PGE będzie miała miliardy na inwestycje, ale nie wiadomo na co je wyda

Największa grupa energetyczna w Polsce na inwestycje do 2035 r. chce wydać 330 mld zł i obiecuje nie przekroczyć bezpiecznego poziomu zadłużenia. Spółce PGE, która dopiero zaczyna proces restrukturyzacji, wciąż ma problemy z przygotowaniem wielkich inwestycji, będzie jednak ciężko wywiązać się z realizacji ambitnego planu.
PGE będzie miała miliardy na inwestycje, ale nie wiadomo na co je wyda

(Opr. DG/CC BY-NC by TSKVN)

Polska Grupa Energetyczna PGE jest dziś największą z czterech państwowych grup energetycznych w naszym kraju. To właśnie jej rząd powierzył budowę pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Z nowej strategii, którą spółka przyjęła przed kilkoma dniami wynika, że na PGE spoczywa główny ciężar modernizacji krajowej elektroenergetyki.

Prognoza pełnego optymizmu

Tylko w najbliższych czterech latach (2012 – 2015) grupa zamierza przeznaczyć na inwestycje ok. 40 mld zł. Średnioroczne wydatki na rozwój do 2020 r. wyniosą ponad 9 mld zł, by potem jeszcze przyspieszyć do ok. 16 mld zł. Wzrost nakładów inwestycyjnych w następnej dekadzie, bierze się z przesunięcia w czasie najbardziej kapitałochłonnej inwestycji PGE, czyli budowy dwóch elektrowni jądrowych. W sumie w latach 2012 – 2035 wydatki na rozwój koncernu mają wynieść łącznie 330 mld zł. Czy spółka, która dopiero zaczyna bolesny i kosztowny proces restrukturyzacji i wciąż napotyka na problemy z przygotowaniem wielkich inwestycji, będzie w stanie wywiązać się z realizacji ambitnego planu?

PGE nie po raz pierwszy składa giełdzie inwestycyjne obietnice. W prospekcie emisyjnym PGE z 2009 r. znalazła się zapowiedź, że na budowę nowych mocy, sieci i na modernizację starych elektrowni do 2012 r. spółka planuje wydać 39 mld zł. Już wiadomo, że nic z tego nie będzie. Od stycznia do września 2011 r. PGE przeznaczyła na inwestycje 2,7 mld zł, a w latach 2009 – 2010 wydatki na ten cel zamknęły się kwotą 8,9 mld zł. To zaledwie trzecia część planu.

Co ciekawe w przypadku państwowych grup energetycznych to nie pieniądze są dziś głównym hamulcem inwestycji. Po pierwszych trzech kwartałach 2011 r. PGE oraz Tauron i Enea (dwie inne państwowe grupy notowane na giełdzie) łącznie wypracowały ponad 9 mld zł zysku EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację). To oznacza, że mogłyby bez problemów obsługiwać zadłużenie w wysokości nawet 25 mld zł. Jednak zamiast inwestować, czekają. – Nakłady na nowe moce odsuwane są w czasie – mówi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE.

Tym razem inwestycje mają przyspieszyć. PGE zakłada, że pomimo gigantycznego programu nie przekroczy bezpiecznego poziomu zadłużenia. Według analityków nie powinien on przewyższać 2,5-krotności EBITDA. W 2010 r. PGE wypracowało 6,5 mld zł takiego zysku, a po trzech kwartałach 2011 r. – 5,8 mld zł. W kolejnych latach ma on jednak rosnąć jak na drożdżach. Już w 2015 r. – jak zakłada PGE w strategii – EBITDA sięgnie 10 mld zł, w 2020 r. – 12 mld zł.

Im dalej, tym ma być lepiej, bo co pięć kolejnych lat zysk operacyjny powiększony o amortyzację rosnąć będzie aż o 6 mld zł, by w 2030 r. dojść do 26 mld zł, zaś rok 2035 r. grupa zamknie 34 mld zł zysku. Dzięki tak ułożonej prognozie poziom zadłużenia, liczony wielokrotnością EBITDA, w kolejnych pięciolatkach faktycznie będzie się kształtował na bezpiecznym poziomie. W 2015 roku wyniesie 1,5; w 2020 – 1,6; w 2025 – 2,1; w 2030 – 2,3; w 2035 – 2,3.

Atomowa kasa pożyczkowa

Strategia przewiduje, że spółka pozyska dwa nowe znaczące źródła zysku: energetykę jądrową oraz coś, co nazwane zostało „nową działalnością”. Choć w 2015 r. będzie ona przynosić jeszcze niecałe 5 proc. EBITDY, to już w 2035 r., blisko 15 proc., czyli 5 mld zł.

Spółka nie podaje, co to za dochodowa działalność. Analitycy mnożą domysły.

– Może łupki? Może nowe technologie w OZE? Może energia jądrowa, ale zupełnie nowej generacji – zastanawia się Paweł Puchalski, szef biura analiz DM BZ WBK.

Analityk podkreśla, że zgodnie z zapisami strategii, na nowe technologie ma trafić aż 80 z 330 mld zł przeznaczonych na inwestycje w latach 2012-2035. – Ma się to przełożyć na ok. 4 – 5 tys. MW nowych mocy. W przeliczeniu na jeden MW, to bardzo dużo. Dziś mniej kosztuje nawet energetyka jądrowa – mówi Paweł Puchalski.

Zdaniem analityka nawet duża liczba pytań bez odpowiedzi, krążących wokół nowej strategii PGE, nie spowoduje jednak rychłej modyfikacji strategii – plan działań na najbliższe pięć lat i tak był już wszystkim znany. W dłuższej perspektywie najsłabszą stroną strategii spółki jest według Pawła Puchalskiego prognoza zysków.

– Mam obawy co do tego, jak będą rosły zyski PGE i czy w tempie w jakim chce przedsiębiorstwo. Co najważniejsze, może tu zadziałać efekt śnieżnej kuli – jeśli w początkowej fazie realizacji strategii zabraknie finansowania (zyski będą niewystarczające – red.). Wtedy PGE będzie zdolna wybudować mniej mocy w latach 2015 – 2020, przez co zyski w latach 2020 – 2025 będą mniejsze, a zdolności inwestycyjne na lata 2025 – 2035 niższe. Innymi słowy – „potknięcie” na starcie strategii prawdopodobnie może mieć istotne skutki dla zysków i mocy w roku 2035 – przewiduje szef biura analiz DM BZ WBK.

To prawdopodobny scenariusz, więc PGE z pewnością sięgnie po inne sposoby pozyskiwania środków na inwestycje. Jednym z nich jest realizowanie zadań w formule project finance. Daje on możliwość pozyskania finansowania na rynkach finansowych dla konkretnego projektu i wyrzuceniu długu poza własny bilans. Do jego realizacji zakłada się spółkę celową, która weźmie na siebie spłacanie długów.

Eksperci PwC i ING Banku Śląskiego w swoim raporcie o finansowaniu energetyki, właśnie w tym narzędziu widzą szansę na realizację opłacalnych i obarczonych stosunkowo niskim ryzykiem inwestycji. Ich zdaniem optymalna struktura finansowania projektów tego typu to 50 proc. długu i 50 proc. środków własnych, pochodzących od sponsora projektu.

Niewykluczone, że tak właśnie będzie wyglądało finansowanie elektrowni jądrowej. Łącznie grupa chce wybudować 6 tys. MW mocy w energetyce jądrowej. W strategii zapisała, że minimalny udział w obu projektach zakłada 51 proc., ale najbardziej odpowiednim będzie 75 proc. To oznacza, że miks energetyczny grupy w 2035 r. zawierać będzie 4,5 tys. MW mocy z atomu.

Gdzie jeszcze PGE będzie szukać gotówki? Koncern pochwalił się, że chciałby sprzedać połowę wartego 11,6 mld zł projektu budowy elektrowni w Opolu. Czy znajdą się chętni na wyłożenie ponad 5 mld zł na udziały w elektrowni napędzanej węglem, którego Komisja Europejska nie lubi i zwalcza jak może?

Dziś zarząd spółki milczy na temat potencjalnych kontrahentów. Wiele będzie zależeć od tego jak będą kształtować się ceny za prawa do emisji CO2. Od przyszłego roku polskie elektrownie stracą część przydzielanych im dziś za darmo limitów. Prognozy cen są jednak obarczone dużym ryzykiem i mogą znacząco różnić się od realiów. PGE wpisało jednak do strategii, że prawo do wyemitowania 1 tony dwutlenku węgla będzie kosztować 40 – 50 euro. Dziś to ponad cztery razy mniej.

Pół miliarda na odprawy

Do swoich wyliczeń PGE dość bezpiecznie założyła, że realny wzrost cen energii elektrycznej wyniesie średnio do 1,5 proc. rocznie, a popytu od 1 do 1,7 proc.

Ważnym elementem realizacji strategii będzie więc z pewnością restrukturyzacja kosztowa. Zatrudnienie w największej polskiej spółce energetycznej, które wynosi 46 tys. osób, ma zacząć topnieć. Pracownicy PGE, którzy zgodzą się odejść z firmy, mogą liczyć na odprawy w wysokości od 12 do 24 średnich miesięcznych wynagrodzeń. W ciągu dwóch lat PGE na sfinansowanie kosztów związanych z restrukturyzacją, w tym głównie program dobrowolnych odejść (PDO), gotowa jest przeznaczyć 550 mln zł. Pozwoli to na obcięcie zatrudnienia o ok. 5 tys. pracowników do 2015 r.

W kolejnych latach odchodzić z pracy będą osoby w wieku emerytalnym, łącznie też 5 tys. osób. W ich miejsce spółka nie będzie już przyjmować nowych ludzi. PGE słono płaci za odprawy, bo kilka lat temu pod naciskiem związków, zgodziła się na gwarancje zatrudnienia. Dlatego pracownicy spółek dystrybucyjnych w PGE o pracę nie muszą się martwić do 2017 r. Na dniach ruszy PDO w PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. Tam załoga wywalczyła sobie nietykalność do 2014 r.

Czy spółka postawiła przed sobą realne cele? W trakcie telekonferencji z analitykami giełdowymi Paweł Skowroński, p.o. prezesa PGE przyznał, że strategia „wydaje się ambitna i choć jest trudna, to osiągalna”. – Trzeba ją zrealizować, jeśli chcemy zachować naszą pozycję na rynku – mówił tymczasowy szef koncernu.

Miks pod napięciem

PGE produkuje dziś 42 proc. energii wytwarzanej w Polsce i obsługuje 26 proc. klientów. To się wkrótce może jednak zmienić, bo pobieżna analiza wskaźników spółki pokazuje, gdzie czają się zagrożenia. Pierwszy i najważniejszy problem to niemal pełne uzależnienie od węgla. Dziś spółka wytwarza z tego surowca aż 93 proc. energii. Sytuację ratuje nieco fakt, że w 67 proc. to węgiel brunatny – najtańsze paliwo dostępne na rynku i na dodatek z własnych kopalni w Bełchatowie. Reszta to węgiel kamienny. Dzisiaj gaz i Odnawialne Źródła Energii (OZE) pełnią jedynie uzupełniającą rolę struktury produkcyjnej PGE. Pierwszy daje 4 proc. energii, drugi – 2 proc.

W 2035 r. sytuacja ma wyglądać zupełnie inaczej. Na zdywersyfikowaną i nowoczesną strukturę składać się mają się przede wszystkim energetyka jądrowa – 36 proc. wytwarzanej energii, węgiel brunatny – 16 proc., także węgiel brunatny, ale z technologią CCS, czyli systemem całkowitego wychwytywania CO2 – 17 proc., węgiel kamienny – zaledwie 5 proc., gaz – 11 proc. i OZE – 14 proc.

Dziś dojście do tego celu wydaje się niemożliwe. Jak w zderzeniu z rzeczywistością wyglądają obietnice najpotężniejszej grupy energetycznej w Polsce pokazuje przykład budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Oficjalne plany PGE i dokumenty rządowe, w tym „Polityka energetyczna Polski do roku 2030” przewidywały, że pierwszy blok jądrowy odda w 2020 r. Takie zapewnienia składano jeszcze kilka tygodni temu. W termin ten nie wierzyło jednak wielu ekspertów, nawet tych, którzy budowę atomówki popierają. O tym, że termin 2020 r. jest kompletnie nierealny dowiedzieliśmy się dopiero ze strategii.

Jądro niezgody

W dokumencie zapisano, że oddanie do użytku pierwszej elektrowni jądrowej nastąpi w 2025 r., a drugiej cztery lata później. Z tego też powodu wydatki PGE na inwestycje zaczną ostro przyspieszać dopiero od 2020 r. Najbardziej przyczynią się do tego właśnie dwie siłownie atomowe. Dziś eksperci szacują, że budowa jednej elektrowni o mocy 3000 MW będzie kosztowała od 42 do 50 mld zł. Zbudowanie dwóch takich to już koszt bliski 100 mld zł.

Na razie inwestycja jest w powijakach. W branży energetycznej głośno mówi się o tym, że z powodu ostatnich kłopotów rządu, brakuje czasu na podejmowanie strategicznych decyzji, związanych z realizacją programu jądrowego. Choćby wskazanie, w jakiej formule elektrownie w ogóle budować i czy spółka będzie potrzebować wsparcia państwa w finansowaniu projektu.

Wojciech Ostrowski, wiceprezes PGE ds. finansowych, pytany o to, czy grupa liczy na gwarancje skarbu państwa, nie odpowiada wprost. – To sprawa otwarta – ucina Wojciech Ostrowski.

Dla obserwatorów z branży jasne jest jednak, że objęcie kredytów gwarancjami państwa z całą pewnością przyspieszyłoby realizację wielkiej inwestycji. W obliczu walki państwa z własnym zadłużeniem analizowanie, czy to jest w ogóle możliwe, przypomina wróżenie z fusów. Rząd zapowiada, że zamierza obniżyć relację długu publicznego do PKB w 2015 r. do 47 proc. według definicji krajowej i 50 proc. według definicji unijnej. W 2020 r. ma być jeszcze lepiej – już tylko 40 proc. (według metodologii krajowej).

Decyzję o atomie podejmować należało by jak najszybciej. Na przeszkodzie w budowie elektrowni jądrowej stanąć mogą jednak nie tylko pieniądze. Taka inwestycja w Polsce, która nadal pamięta wybuch w Czarnobylu, i której lęki podsyciła ostatnia awaria w Fukushimie, może natrafić na opór nie do przejścia. Wyłaniając w końcu listopada ubiegłego roku najlepsze ze względu na warunki naturalne i logistykę lokalizacje, PGE wskazała na Gąski w gminie Mielno oraz Choczewo i Żarnowiec w Pomorskiem.

Zanim jeszcze ruszyła procedura wyboru miejsca inwestycji Mielno zdążyło już powiedzieć atomowi „nie” w referendum, które zostało przeprowadzone 12 lutego. Reakcja PGE była spóźniona i ograniczyła się do komunikatu. Spółka ubolewa w nim, że „decyzja o referendum została podjęta w oparciu o fragmentaryczne informacje, zarówno na temat samej energetyki jądrowej, jak i przyszłych planów inwestora”. Dalej koncern żałuje, że władze samorządowe nie wykazały zainteresowania prowadzeniem publicznej debaty, która była wielokrotnie proponowana przez PGE.

PGE jeszcze na dobre nie zabrało się za budowę elektrowni jądrowej, a już zdążyło przegrać pierwszą rundę z przeciwnikami atomu w Polsce. Jakie będą losy gigantycznej inwestycji, bez której zdywersyfikowanie i unowocześnienie struktury produkcji energii w spółce nie będzie możliwe, pokażą najbliższe dwa lata. Jedno jest pewne, budowa atomówki bez społecznego poparcia, nie będzie możliwa.

(Opr. DG/CC BY-NC by TSKVN)

Tagi


Artykuły powiązane

Atom daje tanią energię i niskie emisje

Kategoria: Ekologia
Uranu wystarczy na co najmniej 200 lat, a może nawet na dziesiątki tysięcy lat – mówi dr inż. Andrzej Strupczewski, profesor Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Atom daje tanią energię i niskie emisje