Prosta spółka akcyjna może być naprawdę atrakcyjna

Ministerstwo Rozwoju zakończyło prowadzone we współpracy z fundacją StartUp Poland konsultacje w sprawie nowego typu spółki - to prosta spółka akcyjna. Miałaby być przeznaczona specjalnie do prowadzenia działalność innowacyjnej. I może być jej dużym ułatwieniem, jeśli interesariusze zatroszczą się, by dobre przepisy były stosowane w duchu dojrzałej kultury prawnej.
Prosta spółka akcyjna może być naprawdę atrakcyjna

(fot. KN/NBP)

Plan rozwoju Polski wicepremiera Mateusza Morawieckiego przewiduje utworzenie nowej formy działalności gospodarczej dla start-upów. Zakłada się w niej minimalny poziom formalności, niskie wymogi kapitałowe do uruchomienia spółki, bezpieczeństwo prawne dla założycieli, wprowadzenie najpopularniejszych klauzul związanych z inwestycjami na poziomie ustawy oraz udziały dla pracowników lub opcje na akcje.

Wszystkie te zagadnienia pojawiły się jako kwestie do dyskusji w konsultacjach przeprowadzonych na stronie StartUp Poland. Inaczej niż dotychczas, nie omawiano konkretnego projektu aktu prawnego. I to zdecydowanie jest dobry pomysł. Prace nad gotowym aktem prawnym skłaniają do rozmów o szczegółach zamiast o najskuteczniejszym sposobie realizacji zakładanego celu. W tym przypadku natomiast przedsiębiorcy mieli szansę sami opowiedzieć, co im najbardziej przeszkadza w prowadzeniu działalności i jak najlepiej sobie z tym poradzić. Uczestnicy konsultacji zgłosili wiele pomysłów, często sprzecznych, ale dzięki głosowaniu widać, na czym zależy im najbardziej. Warto odnotować również to, że nie było propozycji niepoważnych, które zazwyczaj są utrapieniem otwartych konsultacji w internecie.

Przedsiębiorcy proponują zmiany

Nowe prawo może wiele rzeczy uprościć. Na przykład spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjne muszą prowadzić pełną rachunkowość bez względu na wielkość. Do niedawna takie rozwiązanie miało sens – spółka akcyjna była formą prawną dla dużych firm. Dziś wykorzystuje się ją np. do crowdfundingu udziałowego, z którego korzystają małe firmy, a pełna księgowość jest skomplikowana i kosztowna. Dlatego Beata Marek proponuje, aby w prostych spółkach akcyjnych, które nie osiągają pewnego progu dochodów lub nie zatrudniają określonej liczy pracowników, obowiązywała uproszczona księgowość. Użytkownik o pseudonimie „Startupowiec” postuluje nawet całkowite zwolnienie z prowadzenia księgowości i podatków dla najmniejszych spółek akcyjnych. Ten postulat cieszył się zdecydowanie największym poparciem ze wszystkich zgłoszonych w konsultacjach.

Jeśli chodzi o zwolnienie z podatków, to warto przypomnieć, że takie rozwiązanie już istnieje w przypadku VAT. Nie podlega mu przychód ze sprzedaży do 150 tys. zł rocznie. Nie ma natomiast zwolnienia z podatku dochodowego od osób prawnych (CIT). To jednak nie jest największy ciężar dla młodych przedsiębiorców.

Podatek dochodowy płaci się, gdy są dochody, a ZUS płaci się zawsze… Stąd często powtarzającym się postulatem jest czasowe zwolnienie prostych spółek akcyjnych ze składek na ZUS. Nikt przecież nie zatrudnia się w start-upie, by mieć okresy składowe do emerytury. Pracują w nich młodzi ludzie, którzy mają przed sobą długą drogę zawodową. Jeśli myślą o emeryturze, to zastanawiając się, co muszą zrobić, aby móc na nią przejść przed 40-tką. Dlatego na początku działalności chcą każdą złotówkę przeznaczać na rozwój firmy. Oszczędzanie na przyszłość powinno zaczynać się po osiągnięciu dojrzałości, czyli gdy start-up zmienia się w zwykłą firmę.

A co z pracownikami?

W ten sam sposób można bronić zgłoszonego w konsultacjach postulatu, żeby w przypadku prostych spółek akcyjnych nie obowiązywał Kodeks pracy, przynajmniej w zakresie wypowiedzenia. Start-upów nie stać na utrzymywanie pracownika, który się nie sprawdził.

Pojawia się tylko pytanie, czy w dobie prekaryzacji można poważnie traktować propozycje poprawiające sytuację przedsiębiorców? Czy nie będą to korzyści kosztem pracowników? Czy oni będą mieli szanse na zyski adekwatne do wysiłku i ryzyka, jakie podejmują, pracując w start-upie?

– Należy poszukiwać rozwiązań, które pozwolą na uzyskiwanie benefitów z innowacji możliwie najszerszym grupom społecznym – mówi Krzysztof Wojdyło, partner w kancelarii Wardyński i Wspólnicy oraz współzałożyciel Koalicji na rzecz Polskich Innowacji. I ma na myśli nie tylko płace, lecz także współwłasność. Prosta spółka akcyjna oraz towarzyszące jej rozwiązania prawne mogłyby odegrać tu ważną rolę.

Nowa umowa społeczna

Porozumienie między państwem, pracodawcami i pracownikami mogłoby wyglądać w następujący sposób: w zamian za uwłaszczenie pracowników i dopuszczenie małych inwestorów do korzyści z komercjalizacji, np. przez crowdfunding udziałowy, państwo odpuściłoby innowacyjnym firmom sporą część ich normalnych obowiązków.

Nie ma wątpliwości, że innowacje tworzą ogromną wartość dla konsumenta. Ani że skutkują olbrzymimi nierównościami. Na 15 najbogatszych ludzi na świecie z listy „Forbesa” sześciu to twórcy firm technologicznych (Bill Gates – Microsoft, Jeff Bezos – Amazon, Mark Zuckeberg – Facebook, Larry Ellisson – Oracle, Larry Page i Serey Brin – Google). Innowatorzy i wspierający ich inwestorzy z pewnością zasługują na sowite wynagrodzenie wysiłku i ryzyka, jakie podejmują, ale można się zastanawiać, czy rzeczywiście 75 mld dol. ma większą wartość motywującą niż np. 1 mld dol.

Być może zamiast badać, ile PKB czy eksportu wygenerowały innowacje, sensowniej dla Polski byłoby pomyśleć, ilu zyskalibyśmy dzięki nim milionerów? Z tego punktu widzenia jest istotne, czy warta 100 mln zł firma jest własnością założyciela czy 50 osób – założyciela z 51-mln. udziałem i 49 pracowników-milionerów. Druga sytuacja byłaby zdrowsza – zarówno z ekonomicznego jak i politycznego punktu widzenia. Być może w ogóle politykę gospodarczą powinniśmy oceniać także przez pryzmat liczby milionerów, którzy się dzięki niej pojawią…

Reguły ryzykownej gry o wysokie stawki

Jak skonkretyzować pomysł „ulgi za uwłaszczenie pracowników”? Proponuję, żeby za pracowników prosta spółka akcyjna nie płaciła składki emerytalnej, acz pod warunkiem, że otrzymują oni udziały. Byliby jednak objęci ubezpieczeniem zdrowotnym i wypadkowym. Pod tym samym warunkiem w prostej spółce akcyjnej obowiązywałyby luźniejsze przepisy prawa pracy.

Ile udziałów powinni dostać pracownicy. Nie ma łatwych odpowiedzi, a sprawiedliwa dystrybucja udziałów pracowniczych ciągle jest wyzwaniem nawet dla najlepszych venture-kapitalistów w USA.

Jedno jest pewne – nabywanie udziałów przez założycieli i pracowników powinno być rozłożone w czasie. Być może – tak jak zapowiadało Ministerstwo Rozwoju – vesting, bo tak w literaturze anglosaskiej nazywany jest ten proces, powinien być ustawowo uregulowany. Jacek Migdał tłumaczy, że jeśli założyciele nabywają udziały od razu, to gdy jeden odejdzie, nadal pozostanie częściowym właścicielem. „Inni pracują na jego sukces, co jest demotywujące. Dlatego sensowniej jest, aby nie miał nic, jeśli odejdzie przed upływem roku, 5 proc. po jego upływie, a potem regularnie co miesiąc, przez kolejne trzy lata, dążyć do uzyskania pełnej puli 20 proc.”. Można dodać, że w takiej sytuacji udziały nieprzydzielone założycielowi mogą trafić do pracowników.

Prosta spółka akcyjna powinna nie tylko umożliwiać, lecz także zachęcać do rozpowszechniania własności.

– Ten cel chcemy w Koalicji na rzecz Polskich Innowacji zrealizować poprzez przygotowanie miękkich regulacji – mówi Krzysztof Wojdyło. – Chodzi o to, żeby wypracować bezpieczne prawnie i podatkowo oraz wypróbowane w praktyce wzory umów potrzebnych w działalności innowacyjnej: umowy spółki, umowy inwestycyjnej, przyznawania udziałów etc.

Start-upy to gra o wysokie stawki przy dużym ryzyku. Tak długo jak nikt, zwłaszcza pracownicy, nie znajduje się w sytuacji gry o niskie stawki przy dużym ryzyku, jest to sprawiedliwe. Może stać się niesprawiedliwe, gdy udziałów pracowniczych będzie mało albo nie będzie żadnej gry, a firma nie pracuje nad innowacją i nigdy nie miała ambicji odniesienia spektakularnego sukcesu.

Ulgi przyciągają nie tylko innowatorów

Każdy pracodawca chciałby mieć udogodnienia proponowane dla prostej spółki akcyjnej. Czy dopuścimy, żeby z dobrodziejstw przeznaczonych dla biznesów tworzących innowacje korzystali np. fryzjerzy? Jeśli dojdzie do nadużyć, będzie tylko kwestią czasu, ograniczenie lub zniesienie tych przywilejów przez parlament. Dlatego trzeba pamiętać, że albo prosta spółka akcyjna będzie atrakcyjna, wygodna i wykorzystywana rzeczywiście przez tych, dla których jest przeznaczona, albo nadużywana przez nieinnowatorów oraz mniej atrakcyjna i wygodna.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. W konsultacjach jako warunki progowe najczęściej pojawiało się kryterium obrotu (np. nie większy niż 100 tys. zł na kwartał), czas trwania (np. do dwóch lat) i wielkość „zatrudnienia” (nie więcej niż 10 osób). Każde z nich do pewnego stopnia jest arbitralne. 100 tys. zł obrotu jest czym innym dla firmy softwarowej, a czym innym dla zajmującej się inżynierią materiałową. Wydaje się, że dwa lata są zbyt krótkim okresem, nawet dla start-upów softwarowych. Te parametry można regulować, ale zawsze jest ryzyko nadużycia. Można wszak założyć nową spółkę, gdy minie dopuszczalny czas albo zakładać gdy zostaną przekroczone progowe obroty.

Ustawowe zapobieganie nadużyciom nie będzie w pełni skuteczne i spowoduje dodatkowe koszty (np. monitorowania wielu wskaźników, których przekroczenie oznacza koniec preferencyjnego traktowania, obowiązki informacyjne itp.). Rozwiązaniem jest wyższa kultura prawna przejawiająca się ostracyzmem społecznym i rozsądną kontrolą odpowiednich rządowych agend – np. urząd skarbowy stwierdzałby, że dana firma nie może korzystać z dobrodziejstw prostej spółki akcyjnej przewidzianych dla innowacyjnych firm, mimo że obroty, czas działania i liczba pracowników są poniżej przewidzianych w ustawie progów. Niestety to jest ostatnia rzecz, którą polski urzędnik jest w stanie zrobić. Nie ma najmniejszych oporów, aby zgodnie z literą prawa dać mandat przedsiębiorcy, mimo że nie ma takiej potrzeby. I nie powie słowa, gdy ma do czynienia z nadużyciem, na które nie ma specjalnego paragrafu. Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych przejawów polskiej post-folwarczności.

Jak odróżnić start-up od zwykłej firmy

Najbardziej precyzyjnej odpowiedzi udzielił Steve Blank, profesor Uniwersytetu Stanford, autor „Podręcznika start-upu”. Jego zdaniem start-up ze swojej istoty jest podmiotem tymczasowym. Powstaje po to, żeby znaleźć powtarzalny i możliwy do stosowania na większa skalę model biznesowy, zanim skończą się pieniądze włożone przez inwestorów. Zwykła firma istnieje po to, żeby realizować model biznesowy i przynosić zyski.

Oczywiście transformacja start-upu w taką firmę nie zachodzi skokowo, tylko stopniowo. Można tego nie zauważyć, zwłaszcza że nazwa, aktywa, produkty i ludzie firmy się nie zmieniają. Dlatego także odpowiedź na pytanie, czy jakiś podmiot jest jeszcze start-upem, czy już zwykłą firmą, będzie w pewnym stopniu arbitralna, ale konceptualne rozróżnienie, którego dokonał Blank, jest pożyteczne. Jeśli chcemy preferencyjnie traktować start-upy, to najpierw musimy rozumieć, czym są i mieć odwagę dokonywania tego rozróżnienia.

Możemy i powinniśmy wdrożyć formę prawną przeznaczoną dla działalności innowacyjnej, ale będzie naprawdę przyjazna tylko wtedy, gdy dobre przepisy będą stosowane w duchu dojrzałej kultury prawnej. Ten warunek jest o wiele trudniejszy do spełnienia niż stworzenie dobrych przepisów.

Jest to trudne, ale chyba nie całkiem niemożliwe, bo gra idzie o stawkę wyższą niż to na pierwszy rzut oka może się wydawać, a obywatele najwyraźniej to rozumieją. Te konsultacje były w treści i formie lepsze niż wszystkie, które do tej pory widziałem. Dlatego nie można wykluczyć, że prosta spółka akcyjna odpowie na potrzeby innowatorów i będzie miała przyjazny „interfejs użytkownika” – jak porządna aplikacja. Widać stojącą za tym różnicę… pokoleniową.

I to jest najważniejszy powód do ostrożnego optymizmu. Wdrożenie prostej spółki akcyjnej jest w żywotnym interesie obecnych 30- i 20-latków. Potrzebują jej, aby zagospodarować szanse, jakie się przed nimi otworzyły.

(fot. KN/NBP)

Otwarta licencja


Tagi