Bankier musi dostawać premię, by świat nie wpadł w recesję

Co należy zrobić, by - choć częściowo - wyjść z kryzysu? Opodatkować biednych pracowników, a pieniądze przeznaczyć na jeszcze większe premie dla bogatych finansistów – mówi noblista, prof. Roger B. Myerson. Przekonuje, że tylko w ten sposób ograniczymy „pokusę nadużycia”, czyli główną przyczynę kryzysów.

Ekonomiści wiedzą dużo więcej o gospodarce niż wiedzieli w 1929 r., gdy wybuchł Wielki Kryzys. Świat jest lepszym miejscem właśnie dlatego, że specjaliści od polityki fiskalnej i pieniężnej nauczyli się, jak stworzyć stabilne warunki dla rozwoju biznesu. Dzięki nim kryzys finansowy, który rozpoczął się w 2008 r. nie przerodził się w długotrwałą globalną recesję. I, jestem pewien, nie przerodzi się.

Ekonomiści muszą jednak wciąż wiele się nauczyć, by takie kryzysy przebiegały jak najłagodniej, a nawet – by czasami można było ich uniknąć. Sądzę, że, aby to osiągnąć, należy skoncentrować się na problemie pokusy nadużycia (moral hazard) w bankowości, która wydaje się być najważniejszą przyczyną zawieruchy z 2008 r.

Niestety, mimo powszechnej świadomości istnienia tego problemu, polityka antykryzysowa skoncentrowała się na kwestiach fiskalnych i pieniężnych, zamiast na nim. Tymczasem nie ma najmniejszych powodów, by w przypadku obecnego kryzysu zajmować się polityką pieniężną i fiskalną bardziej niż „pokusą nadużycia”. Co więcej, badając właśnie ten ostatni problem, możemy znaleźć lekarstwo na trwający kryzys.

Pokusa nadużycia

Najpierw jednak wyjaśnimy, co pokusa nadużycia oznacza. Mamy z nią do czynienia na przykład w kwestii udzielania pożyczek. Pożyczkobiorca obiecuje, że wykorzysta dane mu pieniądze efektywnie, ale pożyczkodawca nie ma żadnej możliwości kontrolowania tego. Podobnie, gdy otwieramy lokatę bankową – zawierzamy, że bankierzy nasze pieniądze będą wykorzystywać dla nas jak najlepiej. Pomiędzy stronami takich transakcji występuje tzw. asymetria informacji. Jedna strona, ta która zarządza pieniędzmi, jest w pewien sposób uprzywilejowana, mogąc zrobić z pieniędzy dowolny użytek, a druga chce zrobić wszystko, bo dowiedzieć się, czy ta pierwsza zarządza nimi dobrze i czy nie wykorzystuje ich w niewłaściwy, bądź nieuczciwy sposób.

Bankierzy, to ci, którym miliony osób oddają w zarządzanie swoje pieniądze. To w ich rękach koncentruje się kapitał wielokrotnie przekraczający czyjąkolwiek indywidualną fortunę. To jest normalna i konieczna sytuacja w każdej wolnorynkowej i sprawnie działającej gospodarce. Jeśli jednak „masowo” bankierzy zawiodą i pomylą się w swojej ocenie ryzyka, przyznając pożyczki niewłaściwym osobom, może dojść do recesji.

Do recesji może dojść również, gdy bankierzy zaczną pieniądze defraudować, wykorzystując powierzony im przez inwestorów (deponentów) kapitał dla osobistych korzyści, np. pożyczając je swoim znajomym, którzy „odpalą” im część kwoty, albo przywłaszczając go sobie w sposób trudny do monitorowania. Oczywiście nad tym powinien czuwać nadzór finansowy, ale i on nie zapobiegnie wszystkim nieprawidłowościom. Tak więc nieodłącznym elementem gospodarki jest nie tylko koncentracja kapitału w rękach relatywnie małej grupy, lecz także pokusa nadużycia.

W USA było szczególnie dobrze widać, jak bardzo ta pokusa nadużycia przyczyniła się do wybuchu kryzysu finansowego. W moim przekonaniu pokusa nadużycia w pośrednictwie finansowym może być nawet jedyną przyczyną niektórych kryzysów. Taka idea była już promowana przez Bena Bernanke w jego artykułach z lat ’90.

Dobrze zmotywowani

Czy można ograniczyć pokusę nadużycia? Sądzę, że tak. Co więcej, sądzę, że problem ten może być efektywnie rozwiązany. Wystarczy bankierom zapewniać bardzo duże premie, które otrzymają na końcu swojej kariery zawodowej, jeśli ich inwestycje będą udane. Wysokość nagród dla bankierów powinna być taka, by bardziej opłacało się im być uczciwymi i skutecznymi niż powierzone im pieniądze defraudować. Jeśli więc zapewnimy bankierom długotrwałe kariery ze świetnie zaplanowaną ścieżką rozwoju, na końcu której będzie błyszczeć wysoka nagroda, pokusa nadużycia zmaleje do nikłych rozmiarów. Te pieniądze po prostu będą motywować ich, by dobrze kontrolowali swoje inwestycje.

Oczywiście to znaczy, że bankierzy muszą być tej nagrody za „dobre sprawowanie” pewni, muszą być też pewni, że ich działalność zawodowa będzie obiektywnie oceniana. Szefowie instytucji przyznających takie nagrody muszą być niezawodni i niezależni. To wyjaśnia na przykład, dlaczego szefowie największych amerykańskich banków przyznali swoim pracownikom premie, mimo presji politycznej, by te premie wstrzymać. Czuli się po prostu do tego zobowiązani. Bali się stracić reputację. Myślę, że fakt, iż wielu tego mechanizmu nie dostrzega, wynika z uproszczeń, które w ekonomii są powszechne. Na przykład z założenia, że rynki są anonimowe, a przecież transakcje odbywają się pomiędzy konkretnymi osobami i w konkretnych warunkach. Dodatkowo pomiędzy bankierami, a ich inwestorami wykształcają się konkretne relacje i schematy działania. Nie można tego pomijać.

W moim pomyśle ważne jest to, by odpowiedzialność, która spoczywa na danym bankierze była tym większa, im bliżej mu do otrzymania nagrody, a więc również końca kariery. Innymi słowy, dobrze zmotywowani ludzie po prostu mądrzeją z wiekiem.

W niestabilnej gospodarce, czyli takiej, jaką mamy teraz, na początku cyklu koniunkturalnego mamy wielu młodych bankierów, którzy chcą zabłysnąć. Gdy jednak ci młodzi będą zbliżać się do końca kariery, ich motywacja do skutecznego działania będzie spadać. Będą prawdopodobnie coraz bardziej nieuczciwi, pokusa zacznie działać. W pewnym momencie okaże się, że w ogólnej liczbie bankierów nie ma wystarczającej liczby takich, którym inwestorzy mogliby zaufać.

Gdy następuje deficyt zaufanych bankierów, zmniejsza się wartość inwestycji w gospodarce i następuje recesja. Moja propozycja coś takiego eliminuje, m.in. dlatego że te pieniądze będą motywować ich, by dobrze kontrolowali swoje inwestycje, ci najstarsi byli do samego końca produktywni, z kolei postulowane przeze mnie długotrwałe kontrakty będą przyciągać do bankowości wciąż wystarczającą liczbę nowych pracowników.

Kto jest winny zaniedbania

Dlaczego politycy i ekonomiści nie zajęli się dotąd wystarczająco dobrze „pokusą nadużycia”? Ponieważ wciąż inspiruje ich dzieło Johna Maynarda Keynesa. Keynes zaś koncentruje się na kwestiach oszczędności i inwestycji i uważa je za kluczowe dla opisu cyklu gospodarczego. Niestety, całkowicie pomija kwestie związane z pośrednictwem finansowym, a więc z działalnością bankierów i z sytuacjami, gdy ci bankierzy zawodzą. Ostatnio przeczytałem raz jeszcze od deski do deski „Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza” (swoją drogą za tę ciężką pracę ktoś powinien mi sowicie zapłacić) i potwierdziło się: Keynes w ogóle nie bierze pod uwagę, by to złe funkcjonowanie banków mogło wywoływać recesję.

Sądzę, że to wynika z faktu, iż za czasów Keynesa ekonomiści po prostu nie dysponowali narzędziami analitycznymi, które mogłyby pomóc im w zrozumieniu działania systemu finansowego. Keynes nie umiał na przykład wyjaśnić dlaczego banki nie podnoszą stóp procentowych (ceny pieniądza), jeśli mają nadmiar chętnych kredytobiorców. Teraz umiemy to wyjaśnić (m.in. dzięki Josephowi Stiglitzowi): gdyby banki podnosiły stopy, przedsiębiorcom nie opłacałoby się zaciągać kredytów wcale, ponieważ znacząco spadłyby ich zyski. Stopa procentowa musi być na tyle niska, by biznesmen miał mocną motywację do efektywnego wykorzystania środków z kredytu. To ściśle wiąże się z kwestią pokusy nadużycia, bo tłumaczy dlaczego bankierzy nie są w stanie w czasie prosperity windować swoich zysków w nieskończoności i uciekają się do nieuczciwości.

Paul Krugman twierdzi, że ekonomiści powinni korzystać z metod Keynesa, gdy zajmują się makroekonomią, a także, że powinni inkorporować rzeczywistość świata finansów w teorię makroekonomiczną. Zgadzam się z drugą częścią tego zdania. Musimy uświadomić sobie, jak ważne w świecie finansów jest zaufanie i dobra reputacja i znaleźć najlepsze metody ich utrzymywania.

Wracając do polityki pieniężnej i fiskalnej, owszem mogą one pomóc w radzeniu sobie z kryzysami, ale wyłącznie wtedy gdy patrzymy, przez pryzmat pokusy nadużycia. Mogą ją po prostu minimalizować wzmacniając sektor bankowy i ułatwiając mu – mimo trudności gospodarczych – właściwe wypełnianie roli pośredników finansowych. Sądzę, że przed kryzysem 2008 r. ekonomiści trochę stracili czujność, bo wszystko szło dobrze. Obecnie jednak mamy dobrą motywację – kryzys – by zweryfikować dotychczasowe podejście do bankowości i sprawdzić, czy moja diagnoza przyczyn recesji jest właściwa.

Wielki Kryzys w Polsce – 2020 r.

Dodam, że zapewne na początku lat ’90 w Polsce było mnóstwo bankierów, którzy zaczynali swoje kariery i będą je kończyć ok. 2020 r. Być może wtedy w Polsce, jeśli nic się nie zmieni i pozostaniecie przy standardowym modelu bankowości, zdarzy się większa recesja. Trzeba więc wprowadzić takie regulacje, które zmotywują inwestorów do zapewniania postulowanych przeze mnie warunków zatrudniania bankierów.

Co jednak, jeśli jednak nie uda się przekonać inwestorów, by to zrobili? Wtedy należałoby opodatkować biednych pracowników, by subsydiować tymi pieniędzmi bogatych bankierów i zapewnić im odpowiednio wysokie premie na zakończenie kariery. To i tak się tym biednym pracownikom opłaci, bo korzyści z tego będą większe niż wysokość podatku. To dlatego, że bankierzy jako pośrednicy finansowi są napędem nowych inwestycji, a więc pośrednio – tworzą dla tych pracowników miejsca pracy. Nikt bankierów w tym zadaniu nie zastąpi.

Roger Myerson jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Chicago; laureat Nagrody Nobla za wybitne osiągnięcia w rozwijaniu teorii gier w 2007 r., specjalizuje się również w ekonomicznej analizie instytucji demokratycznych.

Opracował: Sebastian Stodolak (na podstawie wykładu, który profesor R. Myerson wygłosił 4 lipca 2011 r. w Warszawie na zaproszenie Komisji Nadzoru Finansowego).


Tagi