Autor: Bruce Bartlett

b. doradca ds. ekonomicznych prezydenta USA

Nie widzę realnej możliwości zaostrzenia polityki fiskalnej

Prezydent Obama wbrew zapowiedziom nie przedstawił planu zamrożenia wydatków budżetowych ani ich redukcji w przemówieniu - State of the Union. Przed nimi ostrzegała część ekonomistów w obawie, że dojdzie do II fali kryzysu. Jak w 1937 roku.  Ale obecna sytuacja gospodarcza nie przypomina 1937 r., a Obama ma szerszą gamę środków niż tylko cięcia wydatków.

Według doniesień prasowych administracja Obamy 1 lutego zaproponuje budżet z pokaźnymi oszczędnościami. Dzięki czemu możliwa będzie redukcja deficytu. Niektórzy ekonomiści ostrzegają, że na redukcję deficytu jest zdecydowanie za wcześnie. Uważają wręcz, że konieczny jest kolejny pakiet stymulacyjny, aby uniknąć drugiego dołka. Przekonują, że istnieje niebezpieczeństwo powtórzenia błędu Franklina Roosevelta z 1937 r., który wyhamował ożywienie gospodarcze.

Aby ocenić, czy analogia z 1937 r. znajduje zastosowanie w obecnych warunkach gospodarczych i fiskalnych, musimy trochę dokładniej przyjrzeć się historii Wielkiego Kryzysu. Przede wszystkim musimy pamiętać, że tak naprawdę Wielki Kryzys to były dwie recesje rozdzielone kilkuletnią przerwą. Według danych amerykańskiego urzędu statystycznego pierwsza trwała od sierpnia 1929 r. do marca 1933 r., a druga od maja 1937 r. do czerwca 1938 r.

Produkt krajowy brutto spadał gwałtownie w latach 1930, 1931 i 1932, a w 1933 umiarkowanie, by odbić się w następnym roku, kiedy wzrósł o 10,9 proc., w 1935 r. – o 8,9 proc., w 1936 r. – o 13 proc. i w 1937 r. – o 5,1 proc. Ale w 1938 r. znowu się obniżył, tym razem o 3,4 proc.

Przez wiele lat ekonomiści uważali, że ta „wtórna recesja” wynikała z natury cyklu koniunkturalnego. Dzisiaj jednak większość ekonomistów wyznaje pogląd, że powodem spowolnienia w latach 1937-38 była katastrofalna polityka państwa.

Chociaż prawicowcy lubią przedstawiać FDR jako specjalistę od wielkich wydatków, którego rozrzutność pogłębiła kryzys, w rzeczywistości był on z natury całkiem konserwatywny fiskalnie. Podczas kampanii wyborczej w 1932 r. surowo krytykował swojego kontrkandydata Herberta Hoovera za nadmierne wydatki i deficyty. W przemówieniu z 19 października 1932 r. powiedział:

Zmniejszenie wydatków federalnych uważam za jeden z najważniejszych tematów tej kampanii. Moim zdaniem jest to najbardziej konkretna i skuteczna rzecz, którą państwo może zrobić dla biznesu. Jednym z elementów tej filozofii powinna być zasada, że na czas trwania kryzysu nie wprowadzamy do budżetu federalnego żadnych nowych pozycji, takich jak bezpośrednia pomoc dla bezrobotnych.

Roosevelt obiecał, że każdy członek jego gabinetu będzie musiał poprzeć program gospodarczy Partii Demokratycznej z 1932 r., który mówił między innymi: „Opowiadamy się za szybką i drastyczną redukcją wydatków państwa poprzez likwidację zbędnych funkcji i urzędów, konsolidację departamentów i biur oraz eliminację marnotrawstwa, aby osiągnąć oszczędności nie mniejsze niż 25 proc. kosztów funkcjonowania rządu federalnego”.

To prawda, że wydatki i deficyty znacząco wzrosły, kiedy Roosevelt objął urząd, ale wzrosły za mało, aby zrekompensować spadek wydatków prywatnych, który był jednym z głównych czynników Wielkiego Kryzysu. Wykazał to ekonomista E. Carey Brown w artykule z 1956 r. „Rewizja oceny polityki fiskalnej w latach trzydziestych”. Z jego konkluzjami zgodziła się większość ekonomistów. Według moich obliczeń deficyty w latach 30. powinny być pięć razy większe od rzeczywistych.

Największym przeciwnikiem deficytów był sekretarz skarbu Henry Morgenthau, który na przekór większości ekonomistów uważał, że nie wspomagają one wzrostu, tylko go hamują, ponieważ źle wpływają na nastroje wśród przedsiębiorców. Jak tłumaczy historyk John Morton Blum, Morgenthau „był pewien, że w niepewnych warunkach prywatni inwestorzy nie będą ryzykowali własnym kapitałem. Był przekonany, że deficyty federalne kreują niepewność, ponieważ rodzą groźbę inflacji i podwyższenia podatków”.

Na początku 1937 r. Roosevelt przygotowywał budżet na następny rok fiskalny, który w tamtych czasach zaczynał się 1 lipca. Silny wzrost gospodarczy i podwyżki podatków w okresie poprzednich trzech lat sprawiły, że wpływy podatkowe prawie się podwoiły z 2,8 proc. PKB w 1932 r. do 5 proc. w 1936 r. Prognozy wskazywały, że niewielkie cięcia wydatków pozwolą zrównoważyć budżet.

Zamiast uznać to za objaw postępu, dzięki któremu indeks giełdowy wzrósł niemal dwukrotnie w okresie 1935-36, Roosevelt i antyinflacyjne jastrzębie chciały przekłuć rzekomy giełdowy bąbel spekulacyjny i zdusić inflację w zarodku. Zrównoważenie budżetu było ważnym krokiem w tym kierunku, podobnie jak polityka Rezerwy Federalnej, która została mocno zaostrzona poprzez podwojenie stopy rezerw obowiązkowych dla banków w okresie od sierpnia 1936 r. do maja 1937 r.

W 1937 r. Roosevelt kontynuował politykę redukcji deficytu mimo wyraźnych oznak spowolnienia gospodarczego. Deficyt obniżył się z 5,5 proc. PKB w 1936 r. do 2,5 proc. w 1937 r., a rok później był praktycznie zerowy, wyniósł bowiem zaledwie 89 mln USD.

Bardzo mocno odbiło się to na gospodarce, PKB spadł, a bezrobocie wzrosło. Z tego powodu doradcy ekonomiczni Obamy od jakiegoś czasu ostrzegają, że należy kontynuować stymulowanie gospodarki do momentu, kiedy bezrobocie wróci do poziomu sprzed kryzysu. W czerwcu ubiegłego roku przewodnicząca Rady Doradców Gospodarczych Christina Romer napisała na łamach „The Economist”: Epizod z 1937 r. powinien być dla nas przestrogą. Pragnienie ogłoszenia zwycięstwa nad kryzysem i powrotu do normalnej polityki gospodarczej jest bardzo silne. Pragnieniu temu trzeba się opierać do momentu, gdy gospodarka znowu zbliży się do pełnego zatrudnienia.

Trochę później ekonomista Paul Krugman ostrzegał, że mówienie przez Fed o „strategii odejścia” od łatwego pieniądza niebezpiecznie kojarzy się z zaostrzeniem polityki monetarnej w 1936 r. Krugman uważa, że dobre wiadomości gospodarcze z ostatnich kilku miesięcy jeszcze nie stanowią dowodu na to, iż mamy już do czynienia z trwałym ożywieniem oraz że niebezpieczeństwo nawrotu recesji w tym roku jest realne z powodu wygasania wydatków związanych z pakietem stymulacyjnym.

Presja na co najmniej rozpoczęcie procesu normalizacji jest jednak przygniatająca. Fed otwarcie mówi o posunięciach, które miałyby zredukować rezerwy banków, ponieważ w dużym stopniu leżą one bezczynnie na kontach i nie są pożyczane. Nawet Demokraci i związane z nimi organizacje nakłaniają Obamę, aby jak najszybciej podjął działania zmierzające do redukcji deficytu. John Podesta i Michael Ettlinger z lewicowego Center for American Progress przekonywali ostatnio, że budżet liczony bez odsetek od długu publicznego należy zrównoważyć do 2014 r., a cały budżet do 2020 r.

Nie boję się perspektywy, że Kongres za szybko zmniejszy deficyt, ponieważ w zbyt dużym stopniu składa się on z wydatków sztywnych lub niemożliwych do natychmiastowej zmiany. Programy świadczeń, takie jak Medicare, będą rosły jeszcze przez wiele lat, a redukcja wydatków militarnych jest nierealna w sytuacji, kiedy toczymy dwie wojny, a dodatkowo zaostrzyliśmy procedury bezpieczeństwa po nieudanym zamachu terrorystycznym w Boże Narodzenie. Ponadto jest znacznie bardziej prawdopodobne, że Kongres przegłosuje nowy pakiet fiskalny, niż że obetnie dotychczasowy.

Wreszcie możliwość podwyżki podatków wydaje się w tej chwili bardzo odległa. Republikanie walczyliby z wszelkimi tego typu propozycjami jeszcze zajadlej niż walczyli z reformą służby zdrowia, a trudno jest sobie wyobrazić, żeby Demokraci forsowali wyższe podatki, skoro straty w listopadowych wyborach i bez tego wydają się przesądzone. Administracja zaczyna się nawet wycofywać z pomysłu, by pozwolić wygasnąć w tym roku niektórym cięciom podatkowym, dokonanym przez Busha. A przecież w krótkim okresie nie sposób znacząco obniżyć deficytu bez zwiększenia dochodów budżetu.

Z tych powodów nie widzę realnej możliwości zaostrzenia polityki fiskalnej ponad to, że wzrost gospodarczy automatycznie trochę zmniejsza wydatki budżetowe i przyczynia się do wzrostu wpływów z podatku od zysków przedsiębiorstw. Moim zdaniem większe jest niebezpieczeństwo tego, że Fed za bardzo lub za szybko przykręci monetarną śrubę albo że Kongres przesadzi z nowymi przepisami finansowymi, ale miejmy nadzieję, że te czarne scenariusze się nie spełnią.

Jednym ze sposobów na zaostrzenie polityki fiskalnej bez narażania na szwank ożywienia gospodarczego byłoby przeprowadzenie reformy systemu ubezpieczeń socjalnych, która zaczęłaby działać dopiero za kilka lat. Zresztą każde znaczące posunięcie, na przykład podniesienie wieku emerytalnego, musiałoby być rozłożone w czasie. Ponieważ system świadczeń tak czy tak trzeba będzie kiedyś zreformować, zrobienie tego teraz byłoby dla rynku sygnałem, że rząd chce okiełznać budżet, a jednocześnie pozwoliłoby uniknąć zaostrzenia polityki fiskalnej w krótkim okresie, które to zaostrzenie mogłoby się okazać przedwczesne.


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?