Banki, by przetrwać, będą musiały się zmienić

Gwałtownie wzrastają koszty finansowania na rynku bankowym. Banki wymagają dokapitalizowania, ale kapitał jest coraz droższy. Aby sprostać wymaganiom banki będą musiały zmienić strategie i modele działania.
Banki, by przetrwać, będą musiały się zmienić

(Opr.DG/CC BY-SA kenteegardin)

Przed właścicielami i zarządami największych banków w USA, Europie i Japonii stoi dziś wiele zasadniczych wręcz pytań. W skrócie można streścić je tak: co powinien zrobić bank aby:

– Przetrwać i pozostać w rekach dotychczasowych właścicieli,

– Zapewnić właścicielom oczekiwaną rentowność inwestycji,

– Znaleźć środki na wymagane dokapitalizowanie,

– Zwiększyć płynność swoich aktywów i poprawić ich jakość,

– Znaleźć nowe i tańsze finansowanie swojej działalności.

Pytania te dotyczą nie tylko wyboru strategii, ale także rozwoju technologii, pozwalającej bankom niższym kosztem lepiej sprostać oczekiwaniom klientów.

Zadanie jest tym trudniejsze, że sektor bankowy, jak chyba żaden inny, jest obszarem daleko idącej międzynarodowej integracji. W światowym sektorze bankowym mamy do czynienia z licznymi wzajemnymi zależnościami, wynikającymi z licznych powiązań kapitałowych, właścicielskich i technicznych. Można mówić o powiązaniach pionowych, poziomych, wynikających z zaangażowania kapitałowego, udziałach w bankowych aktywach i w pasywach. Wysoki poziom skomplikowania wzajemnych relacji sprawia, że jakiekolwiek zmiany muszą obejmować cały system bankowy i nie mogą ograniczać się do jednego banku. Takich odizolowanych od innych instytucji finansowych po prostu nie ma. Oznacza to także, że żadna poważniejsza zmiana strategii bankowej nie jest możliwa bez współdziałania z innymi bankami.

Koszty pozyskania kapitału będą wyższe

Kluczem do jakichkolwiek zmian jest ocena kosztu finansowania działalności bankowej. Koszt ten z uwagi na nowe wymogi adekwatności kapitałowej banku jest i będzie wyższy niż dotychczas. Ostrożne szacunki mówią, że aby zwiększyć adekwatność kapitałową banku o 1 do 2,5 proc. kapitału zaliczanego do pierwszej kategorii (Tier 1 – kapitał podstawowy, czyli akcyjny plus kapitał rezerwowy z zatrzymanych zysków) banki mające swoje siedziby w USA i w Unii Europejskiej potrzebują nawet do 300 mld dol. dodatkowego kapitału.

Nowe regulacje BIS (Banku Rozliczeń Międzynarodowych) i EBA (European Banking Authority) oprócz zwiększenia bezpieczeństwa funduszy na prowadzoną działalność zmierzają do stworzenia w bankach elastycznego buforu dobrej płynności aktywów i lepszego dopasowania terminów wymagalności aktywów z terminami zapadalności pasywów. Chodzi tu o zapewnienie płynności banków w warunkach niedopasowania terminów przepływu płynnych środków finansowych.

Sprawa zapewnienia płynności jest niebagatelna i obecnie bardzo newralgiczna.  Czytając zalecenia BIS i EBA można zastanawiać się co dzisiaj znaczy termin płynne aktywa w banku, w sytuacji gdy super płynne dotychczas aktywa, takie jak obligacje rządowe krajów należących do strefy OECD (dotychczas miały one zerową stawkę wagi ryzyka) są umarzane i w praktyce wypadają poza praktykę obrotu bankowego. Te dotychczas bardzo dobre i płynne „papiery” dłużne krajów strefy OECD, z uwagi na możliwy dalszy niekorzystny rozwój sytuacji, stają się zdecydowanie mniej płynne.

Utrata płynności tych aktywów powoduje ryzyko owej, wspomnianej wcześniej luki czasowej w sumach bilansowych banków. Gros znajdujących się w obrocie obligacji rządowych ma przecież stałe terminy wykupu i stałe stopy procentowe. Znaczenie obligacji rządowych krajów OECD dla gospodarek krajowych, w tym sektora bankowego jest nadal niepodważalne, ale kryzys zadłużenia powoduje, że aktywami tymi jest o wiele trudniej zarządzać.

Regulatorzy wypowiadając się na temat sytuacji banków postulują zwiększenie przez nie bufora dobrej płynności. W praktyce oznacza to potrzebę zwiększania przez banki kapitałów własnych. W obecnym czasie jest to niezwykle trudne z uwagi na to, że pozyskanie nowego kapitału jest coraz droższe. Wolnego kapitału bowiem brakuje. Dostawcy muszą przy tym zaakceptować – co nie jest wciąż łatwe – że efektywność jego wykorzystania może okazać się znacznie niższa niż dotychczas, ze względu na zdecydowanie wyższy koszt finansowania działalności bankowej.

Trzeba będzie ograniczyć koszty działania

Właściciele kapitału i zarządy banków stoją w warunkach zaostrzonych wymogów adekwatności kapitałowej wobec takiej oto alternatywy: albo zmniejszyć zaangażowanie banków, ograniczyć skalę ich działania i wyzbyć się części posiadanych aktywów (poprawią się wówczas relacje aktywów do wielkości kapitału), albo dostarczyć nowy kapitał, godząc się na to, że efektywność jego wykorzystania może okazać się niższa niż dotychczas. Jest jednak jeszcze trzecie wyjście – ograniczyć koszty działania banków, zastosować nowoczesne technologie, próbując w ten sposób spełnić oczekiwania klientów, ale niższym kosztem.

W jakim kierunku podąży sektor bankowy? Spodziewam się, że postępująca w ostatnich latach w USA i w Unii Europejskiej konsolidacja sektora bankowego zostanie zastąpiona dywersyfikacją rynku bankowego i powstaniem, czy też reaktywacją innych podmiotów finansowych. Swoją opinię opieram na spodziewanej reakcji właścicieli banku na nieunikniony spadek zwrotu na kapitale wskutek wzrostu kosztu finansowania działalności bankowej.

Niektóre wyliczenia pokazują, że dyrektywa adekwatności kapitałowej CRD IV (Banki trzeba rekapitalizować, ale skąd wziąć kapitał) będzie do 2015 roku kosztować banki w strefie euro utratę około 1,5 proc. ROE (rentowność w relacji do aktywów).

> czytaj też: Najpierw sprzedaje się dobre banki

Co w tej sytuacji zrobią banki? Można obawiać się, że większość zdecyduje się – dla szybszego osiągnięcia wymaganych wskaźników – na wyprzedaż aktywów. Nie ulega wątpliwości na pierwszy ogień pójdą dobre aktywa, gdyż najłatwiej sprzedaje się przecież dobre banki i dobre aktywa, a nie te które są problematyczne.

Inwestorzy będą musieli zaakceptować niższe ROE

Reakcje nie będą jednolite. W sytuacji nieuniknionej dywersyfikacji rynku bankowego, spodziewać się można także napływu do banków nowej kategorii inwestorów, takich którzy zaakceptują niższy zwrot na kapitale (niższe ROE) niż to miało miejsce w ostatnich latach. Nowi, akceptujący niższe ROE, właściciele banków mogą być skłonni także do akceptowania bardziej zrównoważonego rozwoju działalności banków. Akceptacja niższego ROE może zresztą wyjść bankom na zdrowie, które nastawiać się będą nie na maksymalizację krótkookresowych zysków, ale na bardziej stabilną pozycję w dłuższym okresie czasu (zrównoważony rozwój).

Zachowanie przyszłych, nowych inwestorów w bankach w UE i w USA będzie determinowane z jednej strony przez wymogi regulatorów (adekwatność kapitałowa, płynność), ale z drugiej także przez nie mniej istotne oczekiwania klientów banku.

Tylko łączne rozumienie obu tych potrzeb pozwoli nowym (a zapewne również dotychczasowym) inwestorom na skuteczną realizację nowych strategii banku.

Jakiego rodzaju nowe preferencje i zachowania klientów na rynkach UE i USA mam na myśli? Spodziewać można się:

– Ograniczenia konsumpcji, w tym zwłaszcza na kredyt. Oznaczać to będzie spadek popytu na wszystkie instrumenty kredytowe banków, od kredytu mieszkaniowego poprzez pożyczki, na kartach płatniczych kończąc;

– Zwrotu klientów w kierunku oszczędzania. Oznaczać to będzie wzrost popytu na depozyty bankowe w różnej formie. Spodziewać się w związku z tym można wojen cenowych banków o depozyty klientów. Jaka skala wojen może wchodzić w grę – wystarczy sobie uświadomić, że cena depozytu w banku hiszpańskim jest aktualnie dwa razy wyższa (w skali roku) niż rentowność na amerykańskich papierach wartościowych;

– Dominacji nowych kanałów dystrybucji w bankowości detalicznej. Spodziewać się można gwałtownego rozwoju bankowości on-line, z wykorzystaniem Internetu, tabletów i oczywiście telefonów. Dane z rynku amerykańskiego pokazują, że więcej niż 40 proc. operacji detalicznych, czyli sprzedaży produktów, jest już dziś dokonywana on-line. Ich wartość szacuje się na ponad 170 mld USD rocznie (dane za 2010 r.). Jeszcze lepiej wygląda to w krajach Europy, np. w Holandii, Finlandii, Norwegii, gdzie ponad 80 proc. klientów korzysta z bankowości wirtualnej, nie tylko transakcyjnej ale także dla potrzeb np. otwarcia rachunku. Istnieje ścisła zależność pomiędzy wzrostem wskaźnika korzystania z Internetu w ogóle, a rozwojem bankowości internetowej – klienci korzystający z Internetu wybierają zazwyczaj kontakt z bankiem przez Internet zamiast tradycyjnego kontaktu bezpośredniego w placówce banku.

Sceptycy przypominają przy tej okazji, że świat już raz przeżył 10 lat temu kryzys na rynku kapitałowym firm wysokich technologii (Hitech), których wartość była przeszacowana w stosunku do rzeczywistych możliwości. W bankowości zaowocowało to powrotem do rozwoju sieci bankowych w wydaniu klasycznym, czyli placówek z obsługą bezpośrednią. Wydaje się jednak, że obecnie więcej –  potrzeba obniżenia kosztów i aktualne preferencje klientów – przemawia za szybszym rozwojem bankowości wirtualnej. Obecnie liczy się koszt i wygoda dla klienta. Z tym nowi (a także starzy) inwestorzy w kapitał banku muszą się liczyć. Dotyczy to jak najbardziej także polskiego rynku, na którym – wedle danych Eurostat za 2009 r. (dziś udział ten zapewne jest wyższy) pokazują, że 55 proc. polskich klientów banków korzysta już z Internetu.

Technologia, mniej ludzi, więcej elastyczności

Innym spodziewanym kierunkiem działania banków będzie obniżenie kosztów operacyjnych. Trzeba byłoby dokonać szczegółowej analizy wydatków banków na nowe technologie, w tym zwłaszcza na technologie IT. Ogólnie dostępne dane wskazują, że zaawansowane systemy IT, z których korzystają banki znacznie w ostatnich latach potaniały i nie stanowią już dziś zasadniczej pozycji wydatków w wydatkach operacyjnych banku. Przypuszczam więc, że banki krajów Unii Europejskiej i USA są w stanie dzięki rozwojowi bankowości on-line wygenerować znaczne oszczędności kosztem bankowości tradycyjnej.

Spodziewać można się w związku z tym ograniczenia w najbliższych latach sieci oddziałów bankowych w krajach UE i w USA. Postępować też będzie ograniczanie powierzchni zajmowanej na działalność operacyjną placówek bankowych. Nie ma uzasadnienia dla utrzymywania kosztu najmu powierzchni pod potrzeby mniejszej liczby pracowników bankowych.

Moduł jednostki bankowej w UE i US to teraz inny, mniejszy moduł. Wraz z migracją produktów bankowych z tradycyjnych oddziałów do kanałów elektronicznych nastąpi redukcja pracowników bankowych. Wydaje się, że tradycyjny oddział bankowy z 6 pracownikami zostanie zastąpiony zespołem 4 osobowym. Stąd nieunikniony jest przegląd bieżących kosztów operacyjnych związanych z najmem powierzchni przez banki na potrzeby 6 pracowników i określenie na nowo standardu metrażu dla 4 bankowców w oddziale. Mniejszy zespół bankowców w oddziale będzie jednocześnie musiał wykazać się większymi umiejętnościami i głębszą wiedzą o produktach. Prostą informację klient znajdzie sobie samodzielnie w Internecie. Wyższe mogą okazać się natomiast koszty marketingu i dodatkowego szkolenia personelu.

Wszystkie te nowe uwarunkowania i wymogi wpłyną także na zmiany w strukturze właścicielskiej banków w krajach UE i w USA. Nastąpi rozproszenie własności w bankach w miejsce dotychczasowej koncentracji i napływ nowych inwestorów, którzy zwykli dywersyfikować swój portfel inwestycji kapitałowych na różne dziedziny. Jednocześnie oczekiwania i preferencje klientów wpisują się w model banku na rynku USA i Unii Europejskiej, który będzie musiał wykorzystywać nowe kanały dystrybucji, w tym bankowość elektroniczną.

Kryzys finansowy powstał w sektorze bankowym, a potem przeniósł się do sektora finansów publicznych. Teraz wraca do sektora bankowego. Kto szybciej zrozumie, że będzie on musiał zmienić się – ma większe szanse na przeżycie.

Autor jest specjalistą w zakresie bankowości, finansów, makroekonomii. Pracował w Banku Handlowym i w Grupie KBC Polska

(Opr.DG/CC BY-SA kenteegardin)

Otwarta licencja


Tagi