Rynek czeka na nowy plan walki z deficytem

Rząd powinien trzymać się swojego celu, jakim jest ograniczenie deficytu finansów do 3 proc. PKB już w przyszłym roku. Zejście z drogi ograniczania deficytu może być ryzykowne, co pokazały ostrzeżenia agencji ratingowych. Jednak już dziś realizacja niektórych elementów planu stanęła pod znakiem zapytania. Przykład: brak reguły ograniczającej deficyty w samorządach.

Choć o regule mówi się od marca tego roku do dziś nie powstał żaden jej projekt. Według pierwotnego planu Ministerstwa Finansów zasada, zgodnie z którą deficyt samorządu nie mógłby przekraczać 4 proc. jego dochodów (w kolejnych latach limit miał być ograniczany aż do 1 proc. w 2015 roku) miała ograniczyć deficyt całych finansów publicznych o 0,4 pkt proc. PKB w przyszłym roku i być jednym z głównych źródeł oszczędności. Samorządy nie zgodziły się na wersję ministerialną, ale w połowie roku ustalono, że cel – czyli zmniejszenie deficytu o 0,4 pkt proc. PKB poprzez oszczędności w samorządach – trzeba zrealizować. Szczegóły miały ustalić same samorządy.

Do dziś planu nie ma, a strona samorządowa tłumaczy, że ustalenie reguły jest niepotrzebne, bo według wieloletnich planów finansowych cały sektor samorządowy od przyszłego roku ma mieć nadwyżkę, a nie deficyt. Wyraźnie powiedział to prezydent Poznania Ryszard Grobelny, który pełni też funkcję szefa Związku Miast Polskich. Na wrześniowym kongresie związku stwierdził, że nie warto dyskutować o ograniczeniu deficytu w jednostkach samorządowych, gdyż od 2012 roku już go nie będzie. Oficjalnie Ministerstwo Finansów jest innego zdania. Obecna na tym samym kongresie wiceminister Hanna Majszczyk powiedziała, że mechanizm ograniczania deficytu jest niezbędny, nawet jeśli miałby okazać się martwy.

– To, czy mamy w prawie mechanizmy ograniczające nasz deficyt, czy istnieje automat kontroli finansów państwa, wpływa na to, jak jesteśmy postrzegani przez rynki zagraniczne, agencje ratingowe. Jest istotny teraz ze względu na wizerunek naszego kraju i naszą wiarygodność na arenie międzynarodowej – mówiła wiceminister (cytat za stroną Związku Miast Polskich). Mimo to regulacji dotąd nie ma.

Ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy uważają, że ministerialne pomysły ograniczenia samorządowych deficytów były złe, bo mogły zmniejszyć wydatki inwestycyjne w gminach. Jednak przyznają rację ministerstwu: całkowita rezygnacja z ustalenia jakieś reguły dyscyplinującej to też niedobre rozwiązanie. Dlaczego? Chodzi o rynkowe oceny planu konsolidacji finansów publicznych. Jeśli inwestorzy zaczną wątpić w jego skuteczność wówczas mogą zażądać tzw. wyższej premii za ryzyko, co przełoży się na wzrost rentowności papierów. Reguła ograniczająca wydatki samorządów miała dać około 6 mld zł – i choć jej wprowadzenie rzeczywiście może nie być potrzebne, to zrezygnowanie z tego elementu może być źle widziane.

– Rynek już dziś słyszy, że polski rząd nie ma nowych planów zdecydowanych reform i jakiekolwiek wycofywanie się z wcześniej zaplanowanych rozwiązań mogłoby zostać źle przyjęte – mówi Piotr Bujak, ekonomista Raiffeisen Banku.

O tym, jak ważne są rynkowe reakcje świadczą chociażby ubiegłotygodniowe ostrzeżenia agencji ratingowej Moody’s. Jeden z jej analityków, Jamie Reusche, oznajmił, że jeśli rynek źle zareaguje na jakieś opóźnienia w ograniczaniu polskiego deficytu, co spowoduje wzrost rentowności obligacji, wówczas może to skutkować tzw. negatywną perspektywą dla ratingu Polski.

Potrzebny nowy plan konsolidacji

Stanowisko Moody’s nie dziwi polskich ekonomistów. Dariusz Winek z BGŻ ocenia, że polski plan ograniczania deficytu wymaga zmian.

– Po pierwsze założenia makroekonomiczne przyjęte przy jego sporządzaniu były zbyt optymistyczne wobec realiów, które obecnie obserwujemy. Po drugie sam plan konsolidacji nawet w pierwotnej wersji nie był na tyle ambitny, aby doprowadzić do zredukowania deficytu do 3 proc. PKB – mówi. Jego zdaniem rząd będzie musiał jakoś zasypać dziurę po odejściu od pomysłu reguły wydatkowej dla samorządów. Ale przede wszystkim należy uwzględnić wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego. Ekonomista sądzi, że rząd spróbuje szukać dodatkowych dochodów.

– Być może będzie to np. zwiększenie akcyzy na paliwa, może o kolejny punkt procentowy wzrośnie stawka VAT. Niewykluczone też, że nastąpi ciąg dalszy demontażu OFE. Całkowite zawieszenie wpłat do funduszy to prawdopodobny scenariusz – mówi. I ocenia, że mniej prawdopodobne są zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych (musiałyby wejść w życie przed końcem listopada, by obowiązywać w przyszłym roku) oraz podniesienie składki rentowej.

Piotr Bujak uważa natomiast, że rząd nie będzie robił więcej, niż to konieczne – czyli będzie się dostosowywał do reakcji rynkowej.

– Im bardziej będą wymagające warunki rynkowe, im bardziej będzie rosła rentowność obligacji, tym większa będzie skłonność rządu do wprowadzania zdecydowanych reform. Widać jednak, że nasi ministrowie nie będą działali aktywnie, nie będzie uprzedzania oczekiwań rynku. Chodzi o zminimalizowanie kosztów politycznych, choć akurat czas na wprowadzanie dużych reform jest teraz najlepszy. Jesteśmy krótko po wyborach, do kolejnych, samorządowych mamy trzy lata. A w kryzysie skłonność ludzi do wyrzeczeń jest większa – mówi ekonomista.

Nie ma odwrotu od deficytu poniżej 3 proc. PKB

Ekonomista Raiffeisen Banku uważa, że ostatecznie rząd może liczyć na pewną pobłażliwość inwestorów, bo problemy z fiskalnym zaciskaniem pasa będzie miało wiele krajów.

– Nie będziemy wyjątkiem. Realizacja wcześniejszych zamierzeń fiskalnych w warunkach pogorszenia koniunktury będzie teraz utrudniona na całym świecie. Z tego punktu widzenia postrzeganie polskich aktywów nie powinno się zmienić – mówi Piotr Bujak.

Dariusz Winek przestrzega jednak przed takim podejściem do sprawy. Według niego zgadzanie się na deficyt wyższy niż 3 proc. PKB w przyszłym roku może się skończyć nawet obniżeniem ratingu. A to miałoby negatywne skutki dla polskich finansów publicznych.

– To byłby bowiem czytelny sygnał dla rynków, że konsolidacja w Polsce nie następuje i że idziemy na czołowe zderzenie z barierą 55 proc. PKB dla długu publicznego – mówi.

Zdaniem ekonomisty BGŻ Unia Europejska będzie się starała zacieśnić dyscyplinę fiskalną. Dotyczyć to będzie przede wszystkim krajów strefy euro, ale państwa spoza Eurolandu – w tym Polska – także będą musiały to wziąć pod uwagę.

– Bardzo prawdopodobne jest przyjęcie zasady „zero tolerancji dla łamania kryteriów z Maastricht”, czyli m.in. przekroczenia przez deficyt poziomu 3 proc. PKB. Polsce trudno będzie wytłumaczyć utrzymywanie deficytu powyżej 3 proc. PKB – mimo wszystko ciągle mamy dodatnie tempo wzrostu  gospodarczego. Trudno wymagać od kraju pogrążonego w recesji, by ograniczał deficyt i tolerować jednocześnie utrzymywanie wyższego deficytu przez kraj ze wzrostem gospodarczym – mówi Dariusz Winek.

Otwarta licencja


Tagi