Chińska filozofia spowalniania

Czy wdrażanie w Chinach nowego modelu rozwoju to reakcja na słabnący wzrost gospodarczy? Czy wręcz przeciwnie, wprowadzanie tego modelu przyhamowało tempo chińskiego PKB? Eksperci zdecydowanie wskazują na to pierwsze. Jednak „hamulcowych” nie brakuje, do tego są o wiele silniejsi, niż się sądzi.
Chińska filozofia spowalniania

Szanghaj (CC By NC SA departing YYZ)

W Chinach nie zakładano aż tak głębokiego spowolnienia gospodarki. Dopiero, gdy stało się ono tendencją trwałą (przewiduje się, że utrzyma się przynajmniej przez dekadę) zaczęto dorabiać do tego nową „filozofię”. Stwierdzono, że osłabienie przyniesie krajowi wiele korzyści, np. pozwoli zrównoważyć gospodarkę, zmodernizować ją, położyć większy nacisk na wewnętrzną konsumpcję i ochronę środowiska.

Oficjalnie, przyczyn spowolnienia upatruje się w czynnikach zewnętrznych, tj. słabnącym popycie na chińskie towary spowodowanym kryzysem światowej gospodarki. Justin Yifu Lin, dziekan honorowy Krajowej Szkoły Rozwoju Uniwersytetu Pekińskiego i były główny ekonomista Banku Światowego, zwraca uwagę, że chiński handel zagraniczny: „Został dotknięty spowolnieniem wzrostu konsumpcji w państwach rozwiniętych, w które poważnie uderzył globalny kryzys finansowy w 2008 r.”.

W zeszłym roku, jak zauważa ekspert, wzrost chińskiego eksportu wyniósł tylko 7,6 proc., prawie o 10 proc. mniej niż średni roczny wzrost od 1979 r., który wynosił 17 proc.

Uważa jednak, że gospodarka ma potencjał, by odzyskać impet, a to dzięki – jak twierdzi – odpowiedniej polityce odnośnie inwestycji i konsumpcji oraz wsparciu reform.

Bez wątpienia chińskie elity mają świadomość, że wielkie przedsięwzięcia infrastrukturalne dalej nie pociągną gospodarki w takim stopniu jak dotąd. Nie zmienia to na razie faktu, że udział inwestycji w PKB jest nadal największy. W pierwszym półroczu tego roku wynosił on 4,1 pkt. proc. PKB, wyprzedzając konsumpcję (3,4 pkt. proc.) oraz eksport (0,1 pkt. proc.).

Konsument ważny, ale nie jego zarobki

Z prognoz i debaty chińskich ekonomistów, cenionych obserwatorów sceny politycznej, wyłania się jednak nowy obraz Państwa Środka, niestety nie do końca klarowny i przejrzysty. Jedno na razie jest wyraźne: proces zmian, który oficjalnie już się rozpoczął, w praktyce przynosi więcej zapowiedzi niż zdecydowanych posunięć.

Ewen Cameron Watt, główny strateg BlackRock Investment Institute, powiedział agencji Xinhua: „Nowe kierownictwo Chin wydaje się skłonne tolerować wolniejszy wzrost, co pomoże zrównoważyć gospodarkę zwiększaniem wydatków konsumentów”. Jednak zauważa, że: „Deklaracje władz o pobudzaniu wewnętrznej konsumpcji rozmijają się z rzeczywistością, bowiem nadal dominuje w Chinach inwestycyjny fetysz”.

Zhang Monan, ekonomista z rządowej Komisji ds. Rozwoju i Reform, potwierdza, że popyt krajowy, a w szczególności konsumpcja: „Będą kluczowe dla wspierania wzrostu gospodarczego w drugiej połowie roku”.

Również Hue Lan, partner w Heqi Investment, przewiduje, że tempo wzrostu inwestycji w Chinach będzie spadać, w związku z koniecznością redukcji zadłużenia, a konsumpcja pozostanie stabilna. Ale zaznacza od razu, że jak dotąd nie wykazuje ona oznak znacznego ożywienia.

Eksperci zgodnie prognozują, że Chiny rozwijać się będą wolniej, gdyż rząd dąży do restrukturyzacji i zmiany modelu rozwoju. Dostrzegają jednak bezprecedensowy opór różnych grup interesu i obawiają się jego skutków.

Justin Yifu Lin za priorytetowe wśród reform wymienia zniwelowanie różnicy dochodów i ich równy podział. Obecna sytuacja – ostrzega – powoduje depresję i niezadowolenie społeczeństwa, przy czym zaznacza: „Istniejące nierówności były ceną wdrażania reform, jaką Chiny zapłaciły za dotychczasowy stabilny i szybki rozwój”.

Kolejny ekspert, Jonathan Woetzel z firmy konsultingowej McKinsey, twierdzi, że: „Chiński rząd powinien mieć świadomość, iż kluczowym wyzwaniem dla kraju jest poprawa wydajności”.

Lian Ping, główny ekonomista tutejszego Banku Komunikacji, jednego z wiodących w kraju, zauważa, że w portfelach Chińczyków zbyt wolno przybywa pieniędzy. I ostrzega: „Wolniejszy aniżeli dotąd wzrost dochodów gospodarstw domowych wpływa (negatywnie – red.) na sektor konsumpcji”. Na potwierdzenie przytacza dane pokazujące, że w pierwszej połowie tego roku dochody będące w dyspozycji miejskich gospodarstw domowych wzrosły tylko o 6,5 proc. tj. o 3,2 punkty procentowe mniej niż przed rokiem.

Liang Ping powodów gorszych wyników gospodarczych upatruje zarówno w słabnącym popycie zagranicznym jak i krajowym, oraz w strukturalnej nierównowadze gospodarki. Wprawdzie nie odmawia rządowi determinacji w kontynuowaniu restrukturyzacji i reform, to – jak mówi: „Potrzeba czasu, aby rezultaty tej polityki były zauważalne”. W twarde lądowanie chińskiej gospodarki – nie wierzy.

Urynkowienie w garści rządu

Zdaniem Yifu Lin mariaż rynku i centralnego sterowania będzie kontynuowany. Mówi wprost: „Chiny powinny nadal opierać swój rozwój w oparciu o mechanizmy rynkowe, ale znaczenia rządu nie możemy przeoczyć”.

Jeśli chodzi o przełamywanie monopolu państwowych gigantów jest umiarkowanym optymistą: „Duże firmy stały się większe, podejmując wielkie projekty infrastrukturalne i mogąc łatwiej uzyskać duże kredyty bankowe niż firmy małe i średnie”. Dostrzega jednak, że: „Wzrasta w ostatnich latach skuteczność sektora prywatnego w całej gospodarce narodowej”.

Liang Hong, dyrektor China International Capital Corp., stwierdza bez ogródek, że jeżeli Chiny: „w dalszym ciągu będą opierać rozwój na inwestycjach rządowych w celu pobudzenia wzrostu, to nie osiągną pożądanego rezultatu”.

Dlatego środowiska eksperckie dobrze przyjęły niedawną decyzję banku centralnego umożliwiającą bankom komercyjnym swobodniejsze niż dotąd kształtowanie wysokości oprocentowania kredytów (z wyjątkiem hipotecznych).

Indagowani na ten temat specjaliści mówią, że ruch banku centralnego spowoduje obniżenie kosztów kredytów dla małych i średnich firm, stojących na straconej pozycji w walce o pieniądze z państwowymi molochami. Często były one zmuszone szukać finansowania w szarej strefie.

San Lijian, dziekan Głównej Szkoły Handlowej Uniwersytetu Fudan, komentując kredytowe posunięcie potwierdza: „Polityka gospodarcza nowego kierownictwa zmierza do zwiększenia urynkowienia”.

Ta ogólna konstatacja nie dotyczy jednak polityki walutowej. Tu chińscy eksperci mówią praktycznie jednym głosem.

Odnosząc się do zarzutów Zachodu, że Chiny sztucznie zaniżają kurs juana Lin powiada, iż nie ma takiego kraju na świecie, w którym kurs w pełni ustala rynek. „Wszystkie banki centralne interweniują do pewnego stopnia w sprawie kursu swej waluty i wszystkie rozwinięte gospodarki wprowadzają złagodzenie polityki pieniężnej powodując krótkoterminową i spekulacyjną płynność na rynku”.

Utrata kontroli nad kursem juana może według niego spowodować: „szybki napływ kapitału i szybką aprecjację juana, która w konsekwencji osłabi handlową konkurencyjność Chin. Ten rodzaj przepływu kapitału powoduje ogromne szkody dla każdej gospodarki”. Nie wyklucza, że dzięki odbiciu gospodarki amerykańskiej, chiński eksport znowu wzrośnie, jednak aprecjacja juana może zniweczyć optymistyczne oczekiwania rynku.

Cicha obstrukcja

Coraz wyraźniej widać jednak, że na chińską debatę o zmianie modelu rozwoju nakłada się cichy opór różnych grup interesu, które mają swych popleczników w Pekinie. Bardziej głębokie zmiany są im nie na rękę, gdyż tracą dostęp do łatwych pieniędzy publicznych, a co za tym idzie dotychczasowe wpływy i znaczenie.

Szeroko komentowana jest w tym kontekście ostatnia dyrektywa władz dotycząca wstrzymania na 5 lat remontów starych i budowy nowych siedzib rządowych, hoteli dla urzędników, ośrodków szkoleniowych, itp.

Zaoszczędzone w ten sposób fundusze mają: „zasilić zwiększenie publicznego dobrobytu i rozwój gospodarki” – napisała agencja Xinhua.

W Chinach, co rusz spotkać można np. hotele, które tylko z pozoru wydają się ogólnie dostępne. Dopiero w recepcji usłyszymy, że mogą w nich meldować się wyłącznie urzędnicy jakiegoś resortu oraz członkowie ich rodzin, albo wyłącznie wojskowi, milicjanci, itp. Przykładów podobnych „enklaw” jest tu bez liku i są one teraz w ogniu krytyki w ramach obecnej kampanii oszczędności i umiaru.

Z kolei media hongkońskie ujawniły wielki opór, jaki ze strony centralnych organów nadzoru finansowego napotkał np. projekt wolnej strefy handlowej w Szanghaju. Ma ona umożliwić miastu konkurencję w Azji z Hongkongiem czy Singapurem. Ponoć, dopiero osobiste zaangażowanie się w sprawę nowego premiera Li Keqianga umożliwiło uzyskanie zgody na tworzenie tej strefy.

Choć w wypowiedziach ekspertów, między słowami, wątek tej cichej obstrukcji prorynkowych zmian jest często obecny, to jednak debata nie toczy się tu przy całkiem otwartej kurtynie. Wszelkie kontrowersje i większe różnice zdań, w imię tzw. harmonii społecznej, są skrywane przed opinią publiczną.

Podsumowując, chińscy eksperci postulują w nowym modelu rozwoju przenieść zdecydowanie ciężar wzrostu gospodarczego z inwestycji na popyt wewnętrzny i przyspieszenie prorynkowych reform. Rząd twierdzi, że właśnie taka polityka jest stopniowo, lecz konsekwentnie wdrażana. Jednak „hamulcowych” tego nowego modelu nie brakuje, a do tego są oni o wiele silniejsi, niż się sądzi. Oficjalnie sami w tej debacie nie występują. Czekają na rozwój wydarzeń. Gdy chiński wzrost spowolni jeszcze bardziej, wtedy pewnie o nich usłyszymy.

Opracował Adam Kaliński

Szanghaj (CC By NC SA departing YYZ)

Tagi