Autor: Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Stowarzyszenie Ukrainy i UE wciąż mało symetryczne

Ukraina czeka na kolejne kroki Unii liberalizujące dostęp ukraińskich towarów na wspólnotowy rynek. Sama jednak wciąż mało robi, by biznes z krajów europejskich, w tym z Polski, mógł rozwijać się, korzystając z równego dostępu do ukraińskiego rynku.
Stowarzyszenie Ukrainy i UE wciąż mało symetryczne

(©PAP)

Jak poinformowała Państwowa Służba Statystyki Ukrainy Ukrstat ujemne saldo w handlu zagranicznym za okres od początku roku do listopada 2019 r. wyniosło 9,37 mld dol. Wyeksportowano towary na kwotę 45,96 mld dol., importując w tym samym czasie za 55,33 mld dol. Różnica między wpływami a wydatkami była aż o 500 mln dol., czyli o 5,6 proc. wyższa niż w analogicznym okresie 2018 r. Do krajów Unii Europejskiej Ukraina sprzedała towary za kwotę 19,2 mld dol., a kupiła od unijnych dostawców na sumę 22,8 mld dol., co w rezultacie dało ujemne saldo rzędu 3,6 mld dol. Eksport towarów wzrastał zdecydowanie wolniej od importu – pierwszy w porównaniu z analogicznym okresem 2018 r. zwiększył się o 4,4 proc., podczas gdy drugi aż o 7,5 proc.

„Bezwiz” celny, czy przemysłowy

W poszukiwaniu dróg wyjścia z tej sytuacji i zmiany struktury wymiany handlowej na swoją korzyść Ukraina jeszcze do niedawna stawiała na przyłączenie kraju do unijnej konwencji o wspólnej procedurze tranzytowej, potocznie zwanej „celnym bezwizem”, i ujednolicenie procedur celnych z unijnymi. „Wejdziemy do celnej przestrzeni UE na jej zasadach, co uprości życie biznesowi. Będzie mógł wykorzystywać jednolitą deklarację celną i administracyjny dokument przy przemieszczaniu ładunku z dowolnego punktu Europy na Ukrainę i odwrotnie” – opisywała korzyści agencja UNIAN.

Na takim rozwiązaniu korzystałyby zarówno firmy ukraińskie wysyłające swoje towary na rynek UE, jak i unijni eksporterzy. Ostatnio jednak koncepcja się zmieniła. „Ukraina już nie pretenduje do stworzenia unii celnej z UE, kładąc nacisk na maksymalne uproszczenie wszystkich procedur celnych i na sprzyjanie intensywnemu ruchowi towarów przez granicę celną oraz na dostęp ukraińskich producentów do rynku UE” – poinformował pod koniec stycznia Dmytro Kuleba, ukraiński wicepremier do spraw integracji europejskiej.

Zamiast „celnego bezwizu” rząd chciałby teraz tzw. „przemysłowego bezwizu”, czyli zawarcia z UE porozumienia ACAA. To jest układ w sprawie oceny zgodności i zatwierdzania wyrobów przemysłowych (ang. Agreement on Conformity Assessment and Acceptance of Industrial Products), który przyznaje jednostronne preferencje ukraińskiemu biznesowi. Po podpisaniu ACAA ukraińscy producenci nie musieliby przechodzić certyfikacji przez organy upoważnione przez UE, bo Unia uznawałaby certyfikaty uzyskane przez nich na Ukrainie. ACAA miałoby objąć 27 sektorów wskazanych w załączniku do umowy stowarzyszeniowej. Dziś umowę ACAA z Unią Europejską ma tylko Izrael.

Pod koniec grudnia ukraiński prezydent Wołodymyr Zelenski podpisał ostatnią z szeregu ustaw niezbędnych dla otrzymania „przemysłowego bezwizu” – ustawę dotyczącą ograniczenia presji na biznes ze strony organów nadzoru rynkowego. Rząd ma nadzieję, że po zawarciu umowy eksport ukraińskich towarów na rynek UE znacząco wzrośnie. Zgodnie z szacunkami ekspertów umowa może objąć nawet jedną piątą towarów przemysłowych i pozwoliłaby zmienić strukturę ukraińskiego eksportu do UE z obecnie w głównej mierze surowcowej na towary z wyższą wartością dodaną. Dzięki temu ożywiono by wymianę handlową, która z roku na rok spowalnia. W 2017 r. odnotowano wzrost na poziomie 30 proc., ale w 2019 r., jak się szacuje, było to już tylko ok. 6 proc. więcej w stosunku do 2018 r.

Pierwsze rozmowy w sprawie ACAA Ukraina i UE prowadziły w 2005 r., wówczas uzgodniono plan działań, ale przez wiele lat nic konkretnego się nie wydarzyło. „Mamy wiele drażliwych momentów w handlu z UE. Dlatego nasz najbliższy cel to zacząć rozmawiać z Unią jak konstruktywni partnerzy, którzy omawiają zwiększenie handlu, a nie szukają powodów, żeby odłożyć na później podpisanie ważnych umów. Takie umowy istnieją tylko między państwami przemysłowo rozwiniętymi. I tu są wielkie obawy co do Ukrainy, które musimy pokonać. Musimy przekonać UE, że Ukraina jest wystarczająco rozwinięta technologicznie, żeby zawrzeć taką umowę” – komentował Taras Kaczka, przedstawiciel handlowy Ukrainy w Unii Europejskiej.

Strona ukraińska chciałaby jak najszybszego zawarcia ACAA. Europejska Prawda informowała, że przedstawiciele UE nie ukrywają, iż mają małe zaufanie, jeśli chodzi o rzetelne wykonywanie zobowiązań dotyczących procedury certyfikacji. Powodem jest ogólny brak zaufania do ukraińskiego systemu praworządności.

Matti Maasikas, ambasador UE w Kijowie, zauważa, że Ukraina ma przed sobą w tej dziedzinie dużo do zrobienia. Unia Europejska jest gotowa zgodzić się na inicjatywy dotyczące realizacji umowy o stowarzyszeniu, ale oczekuje, że te ambicje Kijowa będą poparte konkretnymi działaniami. „Musicie nas przekonać, że umowa ACAA jest rzeczywiście potrzebna i że jesteście na nią gotowi. Ważne też co będzie potem, trzeba kontrolować rząd, żeby wykonywał to, na co się umówimy” – cytowały unijnego dyplomatę media.

Misja unijna, mająca skontrolować stan przygotowań strony ukraińskiej do podpisania umowy, ma się pojawić w Kijowie w pierwszym kwartale 2020 r. Poza tym Ukraina liczy też na uznanie certyfikatów bezpieczeństwa swoich produktów żywnościowych, co otworzyłoby drogę na unijny rynek nowym producentom. Ale na razie Bruksela w tej sprawie milczy.

Zdecydowany brak symetrii

Za ukraińskimi oczekiwaniami związanymi z pozytywną decyzją UE nie idą jednak odpowiednie działania realnie otwierające rynek dla inwestorów z Zachodu, w tym z Polski. Podczas niedawnego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos ukraiński premier Aleksiej Honczaruk zachęcał inwestorów zagranicznych do inwestowania w ukraińskie firmy. „Co musicie wiedzieć, żeby skutecznie inwestować na Ukrainie? Wystarczą dwa słowa. Kiedy powiecie „Sława Ukrainie” wszystkie drzwi staną otworem i nikt nie będzie robił żadnych trudności” – przekonywał Honczaruk potencjalnych inwestorów.

Mimo zapewnień o otwartości wciąż jednak zamiast zagwarantować ramy prawne, w których inwestor mógłby się poruszać samodzielnie i bezpiecznie, Ukraińcy wolą ręczne sterowanie – wskazywanie projektów inwestycyjnych na dziesiątki i setki milionów dolarów w sferach, w których sobie nie radzą, co jest po prostu poszukiwaniem inaczej nazwanego wsparcia finansowego z zagranicy. A inwestor, który chciałby włożyć swoje pieniądze w wyszukaną samodzielnie niszę jest pozostawiony właściwie bez szans na przetrwanie w walce ze skorumpowaną machiną państwową.

W Kijowie nie kryją, że nie bardzo mają ochotę wypełniać swoje zobowiązania wynikające z umowy stowarzyszeniowej z UE, która gwarantuje równe prawa unijnym przedsiębiorcom. Szef rządzącej, prezydenckiej frakcji „Sługa Narodu” w parlamencie Dawid Arachamia ogłosił w styczniu, że „Ukraina powinna czasowo zrezygnować z polityki harmonizacji swojego ustawodawstwa z normami Unii Europejskiej, a zamiast tego stworzyć własne reguły gry i wykorzystywać przewagi konkurencyjne. Wiele sąsiednich krajów naciska na nas, skłaniając do tak zwanej harmonizacji. Uważam jednak, że dla Ukrainy to niewłaściwe. Jeśli słabsza gospodarka łączy się z silniejszą, to zawsze pozostanie słabsza, jeśli będzie grała według tych samych reguł. Te słowa mogą być niepopularne w Parlamencie Europejskim czy gdzie indziej, ale musimy zająć jakieś unikalne miejsce, dopóki nie staniemy się silniejsi. Dopiero wtedy możemy się synchronizować” – oświadczył Arachamia podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Przekonywał, że Ukraina powinna „stworzyć swoje własne zasady, które zachęcą inwestorów, by przychodzili nad Dniepr”.

„Własna droga”, to wciąż najczęściej rozwiązania, które u przyzwyczajonego do normalnych reguł gry zachodniego inwestora budzą zdumienie. W celu uspokojenia potencjalnych inwestorów w grudniu 2019 r. administracja prezydenta ogłosiła otwarcie „Biura do walki z rejderstwem”. By pokazać jego skuteczność Zelenski spotkał się ostatnio ze znanym ukraińskim reżyserem, którego na podstawie sfałszowanych zapisów w rejestrze nieruchomości „rejderzy” pozbawili mieszkania w Kijowie. Poszedł z nim do biura, które zajęło się sprawą i poszkodowany odzyskał swoją własność.

„Rejderstwo”, czyli nielegalne odbieranie własności za pomocą fałszowania rejestrów państwowych, stało się taką plagą, że problemy z egzekwowaniem prawa ma nawet sam minister sprawiedliwości. Mimo jego publicznych zapewnień o ochronie firmy, korzystający z politycznego umocowania „rejderzy” ostatnio dwukrotnie, w odstępie zaledwie kilku tygodni, przepisali na podstawione osoby komunalne przedsiębiorstwo Kyivmetrobud budujące metro w Kijowie, korzystając z usług skorumpowanych notariuszy z dostępem do państwowych rejestrów.

Autorzy pomysłu „Biura do walki z rejderstwem” nie zwrócili uwagi na to, że niemal sześć lat po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE, w której Ukraina zobowiązała się do zreformowania swojego systemu prawnego, by zabezpieczyć prawa inwestorów, notariusz może zignorować wyrok sądu i odważyć się na sfałszowanie państwowego rejestru. Aby odzyskać własność trzeba iść na skargę do prezydenta. To najlepszy dowód, że Ukraina nie wypełnia swoich zobowiązań w zakresie reform systemowych, a dla Zachodu sygnał, że z inwestowaniem nad Dnieprem i przychylnymi dla Kijowa decyzjami warto się jeszcze wstrzymać.

(©PAP)

Otwarta licencja


Tagi