Autor: Daniel Gros

Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.

Zwalanie własnych problemów na Unię

Gdyby kierować się czołówkami mediów, można odnieść wrażenie, że 400 milionów uprawnionych do uczestnictwa w wyborach do Parlamentu Europejskiego masowo głosowało przeciwko Unii Europejskiej. Przeciwne establishmentowi, głównie eurosceptyczne partie zdobyły około jednej piątej głosów. Przedstawianie wyników wyborów jako odrzucenia Europy nie jest jednak ścisłe ani uczciwe.
Zwalanie własnych problemów na Unię

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Zacznijmy od tego, że wiele mówiono o tym, iż UE za daleko odsunęła się od swoich obywateli. Badania opinii publicznej ciągle jednak pokazują, że zaufanie ludzi do głównych instytucji unijnych jest nadal wyższe niż do instytucji narodowych. W całej UE Parlament Europejski wciąż ma przeciętnie więcej ocen aprobujących niż parlamenty krajowe. Choć w ostatnich latach ta różnica nieco zmalała, to nawet trwająca recesja (o którą często obwinia się narzucone przez UE oszczędności), a także kryzys w strefie euro tylko marginalnie zmniejszyły przewagę Parlamentu Europejskiego nad parlamentami krajowymi.

Ostatnie sondaże wskazują, że w całej Europie Parlamentowi Europejskiemu nadal wierzy około 40 proc. ludności, a własnym parlamentom krajowym – tylko 25 proc. Ponadto Parlament Europejski cieszy się wciąż znacznie większą aprobatą niż Kongres USA, w przypadku którego odsetek pozytywnych ocen wynosi obecnie poniżej 10 proc. Zważywszy na ogólny spadek zaufania do instytucji parlamentarnych po obydwu stronach Atlantyku, Parlament Europejski wypada stosunkowo dobrze.

Ponadto nie wszystkie partie protestu odrzucają UE. W dotkniętych kryzysem krajach Europy młodzi ludzie – w których uderzył on najmocniej – masowo głosowali na lewicowe, „antyoszczędnościowe“ partie. Szczególnie widoczne było to w Grecji. Partie te nie odrzucają jednak UE. Przeciwnie, chcą od UE większej solidarności, która ich rządom umożliwiłaby większe wydatki.

Głosowanie przeciwko oszczędnościom najmocniej zaznacza się tam, gdzie rządy nie były w stanie wprowadzać reform efektywnie (na przykład w Grecji), w przeciwieństwie do Portugalii i Hiszpanii, gdzie gospodarka odżywa w efekcie silnego wzrostu eksportu. We Włoszech nowy rząd premiera Mateo Renziego był w stanie powstrzymać falę eurosceptycyzmu, gdyż podjął konkretne reformy i nie obwinia UE o każdy problem, przed jakim staje kraj.

Wydaje się, że odrzucenie EU ma bardziej zasadniczy charakter w części północy Europy, gdzie starsi ludzie skłonni są głosować na prawicowe partie populistyczne. Bezrobocie i domniemany brak kontroli nad granicami zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i we Francji. odgrywają dużą rolę w rozwijaniu niezadowolenia z UE. Jest to szczególnie niepokojące ze względu na to, że problemy obu tych krajów mają mało wspólnego z polityką UE. Winy za ekonomiczne schorzenia Francji nie można zrzucić na narzucone przez Brukselę oszczędności, a Wielka Brytania nawet nie jest w strefie euro.

Populiści w obydwu krajach odnieśli sukces, odwołując się do problemów, które nie istnieją. Wszystkie dostępne badania wskazują, że „turystyka zasiłkowa” to zjawisko ograniczone i że imigracja sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Kiedy jednak płace stoją w miejscu (jak w Wielkiej Brytanii) lub kiedy nadal rośnie bezrobocie (jak we Francji),  fakty te się nie liczą. Populiści mogą bez trudu przypisywać te problemy „Europie”, która w tym przypadku uosabia po prostu strach przed światem zewnętrznym w ogóle.

Unia Europejska znalazła się zatem w kleszczach – między żądaniami większej solidarności ze strony młodych w krajach członkowskich na południu i niezadowoleniem z otwarcia granic wśród starszych w krajach na północy. Unię kusi, żeby spróbować ukoić obydwie te grupy poprzez złagodzenie polityki oszczędności oraz odstąpienie od pozbawionego granic obszaru schengeńskiego. Jest jednak mało prawdopodobne, że to przechyli polityczne wahadło z powrotem w stronę Europy, zwłaszcza w krajach takich jak Francja i Wielka Brytania.

Głębsze powody wzrostu poparcia dla eurosceptyków i innych partii protestu stanowią: ogólne niezadowolenie ze stanu gospodarki oraz dysfunkcyjność krajowych systemów politycznych. Igranie z oszczędnościami czy z podstawowym prawem do swobodnego przemieszczania się wewnątrz UE nie spowoduje dużych zmian pod tym względem. Reformy potrzebne są w konkretnych krajach, w poszczególnych stolicach.

W tym kontekście wybór następnego przewodniczącego Komisji Europejskiej – co obecnie przyciąga znaczną uwagę – stanowi kwestię uboczną. Obojętnie kto zostanie wybrany, i tak będzie mógł zapewnić UE sprawność działania tylko wtedy, gdy prezydent Francji, Francois Hollande, zdoła osiągnąć w kraju przyzwolenie dla reform, a brytyjski premier David Cameron przekona swoich wyborców, że imigranci (wśród których tylko jedna trzecia pochodzi z uboższych krajów członkowskich UE) przynoszą gospodarce brytyjskiej korzyści.

Unia Europejska nie ma wielkiego budżetu, a jej działania to w większości ustalanie ogólnych ram zasad ekonomicznych i społecznych, które bardzo się różnią, bo Europa to duży i pełen odmienności kontynent. O sukcesach i porażkach przesądza w większości to, co się dzieje na poziomie krajowym. Tam powstają problemy i tam muszą być one rozwiązywane. To, co przybrało formę głosowania przeciwko UE, stanowi w rzeczywistości protest przeciwko problemom społeczno-ekonomicznym w kraju.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Tagi