Strasz kryzysem, przyjdzie szybciej

„Samospełniająca się recesja” to zjawisko od dawna znane w ekonomii. Marazm amerykańskiej gospodarki nadal w większym stopniu wynika z histerii przywódców niż z problemów kraju. Katastroficzne prognozy napędzali ci, którzy przez ostatnie tygodnie minionego roku nie ustawali w straszeniu narodu wizją "spadania z klifu”.
Strasz kryzysem, przyjdzie szybciej

(CC By NC ND lillyo)

Wyobraźmy sobie pracodawcę słyszącego każdego dnia taki oto komunikat: „Gospodarka zbliża się do klifu fiskalnego. Podwyżki podatków i cięcia wydatków budżetowych, które mają łącznie zapewnić 600 mld dol., zabiją system gospodarczy”. Ponieważ powtarzają to wszyscy – politycy, media, ekonomiści, Zarząd Rezerwy Federalnej, Kongresowe Biuro Budżetu, Międzynarodowy Fundusz Walutowy – pracodawca uważa, że tak jest w rzeczywistości.

Jest oczywistym, że republikanie i demokraci mogą dojść do porozumienia i uratować sprawę. Oni jednak nigdy nie potrafią się w pełni dogadać. W ostatnim dniu starego roku częściowe porozumienie odsunęło groźbę gospodarczego kataklizmu, ale tylko w czasie.

>>O szczegółach zawartego porozumienia można przeczytać tutaj.

Jak postąpi przedsiębiorca słysząc o zagrożeniach? Czy poczeka, aż znikną klienci, do czego nieuchronnie dojdzie, czy zacznie uprzedzać wydarzenia i natychmiast przystąpi do zwalniania pracowników, a przynajmniej wstrzyma zatrudnianie nowych? Jeśli zdecyduje się na drugi wariant, zacznie urzeczywistniać przepowiednię. A inne firmy obserwują spadek popytu wywołany napięciem na rynku pracy. I te inne firmy – a jest ich trzydzieści milionów – zaczynają wtedy robić dokładnie to samo. Tak oto klientów ubywa i staje się jasne, że wszyscy eksperci mieli słuszność. Czyż więc uprzedzanie wypadków nie było dowodem przezorności?

Samospełniające się recesje

Ekonomiści sięgają po różne określenia, gdy chcą opisać, jak gospodarka może się spontanicznie skurczyć wyłącznie z powodu niepokojących pogłosek. „Równowaga plam na Słońcu”, „modele równowagi wielorakiej”, „brak współdziałania”, „zwierzęca natura” (animal spirits, zwrot ukuty przez Keynesa) – to pojęcia stosowane na scharakteryzowanie zjawiska, o którym Franklin D. Roosevelt mówił, że to czego najbardziej musimy się bać, to samego lęku.

W książce zatytułowanej The Hysterical Economy przedstawiam ten problem. Wykazuję tam, że:

• gospodarka wariuje,

• nie potrzeba szczególnych powodów, aby gospodarka zwariowała,

• zaufanie pokładane w systemie gospodarczym to cenne dobro publiczne.

Gospodarka bez wątpienia oszalała w 2008 r. W państwach rozwiniętych aż 27 wielkich przedsiębiorstw z branży usług finansowych było bliskich śmierci. Faktycznie upadło jednak tylko jedno, bank Lehman Brothers. Choć do pomoru więc nie doszło i utraty fizycznych składników majątku również, przez bankructwo tego banku wielu wpadło w panikę, szczególnie przywódcy w Waszyngtonie.

George W. Bush powiedział kiedyś o gospodarce: „Posypie się” („This sucker is gonna blow”). I się posypała, gdy pracodawcy zaczęli uprzedzać wydarzenia i w ciągu 19 miesięcy zwolnili 8,5 mln osób. Gdyby wszystkie je zwolniono dzień po upadłości banku Lehman Brothers, dla nikogo nie ulegałoby wątpliwości, że to skutek jednoczesnej paniki w wielu miejscach. Ta panika jednak narastała przez pewien okres, w którym to coraz więcej „ekspertów” i „przywódców” nieprzerwanie gadało o „wielkim kryzysie”. W tygodniach i miesiącach po bankructwie Lehman Brothers te dwa słowa wpisywano do wyszukiwarki Google z ogromną częstotliwością.

Panika na urwisku

Dziś googlujemy „urwisko budżetowe”, zwrot ukuty przez Bena Bernanke, szefa Fed. „Urwisko budżetowe” (albo „klif fiskalny” jak wolą inni) wzbudził strach w społeczeństwie, który pozwala uzasadniać dalszą zwłokę w rozwiązywaniu ogromnych problemów budżetowych USA.

Postawmy sprawę jasno. Jeśli nie dojdzie do wybuchu zbiorowej paniki, amerykańska gospodarka się nie rozpadnie, gdy od deficytu budżetowego wynoszącego 7 proc. PKB przejdziemy do deficytu w wysokości 3 proc. PKB. Rząd federalny przez większość okresu po II wojnie światowej utrzymywał deficyt wynoszący 3 proc. PKB lub mniej i nie doszło do gospodarczego kataklizmu.

Nie ma powodu wariować tylko dlatego, że deficyt budżetowy wynosi 3 proc. PKB,. Powinniśmy natomiast wariować na samą myśl o tym, że trzeba będzie uzyskać nadwyżkę w wysokości 5 proc. PKB, aby pokryć ogromne koszty ubezpieczeń i świadczeń społecznych. Każdego dnia na emeryturę przechodzi 10 tys. Amerykanów z pokolenia baby boomers (urodzonych w latach 1946 – 64). W ciągu dwóch dziesięcioleci przejdzie na nią 78 mln osób.

Każda z nich będzie otrzymywać z programów Social Security, Medicare oraz Medicaid średnio 40 tys. dol. (dzisiejszych). Te i inne przewidywane wydatki, w połączeniu z niskimi, średnimi stawkami podatkowymi obowiązującymi historycznie w USA, spowodowały nie urwisko budżetowe, ale prawdziwą otchłań. Dziura budżetowa wynikająca z różnicy między wielkościami wszystkich przyszłych wydatków i wszystkich przyszłych przychodów wynosi obecnie 222 bln dol.!

Ta dziura budżetowa, jedyny odpowiedni miernik gospodarczy rzeczywistego zadłużenia rządu amerykańskiego, powiększa się w zawrotnym tempie, wskazując jednoznacznie, że robi się o wiele za mało i o wiele za późno. Tylko w minionym roku zwiększyła się o 11 bln dol. Aby sobie uzmysłowić wielkość tej kwoty, należy wziąć pod uwagę, że tyle wynosi wartość wszystkich skarbowych papierów dłużnych znajdujących się w posiadaniu Amerykanów. Jeżeli więc chcemy panikować, to tu mamy powód autentyczny. Nie jest nim urwisko budżetowe, lecz budżetowa otchłań.

Ameryka potrzebuje przywództwa

Potrzeba jednak naturalnie nie paniki, lecz przywództwa. Prezydent i inni politycy muszą skończyć ze straszeniem narodu. Wywołując przerażenie powodują, że wszyscy zaczynają się spodziewać recesji, a przez to nieuchronnie tę recesję wywołują. Dwie trzecie społeczeństwa uważa obecnie, że w nowym roku gospodarkę amerykańską czekają poważne problemy. Amerykańskie przedsiębiorstwa już zmniejszają inwestycje i redukują zatrudnienie.

Gdyby utrzymał się impas panujący w Kongresie i doszło do recesji, przedstawiciele obu partii powiedzieliby: „Mówiliśmy, że tak będzie”. Nie dostrzegą tego, że to ich mówienie – to, że krakali zamiast wprowadzić w życie drobne korekty budżetowe, dostosowane do tego, co zrobić trzeba – zapewne będzie rzeczywistym powodem tej recesji. Amerykańska gospodarka już jest dostatecznie szalona. Nie potrzebujemy histerycznych przywódców, przez których zwariuje jeszcze bardziej.

Autor jest profesorem ekonomii, wykłada na Uniwersytecie Bostońskim.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się w VoxEU.org (tam dostępna jest pełna bibliografia). Tłumaczenie i publikacja za zgodą wydawcy.

OF

(CC By NC ND lillyo)

Tagi