Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Amerykańskie igrzyska śmierci

W USA prawie tysiąc prywatnych firm ubezpieczeniowych negocjuje z lekarzami stawki za ich usługi. Przeciętny amerykański doktor to milioner, a amerykański system ochrony zdrowia jest najdroższy na świecie. Jednocześnie 30 mln ludzi nie ma tam ubezpieczenia zdrowotnego.

Amerykańskie igrzyska śmierci

(©PAP)

Wydana w 1982 r. powieść Stephena Kinga (opublikował ją pod pseudonimem Richard Bachman) „Running man” („Uciekinier”) opowiada o dystopijnej Ameryce z 2025 r.  Jeden z jej obywateli, 28-letni Ben Richards, nie ma pracy i nie jest w stanie zapewnić ubezpieczenia zdrowotnego ciężko chorej córeczce.

Dla Bena jedynym sposobem na uratowanie jej zdrowia i życia jest zgłoszenie się do należącej do rządu stacji telewizyjnej Games Network. Tam ma wziąć udział w reality show, którego stawką będzie jego życie. Ma 12 godzin na ucieczkę, po czym stacja wysyła jego tropem zabójców. Za każdą godzinę obławy, którą Richards przetrwa, dostanie (on albo jego spadkobiercy) wysoką nagrodę, za którą będzie mógł zapłacić za opiekę zdrowotną córki.

Co prawda do 2025 r. zostało jeszcze niespełna trzy lata, ale już pod wieloma względami niepokojąca wizja Stephena Kinga z 1982 r. się zrealizowała. David Vine w książce „The United States of War” („Stany Zjednoczone wojny”) opisuje historię niejakiego Russela Maddena z niespełna sześciotysięcznego miasteczka Bellevue w stanie Kentucky.

Pandemiczne obawy Polaków – szansą dla ubezpieczycieli

W 2006 r. jego żona urodziła synka, który chorował na mukowiscydozę. To nieuleczalna choroba wymagająca opieki lekarskiej przez całe życie. Rodzina nie miała ubezpieczenia zdrowotnego. Gdy Madden ze swoim dzieckiem udał się do renomowanej Mayo Clinic w Minnesocie, tam poproszono go o dane polisy zdrowotnej. Kiedy oświadczył, że jej nie ma, dziecku odmówiono leczenia.

„Nikt więcej nie odeśle mojego syna” – miał powiedzieć zdesperowany ojciec. Po powrocie do domu zgłosił się na ochotnika do armii USA, ponieważ była to jedyna praca w zasięgu jego kwalifikacji, która uprawniała do otrzymania odpowiedniego ubezpieczenia zdrowotnego. Po szkoleniu rząd USA wysłał Maddena w 2009 r. do Afganistanu. Osiem miesięcy później jego rodzina otrzymała trumnę z jego zwłokami.

29-latek zginął, kiedy jego pojazd został ostrzelany podczas patrolu. Nikt Maddena nie zabił po to, by zapewnić rozrywkę oglądającym reality show, tak jak w powieści „Uciekinier”. Podobnie jednak jak w dystopijnej wizji Stephena Kinga wielu Amerykanów musi ryzykować życie, by oni i ich chore dzieci miały dostęp do lekarza.

By zdać sobie sprawę, jak wielką aberracją jest to, co się dzieje obecnie w USA, warto wiedzieć, że Stany Zjednoczone są jedynym rozwiniętym krajem świata, w którym nie ma powszechnej opieki zdrowotnej.

By zdać sobie sprawę, jak wielką aberracją jest to, co się dzieje obecnie w USA, warto wiedzieć, że Stany Zjednoczone są jedynym rozwiniętym krajem świata, w którym nie ma powszechnej opieki zdrowotnej. Przykładowo w 2021 r. ok. 30 mln ludzi (mniej więcej co dziewiąty obywatel) w tym kraju nie miało ubezpieczenia zdrowotnego (do niedawna było to ponad 50 mln, ale reforma Baraka Obamy, tzw. Obamacare, z 2014 r. zmniejszyła ich liczbę).

Co więcej, wiele znacznie biedniejszych państw oferuje ubezpieczenie zdrowotne wszystkim swoim obywatelom. Dlaczego zatem amerykańscy politycy nie zrobili tego samego? Wiele wskazuje na to, że przynajmniej początkowo głównym źródłem problemu był rasizm. Historyk Jim Downs w książce „Sick From Freedom”(„Chorzy przez wolność”) podaje, że władze południowych stanów USA w XIX w. broniły się przed darmową opieką zdrowotną dla byłych niewolników, utrzymując, że jakakolwiek bezpłatna pomoc, w tym pomoc medyczna, może sprawić, że Afroamerykanie przestaną liczyć na siebie i staną się zależni od innych.

Wielu białych polityków z USA uważała, że najlepszym lekarstwem na bolączki czarnych mieszkańców Ameryki jest praca. Kiedy śmiertelność wśród byłych niewolników zaczęła gwałtownie rosnąć, nie uznali tego za argument za wprowadzeniem powszechnej opieki zdrowotnej, tylko jako dowód na to, że czarnoskórzy nie nadają się do tego, by żyć na wolności.

„Żaden charytatywny plan dla czarnych nie sprawi, że ich skóra będzie miała inny kolor, nie zmieni tego, że są gorsi niż biali i nie ocali ich przed nieuniknionym losem” – podzielił się swoimi przemyśleniami Samuel Cox (1824–1889), amerykański kongresmen i polityk Partii Demokratycznej.

W 1943 r. prezydent USA Frank D. Roosevelt, motywując to wojną, de facto zamroził płace pracowników. W tym okresie pracodawcy zaczęli oferować ubezpieczenie zdrowotne jako część wynagrodzenia. Odpowiadało to pracodawcom, ponieważ bezrobotni tym chętniej szukali zatrudnienia. Podobało się także związkom zawodowym, które negocjowały warunki ubezpieczeń i miały dzięki temu większe wpływy.

Cyfryzacja pomoże w ochronie zdrowia

Nie było zatem żadnej istotnej siły społecznej czy politycznej, która miała interes w tym, by walczyć o ubezpieczenie zdrowotne dla wszystkich. Ówczesna sytuacja odpowiadała także lekarzom, ponieważ w systemie, w którym setki prywatnych firm ubezpieczeniowych, a nie jeden państwowy urząd, negocjowały stawki ich usług, byli w stanie zarobić więcej (w tym względzie nic się nie zmieniło, w 2017 r. w USA było 907 firm ubezpieczeniowych).

Kiedy w 1944 r. gubernator Kalifornii Earl Warren zapowiedział wprowadzenie w jego stanie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, zrzeszająca lekarzy organizacja California Medical Association wynajęła firmę Campaigns Inc., która zorganizowała kampanię przeciwko tej propozycji. Argumentowano, że „socjalizowana medycyna” to niemiecki wynalazek, a więc pochodzący z tego samego kraju, z którym walczyli wówczas żołnierze USA. Kampania okazała się sukcesem i w Kalifornii powszechnej opieki zdrowotnej nie wprowadzono.

W 1949 r. ubezpieczenia zdrowotnego dla każdego Amerykanina chciał prezydent USA Harry Truman. I znów lekarze, tym razem z całej Ameryki, zrzeszeni w stowarzyszeniu American Medical Association, zatrudnili sprawdzoną w Kalifornii firmę Campaigns Inc. do tego, by przekonała opinię publiczną, że to zły pomysł.

Polacy sceptyczni wobec wideoporad lekarskich

Tym razem hasłem przewodnim była rzekoma wyższość „prywatnej opieki zdrowotnej z Ameryki” nad zdominowanymi przez państwo systemami opieki zdrowotnej innych krajów, które przyrównywano do „kolektywizacji” i „bolszewizmu”. Kampania znowu okazała się skuteczna i propozycja została odrzucona. Jakie są tego skutki?

W 2021 r. The Commonwealth Fund opublikował raport „Mirror, Mirror 2021: Reflecting Poorly. Health Care in the U.S. Compared to Other High-Income Countries” („Lustereczko, lustereczko 2021: Kiepskie odbicie. Ochrona zdrowia w USA w porównaniu do innych bogatych krajów”), w którym na podstawie 71 wskaźników oceniana jest jakość ochrony zdrowia w 11 zamożnych państwach: Wielkiej Brytanii, USA, Australii, Niemczech, Francji, Kanadzie, Szwajcarii, Szwecji, Norwegii, Holandii i Nowej Zelandii.

Ameryka znalazła się na ostatnim miejscu i to pomimo tego, że na ochronę zdrowia wydaje najwięcej ze wszystkich badanych państw. Co się zatem dzieje z tymi pieniędzmi? Otóż w istotnej części trafiają do lekarzy.

Z analizy opublikowanej  w 2009 r. w „American Journal of Public Health” wynika, że niemający ubezpieczenia pracujący obywatel USA ma o 40 proc. wyższe prawdopodobieństwo śmierci, niż taki który ubezpieczenie ma.

Jak wynika z raportu International Compensation Report z 2020 r. medyk zarabia w USA (316 tys. dolarów rocznie), czyli trzy razy tyle co lekarz we Francji (w przeliczeniu 98 tys. dolarów) i ponad dwa razy tyle co medyk w Wielkiej Brytanii (138 tys. dolarów). Przeciętny lekarz w USA jest dolarowym milionerem. Jego aktywa netto, czyli całość majątku po odjęciu długów, to 1,74 mln dolarów, czyli 7,4 mln zł.

Niestety konsekwencje braku powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego ponoszą zwykli Amerykanie. Z analizy opublikowanej w 2009 r. w „American Journal of Public Health” wynika, że niemający ubezpieczenia pracujący obywatel USA ma o 40 proc. wyższe prawdopodobieństwo śmierci, niż taki który ubezpieczenie ma. Rocznie może się to przełożyć na 45 tys. niepotrzebnych śmierci. Dla porównania w czasie całej wojny w Afganistanie życie straciło 2401 Amerykanów.

(©PAP)

Otwarta licencja


Tagi