Autor: Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Ukraina stawia na latyfundia

Podczas gdy w Europie sukcesy odnosi rolnictwo oparte na stosunkowo niewielkich gospodarstwach rodzinnych, ukraiński rząd przeprowadził przez parlament projekt ustawy oddający kilkadziesiąt milionów hektarów ziemi rolnej w ręce nielicznej grupy wielkich posiadaczy ziemskich.
Ukraina stawia na latyfundia

(©Envato)

Ukraina, na terenie której jest ok. 42 mln hektarów ziemi rolnej jest potencjalnie jednym z poważniejszych graczy na światowych rynkach rolnych. W obliczu przewidywanego kryzysu żywnościowego o jej czarnoziemy trwa już od dłuższego czasu prawdziwa batalia.

Na przeszkodzie wciąż stoi moratorium na sprzedaż ziemi, wprowadzone w 2001 r., które miało zagwarantować, że nie pojawią się latyfundyści. Wtedy jako warunek sprzedaży ziemi uznano stworzenie państwowego banku ziemi, przyjęcie ustaw o wycenie ziemi oraz rejestrze gruntów.

Rząd obawiał się, że przedwczesne otwarcie rynku ziemi może doprowadzić do masowego skupowania gruntów rolnych po niskich cenach, ich koncentracji w rękach nielicznych, wielkich biznesmenów albo nieprzyjaznych państw, a także zubożenia rolników – przypominają media. Mimo że żadnego z tych problemów nie rozwiązano Ukraina jest o krok od umożliwienia handlu ziemią rolną i zgody na jej koncentrację.

Hektary praktycznie bez ograniczeń

„Obrót ziemią rolną jest zabroniony tylko w takich krajach jak Korea Północna, a to nie jest wzór do naśladowania” – przekonuje Prezydent Wołodymyr Zelenski. Zwolennicy utrzymania zakazu zwracają uwagę, że zakazy i ograniczenia obowiązują w szeregu rozwiniętych państw zachodnich, a w Izraelu niemal cała ziemia jest własnością państwa.

W listopadzie parlament w pierwszym czytaniu przyjął projekt ustawy, która pozwoliła na praktycznie nieograniczony handel ziemią rolną, co wywołało w grudniu masowe protesty rolników.

Korzystając z medialnie głośnej wymiany jeńców pomiędzy Ukrainą i kontrolowanymi przez Rosję separatystami z Donbasu, która „przykryła” spór o zniesienie moratorium, komitet rolny parlamentu w kilkadziesiąt minut przegłosował w pakiecie wiele tysięcy poprawek do ustawy zgłoszonych przez opozycję, otwierając drogę do jej ostatecznego uchwalenia.

Jedyną realną zmianą w stosunku do pierwotnego projektu, była poprawka zgłoszona przez Zelenskiego po fali protestów. Wprowadziła ograniczenie areału posiadanej przez jeden podmiot ziemi z pierwotnych 230 tys. ha do 10 tys. ha.

Ukraina: czy zostanie zniesiony zakaz handlu ziemią?

W rzeczywistości to ograniczenie niewiele zmienia. Eksperci zwracają uwagę, że zapis o ograniczeniu koncentracji gruntów ma charakter deklaracyjny – nie przewidziano bowiem żadnych sposobów uniemożliwiających nabywanie przez jeden podmiot większej ilości ziemi. Także notariusze nie mają ani obowiązku, ani możliwości ustalania, ile gruntu nabywca już posiada. Nie ma też zabezpieczeń przed kupowaniem gruntów przez podstawione osoby działające w imieniu beneficjenta.

Najatrakcyjniejszym kąskiem, na sprzedaż którego pozwalają zmiany i ostrzą sobie zęby główni gracze, są „rodowe srebra Ukrainy” – około 10 mln hektarów gruntów rolnych należących dziś do państwa. Będą mogły być przejęte na własność po bardzo niskiej cenie.

Najmniej efektywny model

Eksperci rolni zwracają uwagę na nieefektywność ekonomiczną kierunku rozwoju sektora.

Drobni rolnicy produkują więcej żywności z hektara niż wielkie firmy, bo uprawiają znacznie szerszy asortyment kultur rolnych i troskliwiej odnoszą się do ziemi. W biednych regionach świata ludzie posiadający mniej niż pięć hektarów ziemi w sumie posiadają 30 proc. światowego areału, ale wytwarzają 70 proc. żywności.

Największy ukraiński agroholding uzyskuje na doskonałych ziemiach 51 kwintali pszenicy z hektara, niemal dwukrotnie mniej niż rolnicy irlandzcy.

Potwierdzenie tego można znaleźć nawet w oficjalnych dokumentach publikowanych przez agroholdingi. Największy agroholding „Kernel”, z areałem 530 tys. hektarów gruntów rolnych na doskonałych ziemiach, uzyskuje obecnie 51 kwintali pszenicy z hektara, niemal dwukrotnie mniej niż rolnicy irlandzcy i o kilkadziesiąt procent mniej niż ich francuscy, czy niemieccy koledzy.

Rząd przekonuje, że zgoda na wielkie latyfundia przyczyni się do zwiększenia liczby miejsc pracy na wsi, eksperci są jednak odmiennego zdania. Ekonomista Ołeh Pendzin zwraca uwagę, że ustawowe rozwiązania związane z „rynkiem ziemi” doprowadzą do wzrostu bezrobocia i tak dającego się już we znaki na ukraińskiej prowincji.

„Industrializacja sektora rolnego zmniejsza liczbę miejsc pracy. Na 100 hektarów ziemi w wielkim biznesie agrarnym przypada tylko jedno miejsce pracy, w średnim sektorze od 2 do 4 miejsc, a w gospodarstwie fermerskim od 6 do 10 miejsc pracy. Zgoda na posiadanie przez jeden podmiot 10 tys. ha prowadzi do zmniejszenia liczby miejsc pracy” – zauważa.

Z pewnością nie ma co liczyć na agroholdingi. Jak informuje „Kernel” w najnowszym raporcie rocznym: „W roku finansowym 2019 zmniejszyliśmy zatrudnienie do 14 osób na tysiąc hektarów na 30 czerwca 2019 r. z 16 osób na tysiąc hektarów na 30 czerwca 2018 r. W rezultacie łączna liczba zatrudnionych w sektorze uprawy zmniejszyła się do 30 czerwca 2019 r. o 13 proc. (ponad tysiąc osób). Rozumiemy, że istnieje dalszy potencjał do zwiększania efektywności pracy, który pozostanie w naszym polu widzenia w ciągu kilku najbliższych lat”.

Rośnie koncentracja

Przedstawione w parlamencie dane dotyczące struktury gospodarstw rolnych pokazują skalę monopolizacji sektora. Podmioty posiadające mniej niż 1000 ha ziemi to 35,6 tys. gospodarstw, na które przypada łącznie 23 proc. areału rolnego, 4720 przedsiębiorstw o areale od 1 tys. do 10 tys. ha kontroluje 56 proc. gruntów, a zaledwie 182 giganty – agroholdingi o areale przekraczającym 10 tys. ha każdy, kontrolują aż 21 proc. ziemi rolnej.

Branżowy serwis AgroPolit opublikował niedawno wyniki badania pokazującego jak w ostatnich latach zmieniała się struktura podmiotów rolnych.

W 2017 r. ogólna powierzchnia gruntów pod zasiewami wynosiła 27,046 mln ha. Pracowało na niej zaledwie 40 tys. przedsiębiorstw rolnych (fermerów mających osobowość prawną i agroholdingów). Grupa, którą można określić jako ukraińskich latyfundystów kontrolowała 18,9 mln ha, z czego 146 agroholdingów posiadało w sumie 2,9 mln ha, a na rolników indywidualnych przypadło 8,1 mln ha.

Ukraina na progu totalnej prywatyzacji

Już rok później, jak zauważają autorzy badania, sytuacja się zmieniła – gruntów pod zasiewami było już o prawie 650 tys. ha więcej, liczba pracujących na nich firm zmniejszyła się o prawie pół tysiąca, natomiast o 14 wzrosła liczba agroholdingów, które zwiększyły swój areał aż o 600 tys. ha. 2019 był kolejnym rokiem, w którym spadła liczba gospodarstw fermerskich – było ich o 1133 mniej niż rok wcześniej, a agroholdingi zwiększyły swój stan posiadania do 3,6 mln ha.

„Dynamika danych daje możliwość wyciągnięcia następujących wniosków – liczba przedsiębiorstw się zmniejsza przy równoczesnym zwiększeniu obszarów pod zasiewami, co świadczy o konsolidacji agrobiznesu” – konstatują autorzy badania.

Za dominacją wielkich posiadaczy ziemskich idzie skrajnie niekorzystna struktura wykorzystania gruntów rolnych, odbijająca się na konsumentach i na sektorze w całości.

Aż 54 proc. gruntów zajmuje produkcja kultur ziarnistych, kolejne 32 proc. areału to kultury techniczne, 6,2 proc. to produkcja pasz, warzywa to zaledwie 6,5 proc. areału, a na produkcję owoców przeznaczanych jest tylko 0,8 proc. gruntów rolnych.

Pozwala to z jednej strony na daleko posuniętą mechanizację i automatyzację, prowadząc do pojawienia się wielomilionowej, zbędnej z punktu widzenia latyfundystów, masy mieszkańców terenów wiejskich, którzy nie są potrzebni do pracy w rolnictwie. No i powoduje gigantyczne braki w wymagających nakładów segmentach produkcji.

W rezultacie Ukraina mająca bardzo dobre warunki rolne jest potężnym importerem owoców i warzyw, których agroholdingom nie opłaca się produkować. Koncentracja i rugowanie drobnych producentów będzie ten proces tylko pogłębiać.

Parcie na sprzedaż

Część analityków nazywa nową ustawę nie tyle ustawą o rynku rolnym, co o wyzbyciu się przez drobnych właścicieli ziemi ich własności. Niemal cała debata prowadzona wokół „rynku ziemi” koncentruje się nie wokół modelu gospodarowania na roli, ale wokół „prawa do sprzedania niepotrzebnej ziemi, by poprawić swoje warunki materialne”.

Zwolennicy „rynku ziemi” w kształcie zapisanym w ustawie są przy tym mało konsekwentni – z jednej strony forsowali zmiany pozwalające na koncentrację, z drugiej zaś przekonywali, że ziemia rolna jest niepotrzebna, ma coraz mniejsze znaczenie, bo większość żywności można wytwarzać, stosując nowoczesne technologie np. w wielopoziomowych farmach hydroponicznych.

Równolegle zgłoszono projekt ustawy blokującej możliwość swobodnego wyboru nabywcy przez osoby chcące sprzedać swój udział w ziemi pokołchozowej. Dziś takie udziały są dzierżawione przez agroholdingi i wielkich farmerów.

Ustawa przewiduje, że właściciel nie będzie mógł sprzedać ziemi, którą wydzierżawił, bez zgody dzierżawcy. W praktyce oznacza to, że będzie mógł sprzedać ziemię tylko dzierżawcy i za cenę minimalną, bo projekt ustawy likwiduje konkurencję. Wystarczy bowiem, że obecny dzierżawca zgłosi sprzeciw, co wstrzymuje transakcję.

Ukraina: ambitne plany i szara rzeczywistość

„Mieszkańcy wsi byli zmuszani praktycznie całą ziemię oddawać w dzierżawę na wiele lat. Dzisiaj nie mają szans na jej sprzedaż po europejskich cenach, ani na rozpoczęcie samodzielnego gospodarowania. Ustawa nie zwalnia mieszkańców wsi z poddaństwa, nie nadaje im prawa rozporządzania ziemią. Wręcz przeciwnie – wzmacnia ograniczenia praw właścicieli ziemi, czyniąc ich jeszcze bardziej poddanymi, zmuszając do sprzedaży gruntu jak najszybciej za najmniejsze pieniądze swojemu dzierżawcy” – komentuje ekspert rolny Roman Gołowin.

Państwo nie jest zainteresowane stworzeniem licznej grupy rolników indywidualnych prowadzących zróżnicowaną i społecznie odpowiedzialną gospodarkę na wzór rolników z krajów UE. Dowodem jest złożony pod koniec grudnia w parlamencie przez deputowanych prezydenckiej frakcji projekt ustawy przewidującej wypłacanie rekompensaty pieniężnej tym, którzy zrezygnują z przysługującego dziś, zapisanego w kodeksie ziemskim, ustawowego prawa do bezpłatnego otrzymania od państwa ziemi na prowadzenie gospodarstwa rolnego.

Kształt rozwiązań ustawowych nie może dziwić, jeśli wziąć pod uwagę, że cały proces przygotowywania „rynku ziemi” odbywał się pod okiem wielkich posiadaczy ziemskich.

Wielki kapitał na start

Największe agroholdingi już szykują się na zakupy. Należąca do Aleksandra Geregi firma „Epicentr K”, prowadząca sieć hipermarketów budowlanych, kontroluje przeszło 100 tys. ha ziemi. Poinformowała o zaciągnięciu 70 mln dolarów kredytu, który ma zostać wykorzystany na „zakup aktywów rolnych oraz budowę nowych i modernizację już istniejących elewatorów”.

Organizacje rolne alarmują, że statystyczny rolnik nie ma szans w starciu z potentatami finansowymi.

Firma prowadzi też rozmowy z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym o udzielenie 100 mln euro kredytu na ekspansję w sektorze rolnym. Największy ukraiński agroholding „Kernel” już jesienią 2019 r. wyemitował obligacje na kwotę 300 mln dolarów. Organizacje rolne alarmują, że statystyczny rolnik nie ma szans w starciu z takimi potentatami finansowymi.

Niewiele pomoże zapowiadana przez rząd rekompensata części odsetek od kredytów udzielanych na zakup gruntów rolnych, bo nie wiadomo czy i które banki będą w stanie i zechcą ich udzielać, a w dodatku fermerzy nie mają wolnego kapitału na wkład własny.

Zakładając, że każdy rolnik, dzierżawiący dzisiaj grunty rolne (w sumie ponad 11 mln ha), skorzystałby z takiego wsparcia, to państwo musiałoby rocznie wydać ponad 50 mld hrywien, czyli około 2 mld dolarów. Takich pieniędzy w dziurawym, ukraińskim budżecie nie ma i z pewnością jeszcze długo nie będzie.

Zgodnie z rządowymi założeniami sprzedaż ziemi ma się odbywać po cenie nie niższej niż oficjalna, tzw. normatywna wycena prowadzona przez struktury rządowe. W wielu regionach to zaledwie 500-600 dolarów za hektar.

W sytuacji braku realnej konkurencji pomiędzy podmiotami wewnętrznymi można oczekiwać, że cena ostateczna, którą zapłacą nabywcy milionów hektarów państwowej ziemi, nie będzie odbiegać od najniższej. A z pojawiających się publicznych wypowiedzi wynika, że „niewielkie” działki gruntów to dla rządu 500-1000 ha.

Wystawienie takiego areału jako jednostkowego przedmiotu transakcji wymagać będzie setek tysięcy dolarów wolnych środków po stronie potencjalnego nabywcy. Dysponujący praktycznie nieograniczonymi środkami bogacze w dowolnym momencie będą mogli zaoferować cenę nie do przejścia przez drobnego rolnika.

Długa lista wad prawnych

Przyjęcie ustawy to jednak nie koniec problemów związanych z umożliwieniem handlu ziemią rolną. Ustawa jest, jak podkreślają jej przeciwnicy i pośrednio przyznają same władze, niezgodna z ukraińską konstytucją. Ta bowiem przewiduje, że „ziemia jest przedmiotem własności Narodu Ukrainy” a obywatelom przysługuje jedynie prawo korzystania z tej własności.

Czy i jak to pogodzić z liberalnym podejściem do sprzedaży ziemi i oddania 10 mln hektarów należących dziś do państwa gruntów ma ocenić ukraiński sąd konstytucyjny, do którego złożono już wniosek.

Zgodnie z kodeksem ziemskim, każdy Ukrainiec ma prawo do bezpłatnego otrzymania od państwa ziemi rolnej na prowadzenie własnego gospodarstwa. Prawo nabyte nie może zostać uchylone, więc każdy komu państwo odmówi będzie mógł skutecznie dochodzić roszczeń czy to przed sądem ukraińskim, czy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.

Próbą wyjścia z tej sytuacji jest projekt ustawy zachęcający do brania pieniędzy zamiast ziemi, ale nie rozwiązuje problemu tych, którzy będą domagać się od państwa należnego im gruntu.

Wątpliwości budzi też sam sposób procedowania nad ustawą – co przyznają i zwolennicy i przeciwnicy – niezgodny z regulaminem parlamentu. W tej sprawie zapowiedziano skierowanie wniosku do organów ścigania, a sprawą domniemanego konfliktu interesów szefa komitetu rolnego zajmuje się Narodowe Antykorupcyjne Biuro Ukrainy.

To wszystko oznacza, że każda transakcja nabycia ziemi rolnej na podstawie ustawy będzie mogła zostać podważona w sądzie. Z czasem otworzy też drogę nawet do renacjonalizacji sprzedanych gruntów, tym bardziej, że takie rozwiązanie ma mocne poparcie społeczne.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Ukraina walczy o eksport zbóż

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jeżeli kraj eksportował co roku 50 mln ton pszenicy i kukurydzy, czy 15 mln ton wyrobów stalowych, a nagle może wywozić ułamek tego wolumenu, to ma wielki problem gospodarczy. Przeżywa go Ukraina, walcząca z agresorem.
Ukraina walczy o eksport zbóż