskie, ale „niskie” nie oznacza zera, ostrzega Spiro. – Wszystko jest uzależnione od tego co stanie się na amerykańskim rynku obligacji skarbowych – mówi. – Jeśli hossa skończy się wcześniej niż się spodziewamy, w krajach wschodzących może się zdarzyć wszystko.

Pieniądze szerokim strumieniem płyną na polski rynek obligacji skarbowych w poszukiwaniu wyższych niż w rozwiniętych krajach stóp zwrotu (CC BY-NC-SA .Kai)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane