Bernanke broni dolara – słowami

Szef amerykańskiego Fed zapewnia, że nie podniesie stóp procentowych, a jednocześnie zadba o to, by dolar pozostał silny. Czy to się da zrobić? Dla Fed i administracji prezydenta Baracka Obamy najważniejsze jednak jest teraz wyjście z kryzysu.

ICE Dollar Index, najważniejszy wskaźnik podający relację wartości dolara w stosunku do koszyka najważniejszych światowych walut (euro, funt brytyjski, jen, frank szwajcarski, szwedzka korona i dolar kanadyjski) stracił od początku maja do połowy listopada 16,7 procent. W stosunku do euro dolar spadł od marca o 18,4 procent. W ostatnich tygodniach presja na dolara rosła i chwilami groziło przełamanie bariery 1,50 USD/euro. W tej sytuacji w poniedziałek 16 listopada zabrał głos szef Fed Ben Bernanke. Stwierdził, że Fed będzie monitorował wartość dolara i prowadził taką politykę, która zapewni, że silny dolar utrzyma swą pozycję waluty światowej. Zdaniem Bernanke w spadku wartości dolara w ciągu ostatnich miesięcy nie ma niczego niezwykłego. Dolar po prostu traci na wartości „odpowiednio” – powiedział – do swych wcześniejszych gwałtownych wzrostów z przełomu tego i poprzedniego roku, gdy przerażeni globalnym kryzysem finansowym inwestorzy uciekali do amerykańskich papierów skarbowych jako jedynej bezpiecznej przystani.

W słowach szefa Fed najbardziej niezwykłe jest, że w ogóle padły. Tradycyjnie w Stanach bank centralny nie zajmuje się kwestią kursu dolara. To zadanie, na mocy ustaleń jeszcze z 1951 roku, spoczywa na barkach sekretarza skarbu, czyli amerykańskiego ministra finansów. Rezerwa Federalna odpowiedzialna jest przede wszystkim za utrzymanie stóp procentowych na takim poziomie, który podtrzyma rozwój gospodarczy.

Wypowiadając się w poniedziałek w nowojorskim Economic Club, Bernanke wdał się w swego rodzaju taniec na linie, próbując z jednej strony zwiększyć zaufanie do dolara, a z drugiej nie wystraszyć inwestorów zapowiedziami możliwości podniesienia stóp procentowych. – Szef Fed stara się uchronić dolara przed dalszymi spadkami, używając w tym celu słów zamiast stóp procentowych – stwierdził cytowany przez „New York Times” Jay Bryson, główny  ekonomista Wells Fargo Securities.

Kropkę nad „i” postawił następnego dnia wiceszef Rezerwy Federalnej Donald Kohn, który oznajmił, że „nie ma wyraźnych dowodów” na to, żeby groziła kolejna bańka spekulacyjna drożejących ostatnio surowców i papierów wartościowych. Nie ma więc powodów – zapewnił Kohn – aby Rezerwa Federalna podnosiła stopy procentowe, tym bardziej że taki krok zdusiłby gospodarcze ożywienie.

Warto zwrócić uwagę, że wypowiedź Bena Bernanke pojawiła się w trakcie  wizyty prezydenta Baracka Obamy w Azji i brzmiała niemal identycznie (jeśli nie brać pod uwagę nader ważnego przesunięcia akcentów) jak to, co w końcu zeszłego tygodnia  na singapurskim szczycie państw Asia-Pacific Economic Cooperation (APEC) powiedział amerykański sekretarz skarbu Timothy Geithner. On także złożył przywódcom najważniejszych krajów regionu zapewnienie, że amerykańska administracja nie zamierza dopuścić do osłabienia dolara. – Dla USA jest bardzo ważne, żeby dolar był silny – stwierdził Geithner i zapewnił, że rząd USA będzie dążył do tego, aby zbilansować budżet federalny, jak tylko minie bezpośrednie zagrożenie nawrotem recesji.

To właśnie wysoki deficyt i gigantyczne amerykańskie potrzeby pożyczkowe są głównym powodem osłabienia amerykańskiej waluty. W zakończonym we wrześniu amerykańskim roku budżetowym deficyt rządu federalnego wyniósł 1,4 biliona dolarów i wszystko wskazuje na to, że w kolejnym roku nie będzie wiele mniejszy. Wysokie potrzeby pożyczkowe Waszyngtonu osłabiają amerykańską walutę, ale pożyczki są niezbędne, aby starczyło na ogromne wydatki, związane z programami stymulacyjnymi.

USA stoją przed zadaniem, które może się wydawać próbą rozwiązania kwestii kwadratury koła.  Z jednej strony priorytetem jest kontynuowanie gospodarczego ożywienia, a to wymaga utrzymania niskich stóp procentowych i podtrzymania płynności rynków finansowych. Z drugiej strony niskie stopy i pompowane przez Fed na rynek pieniądze grożą inflacją i spadkiem wartości amerykańskiej waluty. Na krótką metę mogłoby to nawet dla USA być wygodne. Słabszy dolar wzmacnia amerykański eksport, a inflacja zmniejsza amerykańskie zadłużenie. USA przerobiły to już w latach 70., gdy inflacja okresowo sięgała nawet 20 procent.

Jednak dziś sytuacja jest inna, choćby dlatego, że znacznie słabsza jest ogólna pozycja USA w globalnej gospodarce. Prawie 40 proc. światowych rezerw dolarowych znajduje się w posiadaniu dwóch krajów – Chin i Japonii. Gdyby te dwa kraje (a w ślad za nimi inni najwięksi posiadacze amerykańskiej waluty, jak Rosja, Tajwan czy Arabia Saudyjska) postanowiły z dnia na dzień zrezygnować z trzymania swych rezerw w dolarze, nastąpiłaby niewyobrażalna katastrofa gospodarcza, przy której kryzys, z jakiego obecnie wychodzimy, to „kaszka z mleczkiem”. I dlatego oczywiście nic takiego gwałtownego nie nastąpi. Może jednak nastąpić proces znacznie łagodniejszy i rozłożony na wiele lat. Jedną z możliwości zarysował wiosną tego roku szef chińskiego banku centralnego Zhou Xiaochuan.

Zaproponował on rezygnację z dolara jako światowej waluty rezerwowej i zastąpienie go tak zwanymi SDR-ami, kreowanymi przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Państwa BRIC, a także niektóre kraje Azji wsparły wówczas ten pomysł. SDR opierają się na dolarze (44 proc.), euro (34 proc.) i jenie oraz funcie brytyjskim (po 11 proc.). Rezygnacja z dolara jako światowej waluty rozliczeniowej ma ekonomiczny sens (warto tu zwrócić uwagę na ciekawą publikację ekonomistów MFW), jednak oznaczałaby, że Stany Zjednoczone tracą swą unikalną pozycję, jaką  dziś zapewnia im rola emitenta waluty, w której rozliczane jest prawie dwie trzecie transakcji międzynarodowych i w której trzymana jest ogromna większość światowych rezerw walutowych.

Taki proces będzie w kolejnych latach, a zapewne dziesięcioleciach, następował i chyba nawet Stany Zjednoczone po cichu już się z tym pogodziły. Chiny i Indie zwiększają udział złota w swych rezerwach (m.in. Indie kupiły w tym roku 200 ton złota od MFW), coraz większe jest też światowe znaczenie euro. USA chcą jednak ten proces jak najbardziej przedłużyć. I stąd zapewnienia, że swych problemów z zagranicznym zadłużeniem nie będą próbowały rozwiązać dzięki osłabianiu dolara.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP

Kategoria: Analizy
Na koniec 2021 r. rezerwy dewizowe NBP osiągnęły równowartość 166 mld dol., wzrastając sześciokrotnie w stosunku do poziomu z 2000 r. i niemal dwukrotnie w ciągu ostatniej dekady. W rankingu krajów dysponujących największymi rezerwami dewizowymi Polska plasuje się na wysokiej 20. pozycji.
Zarządzanie rezerwami dewizowymi NBP

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją