Nicholas Wapshott, Keynes kontra Hayek; wyd. Studio Emka
Z książką Wapshotta mam pewien problem. Z jednej strony czyta się ją na ogół bardzo dobrze, jest żywa, znacznie więcej w niej atrakcyjnej biografii niż drobiazgowej analizy teorii ekonomicznych. Z drugiej jednak trochę drażni, że Wapshott, dziennikarz Timesa i komentator Reutersa, nie do końca korzysta ze standardów obiektywnego, anglosaskiego dziennikarstwa. W książce jest zwolennikiem Keynesa, co widać w języku, doborze cytatów i w opisie bohaterów.
O ideowych preferencjach Wapshotta trzeba pamiętać, ale to nie oznacza, by książkę odrzucić. Przeciwnie, warto przeczytać, by powiększyć swoją wiedzę, która często ogranicza się do kilku klisz typu etatysta Keynes, liberał Hayek. A żywość narracji jest rzecz jasna zaletą, a nie wadą.
Jeden z recenzentów napisał z aprobatą: „Czytaj dla przyjemności, tak jak czytasz magazyn People”. Inny, niewątpliwie rozczarowany mało ekonomicznym charakterem pozycji, pyta natomiast: „ Kto to miał przeczytać?”. Odpowiedź na tak postawione pytanie jest prosta. Każdy, kto chce więcej wiedzieć o poglądach i osobowości fundamentalnych postaci ekonomii XX wieku, które miały istotny wpływ na politykę gospodarczą.
Każdy kto do dziś ma problem z wyjaśnieniem, dlaczego doszło do kryzysu 2007-8 roku (książka zawiera sporo informacji na temat austriackiej szkoły ekonomicznej i jej teorii cykli koniunkturalnych). Kto chciałby wiedzieć, jakie mogą być teoretyczne podstawy jego definitywnego zakończenia. Słowem nie tylko ekonomiści, ale i prawnicy, menedżerowie, politycy, dziennikarze, funkcjonariusze administracji. Także studenci, którzy przysypiają na wykładach z historii myśli ekonomicznej.
Fundamentalna różnica poglądów ideowych bohaterów książki Wapshotta polega w uproszczeniu na tym, że Hayek był pewien, iż podważanie mechanizmu rynkowego prowadzi do nieefektywności, niewykorzystania zasobów i w końcu do utraty wolności. Keynes sądził natomiast, że przeciwnie, system rynkowy ma tendencję do funkcjonowania poniżej możliwości wynikających z zasobów i dlatego trzeba zwiększać popyt całkowity środkami fiskalnymi i monetarnymi, a rola państwa jest kluczowa.
Kwestia oceny, jakie mogą być skutki keynesizmu, to jeden z ciekawszych wątków w książce. Hayek obawiał się, że zachęcanie do interwencji państwowej skończy się ustrojem niedemokratycznym. Keynes nie wierzył, że autorytaryzm jest nieuchronnym następstwem jego teorii, bowiem optymistycznie oceniał naturę ludzką. Zamożne społeczeństwa, w których wszyscy mają pracę, są gwarancją demokracji. Uważał jednak, że najpierw metodą wówczas nieortodoksyjną – interwencją państwa – trzeba zwiększyć ogólny popyt i zlikwidować bezrobocie.
Nie ulega wątpliwości, że we współczesnym świecie zostało więcej z Keynesa niż Hayeka. Oczywiście nie chodzi tylko o popularność powiedzenia Keynesa: „Długa perspektywa prowadzi nas na manowce. Na dłuższą metę wszyscy będziemy martwi”, którym uzasadniał interwencjonizm zamiast pozostawienia wolnemu rynkowi rozwiązania sytuacji kryzysowej („ekonomiści mówią nam jedynie tyle, że kiedy sztorm przeminie, powierzchnia morza będzie znowu płaska”).
Po Keynesie pozostało m.in. pojęcie mnożnika (choć ideę podsunął mu inny ekonomista Richard Kahn), produktu krajowego, ogólny koncept analizy makroekonomicznej. I przede wszystkim interwencja rządów w gospodarce. Po Hayeku bardziej niż teorie stricte ekonomiczne pozostała znakomita publicystycznie i aktualna także dziś „Droga do zniewolenia” (analiza socjalizmu i nazizmu) i mniej znana „Konstytucja wolności” (obrona wolności indywidualnej, polemika z centralnym planowaniem), a także wiecznie żywe ostrzeżenie przed omnipotencją państwa i naruszaniem zasad wolnorynkowych.
Keynes często zmieniał poglądy, jak twierdził „wtedy, kiedy zmieniają się fakty”. Z kolei Hayek był doktrynerem i dlatego przegrał – uważają niektórzy, włącznie z autorem książki. Tymczasem z tej samej przecież książki dowiadujemy się, że Hayek był krytykowany nie tylko przez lewicę czy keynesistów, lecz także przez libertarian – za kompromisowość. Skrajna libertarianka Ayn Rand podobno pobazgrała „Drogę do zniewolenia” wpisami „beznadziejny idiota” , „dupek” i „przeklęty głupiec”. I właściwie z jej punktu widzenia miała powody.
Hayek dopuszczał bowiem państwową interwencję w takich sprawach jak ubezpieczenie społeczne, godziny pracy, edukacja i inne. Dlatego w korespondencji z Keynesem często pojawia się problem, gdzie jest linia demarkacyjna, miedzy interwencją i jej brakiem, której państwo nie powinno przekraczać.
Skoro jednak był to pojedynek Keynes kontra Hayek, to kto wygrał? Intelektualnie i w praktyce politycznej przez ponad 40 lat – do stagflacji lat 70. – Keynes. W ostatniej ćwierci XX wieku w pewnym stopniu Hayek – opinia publiczna była niechętna centralnemu planowaniu i nadzorowi. Jednak w praktyce politycznej nadal triumfował jego oponent.
Jak pisał w 2000 roku Milton Friedman: „Świat jest obecnie bardziej socjalistyczny niż był w 1947. Wydatki rządowe w każdym niemal kraju zachodnim są wyższe niż wtedy (…) Kontrola rządu nad gospodarką jest większa”. Ostatnie lata jeśli przyniosły zmiany, to na gorsze. Myśl Hayeka: „nasze pokolenie zapomniało, że system prywatnej własności jest najważniejszą gwarancją wolności nie tylko dla posiadaczy własności, lecz w prawie równym stopniu dla tych, którzy jej nie posiadają” pozostaje aktualna.
Ale też powoli rodzi się społeczny opór wobec rozdętego państwa (w Stanach Zjednoczonych), czy ponad państwowych struktur (Unia Europejska). W tym kontekście proroczo brzmi stwierdzenie Hayeka: ”Problemy powstałe na skutek świadomych decyzji w sprawach ekonomicznych na skalę krajową nieuchronnie przybierają jeszcze większe rozmiary, jeżeli takie same działania podejmowane są na skalę międzynarodową”.
Książka Wapshotta skonstruowana jest jako biografia równoległa, ze szczególna ekspozycją tych momentów w życiorysach bohaterów, w których stykali się ze sobą, osobiście i prowadząc ożywioną i mocno polemiczną korespondencję. Autor dość szczegółowo opisuje zjadliwość wzajemnej krytyki poglądów.
Rzeczywiście, nie przebierali w określeniach zarzucając sobie nawzajem powierzchowność, niejasność myśli i zwykłe błędy. Ale to działo się na łamach prasy ekonomicznej. Publicznie często doceniali się wzajemnie (Keynes o „Drodze do zniewolenia”: „Moim zdaniem jest znakomita”, Hayek o Keynesie: „Jeden z najpotężniejszych i najbarwniejszych umysłów jego pokolenia”). A w życiu prywatnym wręcz okazywali sobie życzliwość, zwłaszcza w czasie wojny, którą spędzili wspólnie w Anglii. „Łączyło nas wiele zainteresowań, które dotyczyły historii i nie wiązały się z ekonomią” – wspominał Hayek. – Prywatnie zostaliśmy bardzo serdecznymi przyjaciółmi”.
A zatem optymista Keynes roztaczający wizję świata, w którym dzięki państwu wszyscy mają pracę, czy pesymista Hayek przestrzegający przed ograniczającym wolność Lewiatanem?
OF