Autor: Jeffrey Frankel

Profesor ekonomii na Harvardzie

Ogniwo słoneczne w łańcuchu protekcjonizmu

W końcu lipca udało się osiągnąć porozumienie w najpoważniejszym ostatnio sporze antydumpingowym. Chiny zgodziły się przyjąć cenę minimalną ogniw słonecznych eksportowanych do UE. Nieuchronną, bardziej kosztowną alternatywą było podniesienie ceł. Zawarta ugoda uderza jednak w konsumentów i w żadnym razie nie sprzyja ochronie środowiska.
Ogniwo słoneczne w łańcuchu protekcjonizmu

(CC By NC SS&SS)

Komisja Europejska „odkryła”, że Chiny (których udział w europejskim rynku ogniw sięga 80 proc.) stosują praktyki dumpingowe. W związku z tym ustaleniem Unia Europejska zdecydowana była podnieść stawki taryf celnych na chińskie ogniwa słoneczne o 47,6 proc.

Spór chińsko-unijny wydaje się bliźniaczo podobny do chińsko-amerykańskiego. Ubiegłej jesieni USA wprowadziły cła w wysokości 24-36 proc. na importowane z Chin ogniwa słoneczne. Była to reakcja na wykrycie przez Departament Handlu stosowania na amerykańskim rynku przez Pekin „praktyk dumpingowych” (sprzedawania produktów poniżej kosztów ich produkcji). Chiny odpłaciły tą samą monetą. Powołując się na własne ustalenia, stwierdziły, że Stany Zjednoczone stosują praktyki dumpingowe w przypadku krzemu polikrystalicznego (kluczowego półproduktu w produkcji ogniw) eksportowanego na chiński rynek. I wprowadziły importowe taryfy celne w wysokości ponad 50 proc.

Kij w mrowisku

Spory o koszty produkcji ogniw słonecznych mogą wydawać się dość hermetyczne i ograniczone do jednej branży, zarazem jednak sytuują się w samym jądrze debat nad globalizacją. Jednym z najmocniejszych argumentów używanych przez antyglobalistów jest bowiem twierdzenie, że nawet, jeśli reguły wolnorynkowe służą postępowi gospodarczemu na całym świecie, ich stosowanie zagraża innym ważnym wymiarom dobra publicznego, takim jak ochrona środowiska. W świetle znanej hipotezy o „wyścigu w dążeniu do redukcji kosztów” kraje, które otwierają się w pełni na handel międzynarodowy zmuszone będą przyjąć mniej rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska niż kraje bardziej „zamknięte” na wolny rynek.

Udział w handlu międzynarodowym może jednak również przyczyniać się do ochrony środowiska. Specjalizacja, na jaką decydują się poszczególne kraje, pozwala ich obywatelom na posiadanie większej ilości dóbr, do których, szczególnie w przypadku wyższego poziomu dochodów, należą również czyste powietrze i woda. W sytuacji, gdy udział w wymianie handlowej prowadzi do obniżenia kosztów produkcji, może ona przyczyniać się do pomnożenia „dóbr ekologicznych” w równym stopniu jak pozostałych.

Jak więc ostatecznie mają się sprawy? Czy globalizacja międzynarodowej wymiany handlowej służy środowisku naturalnemu, czy mu zagraża? Porównania danych statystycznych różnych krajów, dokonywane przez ekonomistów zdają się wskazywać, że wolny rynek ma dobroczynny wpływ na niektóre miejscowe wskaźniki stanu zachowania środowiska naturalnego, np. poziomu emisji dwutlenku siarki. Jeśli przyjąć założenie o sprawnym i skutecznym działaniu władz na szczeblu krajowym oznacza to, że udział poszczególnych państw w wymianie handlowej i osiągany wzrost gospodarczy stwarza szanse także na posiadanie czystszego powietrza.

Te same dane wskazują jednak, że równie dobrze wymiana handlowa i rozwój gospodarczy mogą przyczyniać się do degradacji środowiska, szczególnie zwiększenia emisji dwutlenku węgla. CO2 bowiem stanowi bolączkę całego świata, z którą nie sposób uporać się działając na szczeblu poszczególnych państw: dwutlenek węgla lata, kędy chce.

Słońce w ogniu konkurencji

Branża energetyki słonecznej stanowi doskonały przykład tego, w jaki sposób wymiana handlowa może przyczynić się do poprawy jakości powietrza. Sceptycy od dawna sięgali po argument, że niemożliwe jest, by udział energii z tego źródła w bilansie generowanej energii elektrycznej przekroczył kilka procent bez gigantycznych dotacji, energetyka słoneczna jest bowiem znacznie bardziej kosztowna niż inne technologie. Zwolennicy wskazują na fakt, że czasowe, niewielkie subsydia pozwolą okrzepnąć branży, z czasem zaś uzyskane doświadczenia i tzw. korzyści skali przyczynią się do znacznego obniżenia kosztów.

Entuzjaści energetyki słonecznej zbyt wiele uwagi poświęcali jednak kwestii dotacji rządowych, lekceważąc znacznie handlu międzynarodowego, który w ostatnich latach okazał się być nadzwyczaj korzystny dla rozwoju branży w chwili, gdy wyjątkowo wysokie obroty chińskich producentów ogniw słonecznych przyczyniły się do obniżki kosztów. Obecne odwołanie się do formuł protekcjonistycznych może jednak wstrzymać ten postęp. Zniknięcie tanich ogniw słonecznych z Chin, w połączeniu ze zredukowaniem ze względów oszczędnościowych dotychczasowych dotacji dla branży, spowoduje, że udział energetyki słonecznej w europejskim bilansie energetycznym okaże się być znacznie mniejszy niż zakładali zwolennicy ochrony środowiska.

Czy ktoś jednak zaprzeczy, że polityka „dumpingu” uprawiana kosztem innych krajów nie wymaga reakcji? Otóż jest to kwestia do dyskusji.

Zacząć trzeba od tego, że nawet osoby sympatyzujące z założeniami gospodarki wolnorynkowej zwykle żywią przekonanie, iż ustawy i rozwiązania antydumpingowe mają za cel przeciwstawienie się jawnie „wilczym” cenom, praktyce polegającej na tym, że wielki producent decyduje się na sprzedaż swoich wyrobów poniżej kosztów własnych w celu doprowadzenia konkurentów do bankructwa. Osiągnąwszy cel, może podnieść ceny i czerpać korzyści ze statusu monopolisty.

Sęk w tym, że prawa antydumpingowe nie powstają zwykle w tak prosty sposób, ich stosowanie powoduje też inne efekty niż przeciwdziałania praktykom monopolistycznym. Ujmując rzecz najprościej, inicjatywy antymonopolistyczne w rodzaju nałożenia przez USA i UE dodatkowych ceł na chińskie ogniwa słoneczne, są narzędziami nie tyle popierania konkurencji, co jej ograniczania. Co jednak w tym przypadku może stanowić przyczynę sprzedawania przez producentów swoich wyrobów poniżej kosztów, prócz chęci wykończenia konkurentów?

Nagroda za dumping?

Otóż branża ogniw słonecznych na całym świecie – w Chinach, w Europie i w Stanach Zjednoczonych – doświadcza przerostu możliwości produkcyjnych nad popytem. Równowaga podaży i popytu na świecie osiągana jest w tej sytuacji za sprawą kształtowania „ceny rynkowej”, która jest niższa niż długoterminowy koszt produkcji jednego ogniwa ze względu na udział, jaki mają w cenie amortyzowane koszty budowy fabryk. Cena ta jednak nie jest niższa niż krótkoterminowy koszt utrzymywania już zbudowanej fabryki w ruchu.

Innymi słowy, producenci sprzedają swoje ogniwa „poniżej kosztów” ze względu na fakt, że kiedy zbudowali już fabryki, straciliby więcej środków, gdyby ustanowili cenę wyższą niż oferowana przez konkurencję, lub gdyby wstrzymali produkcję. Ilekroć USA lub UE oskarżają Chiny o sprzedaż ogniw słonecznych po cenach „dumpingowych” – ilekroć też Chiny stwierdzają, że USA oferują po cenach „dumpingowych” krzem polikrystaliczny – to tak naprawdę odwołują się po prostu do uśrednionych kosztów produkcji zamiast do „kosztu krańcowego” (tj. przyrostu kosztów całkowitych). Jeśliby jednak konsekwentnie odwoływać się do tego kryterium, okazałoby się, że dumping stosuje każdy sklep, ogłaszający okresową wyprzedaż!

Część komentatorów skłonna była przyrównywać obecne porozumienia, mające na celu ograniczenie eksportu chińskich ogniw słonecznych, do tzw. dobrowolnych ograniczeń eksportu lub uzgodnień porządkujących wymianę handlową w branży stalowej oraz elektroniki użytkowej, które zobowiązywała się honorować Japonia w swoim eksporcie do Stanów Zjednoczonych w latach 80. XX w. Jednak zakres i konsekwencje tego typu porozumień znacznie lepiej ilustruje precedens dobrowolnych ograniczeń eksportu, jakie przyjęli w tym samym czasie japońscy producenci samochodów. Amerykańskiej branży samochodowej coraz trudniej przychodziło konkurować z mniejszymi i zużywającymi mniej paliwa autami Japończyków. Kiedy z czasem zdecydowano się na przywrócenie reguł wolnorynkowych, poprawiła się zarówno jakość amerykańskiego powietrza, jak stan amerykańskich portfeli (miejscowa branża samochodowa zmuszona była polepszyć swą wydajność).

Reguły wolnorynkowe w branży samochodowej okazały się zbawienne dla środowiska 30 lat temu. O podobnych konsekwencjach można by mówić dziś w przypadku osprzętu dla energetyki słonecznej. Zachód powinien być wdzięczny chińskim producentom ogniw słonecznych za ich wkład w uczynienie energetyki słonecznej opłacalną, nie zaś karać ich, sięgając po protekcjonistyczne rozwiązania antydumpingowe.

Project Syndicate, 2013

(CC By NC SS&SS)

Tagi


Artykuły powiązane

Atom daje tanią energię i niskie emisje

Kategoria: Ekologia
Uranu wystarczy na co najmniej 200 lat, a może nawet na dziesiątki tysięcy lat – mówi dr inż. Andrzej Strupczewski, profesor Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Atom daje tanią energię i niskie emisje