Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Kryzys finansowy Chinom jeszcze nie grozi

Eksperci straszą kryzysem finansowym w Chinach na wzór zachodni. Zwiastunami mają być ostatnie problemy z płynnością na rynku międzybankowym, konieczność interwencji banku centralnego, największe od lat tąpnięcie na giełdzie w Szanghaju. Nawet jeśli obawy są przesadzone, coś w nich musi być, skoro wysłannicy MFW rozmawiali w Pekinie o kontroli zadłużenia.
Kryzys finansowy Chinom jeszcze nie grozi

Spowolnienie gospodarcze na razie nie spowalnia jeszcze licznych inwestycji w Chinach (Fot. A. Kaliński)

Szanse na globalne ożywienie gospodarki dzięki dobrej koniunkturze w drugiej co do wielkości gospodarce świata maleją. Chiny zwalniają i dwucyfrowe tempo rozwoju to już przeszłość. Celem na rok obecny i lata najbliższe jest utrzymanie wzrostu między 7 a 8 proc., a i z tym będzie ciężko. W dodatku eksperci coraz częściej mówią o nadciągającym kryzysie finansowym, zwłaszcza po kłopotach z płynnością na rynku międzybankowym i gwałtownym spadku głównego indeksu szanghajskiej giełdy, Shanghai Composite, tylko w czerwcu o 14 proc.

Straszenie katastrofą finansową jest zdecydowanie na wyrost, nie mniej obserwatorów poważnie zaniepokoiła wizyta przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Pekinie i rozmowy z chińskimi decydentami na temat kontroli zadłużenia. Na światową wokandę powrócił problem nadmiernie rozciągniętego frontu inwestycyjnego i rosnącego długu samorządów.

Jedne budowy stają, inne startują

O braku kontroli nad lokalnymi wydatkami wiadomo od kilku lat, ale w samych Chinach sprawę dotąd bagatelizowano. Teraz po ostrzeżeniach ekspertów MFW widać zmianę podejścia władz do problemu.

Chiny to cały czas kraj w budowie. Dosłownie, w „szczerym polu” powstają nowe osiedla, biurowce, drogi, lotniska itd. Przy czym coraz częściej widać inwestycje mocno już zaawansowane, ale wstrzymane z powodu braku pieniędzy lub bankructwa inwestora. Jednak tuż obok budów zamrożonych startują nowe. Włodarzy lokalnych wpadki wyraźnie nie zrażają do planowania nowych inwestycji.

Ostrzeżenia przed dalszym zadłużaniem się samorządów, wydających pieniądze z rozmachem, na który obecnie kraju nie stać, niewiele dają. Wiele samorządów przestrogi wręcz lekceważy, gdyż ciągle mają łatwy dostęp do gotówki, a stopa zwrotu mało je obchodzi.

Szastanie pieniędzmi lokalnym notablom przychodzi tym łatwiej, że niewiele im grozi, kiedy pieniądze wyrzucą, dosłownie, w błoto. Dopiero wykrycie, przy okazji badania nieprzemyślanej decyzji, jakiejś większej afery korupcyjnej uruchamia aparat ścigania, a wtedy kara może być bardzo wysoka – w wyjątkowych wypadkach z karą śmierci włącznie.

Dla chińskich włodarzy w terenie postęp i rozwój, to ciągle jak najwięcej nowych budów i inwestycji, na które, jak uważają, państwo będzie stać bez końca. Inna sprawa, że taka polityka była w Chinach – dotąd – oficjalnie forsowana i popierana.

Eksperci, jak np. Tom Byrne, wiceprezes biura kredytowego Moody’s na Azję i Bliski Wschód, ostrzegają, że podobny mechanizm doprowadził do kryzysu bankowego i finansowego w wielu krajach.

Nowe idzie, stare blokuje

Ostatnio coś się jednak zmienia. Coraz częściej słychać w Państwie Środka oficjalnie opinie o pilnej potrzebie zracjonalizowania zarządzania podażą pieniądza i ograniczenia kredytów dla nowych „nieautoryzowanych” projektów budowlanych. A obecne władze są już gotowe mocno ograniczyć strategię zwiększania inwestycji, jako głównego źródła wzrostu gospodarczego.

Rząd premiera Li Keqianga deklaruje uczynić chiński wzrost „lepszym jakościowo” i nie dążyć do niego za wszelką cenę – zwłaszcza – kosztem dalszej degradacji środowiska. Pojawiły się regulacje, które mają powstrzymać samorządy przed inwestycyjnym rozpasaniem.

Niedawno komisja regulująca działalność banków (CBRC) zobowiązała chińskie banki, by zaczęły starannie monitorować projekty inwestycyjne, na które pożyczają pieniądze. To niezwykle ważna dyrektywa, ponieważ ok. 80 proc. lokalnego zadłużenia stanowią właśnie kredyty bankowe.

Lokalne zadłużenie Chin jest według danych oficjalnych szacowane na 13 bln juanów (ok. 6,5 bln zł), co stanowi 25 proc. PKB kraju. Słychać jednak opinie, że tak naprawdę jest ono znacznie większe i przekracza już 20 bln juanów – czyli 40 proc. PKB.

Tak uważa Xiang Huaicheng – chiński minister finansów w latach 1998-2003, który podkreśla, iż zadłużenia samorządów nie można dokładnie policzyć z powodu braku przejrzystości procedury. Samorządy w Chinach nie mogą bowiem pożyczać pieniędzy bezpośrednio, robią to przez cały łańcuch firm inwestycyjnych, posiadających gwarancje rządowe.

Masowe bankructwa samorządów lokalnych finansujących większość inwestycji infrastrukturalnych w Chinach, to raczej scenariusz skrajny, ale niewykluczone, iż decydenci w Pekinie dla postrachu, postanowią niektóre z nich dla przykładu „ukarać” za rozrzutność.

Jednak trudno będzie przełamać opór stawiany przez zachowawczą część kierownictwa KPCh. Wspiera ono potężne inwestycyjne grupy interesów, zwłaszcza duże firmy budowlane forsujące wzrost, bez oglądania się na koszty, ponieważ czerpią z tego profity. I przekonuje państwowe banki o potrzebie stale nowych inwestycji.

Rozwój mniej na kredyt

MFW ostrzegł Chiny, że ich łączny dług wynosi ok. 50 proc. PKB w porównaniu z 40 proc. w 2012 i ok. 38 proc. w 2011.

Zdaniem analityków obawy budzi nie tyle poziom długu, który jest pod kontrolą, ale tempo jego wzrostu. Fundusz niepokoi ekspansja kredytowa w Chinach, zdolność spłaty pieniędzy przez kredytobiorców, jakość wielu inwestycji i ciągłe uzależnienie od nich rozwoju gospodarki.

Sami prezesi największych chińskich banków np. ICBC – obecnie największy bank świata – kredytujących lokalne inwestycje, takiego zagrożenia nie widzą. Twierdzą, że tutejsze samorządy są zdolne do spłaty zaciągniętych długów.

Bloomberg zwraca jednak uwagę, iż suma tzw. złych kredytów rośnie w Chinach już szósty kwartał z rzędu – najdłużej od 9 lat. Dochodzi do tego problem kredytów i pożyczek udzielanych przez szarą strefę bankową (tolerowaną przez państwo), których wartość szacowana jest nawet na 200 proc. PKB.

Ostrzeżenie wysłał chińskim samorządom również Audytor Generalny Krajowego Biura Audytu Liu Jiayi. Powiedział, iż muszą one poprawić zarządzanie długiem, ponieważ narasta on zbyt szybko – zwłaszcza od 2011 r. Do tego wiele gmin, prowincji, miast i województw zaciąga nowe pożyczki na spłatę starych.

Przykręcenie przez chińskie banki kurka z pieniędzmi i ograniczenie akcji kredytowej – zasugerował tutejszym władzom także laureat ekonomicznego Nobla Robert Mundell – goszczący niedawno w Pekinie.

Popyt na kredyty w Państwie Środka to przede wszystkim wynik wysokiego poziomu inwestycji infrastrukturalnych, przemysłowych i mieszkaniowych – twierdzą eksperci, wskazując jednocześnie, że ogromne uzależnienie od kredytów, to wynik niezrównoważonej gospodarki. Problem dodatkowo pogłębia dłuższy, aniżeli w innych krajach czas zwrotu inwestycji – zauważa S&P.

Wszystko to razem skłoniło rząd do wezwania banków, by rozsądnie zarządzały podażą pieniądza i „zwiększyły wysiłki w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się ryzyka finansowego”.

Także bank centralny zaapelował do kredytodawców o kontrolowania ryzyka i ograniczenia ekspansji kredytowej, w obawie, że gospodarka Chin może w wyniku stosowanych dotąd posunięć zwolnić jeszcze bardziej.

Niedawny problem z płynnością na chińskim rynku międzybankowym, to tylko ostrzeżenie, które jednak potraktowano w Państwie Środka bardzo poważnie. Uspokajające oświadczenia prezesa banku centralnego Chin Zhou Xiaochuana były ostatnio często cytowane w mediach, nie tylko ekonomicznych.

Kończą się łatwe pieniądze

>>video: Chiny zmieniają strategię rozwoju

Na to, iż w Chinach nadchodzi czas baczniejszego przyglądania się, na co idą pieniądze i oraz na zbliżanie się reform mogą wskazywać jeszcze dwie opinie wpływowych chińskich ekspertów.

Ji Jianxun, profesor w Wyższej Szkole Ekonomii i Zarządzania Tongji University w Szanghaju, uważa, że płynność finansowa Chin jest wciąż na wysokim poziomie, zaś ostatnie kłopoty zostały spowodowane czynnikami strukturalnymi. Twierdzi, że Chiny nie mają problemów z podażą pieniądza, a do tego na rynku wciąż jest dużo kapitału pozarządowego, który aktywnie poszukuje nowych możliwości inwestycyjnych.

Ostatnie zamrożenie płynności niektórych banków komercyjnych w Chinach zostało – jego zdaniem – spowodowane wzrostem ciśnienia na to, aby uzupełnić w wymaganych terminach środki rezerwy banku centralnego. Za fałszywe uważa także twierdzenie, iż problemy z płynnością spowodowała niepohamowana ekspansja finansowa i brak nadzoru. Chiny – jego zdaniem – nie potrzebują większej podaży pieniądza, lecz pełnoprawnego systemu finansowego, stanowiącego solidny mechanizm gwarancji dla realnej gospodarki.

Rząd – podkreśla dalej Ji Jianxun – wpompował w rynek dużo pieniędzy, aby stymulować wzrost gospodarczy w latach po wybuchu światowego kryzysu finansowego, ale duża część tych środków trafiła do sektora finansowego w poszukiwaniu wyższych zysków, zamiast do sektora produkcji. Zauważa, ponadto, iż w porównaniu z małymi i średnimi przedsiębiorstwami nadal łatwiejszy dostęp do kredytów bankowych mają firmy państwowe, a wzrost ryzyka finansowego w Chinach, to także rezultat nieograniczonego rozwoju szarej strefy bankowej.

Ji Jianxun wiąże zawirowania z płynnością z ostatnimi posunięciami amerykańskiej Rezerwy Federalnej, która jasno zasygnalizowała zamiar stopniowego wycofywania się z łagodzenia polityki monetarnej w związku z oznakami ożywienia gospodarczego Stanów Zjednoczonych. Zwraca uwagę na wyraźne komunikaty rządu premiera Li Keqianga, zapowiadające większe wsparcie dla transformacji gospodarczej i modernizacji, co – uważa – zwiastuje też poważne reformy finansowe, które nazywa „nieuniknionymi”.

Radzi chińskim władzom – kontynuować zacieśnianie kontroli nad płynnością dystrybucji części swych zasobów finansowych, więcej środków przeznaczać na realną gospodarkę i jej modernizację, promować współpracę miedzy sektorem finansowym a podmiotami gospodarczymi i urynkawiać stopy procentowe.

Z kolei Ed Zhang, komentator gospodarczy dziennika China Daily, pisze, że to, co działo się na rynku międzybankowym w Chinach, może być postrzegane, jako mini-kryzys na ograniczoną skalę, który prawdopodobnie – co sugeruje – został świadomie wywołany przez rząd, aby zapobiec kryzysowi bardziej poważnemu. A ten byłby nieunikniony, gdyby sprawę pozostawiono „niewidzialnej ręce rynku”.

Twierdzi on, że wiele samorządów oraz dużych korporacji walczy w Chinach o więcej pieniędzy w imię wzrostu gospodarczego, co może w efekcie stworzyć ryzyko w długim terminie. Zwraca także uwagę na przepaść między ambicjami inwestorów a realiami rynkowymi – widoczną w wielu miejscach w Chinach, zwłaszcza w drugiej i trzeciej kategorii miastach i powiatach (czyli mniejszych). Określa wiele z ich lokalnych planów rozwoju mianem „godnych science fiction”, co już spowodowało nierównowagę strukturalną w społeczeństwie.

Interwencję rządu Ed Zhang nazywa niezbędną, w związku z dodawaniem nowych projektów marnotrawiących środki do starych.

Wydaje się, więc, że czas łatwych pieniędzy w chińskiej gospodarce powoli dobiega końca, co dla wielu jest tutaj niemiłym zaskoczeniem

OF

Spowolnienie gospodarcze na razie nie spowalnia jeszcze licznych inwestycji w Chinach (Fot. A. Kaliński)

Otwarta licencja


Tagi