Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Czy technokrata umie uderzyć?

Włochy mają rząd pełny dystyngowanych postaci. Jego szefem jest Mario Monti, znany ekonomista. Czym innym jednak zaufanie, czym innym gotowość na potężne wyrzeczenia. Monti i jego drużyna niepolityków stają na przeciw potężnym partiom i wpływowym grupom interesu. Bez uderzenia w nie, reformy nie powiodą się.
Czy technokrata umie uderzyć?

Ludzie z rządu Maria Monti są nazywani "miłymi panami". Czy podołają wyzwaniu? (CC By FriendsofEurope)

Mario Monti to przeciwieństwo Silvio Berlusconiego, który licznymi skandalami korupcyjnymi i seksualnymi zraził do siebie większość Europejczyków i wielu Włochów. Monti to dystyngowany ekonomista, wykształcony na najlepszej włoskiej uczelni – prywatnym Uniwersytecie Bocconi – oraz amerykańskim Yale, były komisarz europejski. Cieszy się poważaniem na europejskich salonach politycznych i wśród mediów.

I tak, jak Berlusconi kojarzy się ze wszystkim, co najgorsze we Włoszech – korupcją, nepotyzmem, wszechobecną medialną tandetą, tak Monti kojarzy się ze wszystkim co najlepsze – wysokim poziomem kultury (osobistej), wysokim poziomem wiedzy, międzynarodowym obyciem. Jest człowiekiem z klasą, ufa mu ponad połowa Włochów.

W środę zaprzysiężony został nowy rząd pod jego wodzą, w którym znaleźli się wyłącznie tzw. technokraci, m.in. Corrado Passera, były już szef Banca Intesa San Paolo, drugiego największego banku Włoch. Mogłoby się wydawać, że wymiana Berlusconiego na Montiego oraz wymiana skłóconego rządu partyjnego na rząd fachowców, to przełomowy moment dla Włoch. Że skończy się polityczno-medialny cyrk, a zacznie ciężka praca, zmierzająca do rozruszania skostaniałej włoskiej gospodarki. Że inwestorzy, który masowo wycofują się z włoskiego rynku finansowego, odpuszczą, a rentowności włoskich obligacji skarbowych spadną z bardzo niebezpiecznego poziomu 7 proc.

Nic bardziej mylnego. Monti ma niewiele większe szanse na powodzenie niż Berlusconi. Jego przewaga polega na tym, że cieszy się dużym zaufaniem, ale jego słabością jest brak zaplecza politycznego. Problemy Włoch są tak trudne do rozwiązania, że ulotna może się okazać nadzieja, iż kulturalni i dobrze wykształceni mili panowie dadzą radę stawić im czoła. Inwestorzy odwrócili się od Berlusoniego nie za jego kompromitujące zachowanie, ale dlatego, że coraz bardziej widoczna stawała się niewydolność systemu politycznego w radzeniu sobie z długookresowymi wyzwaniami. Czy technokraci dadzą radę czemuś, z czym nie radzili sobie liderzy? Najbliższe miesiące przyniosą odpowiedź.

Oto sprawy, które mogą przerosnąć Mario Montiego. Zacznie sią od polityki. A skończy na społeczeństwie.

Każda partia chce coś ugrać

W nowym włoskim rządzie nie ma polityków. Rząd ten będzie jednak musiał szukać politycznego poparcia w parlamencie, który jest bardzo podzielony. W zależności od konfiguracji koalicji wyborczych, do parlamentu mogłoby wejść obecnie od 7 do 11 partii. Dwie główne – czyli rządzący do niedawna Lud Wolności oraz opozycyjna Partia Demokratyczna – nie miałyby najmniejszych szans na samodzielne rządy. Obie posiadają po ok. 25 proc. głosów. Muszą podpierać się mniejszymi paritami, a te naturalnie wykorzystują fakt bycia języczkiem u wagi.

Co gorsze, każda z partii dzieli się na jeszcze mniejsze grupy polityczne. W trakcie konsultacji przed stworzeniem rządu Monti musiał odbyć spotkania z 34 grupami politycznymi.

– Czy to jest zdrowa demokracja? Im więcej partii, tym więcej demokracji? Wątpię – zauważył ostatnio publicysta Gian Antonio Stella.

Silvio Berlusoni już zapowiedział, że po okresie szybkich zmian zapewniających stabilność gospodarce, jego partia będzie się domagała wyborów. Uważa, że to jego partia, z nim w roli głównej, wciąż mają mandat demokratyczny do rządzenia. Czy w takiej sytuacji Berlusconi poprze głębokie reformy? Czy poprą je inne partie, w tym opozycja?

Co powinien zawierać plan reform

Wszystkie muszą skupiać się na bodźcowaniu wzrostu PKB, bo bez tego nie uda się rozwiązać problemu zadłużenia. Są różne pomysły, ale warto przyjrzeć się szczególnie tym, które prezentowane są przez wpływowych włoskich ekonomistów. Tito Boeri, jeden z autorytetów w dziedzinie ekonomii pracy, twierdzi, że we Włoszech można przeprowadzić kilka zmian, które nie będą kosztowały społeczeństwa ani centa, a mają szansę przyspieszyć wzrost PKB. Wymienia on m.in. liberalizację rynku pracy poprzez obniżenie roli kontraktów zbiorowych, wprowadzenie bodźców zwiększających aktywność zawodową, szczególnie kobiet, liberalizację niektórych wolnych zawodów, poprawę współpracy między nauką i biznesem.

Znacznie bardziej ostrożni są inni wpływowi ekonomiści, Alberto Alesina i Francesco Giavazzi. W artykule dla poniedziałkowego „Corriere della Sera“ wymienili oni kilka kwestii, które są realne do rozwiązania w krótkim okresie. Skupili się głównie na … podatkach. Ich zdaniem należy uszczelnić system podatkowy, podnieść nieco podatki dla bogatszych osób (uznają to za nieuniknione), wprowadzić niektóre podatki od nieruchomości (choć nie generalny podatek od bogactwa). Mogłoby to pozwolić w krótkim okresie zwiększyć zaufanie rynków finansowych, co w ułatwiłoby reformy strukturalne w średnim i długim okresie.

W czwartkowym przemówieniu w Senacie Monti już zapowiedział, że kilka z tych reform będzie przeprowadzonych. Chodzi m.in. o podatek od nieruchomości, decentralizację kontraktów zbiorowych, bodźce fiskalne do pracy dla kobiet. Trzeba jednak poczekać na konkrety. A jak na te propozycje mogą zareagować partie polityczne? Reformy rynku pracy mogą być blokowane lub spowalniane przez lewicę.

Zarówno największa partia opozycyjna – Partia Demokratyczna – jak i mniejsze partie lewicowe są dość silnie powiązane ze związkami zawodowymi, lub przynajmniej pozostają pod ich wpływem. Już w czwartek w Mediolanie odbyły się protesty młodzieży przeciw Montiemu, podczas których uczestnicy domagali się m.in. obciążenia sektora bankowego kosztami walki z kryzysem.

Niełatwo będzie również dokonać manewrów po stronie podatkowej. Lewica na pewno będzie sprzyjać podwyżkom podatków, jednak sprzeciwiać się im może prawica, a bez niej trudno będzie stworzyć rząd porozumienia narodowego. Ponadto, temat uszczelnienia systemu podatkowego jest stary i doświadczenie pokazało, że jest to bardzo trudne i kosztowne. Żeby zebrać podatki, których ludzie nie płacą, należy najpierw znacząco zwiększyć nakłady na kontrolę podatkową, a to jest działanie idące wbrew ograniczaniu deficytu budżetowego.

Ostatni problem z działaniami po stronie podatkowej jest zaś taki, że nie dotykają one kluczowego problemu Włoch – niskiego wzrostu PKB i braku zaufania rynków finansowych.

Rząd musi stać przeciw wpływowym grupom

Kłopoty z forsowaniem reform w parlamencie – jeżeli się rzeczywiście pojawią – będą jedynie odzwierciedleniem głębszych problemów strukturalnych tkwiących we włoskim społeczeństwie – jego mentalności, strukturach itd.

Włochy to kraj, w którym różne grupy społeczne osiągnęły bardzo szerokie wpływy i wielkie przywileje, które blokują rozwój gospodarki kosztem słabych grup, takich jak kobiety, imigranci czy ludzie młodzi. Podkreślali to we wspomnianym artykule Alesina i Giavazzi. Wśród kluczowych grup wpływu wymieniają m.in. pracowników sektora publicznego, którzy wcześnie odchodzą na emeryturę i otrzymują wynagrodzenia zupełnie od dynamiki ich produktywności, przedstawicieli niektórych wolnych zawodów, którzy zdołali wywalczyć sobie ochronę rynku przed konkurencją (np. każdy kto był we Włoszech musiał dostrzec jak mało korporacji taksówkarskich tam działa), przedstawicieli niewydolnych firm państwowych lub prywatnych uzyskujących wsparcie państwa, przedstawicieli Południa, gdzie pompowane są setki miliardów euro nie przynoszące żadnych wymiernych korzyści gospodarczych.

Problem dość trafnie opisał komentator „Corriere della Sera“ Antonio Polito, nawołując do reform ograniczających wpływu dominujących grup: – Włochy to kraj złożony również z kobiet i ludzi młodych, a nie tylko supermaczo i siedemdziesięcioletnich profesorów.

Pisząc o profesorach, naturalnie nie chodziło mu tylko o profesorów uczelni wyższych, ale wszystkie grupy uprzywilejowane, którym udaje się rozpychać w sieci polityczno-biznesowej. Sami profesorowie wyższych uczelni są tutaj dobrym przykładem. Włoski system nauki i kształcenia wyższego, podobnie zresztą jak polski, wymaga rewolucji. Odstaje od światowych trendów, nie generuje badań na światowym poziomie, nie wychowuje ludzi zdolnych do pracy we współczesnych firmach.

Jednym z najlepszych przykładów zacofania tej dziedziny jest ogromna liczba absurdalnych kierunków, kreowanych przez wyższe uczelnie w celu zdobycia finansowania publicznego. I tak możemy spotkać kierunki pt. „Nauka hodowli i opieki nad kotami i psami“ (w Bari), czy „Nauka i technologia pakowania“ (Parma).

Jeżeli zatem Włochy mają się rozwijać, muszą zdjąć parasol ochronny rozpięty nad różnymi wpływowymi grupami. A to będzie bardzo trudne. Są one bowiem powiązane z politykami siecią różnych zależności, od biznesowych po mafijne. Piękne słowa, pełna kultura, a nawet determinacja mogą Mario Montiemu nie wystarczyć w tej konfrontacji. Będzie musiał wykrzesać z siebie znacznie więcej.

Autor jest ekonomistą Polskiego Banku Przedsiębiorczości; publicysta

Ludzie z rządu Maria Monti są nazywani "miłymi panami". Czy podołają wyzwaniu? (CC By FriendsofEurope)

Otwarta licencja


Tagi