Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Co by było, gdyby Chiny się rozpadły

Nie każdy chiński bloger może dostąpić zaszczytu cytowania przez oficjalną agencję państwową, Xinhua. Tymczasem wpis Wanga Xiaoshi, w którym przestrzega, że gloryfikowanie euro-amerykańskiego modelu kapitalizmu prowadzi wprost do upadku Chin, doczekał się odgórnego nagłośnienia. Bloger straszy, że skutki rozpadu ChRL byłyby znacznie groźniejsze niż ZSRR.
Co by było, gdyby Chiny się rozpadły

W Chinach prawo głosu w sieci mają tylko, ci, którym na to pozwolono. (CC By jblyberg)

Wang Xiaoshi na swym blogu napisał, co by było gdyby Chiny się rozpadły, tak jak kiedyś ZSRR. Zdaniem autora taki scenariusz niektórym ludziom w Chinach wręcz się marzy, choć konsekwencje rozpadu Państwa Środka byłyby jeszcze gorsze aniżeli sowieckiego imperium. Zamieszanie i bez mała sensację, jakie wywołał jego tekst związane są nie tylko z tym, co napisał, ale również z tym, że tak to nagłośniono.

Autor zaczyna z „grubej rury” i najpierw z nieskrywaną pogardą dworuje sobie z – jak ich określa – aniołów blogowania, liderów opinii, mentorów i intelektualistów, bohaterów „Weibo”, czyli najpopularniejszego w Chinach serwisu mikroblogów, z którego korzysta większość tutejszych internautów. W jego ocenie takie serwisy coraz częściej służą do siania zamętu i „rozpowszechniania kłamstw, plotek oraz negatywnych informacji na temat stanu rzeczy w społeczeństwie”. Z tych opinii, pisze „wyłania się obraz przyszłego upadku Chin, zniesławiania systemu socjalistycznego i gloryfikowania euro-amerykańskiego modelu kapitalizmu”.

Jako przykład i przestrogę, do czego to może doprowadzić podaje Rosję. „Jej obywatele byli świadkami podobnej niestabilności społecznej i późniejszego upadku ZSRR”, a potem szybko stracili złudzenia związane z zachodnią demokracją.

Do gospodarczych i społecznych konsekwencji, zwłaszcza pierwszej dekady po upadku ZSRR i „budowania demokracji” (sformułowanie to jest wzięte w cudzysłów) zalicza: spadek o połowę rosyjskiego PKB, załamanie handlu zagranicznego, rabunek majątku państwowego przez nowych oligarchów, zniszczenie kompleksu naukowo-technicznego i w efekcie spadek znaczenia i pozycji Rosji w świecie, która stała się krajem „drugo a nawet trzeciorzędnym”. Uważa, iż gdyby nie bogactwa naturalne Rosji i ich wywóz, to w związku ze zrujnowaniem tamtejszego sektora przemysłowego kraj ten „zginąłby z biedy”.

Ponieważ zabrakło w Rosji wsparcia ze strony państwa – kontynuuje bloger – „weterani by mieć pieniądze na chleb musieli sprzedawać swoje medale”. Twierdzi również, że badania opinii publicznej przeprowadzone przez rosyjskie media pokazały, że: „Prawie wszyscy Rosjanie tęsknią za wielkim ZSRR”.

Autor ostrzega, że Chiny posiadające mało zasobów naturalnych w przeliczeniu na mieszkańca, zmuszone są je sprowadzać i przywołuje następujące porównania: rosyjskie rezerwy ropy przewyższają chińskie 41 razy, gazu ziemnego 194 razy, a węgla 8 razy.

Wang pyta więc, retorycznie i „apokaliptycznie”, ile razy straszniejsze byłyby konsekwencje rozpadu Chin niż ZSRR? Gdyby ChRL poszła tą samą drogą „rozwoju”, co Rosja i była zmuszona utrzymywać się głównie ze sprzedaży swych ograniczonych bogactw, to „żylibyśmy jeszcze gorzej od Indian”.

Wang Xiaoshi twierdzi, że Rosję po dekadzie cierpień, przed całkowitym upadkiem i marginalizacją uratował dopiero Władimir Putin – „silna i jasna postać” – który zdał sobie sprawę, z tego co się dzieje.

Autor pisze, że socjalizm wybrany przez Chińczyków „może nie jest najlepszym systemem na świecie, ale na pewno lepszym, niż każdy system narzucony przez Europę i Stany Zjednoczone”. Okres, gdy Chiny testowały kapitalistyczny model polityczny (lata 1911-1949 – red.) przyniósł – zdaniem autora – dziesiątki lat głodu i chaosu, od którego kraj wybawił dopiero Mao Zedong.

Niestety, Wang nic nie wspomina o nakazanym w 1958 r. przez tegoż Mao Zedonga – Wielkim Skoku. Pomija milczeniem ten pseudo-gospodarczy eksperyment, który zrujnował Chiny doprowadzając do klęski głodu i dziesiątków milionów ofiar.

Na koniec swój artykuł Wang Xiaoshi okrasił danymi makroekonomicznymi, mającymi dowieść zgubnych skutków upadku ZSRR i świadczących o tym, jak w okresie kiedy zwijała się rosyjska gospodarka rosły Chiny. I tak w 1985 r. radziecka gospodarka była 3,5 – krotnie większa od chińskiej, obecnie PKB Federacji Rosyjskiej to tylko 1/5 chińskiego, a do tego połowę rosyjskiego stanowią przychody z eksportu ropy naftowej.

Wymienia też inne plagi, które dotknęły Rosję, w ostatnim – jak pisze -„tragicznym dziesięcioleciu” XX w. Są to: opłakany stan rosyjskiej nauki i sił zbrojnych, rozwarstwienie społeczne, ogólny spadek poziomu życia, kurczenie się populacji Rosji oraz wzrost przestępczości i poziomu korupcji. W tym ostatnim przypadku powołuje się na dane Transparency International, według których Rosja jest pod tym względem na 121. miejscu w świecie, a Chiny na 78.

Innymi słowy – demokratyzacja na zachodnią modłę przyniosła Rosji jedynie chaos, przed którym Wang Xiaoshi ostrzega teraz rodaków, pomstując przy okazji na tych w Chinach, którzy „liżą stopy Zachodowi”.

Ciekawa jest reakcja na tekst części chińskich internautów. W Internecie, będącym obecnie w Państwie Środka dość otwartą platformą publicznej debaty, mało kto zwrócił uwagę na tę publikację. Wpisy ruszyły dopiero wtedy, gdy artykuł zacytowała państwowa agencja. Innym chińskim portalom rządowe Biuro Informacji kazało ponoć umieścić artykuł na głównych stronach. Niektórzy uważają więc, że poglądy Wanga Xiaoshi są zbieżne z poglądami, przynajmniej części członków najwyższych chińskich władz, dlatego nadano im taki rozgłos.

Wielu chińskich blogerów dość pogardliwie wyraziło się jednak o autorze i o tym, co napisał, twierdząc, że tekst był wymierzony w chińskich intelektualistów, i miał ich zdyskredytować w oczach opinii publicznej. Podważali też przytaczane przez autora dane statystyczne oraz ich dobór. Jednak administratorzy serwisu mikroblogowego Weibo usuwali większość opinii bardziej krytycznych wobec tekstu Wanga. Niektórzy, by tylko zmylić cenzorów, zaczęli wyrażać swe poparcie dla poglądów Wanga Xiaoshi… w sposób sarkastyczny.

Jednak pojawiła się również opinia, że cała sprawa ma „drugie dno” i jest w rzeczywistości odbiciem wewnętrznej walki, jaka toczy się na szczytach władzy i panującego tam chaosu. Ścierać mają się ze sobą – dodajmy, że nie pierwszy raz w najnowszej historii Chin – lewicowcy, czyli tzw. maoiści z gospodarczymi i politycznymi liberałami. Jednak eksperci od Chin twierdzą, że taki podział, zwłaszcza w kwestii, jaką drogą dalej ma podążać kraj, jest bardzo uproszczony.

Może, jak się tu spekuluje, chodziło o przetestowanie „uprawiania polityki i propagandy” także przy pomocy internetu, który pomimo usilnych starań, wymyka się chińskim władzom spod kontroli. Niewykluczone, że przy okazji spróbowano też wysondować, jakie są prawdziwe nastroje społeczne, zamiast polegać wyłącznie na partyjnych raportach i analizach.

OF

W Chinach prawo głosu w sieci mają tylko, ci, którym na to pozwolono. (CC By jblyberg)

Otwarta licencja


Tagi