Dobre wyniki przemysłu po pierwszym półroczu

Produkcja sprzedana przemysłu była w czerwcu br. o 14,5 proc. wyższa niż przed rokiem i o 7 proc. wyższa w porównaniu z majem – podał GUS. Niepokoić może jednak fakt, że wzrost zawdzięczamy przede wszystkim eksportowi. - Jest on niemal w całości uzależniony od dobrej koniunktury w Niemczech, ta zaś opiera się też na eksporcie - do USA i Chin. A nastroje za oceanem nie są najlepsze - mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Dobrym wynikiem zamknęło się całe pierwsze półrocze w gospodarce. Produkcja sprzedana była w tym okresie o 10,6 proc. wyższa  niż przed rokiem. Przy czym nieco lepszy był drugi kwartał, kiedy wzrosła ona o 11,7 proc., wobec 9,5 proc. w pierwszym kwartale.

W stosunku do czerwca ubiegłego roku wzrost produkcji sprzedanej odnotowano w 27 z 34 działów przemysłu. Największy w produkcji komputerów, wyrobów elektronicznych i optycznych – o 98,1 proc., chemikaliów i wyrobów chemicznych – o 35,5 proc., pojazdów samochodowych, przyczep i naczep – o 22,6 proc.

To sektory żyjące głównie z eksportu. Firmy uzależnione od popytu krajowego nie odczuwają aż takiej poprawy. – Po ubiegłorocznym znaczącym spadku, odczuwamy pewną poprawę na rynku. Choć na pewno nie tak znaczącą, jak by wskazywały na to dane GUS – mówi Jacek Kozubowski wiceprezes NTT Systems, największego krajowego producenta komputerów.

W jego ocenie sprzedaż sprzętu elektronicznego wzrosła mniej więcej o 10 proc. Chociaż są segmenty rynku, w których ten wzrost jest o wiele bardziej znaczący. Coraz większą popularnością cieszy się sprzęt przenośny. – Jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju laptopy, netbooki czy notebooki, myślę, że możemy mówić o wzroście mniej więcej o jedną piątą – mówi Kozubowski.

Uważa, że branża elektroniczna, podobnie jak na przykład produkcja samochodów, jest  wyjątkowo wrażliwa na koniunkturę: – Komputer to nie jest sprzęt pierwszej potrzeby. W okresach recesji, czy choćby wtedy gdy firmy spodziewają się pogorszenia klimatu gospodarczego, łatwo odkładają zakupy nowych urządzeń.

Kozubowski oczekuje, że bardzo dobra koniunktura powróci do branży w ciągu pół roku. – To czas potrzebny, by przedsiębiorcy na dobre ochłonęli po okresie spowolnienia i nieszczęściach takich jak np. powódź i zaczęli myśleć o inwestycjach w sprzęt komputerowy – uważa wiceprezes NTT.

Z zapaści budzi się budownictwo. Produkcja budowlano-montażowa, obejmująca roboty o charakterze inwestycyjnym i remontowym, była w czerwcu wyższa o 9,6 proc. niż przed rokiem i o 24,4 proc. w porównaniu z majem. Tu jednak pierwsze półrocze było wciąż gorsze od ubiegłorocznego o 6,1 proc. Na słaby wynik sektora w pierwszej połowie roku wpłynęła przede wszystkim wyjątkowo ostra zima. Spadek produkcji w budownictwie w pierwszym kwartale tego roku wyniósł 15,2 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Ale wraz z wiosną przyszło ożywienie.

Henryk Siodmok, prezes grupy ATLAS, poprawę na rynku widzi bezpośrednio w wynikach swojej firmy. – Sprzedaż w pierwszej połowie lipca tego roku w porównaniu z analogicznym okresem minionego roku wzrosła o ponad 16 proc. – mówi. – W branży budowlanej to normalne, że pierwszy kwartał należy do najsłabszych, a kolejne miesiące są coraz lepsze, sprzedaż ma charakter sezonowy. Nasze rezultaty w drugim kwartale wzrosły o 55 proc. w zestawieniu z pierwszym kwartałem.

– Sądzę, że najlepsze jeszcze przed nami. Przez najbliższe miesiące rynek może być podobny do roku 2009. Popyt ze strony dużych inwestorów będzie relatywnie niski, ale za to korzystny popyt ze strony klientów indywidualnych. Wyraźna poprawa koniunktury najprawdopodobniej będzie widoczna w roku 2011 – prognozuje Siodmok.

OPINIA

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Wzrost produkcji sprzedanej o 14,5 proc. to bardzo dobry wynik. Martwi jednak jej struktura. Bardzo wyraźnie widać, że ożywienie jest silnie związane z eksportem. W mojej ocenie eksport jest odpowiedzialny za ok. 3 proc. wzrostu polskiego PKB. To oznacza, że polska gospodarka jest w tej chwili bardzo mocno uzależniona od stanu popytu zewnętrznego.

Tymczasem widać wyraźnie, także po danych z Europy, że nastroje na świecie się pogarszają. Dobra sytuacja w Polsce to głównie skutek popytu ze strony gospodarki niemieckiej, która od dwóch kwartałów rozwija się bardzo dynamicznie, osiągając wzrost na poziomie 5-6 proc. PKB. Tak naprawdę poza gospodarką Niemiec, stanowiącą jedną trzecią strefy euro, żadna inna w eurolandzie nie rozwija się tak dynamicznie. Tyle tylko, że z kolei gospodarka niemiecka bazuje nie na stanie popytu i nastrojach w strefie euro, ale również na popycie zewnętrznym. 60 proc. jej eksportu jest lokowane poza strefa euro – głównie w USA i Chinach.

Tymczasem zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Chinach mamy do czynienia z okresem zwątpienia inwestorów w możliwość utrzymania tempa wzrostu gospodarczego z pierwszego półrocza tego roku. Stan gospodarki amerykańskiej jest najważniejszy dla nastrojów inwestorów na całym świecie, a wszystkie wskaźniki wyprzedzające pokazują, że nastroje konsumentów w USA się pogarszają. To skutek utrzymującej się wysokiej stopy bezrobocia i wyczerpywania się programów stymulacji fiskalnej. W USA trwa w tej chwili ożywiona debata, czy ten pakiet nie powinien być przedłużony, ale Ameryka ma gigantyczny dług i deficyt publiczny, a jej głównym problemem jest słaby popyt krajowy.

Myślę, że testem dla gospodarki amerykańskiej będzie publikacja 2 sierpnia wskaźnika ISM dla produkcji przemysłowej. Jeżeli jego wartość spadnie poniżej 50 punktów, czyli pułapu stanowiącego miarę recesji, to będziemy mieli do czynienia z bardzo szybkim pogorszeniem się nastrojów w Stanach, a w ślad za tym z bardzo szybkim pogorszeniem koniunktury w gospodarce niemieckiej.

Trudniej prognozować co się stanie w Chinach. Pojawiły się tam obawy przed twardym lądowaniem, które wiąże się przede wszystkim z obawami przed aprecjacją kursu walutowego i przykręceniem kurka z kredytami w obawie przed przegrzaniem gospodarki. Co prawda w kraju tym istnieją o wiele większe możliwości ręcznego sterowania gospodarką i w razie groźby spowolnienia zawsze istnieje możliwość manipulacji przy cenie kredytu lub przy kursie walutowym, ale to oznacza wyłącznie odłożenie pewnych kłopotów w czasie. Groźba jest teoretycznie mniejsza, ale kłopoty Chin także odbiłyby się na Niemcach.

Jeśli zaś Niemcom nie uda się utrzymać obecnego wzrostu, to Polsce także nie uda się utrzymać dynamiki produkcji przemysłowej. Na pewno nie przy obecnej strukturze.

W mojej ocenie, wbrew przewidywaniom wielu analityków, w najbliższych miesiącach popyt krajowy w Polsce znacząco się nie zwiększy. To skutek bardzo małych inwestycji, ale też złych wskaźników dotyczących rynku pracy.

Popyt wewnętrzny ruszy dopiero wtedy, kiedy stopa bezrobocia spadnie do poziomu ok. 8 proc. Moim zdaniem, nie ma na to szans w ciągu mniej więcej półtora roku. Dopiero kiedy wzrost gospodarczy wróci do poziomu 4-5 proc. i będzie trwały, możemy się spodziewać stopniowej poprawy na rynku pracy.

Obecny wzrost zatrudnienia jest wyłącznie sezonowy i wynika ze znaczącego wzrostu produkcji budowlanej. Trudno na razie powiedzieć, czy koniunktura wróciła do tego sektora. Wciąż zbyt wiele firm ogłasza upadłość lub ma niewiele zamówień. Myślę, że dopiero jesienią będzie można powiedzieć, czy branża budowlana rzeczywiście wyszła z dołka.

Otwarta licencja


Tagi