Przyczyny następnego kryzysu

Portale internetowe obiegła w poprzednim tygodniu wiadomość o  raporcie przygotowanym na zlecenie Instytutu Roosevelta (w OBSERWATORZE czytaj tutaj, tutu ). Jego autorzy stwierdzają, że gospodarka amerykańska stoi przed groźbą wybuchu następnego, jeszcze groźniejszego kryzysu finansowego. Jako główny powód w raporcie wskazuje się na opóźnienia w reformie systemu finansowego oraz wciąż nazbyt ryzykowne zachowania banków. Remedium, jakżeby inaczej, upatruje się głównie w zaostrzeniu regulacji odnoszących się do działalności bankowej.

Ani analiza zawarta w raporcie, ani też formułowane zalecenia nie są oczywiście nowe. Wielu obserwatorów od dawna powtarza, że większość banków nie zmieniła  w ogóle swojej polityki po kryzysie subprime. Również postulaty – często bardzo daleko idące – zwiększenia nadzoru nad instytucjami finansowymi, czy nad gospodarką i rynkiem w ogóle, można było usłyszeć już wcześniej. Tym razem brzmią one jednak wyjątkowo fałszywie. Czy bowiem można dziwić się bankom? Ich szefowie świeżo w pamięci mają wydarzenia ostatnich lat, kiedy to ryzykanctwo i brak odpowiedzialności nie spotkały się z żadną karą. Przeciwnie nawet, hojność rządów i banków centralnych, wyciągających pomocną dłoń, okazała się miłym zaskoczeniem. Dlaczego zatem bankierzy mieliby zakładać, że tym razem będzie inaczej? Jakie bodźce mają, by prowadzić ostrożną politykę? Nadzorcy i władze nie zrobiły wiele, by wyeliminować, czy choćby ograniczyć, pokusę nadużycia. W takiej sytuacji, krytykowane we wspominanym raporcie próby krótkookresowej maksymalizacji zysku ze strony banków są działaniem jak najbardziej racjonalnym. Jeżeli więc następny kryzys faktycznie wybuchnie, jego  przyczyn będzie można upatrywać raczej w nadmiernej wyrozumiałości regulatorów i zbyt rozbudowanej pomocy państwowej, wskutek których rynek nie mógł się oczyścić z graczy łamiących jego zasady i przyjmujących nadmierne ryzyko.

W tym kontekście głosy akcentujące potrzebę zwiększenia regulacji wydają się być  w dużym stopniu niczym innym, jak tylko próbami zwiększenia interwencjonizmu państwa w sferę finansową. Nawet najlepsze regulacje nie będą skuteczne, jeżeli nie będzie się karać za ich nieprzestrzeganie.  Co więcej, gdy wzrośnie zakres  ingerencji, mechanizm rynkowy nie będzie mógł przywrócić równowagi. Obserwowane negatywne tendencje w gospodarce amerykańskiej i europejskiej mogą ponownie doprowadzić do kryzysu.

Gdy kryzys faktycznie wybuchnie, rządy sięgną do portfeli obywateli, by sfinansować kolejne pakiety pomocowe dla instytucji finansowych balansujących na krawędzi upadku. Te ostatnie, przyjmą oczywiście pomoc z wdzięcznością, nadal robiąc swoje. Kiedy sytuacja się uspokoi, co przecież w końcu nastąpi,  pojawią się kolejne głosy, że to co nastąpiło, było winą kapitalizmu i wolnego rynku i że potrzeba jeszcze więcej regulacji, by wreszcie ukrócić te złe, ryzykanckie banki. I wszystko zacznie się od nowa, ale sytuacja  wyjściowa będzie już niestety znacznie gorsza, niż obecnie.

 


Tagi