Autor: Norman Bailey

były szef doradców ds. gospodarczych prez. R. Reagana

Zamiast wyższego VAT podatek liniowy

Polska nie powinna podwyższać podatków. To niewłaściwa decyzja podejmowana dodatkowo w złym czasie. Przeciwnie. Liberalny rząd Donalda Tuska powinien zdobyć się na wprowadzenie podatku liniowego. Skutkowałby on zwiększeniem przychodów do budżetu i pomógłby polskiej gospodarce przyspieszyć - uważa były doradca ekonomiczny prezydenta USA Ronalda Reagana prof. Norman Bailey.

Polski rząd przedstawił projekt budżetu na 2011 r., który przewiduje wzrost podatku VAT o 1 proc. Ponadto rząd chce uzyskać więcej przychodów do kasy państwowej z prywatyzacji. Czy ten minimalny wzrost obciążeń fiskalnych może pomóc rządowi wywiązać się ze zobowiązań społecznych, nie zniechęcając jednocześnie przedsiębiorców?

To błędna decyzja podjęta w niewłaściwym czasie. Polska była jedynym krajem w Europie, który miał pozytywny wzrost gospodarczy w 2009 r. Polityka prowadzona przez polskie rządy od 2007 do 2009 roku skutkowała rozwojem gospodarki, w czasie gdy gospodarki pozostałych krajów znajdowały się w stanie stagnacji. Dlatego nie wydaje mi się, że jakiekolwiek zmiany tej polityki mają sens, zwłaszcza podnoszenie podatków. Podnoszenie opodatkowania jakiejś działalności automatycznie zniechęca się do jej prowadzenia. Jest to impuls do ograniczania biznesu lub zupełnej likwidacji w danej dziedzinie, którą rząd bardziej opodatkowuje. I to jest bardzo poważny problem, który dotyczy nie tylko wymiaru czysto ekonomicznego, ale i psychologicznego. Jest to sygnał dla inwestorów o niekorzystnej zmianie warunków gospodarczych.

Podwyżka VAT doprowadzi do drożyzny, która zuboży najbiedniejszych. Zatem jest to działanie odwrotne od zamierzonego.

Gdyby Polska znajdowała się w takiej sytuacji jak Grecja czy Hiszpania, to można się zastanowić, czy takie rozwiązanie byłoby właściwe. Ale Polska była dotąd traktowana przez inwestorów jako jeden z najatrakcyjniejszych krajów. Dlatego moim zdaniem polski rząd powinien skorzystać z dobrego wizerunku Polski wśród przedsiębiorców i zdobyć się na zupełnie przeciwny ruch. To znaczy właśnie teraz wprowadzić podatek liniowy. Wielu inwestorów pamięta, że obecna partia rządząca ma nastawienie wolnorynkowe i probiznesowe. Warto skorzystać z przykładu państw bałtyckich i niektórych krajów Europy Środkowej. Podnoszenie podatków moim zdaniem zupełnie w tej chwili nie ma dla Polski sensu. Inwestorzy potrzebują zachęty do wejścia na rynek. I wówczas przychody z podatków znacząco się podniosą. Natomiast poprzez nakładanie nowych obciążeń fiskalnych można niechcący doprowadzić do wycofania się przedsiębiorców. I większość analiz i raportów czy to Uniwersytetu Columbia, Chicago czy Instytutu CATO albo Brookings, nie wspominając wielu dostępnych na ten temat analiz uczelni europejskich, wykazało, że podnoszenie podatków skutkuje dla rządu spadkiem przychodu z podatków. A dodatkowo wyższy VAT doprowadzi do spadku działalności gospodarczej. Przede wszystkim zniechęci on do produkcji lokalnej. I zachęci do zwiększenia importu.

Ja bym doradzał, by w czasie tłustych lat, a takie niewątpliwie są obecnie dla Polski, rząd uprościł podatki i obniżył je jak tylko to jest możliwe. I najlepszym sposobem by to osiągnąć, powtórzę, jest podatek liniowy. Jeśli rząd by się zdobył na to rozwiązanie, wówczas znacząco zwiększyłby przychody z podatków.

A przychody z prywatyzacji?

Jeśli uda się rządowi znaleźć dobrych inwestorów, to jak najbardziej. Ale to jest dużo trudniejsze do osiągnięcia niż wprowadzenie podatku liniowego. Ponadto przychody z prywatyzacji jednak trzeba rozłożyć w czasie. Natomiast ustawa o podatku liniowym może być przygotowana błyskawicznie, bo istnieją już wzorce z Bułgarii czy Estonii. Polska mogłaby przyjąć na przykład 11 proc. podatku bez względu na źródło dochodu. Rząd mógłby też uprościć zeznanie podatkowe do jednej strony. Ta zmiana również drastycznie obniżyłaby koszt poboru podatków. I wprowadziłaby więcej optymizmu na rynek. A potem tylko potrzebna jest zgoda polskiego parlamentu, a sądzę, że wszyscy posłowie chcą, by Polska gospodarka rozwijała się szybko. Zatem jednak położyłbym nacisk na uproszczenie i obniżenie podatku. A prywatyzacja oczywiście powinna być realizowana przez rząd w tempie, w jakim jest ona  możliwa.

Jednak zarówno Bułgaria jak i Estonia, jak sądzę te kraje przede wszystkim miał Pan na myśli, wprowadziły podatek przed kryzysem. Czy dla Polski nie byłoby to poważne ryzyko? Przecież Polska nie znajduje się w stanie kryzysu.

Przeciwnie. Wszystkie wskaźniki makroekonomiczne są pozytywne. Moim zdaniem trudno będzie znaleźć lepszy moment. Bo większa część Europy Zachodniej znajduje się w poważnych tarapatach zadłużenia i powolnego wzrostu gospodarczego. By zatem sąsiedzi nie ciągnęli Polski w dół, potrzebne jest pobudzenie rodzimej przedsiębiorczości, która zapewni utrzymanie wzrostu. Moim zdaniem to jest podstawowy problem, na którym ten probiznesowy rząd powinien się skupić.

Mam wrażenie jednak, że nie dotykamy poważnego problemu, na który zwrócili uwagę polscy ekonomiści. Rząd nie zajął się długiem strukturalnym. Co Pan o tym sądzi?

Nie wiem, dlaczego rząd nie zajął się tym problem w tym budżecie. Moim zdaniem jednak to nie jest alarmujący problem dla Polski. Być może też rząd zostawił sobie więcej czasu na przemyślenie tego problemu. Może chce obserwować, jak inne kraje podejdą do tego problemu. Moim zdaniem Polska nie musi robić w tej sprawie żadnych gwałtownych ruchów, jeśli tylko będzie atrakcyjna dla inwestorów i da impuls dla lokalnej przedsiębiorczości.

Polska ostatnio zdecydowała się na przedłużenie elastycznej linii kredytowej z MFW. Tę decyzję krytykowali niektórzy ekonomiści.

Uważam, że krytyka jest nietrafiona. Fundusz pożycza pieniądze na bardzo korzystnych warunkach. To dobrze, że Polska podjęła taką decyzję. Czy chciałby pan, żeby Polska pożyczała od komercyjnych banków? Koszt tej pożyczki jest niewspółmierny do tego, co oferuje MFW.

Z naszej rozmowy wyłania się obraz prosperującej Polski, która jest samotnym białym żaglem na niespokojnym oceanie światowej gospodarki. Czy to jest realne? Jak długo Pana zdaniem polska gospodarka utrzyma się na powierzchni w sytuacji, gdy coraz częściej mówi się o drugim dnie kryzysu?

Tak. Nie jest optymistą co do Europy Zachodniej. Moim zdaniem groźba ponownej recesji jest bardzo prawdopodobna. Ja oceniam, że jest 60 proc. szans. Być może nawet w pierwszym kwartale następnego roku, jeśli rządy nie zetną wydatków, banki nie zwiększą kapitału, a dług Grecji, Hiszpanii i Włoch nie zacznie być restrukturyzowany. I jeśli wzrost gospodarczy nie przyspieszy przynajmniej 0,5-1 proc. To jest poważne zagrożenie. Podobnie powoli będzie rozwijać się gospodarka USA. Ale moim zdaniem niebezpieczeństwo ponownej recesji w Stanach jest znacznie mniejsze niż w Europie Zachodniej i wynosi ok. 40 proc. Dlatego właśnie Polska powinna się gospodarczo umocnić poprzez wzmocnienie o sobie opinii kraju przyjaznego biznesowi.

rozmawiał Tomasz Pompowski, Waszyngton

Norman Bailey – ekonomista. Był doradcą ds. ekonomicznych w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego podczas kadencji prezydenta USA R. Reagana. Był prezydentem firmy inwestycyjnej Bailey, Tondu, Warwick & Co., Inc.Pracował jako ekonomista w Mobil International Oil Company. Był wykładowcą University of New York. Obecnie doradza rządom krajów Europy Środkowej.


Tagi