Dla innowacji ważniejsze są motywacje niż pieniądze

Polska gospodarka nie jest innowacyjna mimo coraz większych pieniędzy wydawanych na innowacje. Teraz jest dobry okres, by pomyśleć o innowacjach, bo pomagają one wygrywać z konkurencją – uważa Małgorzata Starczewska–Krzysztoszek, członek Rady Gospodarczej przy premierze RP.
Dla innowacji ważniejsze są motywacje niż pieniądze

(CC By-NC-ND ImageNationPhotography)

Obserwator Finansowy: Czy zainteresowanie innowacjami zależy od koniunktury gospodarczej?

Małgorzata Starczewska–Krzysztoszek: Tak. Potwierdzają to badania małych i średnich przedsiębiorstw, które prowadzimy w Lewiatanie od jedenastu lat. Ostatnie, w 2011 roku, zostało zrealizowane ze środków UE w ramach EFS. Testy wykazały, że w czasie dobrej koniunktury tylko niewielki odsetek firm chce wprowadzać innowacje. „Po co podejmować ryzykowne inwestycje, jeżeli bez nich jest dobrze. Zarabiamy, rynek jest chłonny” – to przekaz płynący z ankiet z „lat tłustych”. Większe dochody w takich okresach wcale nie skłaniają przedsiębiorców do myślenia o innowacjach, jako o szansie budowania konkurencyjnej pozycji na rynku, w oparciu o nowe produkty, nowe sposoby komunikowania się z rynkiem w przyszłości.

Kiedy zmienia się podejście producentów?

W momencie osłabienia gospodarczego. Wtedy pojawia się zainteresowanie innowacjami, by utrzymać pozycję firmy na rynku. Moim zdaniem, dzisiejsze powolne, ale jednak słabnięcie gospodarki jest optymalne dla podjęcia „pracy u podstaw” na rzecz zwiększenia innowacyjności polskiej gospodarki. Raport „Kurs na innowacje”, opracowany pod kierunkiem prof. Jerzego Hausnera, potwierdza to, o czym od dawna wiemy: że zmarnowaliśmy już zbyt wiele czasu.

Wyniki badań prowadzonych przez Konfederację Lewiatan odbiegają od tych, które publikuje GUS. Dlaczego?

Porównywałam wyniki naszego ubiegłorocznego badania w 1501 firmach z danymi GUS, który przygotowuje raporty trzyletnie o działalności innowacyjnej przedsiębiorstw. W naszych badaniach odsetek producentów, którzy wprowadzili innowacje jest wyraźnie większy niż w statystykach GUS. To zapewne efekt tego, że producenci często nie zgłaszają do GUS wszystkich wdrożonych innowacji, ponieważ sądzą, że nie są one istotne.

Ile firm według ankiet Lewiatana wprowadza nowe rozwiązania?

Co najmniej co druga. W naszym badaniu prosiliśmy o ilościowe wskazania wprowadzonych innowacji, z uwzględnieniem – podobnie jak w ankietach GUS – podziału na cztery rodzaje innowacji: produktowe, procesowe, organizacyjne i marketingowe. Okazało się, że ponad 50 proc. przedsiębiorstw wdrożyło przynajmniej jedną innowację. Z odpowiedzi wynika też, że firmy z branż przemysłowych, budownictwa, komunikacji i informacji znacznie częściej wprowadzają innowacje procesowe i produktowe, a firmy usługowe koncentrują się na innowacjach marketingowych i organizacyjnych.

Ale z praktyki wiadomo, że dla wielu firm innowacja to na przykład zakup nowocześniejszej maszyny, przecież to żadne nowe rozwiązanie…

Przewidziałam problemy z interpretacją. W ankietach do pytań dołączone były obszerne wyjaśnienia, co rozumiemy przez każdy z rodzajów innowacyjności. Odpowiednio przeszkoleni byli również ankieterzy. Uzyskane wyniki są więc miarodajne.

Są na to dowody?

Podam przykład: w roku 2008, we współpracy z BRE Bankiem, przeprowadzaliśmy otwarte badanie innowacyjności firm. Na podstawie wyników powstał ranking najbardziej innowacyjnych firm. Było to w roku, w którym rozpoczął się kryzys na rynkach finansowych i kryzys gospodarczy. W roku 2009 zwróciłam się ponownie do  wszystkich ponad 300 firm, które wzięły udział w rankingu, z prośbą o odpowiedź na pytanie czy innowacje wprowadzone przed kryzysem, w nowej, trudnej sytuacji okazały się dla nich niepotrzebnym obciążeniem, czy wsparciem? Odpowiedziało ponad 150 firm.

I co firmy odpowiedziały?

Wyniki były bardzo ciekawe. Przedsiębiorcy wyraźnie podkreślali, że innowacyjne rozwiązania, w które zainwestowali, pomogły im w okresie osłabienia gospodarczego oferować towary i usługi o wyższej jakości, po porównywalnych, a często nawet niższych cenach. Większość akcentowała fakt, że mimo recesji rósł ich udział w rynku. Potwierdzili również zainteresowanie kontynuowaniem inwestycji w innowacyjność. To typowa reakcja na pierwszy sukces. W przedsiębiorcy budzi się potrzeba kreatywności.

Małe firmy uzasadniają swój brak zainteresowania innowacjami problemami jakie mają z finansowaniem. Czy to nie racjonalny argument?

To jeden z mitów. W naszych badaniach sami przedsiębiorcy tego nie potwierdzili. Zapytaliśmy firmy, które nie zdecydowały się na innowacje, jakie były główne tego powody. Największa grupa badanych, 39 proc. firm, odpowiedziała, że ich branża nie potrzebuje innowacji. Na drugim miejscu, 37 proc., wskazywano na wielkość firmy – za mała na wprowadzanie innowacji, a dopiero na trzecim wymieniano brak dostępu do finansowania, 34 proc. firm.

Kolejnymi przeszkodami były: brak popytu na innowacyjne produkty i usługi oraz ocena, że inwestycje w innowacje to zbyt duże ryzyko. Obserwując postawy przedsiębiorców nie trudno dojść do wniosku, że ryzyko tkwi bardziej w ich głowach i wyobraźni, niż w rzeczywistych doświadczeniach.

Może przedsiębiorcy sądzą, że nie muszą być innowacyjni?

To się zmienia. Uzyskane odpowiedzi uświadomiły nam, że duża część menedżerów istotnie nie rozumie, co to jest innowacja uważając ją przede wszystkim za rozwiązanie, którego nie ma jeszcze na świecie. Tymczasem nie ma takiej branży, w której innowacje nie byłyby możliwe i potrzebne. Na pytanie: co zwiększyłoby skłonność firm do innowacyjności – po raz pierwszy wymieniano konkurencję ze strony innych, bardziej innowacyjnych firm, obok popytu na rynku i usprawnienia dostępu do finansowania ze środków unijnych. To ważna zapowiedź innego sposobu myślenia naszych przedsiębiorców.

Czy jako główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan zgadza się Pani z  zarzutem  przedsiębiorców, że państwo niewystarczająco wspiera innowacyjne firmy?

Stop dotacjom! – to moje credo. Wiem, że przedsiębiorcy mają mi za złe takie stanowisko, ale jestem przekonana, że jak nie będzie dotacji, to zaczniemy realizować znacznie lepsze projekty. Nie ulega wątpliwości, że większość pieniędzy wspierających przedsiębiorców musi być przeznaczona na innowacyjność, ale powinny to być środki zwrotne. Kredyty, udostępniane na korzystnych zasadach. Wtedy przedsiębiorca angażując własny kapitał widzi potencjał wdrożeniowy projektu, dokonuje optymalnego wyboru.

Dotacje natomiast nie zmuszają do takiej dyscypliny. Mają one sens tylko wtedy, kiedy ma powstać coś, czego na polskim rynku jeszcze w ogóle nie ma. W każdym innym przypadku zaburzają one konkurencję, ponieważ do nierównej walki staje przedsiębiorca, który zaangażował własne środki, włożył ogromny wysiłek w stworzenie rynku dla swojego nowego produktu, z konkurentem który właśnie skorzystał z dotacji i łatwo wchodzi z takim samym produktem na stworzony przez inną firmę rynek. Obecny system umożliwia takie sytuacje.

Do realizacji poważnych, innowacyjnych projektów same kredyty mogą jednak nie wystarczyć…

Tu potrzeba innych rozwiązań. Wiadomo, że większości przedsiębiorców na takie przedsięwzięcia nie stać, chociażby ze względu na kosztowny, obarczony ponadprzeciętnym ryzykiem i długi etap badawczy. Praktyka wskazuje też, że banki nie chcą angażować się w przedsięwzięcia o podwyższonym ryzyku. W tej sytuacji konieczne jest wzmacnianie sektora funduszy podwyższonego ryzyka. Bardzo dobrym kierunkiem jest także wykorzystywany już dzisiaj kredyt technologiczny, który w części jest dotacją, a w części instrumentem zwrotnym. Jednak to nie są zwykłe dotacje.

Dlaczego po wielu latach przekonywaniu przedsiębiorców do innowacji, realizowania Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, zwiększenie innowacyjności nadal wymaga „pracy u podstaw”? Jakiego rodzaju działania proponuje Lewiatan?

Myślę, że nadszedł czas podsumowania naszej wiedzy i praktycznych doświadczeń. Również złych. A wskazują one na pilną potrzebę połączenia sił przedsiębiorców, świata nauki i administracji – trzech środowisk bezpośrednio zaangażowanych we wprowadzanie innowacji. Do tego celu potrzebna jest szeroko otwarta formuła spotkań umożliwiająca trójstronne porozumienie – rodzaj forum do spraw innowacyjności.

Od trzech lat myślałam o utworzeniu, w ramach PKPP Lewiatan, Rady do Spraw Innowacyjności. Myślę, że nadszedł czas by wreszcie powstała. Lewiatan proponuje, by pierwsze spotkanie, bardzo licznych przedstawicieli trzech wymienionych środowisk, odbyło się w najbliższym miesiącu. O tym czy będzie to Rada, czy inny rodzaj forum, a także o zasadach działania, zadecydują  jego uczestnicy.

Nasze polskie doświadczenia związane z powstawaniem kolejnych rad, komitetów i tego typu ciał nie są najlepsze. Czy nie skończy się znowu na bezproduktywnych sporach?

Mam nadzieję, że wreszcie dojdzie do porozumienia kluczowych środowisk, inaczej nasze dążenia do zwiększenia innowacyjności polskiej gospodarki nie wyjdą z fazy chaosu i stagnacji. Każde z tych środowisk żyje w przeświadczeniu, że działa prawidłowo i każde z nich wysyła sygnały, że winę za niski poziom innowacyjności naszej gospodarki ponoszą dwaj pozostali partnerzy.

Przedsiębiorcy zarzucają ośrodkom naukowym, że projekty badawcze zupełnie nie przystają do potrzeb firm, a prace nad nimi trwają zbyt długo, aby można było myśleć o komercjalizacji wyników badań. Świat nauki zarzuca przedsiębiorcom, że unikają kontaktów. Administracja natomiast opiera swoje działania właściwie wyłącznie na środkach unijnych, uchylając się od dyskusji o koniecznych zmianach w regulacjach, w tym w prawie podatkowym.

Czym konkretnie miałaby się zająć rada?

Powinna zająć się oceną i rekomendacjami dotyczącymi potrzebnych zmian legislacyjnych, w tym podatków, zmianami zasad funkcjonowania świata nauki tak, aby otworzyć to środowisko na współpracę z przedsiębiorstwami; wskazaniem możliwości wykorzystania partnerstwa publiczno–prywatnego, czy twórczego posłużenia się funduszami unijnymi. Mam tu głównie na myśli rekomendowanie takich form finansowego wsparcia innowacyjnej działalności, które nie zaburzałyby konkurencji na rynku, a jednocześnie pozwalały na uruchamianie projektów nie mających szans na realizację bez zewnętrznego wsparcia. Do takich zaliczam np. kredyty technologiczne, czy zwiększenie funduszy  podwyższonego ryzyka.

Czy takie trójstronne debaty zamienią się we wspólne działanie i wyeliminują popełniane dotychczas błędy?

Na pewno pozwolą uniknąć takich zapisów, jak choćby tych w ustawie o niektórych formach wspierania działalności innowacyjnej. Wpisano do niej zasady funkcjonowania centrów badawczo-rozwojowych w przedsiębiorstwach, ale od początku było wiadomo, że to zapisy, które nie zwiększą zainteresowania firm własną działalnością B+R. W ramach tej ustawy powstało niewiele ponad 20 takich centrów. Zdaniem przedsiębiorców jest ona tak napisana, żeby się nie dało z niej korzystać.

Kolejnym obszarem, w którym wspólne działanie przedsiębiorców, świata nauki i administracji daje szansę przeforsowania realnych zmian ustawowych, są zamówienia publiczne. Podkreślam – realnych, bo co z tego, że istnieje zapis, zgodnie z którym cena nie jest jedynym kryterium wygrania przetargu, kiedy rzeczywistość przeczy temu na każdym kroku.

Z punktu widzenia innowacyjności ważne jest by system zamówień publicznych wymuszał realny wybór w oparciu nie tylko o cenę, ale także o nowe rozwiązania technologiczne. Podałam tylko wybrane przykłady palących spraw, ale myślę, że uzasadniają one tezę, iż urzędnicy, naukowcy i przedsiębiorcy, w sprawie innowacyjności gospodarki muszą mówić jednym głosem. Głos każdego z osobna nie jest słyszalny.

Rozmawiała Jolanta Liczbińska

Małgorzata Starczewska–Krzysztoszek, jest dyrektorem departamentu badań i analiz Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan i członkiem Rady Gospodarczej przy premierze RP.

(CC By-NC-ND ImageNationPhotography)

Tagi