Zadyszka w bankach?

Zadyszka w bankach?

(Opr. DG)

Ponad 11 mld zł wyniósł zysk netto banków po dziewięciu miesiącach według danych KNF. Jest niższy o 100 mln złotych niż wynik po trzech kwartałach rekordowego roku 2011.

Czyżby się zatem myli analitycy sektora bankowego powszechnie używający słowa „dobry”. Otóż nie, bo wynik ten został wypracowany w odmiennych warunkach makroekonomicznych. We wszystkich kwartałach ubiegłego roku wzrost gospodarczy wynosił co najmniej 4 proc. Podczas, gdy w obecnym dynamika PKB stopniowo się obniża z 3,5 proc. w pierwszym kwartale przez 2,4 proc. w drugim, do mniej niż 2 proc. w trzecim,  o czym są przekonani autorzy listopadowej projekcji inflacji NBP. Jak na pogłębiające się spowolnienie gospodarcze wynik niższy o zaledwie 100 mln zł jest zaskakująco dobry.

– Jeśli spojrzymy na giełdowe banki to wydaje się, że kluczem do sukcesu w trzecim kwartale były przede wszystkim zyski na obligacjach – zauważa Michał Sobolewski, analityk sektora bankowego w DM IDM SA.

A one mogą się pojawić wtedy, gdy nagle na rynku pojawi się popyt na nie za sprawą oczekiwań na rychłą obniżkę stóp procentowych.

Ten czynnik wystąpił praktycznie we wszystkich bankach, choć w różnym stopniu wpłynął na ich wyniki, m.in.  z uwagi na różnice w strukturze bilansów. Proporcjonalnie jedną z największych pozycji i to w dodatku zarządzaną aktywnie, miał Bank Handlowy. Dlatego też przed publikacją raportów kwartalnych uchodził on wśród analityków za faworyta, co potwierdził później mocną poprawą wyników na bazie rocznej. Kolejną cechą wyróżniającą ten bank na tle sektora jest mniejszy udział kredytów w bilansie, co z uwagi na dość powszechny w sektorze wzrost kosztów ryzyka czy tworzenie rezerw w tym kwartale było zaletą.

Także w przypadku wyników Pekao sprzedaż portfela obligacji była jedną z przyczyn wyższego od prognoz zysku netto. O ile w przypadku tego banku takie operacje zapewniają zwykle 40 mln złotych to w ubiegłym, wyjątkowym, kwartale, było to 156 mln złotych. Nieco mniej spektakularnie wyglądały za to pozycje, które decydują o powtarzalności wyników kwartalnych, jak wynik odsetkowy, prowizyjny czy poziom rezerw. Trzeba także uwzględnić jeszcze jedną rzecz, czyli opóźniony cykl biznesowy.

Nie ujmując nic talentom menadżerskim zarządom naszych banków nie zapominajmy jednak, że sektor na zmiany koniunktury gospodarczej reaguje jednak z pewnym opóźnieniem – zwraca uwagę Iza Rokicka, analityk rynku akcji w Domu Inwestycyjnym BRE Banku.

Osoba, która traci pracę często otrzymuje odprawę pozwalającą jej na obsługiwanie zobowiązań przez kilka następnych miesięcy. Jeśli w tym czasie nie znajdzie nowego źródła dochodu to jej standing finansowy zaczyna się psuć. To może prowadzić do problemów z terminową spłatą kredytów, a tym samym do presji na wzrost NPL obciążających wynik finansowy sektora. Zanim jednak taki scenariusz zacznie się materializować zwykle ujawnia się inne zjawisko. Klienci banków – gdy zaczynają się obawiać o poziom przyszłych dochodów – ograniczają apetyt na produkty finansowe. To zjawisko jest widoczne, gdy porównuje się wyniki na bazie kwartalnej.

Tu pojawiła się także inna tendencja. W pierwszej połowie roku część banków próbowała rozwinąć sprzedaż kredytów gotówkowych, aby zrekompensować słabsze wyniki sprzedaży kredytów hipotecznych. Pogarszanie się jakości tego nowego portfela budzi niekiedy lekkie rozczarowanie wśród zarządów banku. Reakcją dostosowawczą było tu na ogół odejście od polityki udzielania niewielkich pożyczek na rzecz oferowania dużych kredytów, ale klientom o bardzo dobrej wiarygodności finansowej. Wiąże się to jednak z niższą zyskownością z perspektywy banków.

Nic zatem dziwnego, że mocniej zaznacza się presja na marże.

Analitycy sektora bankowego zgodnie wskazują, że co najmniej od drugiego kwartału wynik odsetkowy, a stanowi on główną pozycję kreującą zysk netto „idzie w bok”.

– W części banków w poprzednim kwartale przychody z tego tytułu spadły mimo utrzymania lub nawet wzrostu wolumenów kredytowych – mówi Tomasz Bursa z IPOPEMA Securities.

Napotykając barierę popytową w segmencie detalicznym część banków zdecydowała się zwiększyć aktywność w segmencie korporacyjnym, gdzie jednak marże są niższe niż w przypadku segmentu detalicznego.

To nie jedynym problem, który jest widoczny w sprawozdaniach finansowych, aby go pokazać w pełni musimy jednak skierować wzrok na przyszły rok.

Dla przytłaczającej większości obserwatorów sektora poza wszelką dyskusją jest, że wynik 2013 roku będzie gorszy niż w obecnym. Przemawia za tym kilka powodów w tym część o charakterze regulacyjnym. A są nimi:

spodziewany spadek przychodów z tytułu obniżenia opłat interchange;

spodziewany wzrost obciążeń na rzecz BFG w wyniku wprowadzenia opłaty ostrożnościowej;

kontynuacja cyklu obniżek stóp procentowych;

dalsze pogorszenie dynamiki PKB, a tym samym pogorszenie portfela kredytowego i wzrost kosztów ryzyka.

Zdaniem Tomasza Bursy tylko za sprawą dwóch pierwszych czynników zysk netto sektora w przyszłym roku może być niższy o 10 proc. w porównaniu do obecnego. Jeśli dodamy jeszcze dwa kolejne czynniki to wynik sektora może być wtedy niższy o blisko 20 proc. Jest to zbyt duży uszczerbek, aby bankom udało się go zrekompensować w inny sposób.

W przynajmniej części instytucji pojawiła się zatem tendencja do zarządzania wynikiem finansowym, którego celem jest uniknięcie znaczącego spadku zysków w przyszłym roku w porównaniu do osiągnięć tegorocznych. To podejście jest realizowane poprzez politykę tworzenia rezerw.

Można odnieść wrażenie, że w niektórych bankach zdecydowano się utworzyć w trzecim kwartale rezerwy wyższe niż wskazywałaby na to bieżąca sytuacja kredytobiorców. Warto zwrócić uwagę, że w poprzednim kwartale w przeciwieństwie do drugiego mimo braku nowych informacji o nasileniu się problemów finansowych czy upadłości firm ta pozycja rachunku wyników zaczęła znacząco rosnąć zwłaszcza w przypadku portfela korporacyjnego. Można dostrzec pewną korelację między prognozami makroekonomicznymi przygotowanymi przez banki, a ich polityką rezerw. Niektóre z nich zakładają obecnie możliwość wystąpienia technicznej recesji w pierwszej połowie 2013 r.

W tej sytuacji nie powinno budzić zaskoczenie takie podejście do polityki tworzenia rezerw, a dalsze powiększanie tej pozycji powinniśmy zobaczyć w kolejnych kwartałach. Banki nauczone doświadczeniem roku 2009 starają uniknąć tworzenia rezerw w sytuacji jednoczesnego spadku przychodów i pogarszania się kondycji kredytobiorców. Tym razem starają się, przynajmniej niektóre, działać z wyprzedzeniem. Jeśli coś na tym ucierpi to zapewne statystyki sektora, bo gdyby nie te „dodatkowe” czy „wyprzedzające” rezerwy” to mielibyśmy szanse na jego kolejny rekordowy zysk roczny.

Podejście do polityki tworzenia rezerw to nie jedyny wspólny element, który możemy dostrzec w przypadku większości giełdowych banków. W przeciwieństwie do poprzednich lat zarządy banków nie są skłonne do podejmowania dyskusji o wypłacie dywidendy dla akcjonariuszy. Część zarządów przy okazji prezentacji wyników kwartalnych ograniczała się na ogół do lakonicznego stwierdzenia, że sytuacja banku pozwala na jej wypłatę, ale jest zbyt wcześnie, aby taki wariant rozważać w sytuacji dużej niepewności.

Jak przyznał Bogusław Kott, prezes Banku Millennium, w branży obserwuje się silną tendencję do zmniejszania finansowania przez zagranicznych właścicieli, co oczywiście pociąga za sobą pytanie czym je zastąpić. Odpowiedź na nie jest poszukiwana od dłuższego czasu zwłaszcza w grupie banków, która ma niezrównoważone relacje depozytów do kredytów. Tu też należy się zapewne doszukiwać zaostrzającej się konkurencji w sektorze o depozyty. Zwłaszcza, że wraz ze słabnącą dynamiką PKB przedsiębiorstwa wycofują na własne potrzeby nadwyżki finansowe utrzymywane wcześniej na rachunkach. Dodatkowo rośnie waga finansowania długoterminowego z uwagi na spodziewane zmiany regulacyjne od przyszłego roku. Ciekawe na tym polu są dane KNF o udziale pięciu największych banków depozytach i aktywach.

Jeśli się zderzy dane z września tego roku ze stanem z grudnia 2009 r., to udział pierwszej piątki skurczył się w depozytach o niemal 10 punktów procentowych, do 45 proc. Podczas, gdy po stronie aktywów nieznacznie wzrósł do blisko 46 proc.

– Od roku 2009 w sektorze dominuje tendencja do utrzymania dynamiki wzrostu kosztów w tempie wzrostu inflacji. Mimo, że od tego czasu mieliśmy wzrost stawek podatku VAT, które uderzyło w banki, bo one nie są w stanie tego obciążenia przerzucić na klientów, czy też dwukrotny wzrost opłat do BFG – zwraca uwagę Michał Sobolewski.

Nic zatem dziwnego, że wskaźnik Koszty/Dochody jest tym wskaźnikiem, którym zwykle zarządy największych banków lubią się pochwalić w trakcie kwartalnych prezentacji. W ich przypadku sojusznikiem jest efekt skali, który zmniejsza koszty jednostkowe. Natomiast mniejsze banki, zwłaszcza te, które nie osiągnęły na rynku detalicznym odpowiedniego stanu posiadania lub zrezygnowały np. udzielania hipotecznych kredytów walutowych, kontynuują politykę redukcji zatrudnienia.

Jako jeden z pierwszych na początku roku na taki krok zdecydował się Bank Handlowy co już w wynikach za trzeci kwartał znalazło pozytywne odzwierciedlenie. Dla pozostałych podmiotów jest to raczej perspektywa przyszłego roku.

– W otoczeniu zwalniającej gospodarki, niekorzystnych zmian regulacyjnych banki mają bardzo małe pole manewru, aby pracować nad swoją rentownością. Ja tu widzę dwa rozwiązania. Po pierwsze kontrolę kosztów, a po drugie podwyższenie opłat i prowizji dla poszczególnych grup klientów czy dla konkretnych produktów – mówi Iza Rokicka.

Wydaje się, że banki szukają dziś oszczędności w kosztach operacyjnych czy marketingowych. Nie widać natomiast dużej determinacji do poprawy wyniku prowizyjnego co jednak diametralnie może się zmienić jeśli wjedzie w życie podatek bankowy.

Dylematu wyboru zaoszczędziła większości banków słaba kondycja segmentu klienta masowego – pozwoliła im za to ograniczyć wydatki na marketing i trzymać w ryzach koszty.

OF

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi