Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Pięciu mędrców chwali rząd

Działająca w Niemczech od 1963 roku tzw. rada mędrców gospodarczych składa się z niezależnych, cieszących się autorytetem ekonomistów. Co roku przedkładają oni raport o sytuacji gospodarczej kraju. W ostatnim raporcie mędrcy potwierdzają, że Niemcy mają duże szanse na utrzymanie stabilnego rozwoju, ale zagrożeniem dla nich mogą być zakłócenia w otoczeniu.
Pięciu mędrców chwali rząd

Brama Branderburska, fot. Wikimedia Commons

„Jeszcze niecałą dekadę temu Niemcy uważane były za chorego człowieka Europy, którego gospodarka nie potrafi już sprostać międzynarodowej konkurencji i który niezdolny jest do reform rynku pracy, czy ubezpieczeń społecznych. Tymczasem teraz wszędzie podziwia się drogę wyjścia Niemiec z kryzysu. Niemcom powierza się dziś często rolę lokomotywy koniunktury i jeśli za coś się je krytykuje, to za zbyt dużą międzynarodową konkurencyjność” – tak w zeszłym tygodniu rozpoczął prezentację najnowszego raportu o niemieckiej gospodarce prof. Wolfgang Franz, przewodniczący tzw. rady mędrców gospodarczych. Bardziej triumfalistyczny ton trudno sobie wyobrazić. Jednak Niemcy mają rzeczywiście wiele powodów do dumy, przy czym jej nadmiar może sprowadzić na nich nowe kłopoty.

Coroczny raport

Kiedy co roku na jesieni do urzędu kanclerskiego przychodzi pięciu profesorów ekonomii, przypomina to nieco święto trzech króli. To wydarzenie jest bowiem jednym z najważniejszych w kalendarzu ekonomicznym Niemiec. Powołana w 1963 r. do życia Rada Rzeczoznawców przynosi bowiem kanclerzowi (albo jak teraz pani kanclerz) niezwykle cenny dar – to coroczny raport oceniający rozwój gospodarczy w Niemczech. Jest to najbardziej prestiżowa ekspertyza ekonomiczna w tym kraju, która zawiera też rekomendacje dla polityki rządu. Odbierając go w ostatnią środę Angela Merkel miała wiele powodów do radości. Dokument pod tytułem „Szanse stabilnego rozwoju” chwalił osiągnięcia jej polityki gospodarczej i wspierał niektóre z pomysłów jej gabinetu. Przed trudnym szczytem G-20 i kłopotliwymi dyskusjami z liberalnymi koalicjantami była ta duża pomoc. Piątka członków Rady (mimo że powoływana jest przez prezydenta państwa i pracuje przy Federalnym Urzędzie Statystycznym) cieszy się bowiem wielkim autorytetem i ceniona jest za kompetencję i niezależność.

Udana polityka

Główne przesłanie tego ponad 400-stronicowego dokumentu jest rzeczywiście pozytywne i daje się streścić w słowach: jest zaskakująco dobrze, ale może być lepiej (o ile politycy się postarają, a wyborcy pozwolą). „Ekonomiczni mędrcy” spodziewają się, że niemiecki PKB wzrośnie w 2010 r. o 3,7 proc., zaś w 2011 r. tempo rozwoju nieco osłabnie (2,2 proc.). To znacznie lepszy wynik niż w przypadku reszty strefy euro (łącznie tylko 0,9 proc.). Oznacza to, że pod koniec przyszłego roku w Niemczech zostaną w pełni zrekompensowane straty wywołane przez kryzys (rok 2009 zakończył się w rekordową w historii RFN recesją, która wyniosła –4,9 proc.). Poza tym w październiku 2010 r. po raz pierwszy od 18 lat liczba bezrobotnych w Niemczech spadła poniżej granicy 3 milionów i będzie nadal się zmniejszać. Zdaniem piątki ekspertów obecna sytuacja ekonomiczna Niemiec to wynik mimo wszystko udanej polityki gospodarczej obecnego rządu (m.in. pakiety stymulacyjne) oraz poprzednich ekip (reformy rynku pracy, ubezpieczeń społecznych i zmniejszenie opodatkowania przedsiębiorstw). Ich zdaniem wdrażanie nowego konstytucyjnego zapisu o „hamulcu zadłużeniowym” (od 2016 r. nowe strukturalne zadłużenie rządu federalnego nie może przekroczyć 0,35 proc. PKB, zaś od 2020 r. kraje związkowe muszą wykazywać zrównoważone budżety) nie zdusiło ożywienia gospodarczego, a dodatkowo zwiększyło wiarygodność Niemiec na międzynarodowych rynkach.

Zagrożenie z zewnątrz

„Dobrze przyjrzymy się temu raportowi. Jeśli będzie on nas wspierał na drodze we właściwym kierunku, to będziemy zadowoleni” – komentowała Angela Merkel. Jednak tak naprawdę kanclerz nie musiała studiować raportu, by znaleźć powody do zadowolenia. Ekonomiści nie tylko bowiem pozytywnie oceniają sytuację w niemieckiej gospodarce i dotychczasową politykę Merkel, ale oczekują też reform i to głównie takich, które już planuje jej gabinet.  Ich zdaniem konieczne jest dalsze ograniczanie wydatków socjalnych, które stanowią 50 proc. budżetu federalnego, oraz większe wydatki na wykształcenie (na razie „tylko przeciętne według międzynarodowych porównań” ) oraz wsparcie dla innowacji w biznesie. W okresie, kiedy zaledwie rok po wyborach rząd Merkel nie ma już według sondaży poparcia większości wyborców, taki podarunek mędrców musi naprawdę cieszyć.

To, co szczególnie niepokoi ekspertów (cała piątka pochodzi wyłącznie z uniwersytetów z zachodnich Niemiec), to fakt, że niemiecki rozwój jest dość płytki i łatwo może być zaburzony przez to, co dzieje się poza granicami Niemiec. Niestabilność w strefie euro i na międzynarodowych rynkach finansowych  to ich zdaniem teraz główne zagrożenia dla niemieckiej gospodarki. Właśnie w tych dziedzinach Berlin powinien szczególnie aktywny. Nieco upraszczając niemieccy ekonomiści zachęcają niemieckich polityków, by wymusili na zagranicznych rządach takie działania, które są już realizowane w Niemczech. Tylko czy zagranica będzie chciała być uzdrawiania według niemieckich recept?

W strefie euro konieczne są zdaniem mędrców sankcje wobec krajów, które prowadzą „niesolidną” politykę fiskalną, integracja nadzorów finansowych oraz taki mechanizm antykryzysowy, który wspierałby pogrążone w kłopotach państwa, ale równocześnie obciążałby ich wierzycieli kosztami akcji pomocowych. Są to postulaty, które niemieccy politycy chcieli wprowadzić już wcześniej i których część udało się im przeforsować podczas ostatniego szczytu UE. Jednak to, co podoba się w Niemczech, wywołuje krytyki niektórych uczestników rynków finansowych. W obawie przed realizacją tych planów, czyli przed stratami inwestorzy zaczęli znów wyprzedawać greckie i irlandzkie obligacje, a w ich miejsce kupować niemieckie. Ten tzw. Merkel-crash, czyli kolejna fali międzynarodowego kryzysu finansowego w peryferyjnych krajach eurolandu, miałyby wywołać właśnie zapowiedzi niemieckiej kanclerz dotyczące nowych reguł w strefie euro. „Przyszły mechanizm kryzysowy nie ma nic wspólnego z tym, o czym się teraz publicznie dyskutuje” – niechętnie odpowiedziała Merkel, którą zapytano o tę sprawę po zakończeniu szczytu G-20 w Seulu. Wsparcie ze strony mędrców sprawi zapewne, że kanclerz jeszcze bardziej utwierdzi się w swoim stanowisku i mniej będzie przejmować się opinią publiczną w Irlandii, czy Grecji.

Regulacje rynków

Raport ekonomistów zapewne będzie również źródłem argumentów dla ministra finansów Wolfgang Schäuble w jego dyskusjach z sekretarzem skarbu USA Timothy Geithneren. Waszyngton od dłuższego czasu skarży się na deficyt w handlu z Niemcami (prawie 140 mld euro w 2009 r.) i domaga się od Niemiec ograniczenia nadwyżek. Pewny siebie Schäuble odrzucił jednak zdecydowanie te żądania w ostatnim wywiadzie dla „Spiegla” mówiąc, że Amerykanie zbyt długo żyli na kredyt, a poza tym nie handlują oni z Niemcami, lecz z Unią Europejską. „To tak jakbyśmy my użalali się na eksportowe sukcesy pojedynczych stanów USA” – mówił ze swadą niemiecki minister. Teraz ma za sobą również poparcie mędrców. W ich ocenie błędne są również zagraniczne opinie, według których eksportowe sukcesy firm z Niemiec bazują na dumpingu i zaniżonych płacach. Według ich symulacji ewentualna podwyżka płac w Niemczech nie zmieni znacząco bilansów handlowych, a jeśli to nawet na niekorzyść państw, które mają deficyty w handlu z Niemcami (niemiecki potencjał gospodarczy jeszcze wzrośnie).

To, czego jeszcze oczekują eksperci od niemieckich polityków, to wprowadzenie głębszych regulacji na międzynarodowych rynkach finansowych, tak by państwa nie stały się już nigdy „zakładnikiem instytucji bankowych”. Według mędrców propozycje przyjęte do tej pory przez przywódców G-20 są niewystarczające i nadal należy ograniczyć znaczenie największych instytucji dla poszczególnych rynków i międzynarodowego systemu finansowego. Bazylea III jest ich zdaniem krokiem w dobrą stronę, ale poza tym również należy zwiększyć znaczenie międzynarodowych nadzorów oraz wprowadzić dodatkowe opodatkowanie banków (również te postulaty są zgodne z tym, co mówi kanclerz Merkel).

Rynek pracy bez ograniczeń

Ponieważ w tegorocznym raporcie między mędrcami a szefową niemieckiego rządu da się zauważyć daleko idącą zbieżność poglądów warto zauważyć ich opinię w kwestii otwarcia niemieckiego rynku pracy dla pracowników z Polski i tzw. nowych państw członkowskich UE. Co prawda klasyfikują oni swobodny przepływy pracowników od maja 2011 r.  jako problem dla rynku pracy, jednak  „na który nie należy reagować pospiesznie, względnie nieadekwatnymi środkami”. Wyrażając to nieco prostszym językiem można przypuszczać, że ewentualne obawy społeczne są już znacznie mniej istotne niż brak prawie miliona pracowników w niemieckich firmach. Oznacza to, że po siedmiu latach utrzymywania restrykcji Berlin raczej nie będzie szukał nowych ograniczeń i ostatecznie przyzna Polakom pełne prawa na niemieckim rynku pracy.

Mimo tylu pozytywnych wiadomości niemieccy politycy nie mogą być jednak w pełni spokojni. Zdaniem ekspertów nie ma możliwości, by spełnić obietnice liberalnego koalicjanta i obniżyć podatki w Niemczech. „Szanse na stabilny rozwój nie wyglądają źle, ale wszystko ma swoje granice i o nowym niemieckim cudzie gospodarczym nie może być mowy” – piszą autorzy 47. rocznego raportu o stanie rozwoju gospodarczego w Niemczech.

Brama Branderburska, fot. Wikimedia Commons

Otwarta licencja


Tagi