Hindusi odsuwają fatalizm, nie chcą już nieudaczników u władzy

W dwóch gigantach Azji polityka stała się nagle bardzo niepewna. Chiny oczywiście są nadal państwem typu autorytarnego, jednak skandaliczne gwałcenie praw człowieka i tłumienie niezadowolenia zwiększa zasięg narastającego wewnętrznego rozdarcia. Wiele osób uważa, że również perspektywy polityczne Indii są niepewne.
Hindusi odsuwają fatalizm, nie chcą już nieudaczników u władzy

Sonia Gandhi, liderka partii Indyjski Kongres Narodowy (CC By US Embassy New Delhi)

W Indiach rozpowszechnione jest dziś przekonanie, że jedna z dwóch głównych partii kraju, Indyjski Kongres Narodowy, kierowana przez Sonię Gandhi i jej syna Rahula Gandhi, zmierza ku samozniszczeniu i wkrótce popadnie w zapomnienie.

Rzeczywiście, przed wyborami w 2004 r. jednogłośnie przewidywano, że przegrawszy trzy kolejne wybory, Kongres zmierza ku klęsce w czwartych, a ostatecznie — ku rozwiązaniu. Kongres jednak te wybory wygrał, podobnie jak i następne, w 2009 roku.

W polityce pełno jest oczywiście przypadków odmiany losu. Dziś jednak, inaczej niż w roku 2004, jest z kilku powodów nieprawdopodobne, by Kongresowi udało się przetrwać poważne tarapaty, jakie obecnie mu grożą.

Zacznijmy od tego, że w 2004 roku Kongres stawiał wyzwanie sprawującemu władzę rządowi, który pełnił ją sześć lat. Tym razem to Kongres przez dwie kolejne kadencje u władzy formował rząd, a jego urzędowanie zaznaczyło się skandalami, które sprawiły, iż robił on wrażenie nieskutecznego, pozbawionego steru i skorumpowanego. Sprawę pogarsza i to, że Indie doświadczają ostrego spowolnienia gospodarczego, co dodatkowo osłabia szanse Kongresu w wyborach, które muszą być przeprowadzone nie później niż w czerwcu 2014 roku.

Po drugie, co ważniejsze, w minionej dekadzie nastąpił istotny zwrot w postawach wyborców. Przez osiem lat, w okresie 2003-2011, roczne tempo wzrostu gospodarczego wynosiło średnio 8,5 proc., co doprowadziło do rewolucji w postrzeganiu przez ludzi własnych możliwości. Jak pokazali ekonomiści Poonam Gupta i Arvid Panagariya, w większości stanów Indii wyborcy popierają tych przywódców i partie, które wykazują się dobrymi wynikami gospodarczymi, odrzucają zaś tych, którzy ich nie osiągają. Oznacza to zasadniczy odwrót od fatalistycznego podejścia z przeszłości, które generalnie sprzyjało znajdującym się u władzy, gdyż korzystali oni na przekonaniu wyborów, iż nie ma właściwie rozwiązań alternatywnych w stosunku do istniejących.

Ten nowy wzorzec zachowań wyborców mocno potwierdzają najświeższe przykłady politycznych klęsk i sukcesów. Liderów bezczelnie skorumpowanych, takich jak Kumari Maywatii z Uttar Predesh i Digambar Kamat z Goa, pozbyto się po jednej kadencji. Natomiast z postaci modelowo pozytywnych, jak Nitish Kumar z Biharu, Narenda Modi z Gujarat i Navin Patnaik z Orissy wszyscy co najmniej raz wrócił do władzy jako szefowie rządów stanowych — wszyscy też uzyskali godne uwagi efekty, mają zarazem opinię osób o nieposzlakowanej uczciwości. Niewątpliwie więc Kongres znajdzie się pod mocną presją naciskiem na osiągnięcie podobnych wyników, zwłaszcza że wyborcy wiedzą, iż nie leży to poza jego zasięgiem.

Zamordowanie dwadzieścia lat temu premiera Rajiva Gandhiego wywołało falę współczucia i sympatii dla wdowy po nim, Soni: w 2004 roku Kongres uczepił się jej sari — i wygrał. Dziś żadna taka tragedia już by mu nie pomogła. Mówi się, że Sonia Gandhi ma raka, ale zamiast zbijać na tym kapitał polityczny, trzyma szczegóły choroby w murach odizolowanej posiadłości rodziny Gandhi w Delhi.

Prawdziwy problem polega na tym, że polityka bazująca na nazwisku-marce jest w Indiach—podobnie zresztą jak w Stanach Zjednoczonych— coraz gorzej wyceniana. W USA blask tracą marki takie jak Kennedy i Bush, tak samo w Indiach dzieje się z metką Nehru-Gandhi.

Jest to częściowo funkcja następujących gwałtownie zmian demograficznych. Bardzo dużą część elektoratu stanowią osoby urodzone po 1975 roku. Dla tych wyborców Jawaharlal Nehru oraz Indira Gandhi to zaledwie postaci historyczne; nawet wielu wyborców urodzonych przed 1975 rokiem słabo ich pamięta. Nic więc dziwnego, że w ostatnich wyborach Rahul Gandhi nie był w stanie zapewnić Kongresowi wygranej w okręgu, który historycznie stanowił bastion poparcia dla jego rodziny.

Tak naprawdę to właśnie dominacja nazwisk Nehru-Gandhi w polityce indyjskiej osłabia perspektywy przetrwania Partii Kongresowej, gdyż ogromnie utrudnia jej przyciąganie i rozwój nowych przywódców. Sonia Gandhi sprawuje niemal totalną kontrolę wewnątrz partii. W efekcie nie wyłonił się w niej żaden rywal dla Rahula Gandhi.

Skoro Sonia jest w marnej kondycji, Rahul nie potrafi nawiązać kontaktu z wyborcami nawet w historycznie „pewnym”dla siebie okręgu, a marka nazwiska Nehru-Gandhi przestała kusić, perspektywy wyborów w 2014 roku kształtują się dla Kongresu marnie. Dopiero wynik tych wyborów może powiedzieć, czy zdoła on przetrwać.

Jagdish Bhagwati jest członek rzeczywisty Council on Foreign Relation oraz profesorem ekonomii i prawa w Columbia University. Arvind Panagariya jest w tym samym uniwersytecie profesorem ekonomii i indyjskiej polityki gospodarczej.

©Project Syndicate, 2012

www.project-syndicate. org

Sonia Gandhi, liderka partii Indyjski Kongres Narodowy (CC By US Embassy New Delhi)

Tagi