Monety euro (©Envato)
W tym samym czasie Polska, mimo kryzysu i rosnącego bezrobocia, nie zaprzestała polityki sprowadzania tanich pracowników spoza UE, skazując się na pułapkę średniego dochodu jako tani poddostawca zagranicznych kontrahentów. Przez najbliższe dziesięciolecia źródłem najtańszych pracowników na świecie będzie subsaharyjska Afryka. Prezydent Emmanuel Macron, inaugurując powstanie eco jako podstrefy euro w Afryce, podczas grudniowych uroczystości w Wybrzeżu Kości Słoniowej nazwał cywilizacyjnym wyzwaniem źródło emigracji, jakim jest dzietność wynosząca „od siedmiu do ośmiu”. Dzietność kobiet subsaharyjskiej Afryki jest niższa i wynosi 5,2, a Polska w tej kategorii jawi się jako bardziej „ucywilizowana” niż Francja, dlatego warto sprawdzić, jaki cywilizacyjny wpływ na rozwój Afryki ma 75-letnia przynależność do strefy franka a obecnie euro tych krajów.
20 maja w Paryżu rząd Francji zatwierdził metamorfozę strefy euro w tych państwach Afryki które poprzednio były powiązane z eurostrefą kursem franka CFA. Ich obecną nazwą będzie „eco”, a kraj pierwotnej emisji podobnie jak w euro będzie uwidoczniony jedynie w jednej z liter na banknocie. Podczas uroczystości minister spraw zagranicznych Francji Jean-Yves Drian powiedział, że „Rola Francji ewoluuje, aby stać się surowym gwarantem finansowym tego obszaru”, co koresponduje z wypowiedzią francuskiego ministra finansów podczas utworzenia strefy monetarnej franka i następcy euro w Afryce w 1945 r., gdy uznał, że posiadanie sztywnego i takiego samego kursu wymiany jako „wyraz wielkoduszności i bezinteresowności” Francji względem afrykańskich „córek”.
Prezydent Macron zaprosił inne państwa do „ecostrefy” i okazuje się, że wejście do eurostrefy tylnymi drzwiami, mimo że jest obwarowane aż dziesięcioma, w tym czterema podstawowymi, wzorowanymi na euro nominalnymi kryteriami konwergencji jest zdecydowanie łatwiejsze. A Polska na równi z Togo, w przeciwieństwie do innych krajów, nie potrzebowałaby żadnej taryfy ulgowej, aby od razu zostać przyjęta. Można sobie wybrać dwa europodsystemy, nowe eco już przyjęte przez osiem krajów zachodnioafrykańskich BCEAO, lub starego franka CFA powiązanego z euro, i Dakar czy Yaoundé (BEAC) jako siedzibę banku emisyjnego. Te 14 krajów to: Benin, Burkina Faso, Gwinea-Bissau, Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali, Niger, Senegal, Togo (BECEAO) i należący do BEAC Kamerun, Republika Środkowej Afryki, Czad, Kongo-Brazzaville, Gwinea Równikowa i Gabon. W celu uzupełnienia należy dodać, że leżące na Oceanie Indyjskim Komory używają franka powiązanego z euro. Wprawdzie obecną zamianę powiązanego z euro franka CFA na eco uważa się za nieistotne przebrandowienie, lub jak to nazwał były prezes BCEAO Philippe Henri Dacoury-Tabley – zwykłe „kuglarstwo” („sleight of hand”), to jednak warto sprawdzić, jak euro w Afryce sprawdziło się w aspekcie realnej konwergencji.
Kraje spoza CFA przyciągają więcej kapitału przy niestabilnych walutach i wysokich stopach inflacji.
Artykuł „Regain de rébellion africaine contre « la servitude monétaire » du franc CFA” (Powracający bunt afrykański przeciw „służebności monetarnej” franka CFA) zamieszczony we wrześniu 2016 roku w Le Monde ukazał, że euro, a wcześniej frank w Afryce, dało jeszcze gorsze wyniki niż w Europie. Korzyścią z posługiwania się namiastką euro, a wcześniej franka w transakcjach, miała być „stabilność”, polegająca na braku ryzyka walutowego dla przedsiębiorstw i niski poziom inflacji dla ludności. Miało to umożliwić krajom afrykańskim osiągnięcie wysokich wskaźników wzrostu gospodarczego, spowodowanego przyciągnięciem inwestycji prywatnych, jak i rozwojem handlu w ramach regionalnej integracji gospodarczej. Okazało się jednak, że tak rozumiana stabilność nie jest istotnym czynnikiem stymulującym przepływy kapitału, gdyż decydująca jest możliwość generowania zysku w rozwijającym się otoczeniu.
W efekcie kraje spoza CFA przyciągają więcej kapitału przy niestabilnych walutach i wysokich stopach inflacji. Zarówno Nigeria jak i Ghana górują zdecydowanie nad Wybrzeżem Kości Słoniowej i Senegalem. Jeśli porównamy stopy inflacji, to okaże się, że kraje spoza substrefy euro odnotowały znacznie wyższe, często dwucyfrowe stopy procentowe, a mimo to osiągnięcia gospodarcze tych krajów są w przeważającej części lepsze, z jednostkowymi wyjątkami. Gdyż mechanizm wolnej strefy zachęca do ucieczki kapitału, a go nie przyciąga. Również wbrew deklaracjom nie rozwija handlu między sąsiadami, lecz z wysoko rozwiniętymi krajami strefy euro. Handel w strefie walutowej w Afryce to zaledwie 10 proc. obrotów i jedynie 5 proc. między krajami BEAC. Podczas gdy handel strefy afrykańskiej z Francją stanowi 60 proc. całości. A to dlatego, że podobnie jak w UE, ta strefa woli utrzymanie starego podziału siły roboczej z korzyścią dla byłego kolonialisty, który widzi słabiej rozwinięte kraje jako dostawców surowców i rynku zbytu dla francuskich i europejskich przedsiębiorstw.
Strefa euro w swej zasadzie nie uwzględnia procesów gospodarczych państw afrykańskich, w efekcie zarówno BCEAO jak i BEAC są oddziałami bezwiednie realizującymi politykę pieniężną Frankfurtu. Odpływ kapitału do Europy, a rezerw walutowych – inwestowanych w dług Francji, w połączeniu z brakiem procesów inflacyjnych, generuje niski poziom inwestycji, prowadząc do sytuacji, kiedy kraje te w rankingach rozwoju instytucji międzynarodowych plasują się w kategorii krajów najbiedniejszych. Z 14 krajów używających CFA aż 11 jest klasyfikowana jako kraje „najsłabiej rozwinięte”. Nic dziwnego, jeśli największy kraj ecostrefy – Wybrzeże Kości Słoniowej – w 2016 r. miał realny PKB na głowę mieszkańca aż o 1/3 niższy niż w 1978 r., podczas gdy druga pod względem wielkości gospodarka Senegalu miała ten wskaźnik na poziomie kolonialnym 1960 r. W tym samym czasie trzy największe gospodarki środkowoafrykańskie – Kamerun, Kongo i Gabon nadal nie doszły do najwyższych poziomów realnego PKB na mieszkańca który osiągnęły odpowiednio w 1986 r., 1984 r. i 1976 r. W konsekwencji również rozwój społeczny jest opóźniony, gdyż ranking UNDP pokazuje, że większość z nich jest wyprzedzona nawet przez kraje, które doświadczyły ludobójstwa, takie jak Rwanda.
Artykuł opublikowany w Le Monde obcesowo rozprawia się euroentuzjastami, stwierdzając, że nigdzie nie zaobserwowano, aby kraj rozwijał się, gdy polityka monetarna jest pod kontrolą innego państwa, gdyż kraje prowadzące suwerenną politykę monetarną mają instrumenty umożliwiające reakcję na kryzysy gospodarcze i finansowe, którymi dotykany jest świat. No cóż, euro nie tylko nie sprawdza się w Europie, ale nawet w Afryce, a różnica jest tylko taka, że tam z wytworzonej biedy ludzie uciekają, aby ją utrwalać w tych krajach Europy, które są do eurostrefy niedopasowane.
Autor jest doradcą Prezesa Narodowego Banku Polskiego. W tekście wyraża własne poglądy.