Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Pieniądz bez, czy dla polityków

Nie banki, ale rząd powinien emitować pieniądz i kontrolować jego podaż w gospodarce. A z historii wynika, że politycy najczęściej dbali o wartość waluty - twierdzi Stephen Zerlenga w książce „The Lost Science of Money” („Zaginiona nauka o pieniądzu”).
Pieniądz bez, czy dla polityków

Stephen Zerlenga ukończył psychologię na University of Chicago, ale przez 35 lat pracował w sektorze finansowym. W 1996 r. założył The American Monetary Institute, który co roku, od ośmiu lat organizuje w Chicago konferencję na temat reformy systemu finansowego USA (w tym roku będzie dziewiąta konferencja, 19-22 września 2013 r.). W maju 2004 r. wystąpił przed członkami Izby Lordów brytyjskiego parlamentu.

Zerlenga napisał dwadzieścia książek, z których najbardziej znana to właśnie „The Lost Science of Money”. Książka ma 736 stron i kosztuje 89 dolarów, czyli ok. 280 zł! Co ciekawe, jej pierwsze wydanie miało miejsce w 1999 r. w języku niemieckim, w Szwajcarii (wydawcą jest Conzett Verlag of Zurich). Wersja angielska pojawiła się w 2002 r.

Książka Zerlengi jest także szeroko cytowana przez Jaromira Benesa i Michaela Kumhofa, analityków Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W sierpniu 2012 r. wydali pracę „The Chicago Plan Revisited”, w której uzasadniają, że reforma zbliżona do tej, którą propaguje Zerlenga miałaby mnóstwo korzyści dla gospodarki.

W obecnym systemie nowe pieniądze są tworzone przy pomocy kredytu bankowego. Po reformie Zerlengi banki straciłyby możliwość kreacji pieniądza (musiałyby mieć 100 proc. rezerwy na depozyty), a zyskałby ją rząd, który wprowadzałby je do obiegu poprzez wydatki publiczne. Taki system obowiązywał w większości zachodnich krajów aż do ewolucji przemysłowej. Jego zwolennikami byli m.in. Benjamin Franklin, Monteskiusz, Thomas JeffersonDavid Ricardo.

Zaczęło się to zmieniać po upadku Bizancjum. Władcy coraz częściej polegali na pożyczkach od prywatnych bankierów w finansowaniu wojen. Ale jeszcze na przykład Bank of Amsterdam (1609-1820) był własnością rządu i utrzymywał 100 proc. rezerwy na depozyty. W historii Wielkiej Brytanii monarchowie z jednym wyjątkiem – Henryka VIII – używali prawa do emisji pieniądza rozsądnie i z korzyścią dla państwa i jego obywateli.

W koloniach, które później weszły w skład USA, rządy emitowały własne papierowe pieniądze. Brytyjczycy się temu sprzeciwiali, co było jednym z powodów wojny o niepodległość. Co ciekawe, rząd sfinansował ją także emisją papierowego pieniądza. 22 czerwca 1775 r., kiedy trwały potyczki z Brytyjczykami, obradujący w Philadelphii kongres postanowił o emisji tzw. waluty kontynentalnej.

Zadekretowano wypuszczenie na rynek 200 mln dolarów i nigdy więcej nie wydrukowano. Powodem inflacji było masowe fałszowanie pieniędzy przez Brytyjczyków (Thomas Jeffereson szacował, że w obiegu było 200 mln dolarów „podróbek”). W USA rząd emitował papierowe pieniądze także w latach 1812-1817 oraz w latach 1837-1857 i jak udowadnia Zerlenga, emisja była kontrolowana konserwatywnie i odpowiedzialnie.

Szczególnie ciekawy jest przypadek tzw. greenbacków. To papierowy pieniądz wyemitowany przez rząd USA w celu finansowania wojny secesyjnej. Był on drukowany od 1862 r. do 1971 r. (czyli przez ponad 100 lat), ale formalnie jest ciągle obowiązującym środkiem płatniczym w USA. W przeciwieństwie do banknotów emitowanych przez Rezerwę Federalną, na których jest napis „Federal Reserve Notes” banknoty emitowane przez rząd amerykański mają napis „United States Notes”.

31 maja 1878 r. ostatecznie ustalono ilość greenback-ów w obiegu na 346 681 016 dolarów i poziomu tego nie przekroczono przez następne 100 lat! Początkowo ich wartość spadła do 36 proc. wartości dolarów w złocie w 1864 r. Już w grudniu 1865 r. ich cena wzrosła do 65 proc. wartości dolara w złocie a w grudniu 1878 r. zrównała się z nim.

Co ciekawe, część ekonomistów apelowała, by USA zmieniły cały system finansowy na taki, w którym to rząd drukuje pieniądze. Był wśród nich Henry Charles Carey. W serii listów wysłanych w marcu 1865 r. do Spikera Izby Reprezentantów Schuylera Colfaxa, zatytułowanych „Sposób, by pokonać Anglię nie walcząc z nią” argumentował, że emitowane przez rząd pieniądze to metoda na uwolnienie amerykańskiej gospodarki od wpływu Brytyjczyków.  Bezskutecznie. W 1873 r. USA powróciły do standardu złota i pieniądza kredytowego emitowanego przez banki.

Jednym z najciekawszych fragmentów książki Zerlengi jest rozdział, w którym rozprawia się z mitem winy polityków za niemiecką hiperinflację z lat 20. XX w. W wielu podręcznikach ekonomii jest to sztandarowy przykład na to, że nie należy powierzać kontroli nad emisją pieniądza politykom. Problem polega na tym, że przyczyną hiperinflacji było właśnie to, że politycy tej władzy zostali pozbawieni.

Otóż władze Wielkiej Brytanii i Francji, zwycięzców I wojny światowej, chciały by Reichsbank był bardziej niezależny od niemieckich władz. Chodziło im o to, by emisja pieniądza była bardziej sterowana przez wolny rynek. W efekcie 26 maja 1922 r. pozbawiono kanclerza Niemiec jakiegokolwiek wpływu na zarządzanie Reichsbank-iem.

Jaki były tego skutki ? W lipcu 1922 r. 1 dolar kosztował 300 marek, w styczniu 1923 r. było to już 49 tysięcy marek, a w lipcu 1923 r. było to 1,1 mln marek. Hamburg, Brema i Kilonia ustanowiły prywatne banki, które zaczęły emitować walutę w oparciu o posiadane złoto i walutę obcą. Około połowy pieniądza w obiegu to były pieniądze emitowane przez inne podmioty niż Reichsbank, a które potem bank centralny  –  który był pozbawiony kontroli polityków – wymieniał na Reichsmarki. Kiedy Hijalmar Schacht został pod koniec 1923 r. komisarzem ds. waluty to jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobił było właśnie zablokowanie emisji pieniądza przez inne instytucje, niż bank centralny.

Zerlenga udowadnia, że nie ma podstaw by sądzić, iż samo oddanie politykom władzy nad walutą sprawi, iż stracimy kontrolę nad tym, ile pieniądza trafia do gospodarki. Co więcej, to właśnie w obecnym systemie kontrola nad polityką pieniężną jest bardzo ograniczona.  Łatwo to zauważyć studiując wykonanie tzw. celu inflacyjnego w naszym kraju. Według banku centralnego inflacja powinna wynosić w Polsce 2,5 proc. +/-1 proc. (czyli dobrze, by znalazła się w widełkach 1,5 proc. – 3,5 proc.).

Tymczasem na przykład w ciągu 5 lat, od 2007 do 2012  r., inflacja przez 2,5 roku znajdowała się powyżej górnej granicy celu (czyli powyżej 3,5 proc.), a w 2008 r. i w 2011 r. sięgała momentami 5 proc. w skali roku, czyli prawie dwa razy więcej, niż sam bank centralny uważa za dopuszczalne.

Problem bierze się z samej istoty systemu finansowego. W opublikowanej w październiku 2012 r. przez firmę Capital Strategy analizie „Raport dotyczący optymalnej struktury polskiego systemu bankowego w średnim okresie” autorzy pokazują, że w latach 2009-2010 banki spółdzielcze zwiększyły wartość kredytów udzielanych przedsiębiorstwom o 35 proc., kontrolowane przez polskie podmioty banki komercyjne o 20 proc. a należące do zagranicznych udziałowców zmniejszyły je o 12,5 proc. (to wynikało z polityki zagranicznych grup bankowych, do których należą polskie banki). Czyli przy takich samych zmianach stóp procentowych jedne banki zwiększą akcję kredytową o jedną trzecią, inne zmniejszyły o jedną ósmą. Trudno się dziwić, że w takich warunkach ciężko jest przewidzieć jaka będzie inflacja.

Bez względu czy zgadzamy się z tezami Zerlengi czy nie, książkę warto przeczytać chociażby ze względu na, że jej największa część to fascynująca i pełna mało znanych szczegółów (Zerlenga twierdzi, że przy pisaniu książki korzystał z ponad 800 źródeł) historia pieniądza od starożytnej Grecji i Rzymu aż po czasy współczesne.

Otwarta licencja