Wielkość wpływów z podatków dochodowych i VAT oraz niektóre wydatki, np. na koszty obsługi długu zagranicznego – te pozycje prawdopodobnie trzeba będzie skorygować w nowej wersji projektu budżetu na 2012 rok. To skutek prawdopodobnie niższego wzrostu gospodarczego, niż ten zakładany pierwotnie przez Ministerstwo Finansów oraz osłabienia kursu złotego.
(CC BY-SA kenteegardin)
Budżet 2012: co trzeba będzie zmienić
Wielkość wpływów z podatków dochodowych i VAT oraz niektóre wydatki, np. na koszty obsługi długu zagranicznego – te pozycje prawdopodobnie trzeba będzie skorygować w nowej wersji projektu budżetu na 2012 rok. To skutek prawdopodobnie niższego wzrostu gospodarczego, niż ten zakładany pierwotnie przez Ministerstwo Finansów oraz osłabienia kursu złotego.
Największym ryzykiem obarczone są prognozy wpływów podatkowych, zwłaszcza PIT i CIT.
Resort finansów w pierwszej wersji projektu budżetu założył, że w przyszłym roku Polacy wpłacą do państwowej kasy 42,4 mld zł z podatku od dochodów osobistych. Ma to być o prawie 10 proc. więcej, niż przewidywane wykonanie planu na 2010 rok. Swoją prognozę ministerstwo oparło jednak na założeniach, które dziś wydają się obarczone dużym ryzykiem.
Podatki dochodowe pod znakiem zapytania
Według MF w przyszłym roku place w gospodarce narodowej mają wzrosnąć o 5,8 proc. Średnia pensja ma wynosić 3624 zł miesięcznie. Z tego w sektorze przedsiębiorstw według szacunków MF pracownicy mają zarabiać 3864 zł na miesiąc. A na razie średnie wynagrodzenie w firmach to około 3611 zł – według danych z lipca publikowanych przez GUS. Aby prognoza ministerstwa sprawdziła się płace w przedsiębiorstwach musiałyby więc wzrosnąć o około 7 proc. Dziś dynamika wzrostu płac to 5,2 proc. w skali roku. I trudno spodziewać się większej w sytuacji, gdy przedsiębiorcy nie palą się do zwiększania zatrudnienia i inwestowania w pracowników.
Prognoza zwiększenia liczby etatów to kolejny slaby punkt obowiązującego projektu. MF założyło, że w całej gospodarce narodowej zatrudnienie wzrośnie o 1,3 proc. Oznaczałoby to 10,2 mln miejsc pracy średnio miesięcznie. W samym sektorze przedsiębiorstw miałoby ich być około 5,65 mln.
Tempo wzrostu zatrudnienia w firmach tymczasem wyhamowało w ostatnich miesiącach. W lipcu praktycznie się ono nie zmieniło w stosunku do czerwca i wynosiło około 5,53 mln etatów. Przedsiębiorstwa pozyskują zwykle w lecie nowych pracowników, bo to okres zatrudniania sezonowego. Około 1,6 tys. nowych etatów w poprzednim miesiącu to wielokrotnie mniej niż w analogicznych okresach poprzednich lat. Wniosek? Firmy już przygotowują się na pogorszenie koniunktury i nie szukają nowych pracowników.
Gorsza koniunktura może zagrozić kolejnej prognozie ministerstwa – wpływom z podatku od dochodów firm. Ministerstwo w tym względzie tryska optymizmem, założyło wzrost wpływów o ponad 19 proc. względem tegorocznego wyniku. CIT w 2012 r. ma dać budżetowi 29,6 mld zł.
Resort ma swoje argumenty. Po pierwsze ministerstwo uważa, że przedsiębiorcy kończą już rozliczanie strat z czasu pierwszego uderzenia kryzysu – czyli z lat 2008-2009. Negatywny efekt tego rozliczania był widoczny zwłaszcza w 2009 roku, bo obniżył o 3 mld zł wpływy z CIT w porównaniu z 2008 rokiem. Ministerstwo sądzi, że ostatnie spowolnienie było na tyle krótkie, że firmy już wyszły na prostą, osiągają zyski, a to powinno przełożyć się pozytywnie na wpływy z podatku. Dowodem ma być bardzo dobre wykonanie budżetu w tej części w tym roku. Jak dotąd z CIT pozyskano 13,2 mld zł z 24,8 mld zł zaplanowanych na cały rok.
Sęk w tym, że dziś nikt nie jest w stanie oszacować w jakim stopniu na przyszłoroczne wyniki przedsiębiorstw wpłynie hamowanie głównych gospodarek Unii Europejskiej. Zwłaszcza gospodarki niemieckiej, która dla UE była do tej pory prawdziwą lokomotywą. Niemcy złapały jednak zadyszkę, PKB sąsiadów zza Odry wzrosło zaledwie o 0,1 proc. w porównaniu do I kwartału tego roku (wtedy wzrost wynosił 1,3 proc.). To najgorszy wynik od początku 2009 roku, kiedy Europę pustoszyła pierwsza faza kryzysu. I zła wiadomość dla polskich firm, które do Niemiec sprzedają jedną czwartą całego eksportu. W pierwszym półroczu 2011 r. wartość towarów wysłanych do Niemiec wyniosła 117,3 mld euro. Pogorszenie koniunktury u niemieckiego sąsiada może oznaczać spadek popytu na polskie produkty.
Zagadkowy VAT i droższy dług zagraniczny
Wśród innych pozycji przyszłorocznego budżetu zagadką jest też wielkość wpływów z VAT. Ministerstwo założyło, że z VAT uda się uzyskać 132,5 mld zł, o 7,1 proc. więcej niż w 2011 roku. Niewykluczone, że to założenie uda się wypełnić. Przede wszystkim dzięki wyższej inflacji niż ta, którą MF przyjęło jako bazę do wyliczeń. Według resortu wyniesie ona 2,8 proc. średnio w całym roku. To dość niski wskaźnik w porównaniu z tym, co prognozują analitycy. Np. według ekonomistów BRE Banku średnioroczna inflacja wyniesie w przyszłym roku 3,3 proc. Wyższe ceny to większe wpływy z VAT.
Jednak to, co MF „zarobi” na inflacji może stracić na niższej konsumpcji prywatnej. Ministerstwo zakłada wzrost spożycia prywatnego o 3,9 proc. w przyszłym roku. Biorąc pod uwagę niepewne perspektywy rynku pracy ta prognoza może być obarczona dużym ryzykiem. Na razie tempo wzrostu konsumpcji prywatnej to właśnie 3,9 proc. (według danych GUS za I kwartał tego roku). Jednak wysoka inflacja i wzrost niektórych wydatków gospodarstw domowych – np. z tytułu obsługi zadłużenia – może zniechęcać konsumentów do większych zakupów. Sam drogi frank może być przyczyną osłabienia tempa wzrostu konsumpcji o 0,1 -0,5 pkt proc. Dodatkowym czynnikiem antykonsumpcyjnym może być niepewność na rynku pracy. Im większy strach przed stratą zatrudnienia tym większa skłonność do oszczędzania, a nie wydawania.
O ile wielkość wpływów z VAT może nie wymagać korekt, o tyle MF zapewne jeszcze raz przeliczy koszty obsługi długu zagranicznego. Według obowiązującego projektu będzie to kosztowało ponad 10 mld zł, o około 14 proc. więcej, niż w 2011 roku. Problem w tym, że ministerstwo założyło stosunkowo optymistyczny wariant kursu złotego. Według analityków MF średnioroczny kurs euro ma wynosić 3,69 zł, a dolara 2,79 zł. Dziś za euro trzeba płacić prawie 4,18 zł, zaś dolar jest wyceniany na niemal 2,90 zł. I jest duże ryzyko, że zloty nie umocni się aż tak bardzo, jakby sobie tego życzył resort finansów. A to będzie miało wpływ zarówno na złotową wycenę zagranicznej części długu, jak i koszty jej obsługi przeliczone na złote.
Z drugiej strony ministerstwo może mniej wydać na obsługę krajowej części zadłużenia. W pierwszej połowie roku pisząc projekt budżetu MF raczej zakładało kontynuowanie przez Radę Polityki Pieniężnej cyklu podwyżek stóp w 2012 roku, skoro założyło, że średnio w roku stopa referencyjna NBP wyniesie 4,7 proc. Obecnie jest to 4,5 proc., a rynek zaczął już wyceniać obniżki. To efekt większego prawdopodobieństwa tzw. drugiego dna recesji w światowej gospodarce – analitycy uważają, że RPP zmieni swoje nieformalne nastawienie na co najmniej neutralne z restrykcyjnego. Jeśli stopy nie będą już rosnąć rentowności papierów skarbowych również powinny być stabilne, przynajmniej w przypadku obligacji o najkrótszych terminach zapadalności. Chyba, że rynek zażąda tzw. większej premii za ryzyko.
Marek Chądzyński
Największym ryzykiem obarczone są prognozy wpływów podatkowych, zwłaszcza PIT i CIT.
Resort finansów w pierwszej wersji projektu budżetu założył, że w przyszłym roku Polacy wpłacą do państwowej kasy 42,4 mld zł z podatku od dochodów osobistych. Ma to być o prawie 10 proc. więcej, niż przewidywane wykonanie planu na 2010 rok. Swoją prognozę ministerstwo oparło jednak na założeniach, które dziś wydają się obarczone dużym ryzykiem.
Podatki dochodowe pod znakiem zapytania
Według MF w przyszłym roku place w gospodarce narodowej mają wzrosnąć o 5,8 proc. Średnia pensja ma wynosić 3624 zł miesięcznie. Z tego w sektorze przedsiębiorstw według szacunków MF pracownicy mają zarabiać 3864 zł na miesiąc. A na razie średnie wynagrodzenie w firmach to około 3611 zł – według danych z lipca publikowanych przez GUS. Aby prognoza ministerstwa sprawdziła się płace w przedsiębiorstwach musiałyby więc wzrosnąć o około 7 proc. Dziś dynamika wzrostu płac to 5,2 proc. w skali roku. I trudno spodziewać się większej w sytuacji, gdy przedsiębiorcy nie palą się do zwiększania zatrudnienia i inwestowania w pracowników.
Prognoza zwiększenia liczby etatów to kolejny slaby punkt obowiązującego projektu. MF założyło, że w całej gospodarce narodowej zatrudnienie wzrośnie o 1,3 proc. Oznaczałoby to 10,2 mln miejsc pracy średnio miesięcznie. W samym sektorze przedsiębiorstw miałoby ich być około 5,65 mln.
Tempo wzrostu zatrudnienia w firmach tymczasem wyhamowało w ostatnich miesiącach. W lipcu praktycznie się ono nie zmieniło w stosunku do czerwca i wynosiło około 5,53 mln etatów. Przedsiębiorstwa pozyskują zwykle w lecie nowych pracowników, bo to okres zatrudniania sezonowego. Około 1,6 tys. nowych etatów w poprzednim miesiącu to wielokrotnie mniej niż w analogicznych okresach poprzednich lat. Wniosek? Firmy już przygotowują się na pogorszenie koniunktury i nie szukają nowych pracowników.
Gorsza koniunktura może zagrozić kolejnej prognozie ministerstwa – wpływom z podatku od dochodów firm. Ministerstwo w tym względzie tryska optymizmem, założyło wzrost wpływów o ponad 19 proc. względem tegorocznego wyniku. CIT w 2012 r. ma dać budżetowi 29,6 mld zł.
Resort ma swoje argumenty. Po pierwsze ministerstwo uważa, że przedsiębiorcy kończą już rozliczanie strat z czasu pierwszego uderzenia kryzysu – czyli z lat 2008-2009. Negatywny efekt tego rozliczania był widoczny zwłaszcza w 2009 roku, bo obniżył o 3 mld zł wpływy z CIT w porównaniu z 2008 rokiem. Ministerstwo sądzi, że ostatnie spowolnienie było na tyle krótkie, że firmy już wyszły na prostą, osiągają zyski, a to powinno przełożyć się pozytywnie na wpływy z podatku. Dowodem ma być bardzo dobre wykonanie budżetu w tej części w tym roku. Jak dotąd z CIT pozyskano 13,2 mld zł z 24,8 mld zł zaplanowanych na cały rok.
Sęk w tym, że dziś nikt nie jest w stanie oszacować w jakim stopniu na przyszłoroczne wyniki przedsiębiorstw wpłynie hamowanie głównych gospodarek Unii Europejskiej. Zwłaszcza gospodarki niemieckiej, która dla UE była do tej pory prawdziwą lokomotywą. Niemcy złapały jednak zadyszkę, PKB sąsiadów zza Odry wzrosło zaledwie o 0,1 proc. w porównaniu do I kwartału tego roku (wtedy wzrost wynosił 1,3 proc.). To najgorszy wynik od początku 2009 roku, kiedy Europę pustoszyła pierwsza faza kryzysu. I zła wiadomość dla polskich firm, które do Niemiec sprzedają jedną czwartą całego eksportu. W pierwszym półroczu 2011 r. wartość towarów wysłanych do Niemiec wyniosła 117,3 mld euro. Pogorszenie koniunktury u niemieckiego sąsiada może oznaczać spadek popytu na polskie produkty.
Zagadkowy VAT i droższy dług zagraniczny
Wśród innych pozycji przyszłorocznego budżetu zagadką jest też wielkość wpływów z VAT. Ministerstwo założyło, że z VAT uda się uzyskać 132,5 mld zł, o 7,1 proc. więcej niż w 2011 roku. Niewykluczone, że to założenie uda się wypełnić. Przede wszystkim dzięki wyższej inflacji niż ta, którą MF przyjęło jako bazę do wyliczeń. Według resortu wyniesie ona 2,8 proc. średnio w całym roku. To dość niski wskaźnik w porównaniu z tym, co prognozują analitycy. Np. według ekonomistów BRE Banku średnioroczna inflacja wyniesie w przyszłym roku 3,3 proc. Wyższe ceny to większe wpływy z VAT.
Jednak to, co MF „zarobi” na inflacji może stracić na niższej konsumpcji prywatnej. Ministerstwo zakłada wzrost spożycia prywatnego o 3,9 proc. w przyszłym roku. Biorąc pod uwagę niepewne perspektywy rynku pracy ta prognoza może być obarczona dużym ryzykiem. Na razie tempo wzrostu konsumpcji prywatnej to właśnie 3,9 proc. (według danych GUS za I kwartał tego roku). Jednak wysoka inflacja i wzrost niektórych wydatków gospodarstw domowych – np. z tytułu obsługi zadłużenia – może zniechęcać konsumentów do większych zakupów. Sam drogi frank może być przyczyną osłabienia tempa wzrostu konsumpcji o 0,1 -0,5 pkt proc. Dodatkowym czynnikiem antykonsumpcyjnym może być niepewność na rynku pracy. Im większy strach przed stratą zatrudnienia tym większa skłonność do oszczędzania, a nie wydawania.
O ile wielkość wpływów z VAT może nie wymagać korekt, o tyle MF zapewne jeszcze raz przeliczy koszty obsługi długu zagranicznego. Według obowiązującego projektu będzie to kosztowało ponad 10 mld zł, o około 14 proc. więcej, niż w 2011 roku. Problem w tym, że ministerstwo założyło stosunkowo optymistyczny wariant kursu złotego. Według analityków MF średnioroczny kurs euro ma wynosić 3,69 zł, a dolara 2,79 zł. Dziś za euro trzeba płacić prawie 4,18 zł, zaś dolar jest wyceniany na niemal 2,90 zł. I jest duże ryzyko, że zloty nie umocni się aż tak bardzo, jakby sobie tego życzył resort finansów. A to będzie miało wpływ zarówno na złotową wycenę zagranicznej części długu, jak i koszty jej obsługi przeliczone na złote.
Z drugiej strony ministerstwo może mniej wydać na obsługę krajowej części zadłużenia. W pierwszej połowie roku pisząc projekt budżetu MF raczej zakładało kontynuowanie przez Radę Polityki Pieniężnej cyklu podwyżek stóp w 2012 roku, skoro założyło, że średnio w roku stopa referencyjna NBP wyniesie 4,7 proc. Obecnie jest to 4,5 proc., a rynek zaczął już wyceniać obniżki. To efekt większego prawdopodobieństwa tzw. drugiego dna recesji w światowej gospodarce – analitycy uważają, że RPP zmieni swoje nieformalne nastawienie na co najmniej neutralne z restrykcyjnego. Jeśli stopy nie będą już rosnąć rentowności papierów skarbowych również powinny być stabilne, przynajmniej w przypadku obligacji o najkrótszych terminach zapadalności. Chyba, że rynek zażąda tzw. większej premii za ryzyko.
Sankcje przeciwko Rosji stopniowo się zwiększają. Mimo to kurs walutowy rubla, po okresie gwałtownego załamania na przełomie lutego, zaczął się umacniać, uzyskując w kwietniu poziom sprzed inwazji na Ukrainę.
Jeżeli kraj eksportował co roku 50 mln ton pszenicy i kukurydzy, czy 15 mln ton wyrobów stalowych, a nagle może wywozić ułamek tego wolumenu, to ma wielki problem gospodarczy. Przeżywa go Ukraina, walcząca z agresorem.
Państwa chcąc utrzymać wzrost gospodarczy, muszą likwidować bariery dyskryminacji płci. W przeciwnym razie wzrost będzie hamowany. Istnieje wiele form ekonomicznego wykluczenia kobiet, co wpływa nie tylko na kondycję kobiet, ale również na bogactwo państw.
Przykład Niemiec pokazuje, że OZE musi być rozwijane z zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego i akceptacji społecznej dla transformacji energetycznej.
Coraz więcej państw wspiera zieloną transformację, jednak to legislacja amerykańska stała się w tym zakresie przełomem. Mimo to wartość wsparcia na świecie dla ekologicznych technologii jest ciągle znacznie niższa niż kwoty przeznaczane na subsydiowanie paliw kopalnych.
Nierówności przestrzenne stały się jednym z głównych przedmiotów troski polityków w znacznej części rozwiniętego świata, zmuszającym rządy do podjęcia w ostatnich latach szeregu działań w tym zakresie. W niniejszym artykule przedstawiamy dowody wykazujące, że wbrew obiegowym opiniom nierówności przestrzenne podążały inną ścieżką w Ameryce Północnej i w Europie – w analizowanych państwach europejskich nierówności się zmniejszyły. Podkreślamy, że przestrzenne nierówności płacowe nie stanowią głównej przyczyny nierówności dochodów narodowych.
Po kilkuset latach przewodnictwa w świecie Europa straciła prymat. Najpierw w gospodarce i nauce na rzecz USA, teraz ustępuje też Chinom. Jednak ciągle nadaje ton w tzw. wysokiej kulturze oraz w zacięciu socjalnym i biurokratycznym. Odnosi się ponadto wrażenie, że teraz najbardziej lubi perorować.
Sytuacja gospodarcza u progu 2024 r. nadal jest bardzo niepewna. Powrót do celu inflacyjnego wciąż jest odległy – stanie się to najpewniej w 2025 lub w 2026 r. Równocześnie dynamika wzrostu gospodarczego w Polsce wciąż będzie wyższa niż w państwach zachodniej Europy.
Nie powinniśmy wpadać w histerię, że wszystko, co jest związane ze sztuczną inteligencją, jest złe, bo przekreślimy swoją przyszłość – uważa dr hab. Adrian Horzyk, profesor AGH w Krakowie.
Niemiecka gospodarka przeżywa kryzys, co odzwierciedla zapaść w sektorze motoryzacyjnym. Problemy w tej branży wynikają z konkurencji ze strony chińskich i amerykańskich producentów. Obecnie państwa te prowadzą w wyścigu technologicznym w produkcji samochodów elektrycznych. Przyspieszenie inwestycji jest kluczowe dla Niemiec, aby włączyć się w rywalizację.
„Nie ulega wątpliwości, że próba postawienia Prezesa NBP przed Trybunałem Stanu ma charakter polityczny i narusza niezależność banku centralnego” – napisał w odpowiedzi na pytania ankiety „Obserwatora Finansowego” jeden z ekonomistów. Opinię co do naruszenia niezależności banku centralnego podziela prawie 73 proc. ankietowanych ekspertów. Zapytaliśmy też o potencjalne skutki takiego posunięcia dla polskiej gospodarki.
Portal ekonomiczny NBP „Obserwator Finansowy” ponownie znalazł się w czołówce najbardziej opiniotwórczych mediów w kategorii „Media ekonomiczne i biznesowe”, wyprzedzając m.in. „Parkiet”. Wzrost cytowalności treści publikowanych na łamach serwisu wzrósł w kwietniu w odniesieniu do marca 2023 r. o 37 proc.
Jednym ze skutków rosyjskiej inwazji na Ukrainę będzie degradacja rosyjskiej gospodarki, nie tylko w wyniku zastosowania sankcji przez kraje zachodnie, ale z przyczyn wewnętrznych – prowadzenia wyniszczającej polityki demograficznej. Obecne władze Federacji Rosyjskiej w sposób ekstensywny, podobnie jak w okresie ZSRR, zarządzają nie tylko surowcami, ale również własnym społeczeństwem.
Dostępny jest już pierwszy tegoroczny numer „Obserwatora Finansowego” – magazynu o gospodarce, ekonomii i finansach wydawanego przez Narodowy Bank Polski. W nowej szacie graficznej zadebiutował na rynku jako kwartalnik.
Sytuacja gospodarcza w Polsce na tle innych krajów przedstawia się korzystnie. Warto zauważyć, że w szybkim tempie nadrabiamy dystans dzielący Polskę od poziomu życia w wybranych państwach europejskich. W ciągu ostatnich czterech lat dynamika wzrostu PKB plasowała Polskę powyżej innych krajów europejskich, zarówno strefy euro, w tym Niemiec i Francji, jak i krajów Unii Europejskiej z własną walutą, np. Czech.
Chiny wcześnie rozeznały potencjał elektromobilności i zainwestowały ogromne środki w budowę konkurencyjnego ekosystemu pojazdów elektrycznych. Wyrosły na lidera światowego rynku, zagrażając pozycji europejskich producentów uznanych marek.