Czy minister finansów już zemdlał?

„Czy minister finansów już zemdlał?”, „PSL chce zasiłku dla wszystkich” to krzyczące, pełne oburzenia tytuły w piątkowym wydaniu opiniotwórczego, uchodzącego za prawicowy dziennika „Rzeczpospolita”. Bez czytania dalej, już każdy z nas jest oburzony na ekstrawagancję finansową „chłopów” w dobie kryzysu gospodarczego. Podczas gdy okazało się, że chodzi o to, aby w dobie załamania demograficznego w Polsce, które grozi finansową niewypłacalnością ZUS i NFZ w przyszłości, rozszerzyć zakres przyznawania zasiłku rodzinnego na dzieci, który to wynosi „zawrotną” kwotę od 68 zł na dziecko do maksymalnie 98 zł miesięcznie, a którego wysokość jest rażąco niska i nieadekwatna do zaradzenia wyzwaniu finansowemu, przed jakim stoi już obecne pokolenie. Wydaje się, że właśnie połączenie niechęci do polityki prorodzinnej z naiwną analizą finansową, staje się główną przyczyną nieracjonalności polityki gospodarczej w Polsce. Szerzej, nie zrozumiemy różnych absurdów gospodarczych ostatniego dwudziestolecia i przyczyn, dla których Polski nie ma w grupie krajów G20, bez zrozumienia mechanizmów kształtowania wiedzy finansowej w naszym kraju i prezentowania jej opinii publicznej. A problem ten jest niewątpliwie istotny w swojej złożoności.

   W zeszłym tygodniu w Warszawie Bank Światowy przedstawił swój ostatni raport „Global Economic Prospects. Crisis, Finance and Growth 2010”. W obszernym raporcie zawarta jest zarówno diagnoza, jak i zarysowane problemy, z którymi będzie musiała się zmierzyć rozwijająca część świata. Jednocześnie okazuje się, że diagnoza przyczyny kryzysu ma bardzo silny wpływ na późniejsze rekomendacje. Opis koncentruje się wokół lat poprzedzających kryzys, kiedy to nastąpiła olbrzymia ekspansja przepływu kapitału międzynarodowego, który w części nakierowanej na kraje rozwijające się sprzyjał pobudzaniu ich koniunktury i przyspieszeniu wzrostu gospodarczego. Przedstawiony raport wskazuje na pokryzysowe zagrożenie redukcji tych transferów, co będzie miało negatywny wpływ na koniunkturę krajów rozwijających się.

 W diagnozie kryzysu mamy dość jednostronne skoncentrowanie na kwestii dotyczącej przepływów kapitału i zmian jego kosztów. Konkluduje się, że podczas gdy poprzednio był on tani, to obecnie ze względu na zmniejszoną podaż kapitał będzie droższy. W konsekwencji, ponieważ mniej kapitału będzie dopływało do krajów rozwijających się, będą one przeżywały poważne trudności. Prowadzi to wprost do „klasycznej” rekomendacji: w celu przeciwdziałania tym negatywnym czynnikom, należy dążyć do tego, żeby pewność obrotu kapitałowego, zabezpieczenie praw własności stały się obszarem koniecznych zmian w krajach rozwijających się. Gdyż jedynie tego typu przeprowadzona w Europie Środkowo-Wschodniej „Transformacja gospodarcza i reformy były bardzo niepopularne, ale się udały”. Zapewnią one przyciągnięcie malejącego strumienia kapitału do tych krajów i pozwolą na zmniejszenie zagrożenia związanego z silnym wyhamowaniem wzrostu gospodarczego.

 W tym momencie widzimy, że tak sformułowana diagnoza prowadzi do konkluzji, które nie do końca są korzystne dla krajów rozwijających się, do których w raporcie zaliczana jest także Polska. Są natomiast korzystne dla krajów wysoko rozwiniętych. Podczas debaty nad raportem osobiście podniosłem kwestię rozłożenia akcentów zawartych w diagnozie. Gdyby bardziej koncentrowała się na tym, że przyczyną dalszego trwania kryzysu, po okresie jego załamania w segmencie rynków kapitałowych i instytucji finansowych, jest spadek popytu światowego, przejawiający się obniżeniem zapotrzebowania na produkty i usługi, to rekomendacje byłyby odmienne. Gdyż spadek zapotrzebowania wymusza z jednej strony restrukturyzację, z drugiej cięcia produkcji i jest on w znacznym stopniu spowodowany tym, że świat stracił dużą część dobrobytu na przeszacowanych aktywach inwestorów i właścicieli nieruchomości.

Spadek popytu wpływa na ograniczone oczekiwania co do poziomu przyszłej sprzedaży i to one w znacznie większym stopniu oddziałują na opłacalność podejmowanych inwestycji. Można się z zgodzić z raportem, że nadal generowane są olbrzymie nadwyżki mocy produkcyjnych. Mogą się one jeszcze powiększyć po zredukowaniu kosztownych pakietów stabilizacyjnych, finansowanych poprzez skokowy wzrost zaciągniętych przez państwa zobowiązań, w części rekompensujących zapaść popytu prywatnego. To właśnie spadek zapotrzebowania powoduje niepodejmowanie inwestycji oraz bardzo silną redukcję wzrostu gospodarczego.

 W debacie na temat kształtu kryzysu już 15 października ubiegłego roku w GF przepowiadaliśmy, że obecny kryzys będzie miał kształt pierwiastka. Podczas seminarium BŚ główny autor raportu Andrew Burnsem, diagnozując kryzys, stwierdził, że opisuje go właśnie ta nowa forma geometryczna. Jeśli należy się tylko cieszyć, że nasze poprzednie przewidywania znajdują potwierdzenie w badaniach BŚ, to wydaje się jednak, że w przypadku diagnozy kryzysu jest ona błędna i nie spadek dopływu kapitału będzie kluczowy dla wyhamowania tempa rozwoju gospodarki świata, ale brak perspektyw dotyczących wzrostu, który będzie redukował ilość opłacalnych inwestycji. Russell Julius z HSBC wprost dodaje, że przyczyną niezadowolenia z wycen aktywów na rynku kapitałowym, w sytuacji rachitycznego wzrostu gospodarczego, będzie oparcie wycen na czynniku ich pokryzysowego odbicia, a nie na potencjale ich wzrostu.

Można nawet przewidywać, że właśnie powstała nadwyżka mocy produkcyjnych spowoduje, że możliwa będzie światowa ekspansja monetarna, a duże moce produkcyjne nie przełożą się na skokowy wzrost inflacji. Ponadto realizowane „strategie wyjścia” zmniejszą popyt na środki ze strony budżetów państw. Gdy uwzględnimy zmiany dotyczące emisji kapitału w formie equity, to na podstawie specjalnego raportu „Financial Times”: „Equity. Capital Markets” zauważymy między 2008 a 2009 r. nawet 41-proc. wzrost emisji na świecie, a więc o 892,4 mld USD, przy czym aż 314,5 mld USD zostało uplasowane w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Ponadto powyższe wzrosty były bardzo silne zwłaszcza w Azji Północnej – wzrost z 30,8 do 115 mld, z czego chińskie przedsiębiorstwa wyemitowały akcje na 81,5 mld USD, a były w tym 4 z dziesięciu czołowych światowych emisji. Znaczny wzrost nastąpił również w Japonii-  z 15 mld do 60 mld USD, a jedynymi regionami, w których zaobserwowano spadki, była Afryka (spadek z 15,5 mld do 4,4 mld USD) i Środkowy Wschód, gdzie zaobserwowano podobny spadek z 13,4 mld do 4,6 mld USD.

Jednak tak postawiona diagnoza miałaby odmienne reperkusje, gdy chodzi o rekomendacje ze strony Banku Światowego, dla decydentów zasiadających w grupie G20 w szczególności. W tym momencie głośne tytuły w „Gazecie Wyborczej” z dnia 8 lutego: „Musimy pomagać słabszym”, „Biedni. Walczą z o pieniądze z zadłużonymi bogaczami” i „System bankowy jest już bezpieczny. Teraz czas wspierać ludzi biednych, dotkniętych bezrobociem czy wykluczeniem”; kończyłyby się odmiennymi propozycjami. Zamiast niepopularnych reform i konieczności zagwarantowania lepszych warunków dla inwestycji kapitałowych w krajach rozwijających się, podstawowe znaczenie miałoby zwiększenie otwartości gospodarek wysoko rozwiniętych na produkcję i eksport z tych krajów. Oznaczałoby to zwiększenie możliwości działań i operacji handlowych w tym celu, by kraje słabiej rozwinięte mogły wykorzystać swoje przewagi, które posiadają w postaci niższych płac i kosztów. Smutno konkludując, postawiona diagnoza jest bardzo wygodna dla krajów zamożnych, a w mniejszym stopniu dla krajów, które próbują je doścignąć i wydobyć się z olbrzymiej biedy. A wsparcie medialne dla „ludzi biednych, dotkniętych bezrobociem czy wykluczonych” tym ludziom nie pomoże, jeśli pomoc będzie błędnie ukierunkowana.

 Benedykt XVI apelując w encyklice „Caritas in veritate” /tzn. „miłość w prawdzie”/ o prawdę w ekonomii, trafnie ujął przyczyny jej dekadencji. Gdyż niestety  debatując na tematy ekonomiczne, zaczynamy funkcjonować w świecie iluzji i „półprawd” różnych grup interesów. Dyskutujemy coraz częściej nad ociepleniem klimatu, czy też pandemiami chorób sterowani przez zainteresowane podmioty. Niemniej tego typu wykrzywienie debaty publicznej nie doprowadzi nas do właściwych, optymalnych rozwiązań, ani w kraju ani na świecie. I nie jest w interesie krajów biedniejszych. W przypadku Polski, jeśli z tych powodów zrezygnujemy z produkcji najtańszej energii elektrycznej w Europie w oparciu o największe w Europie złoża węgla brunatnego na Dolnym Śląsku (35 mld ton, 17 razy więcej niż w Bełchatowie), popełnimy nie tylko ekonomiczne, ale i polityczne samobójstwo.  Opisując w „Financial Times” swoje wrażenia z prowadzenia jednej z ekonomicznych debat w Davos, Martin Wolf gorzko skonstatował: „Unia Europejska jest nieefektywna. Naprawdę, niemożność strefy euro przyznania do faktu, że peryferia nie mogą uciec z finansowej pułapki bez silnej ekspansji popytu w centrum udowadnia to”. Również przedstawiony plan działań ratunkowych dla finansów publicznych w„Planie Rozwoju i Konsolidacji Finansów 2010-2011”, to niestety jedynie medialna próba odpowiedzi na rosnący bardzo szybko dług publiczny, jak i rekordowe deficyty budżetowe.

 Niewątpliwie istnieje konieczność optymalizacji wydatków i przeciwdziałania niekontrolowanemu narastaniu długu, a więc problemowi, z którym zmierza się obecnie cały świat. Od upadku Lehman Brothers w sierpniu 2008 r. grupa państw G20 walcząc z kryzysem zwiększyła wydatki o 2,2 bln USD. W efekcie dług publiczny jako procent PKB w krajach wysoko rozwiniętych G20 podskoczy z 78,2 w 2007 roku do 118 w roku 2014. Efektem będzie wypychanie możliwości pozyskania kapitału przez prywatne podmioty, co zredukuje wzrost zatrudnienia w sferze prywatnej. Efektem prawie dwukrotnego wzrostu zadłużenia będzie konieczność zarówno podnoszenia podatków, jak i redukowania wydatków państwowych. Niemniej debata na ten temat zaczyna być formą gry, w której państwa UE w aktualizacjach programów konwergencji udają, że gwałtownie w ciągu paru lat zlikwidują kilkunastoprocentowe deficyty. Podczas gdy KE, wyznaczając tak ambitne cele, raczej udaje niż wierzy w ich realizację. Jaskrawym przykładem jest akceptacja planu Grecji redukcji deficytu z ponad 12 proc. PKB, do poniżej 3 proc. przed końcem 2012 r., a Polska propozycja również wpisuje się w ten sam mechanizm obłudy.

 W aspekcie diagnozy istotne wydaje się spojrzenie na zachodzące obecnie procesy i prawidłowe ich zdefiniowanie. Premier uznając za kluczowe reformowanie finansów publicznych, wyznaczył za cel sprowadzenie deficytu do wysokości 3 proc. w 2013 r., bez podania wiarygodnych sposobów uczynienia tego. Pozwoli to teoretycznie na przyjęcie euro w 2015 r., mimo że obecnie wszyscy rozpisują się na temat problemów finansowych krajów peryferyjnych strefy, a Nouriel Roubini na zmianę pisze na temat rozpadnięcia się jej i przedstawia coraz cięższe warunki, w jakich może się ona utrzymać („Medicine for Europe’s sinking south” FT 3.II; s.11). Wielkim wydarzeniem na początku konferencji w Davos było zwrócenie uwagi Roubiniego na duże niebezpieczeństwo wypadnięcia Grecji ze strefy euro i ostrzeżenie, że tragedią dla strefy byłaby utrata Hiszpanii. Później tłumacząc się ze swoich tez, w cytowanym artykule, który opublikował z Arnab Dasem, przedstawiał sposoby uzdrowienia południa Europy i strefy euro, mimo że euro jest niedopasowane do optymalnego obszaru walutowego. Autor zaprezentował kraje peryferyjne jako te, która będą przeżywały problemy deflacyjne i konieczne bolesne dostosowania, które w istniejącym systemie politycznym będzie bardzo trudno zastosować zgodnie z jego rekomendacjami. A analogicznej sytuacji kryzysu finansów w poszczególnych stanach Ameryki nie można porównywać, do mniej jednolitej konstrukcji UE. Jednocześnie przypomina, że propozycje deflacyjne dla Grecji, w poprzednim okresie nie udało się, i to mimo znacznie korzystniejszego otoczenia makroekonomicznego, zrealizować w Portugalii.

 Dlatego należy się zgodzić z Martinem Wolfem, że kluczowym dla efektywnej terapii jest możliwości właściwego zdiagnozowania problemów, przy czym należy dodać, że dotyczy to zarówno krajów bogatych, jak i wschodzących, a właściwa diagnoza przydałaby się również gospodarce naszego kraju, nawet tylko po to, aby opinia publiczna nie była dezinformowana przewrotnymi i wypaczającymi tytułami.  

Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora


Tagi