Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Mit merytokratycznego rynku pracy

Wydaje się, że 80 proc. naszych pensji nie wynika z naszych talentów i wysiłków. To mit, że „zasługujemy” na tyle, ile zarabiamy – pisze Robert B. Reich w książce „Saving Capitalism: For the Many, Not the Few”.
Mit merytokratycznego rynku pracy

Kilka lat temu autora książki (jej polski tytuł to „Ratując kapitalizm: dla wielu, nie dla nielicznych”) zaproszono na spotkanie z grupą pracowników elektrowni, którzy rozważali założenie związku zawodowego. Jedna z osób, która zamierzała głosować przeciwko, uzasadniała swoją decyzję tym, że nie jest warta więcej niż 14 dol. za godzinę – bo tyle jej płacono. „Mówię tym ludziom, którzy zarabiają miliony, że to fantastycznie. Mógłbym zrobić to samo, gdybym poszedł do szkoły i był wystarczająco bystry. Ale nie poszedłem i dlatego dzisiaj jestem robotnikiem.” Ta i inne wypowiedzi zostały sfilmowane i można je obejrzeć w filmie dokumentalnym „Inequality for all” („Nierówność dla wszystkich”) wyreżyserowanym przez Jacoba Kornblutha.

Zdaniem Reicha ów pracownik nie wiedział, że w latach 50. XX w. w USA ponad 30 proc. pracowników sektora prywatnego należało do związków zawodowych. To dawało im wystarczająco mocną pozycję przetargową, by wynegocjować dla siebie równowartość dzisiejszych 30 dol. za godzinę pracy, mimo że wielu nie ukończyło szkoły. To nie ciężka praca ani intelekt pojedynczych osób sprawiła, że zarabiali o ponad 100 proc. więcej niż obecnie. To ich siła negocjacyjna.

Płaca minimalna świadczy o słabości związków zawodowych

Zarabiamy tyle, na ile zasługujemy

I ta siła od lat 50. spadała, więc wspomniany pracownik elektrowni „był wart” tylko 14 dol. za godzinę pracy a nie 30. Koncepcja „zarabiamy tyle, na ile zasługujemy” jest głęboko zakorzeniona w powszechnej świadomości i wiele mało zarabiających osób zakłada, że to ich wina. Czują się zawstydzeni i uważają swoje niskie zarobki za dowód osobistej porażki, bo nie byli wystarczająco mądrzy bądź pracowici.

Ta sama koncepcja pozwala wielu osobom, które zarabiają bardzo dużo, uważać, że muszą być wyjątkowo inteligentne, pracowite, odważne i zwyczajnie lepsze od pozostałych. W innym przypadku nie radziłyby sobie tak dobrze. I to przekonanie uzasadnia nie tylko ich zamożność, ale także wysoki status w społeczeństwie.

Wiele osób mało zarabiających zakłada, że to ich wina.

W 2013 r. menedżer funduszu hedgingowego Steve Cohen zarobił 2,3 mld dol. W ciągu dwudziestu lat stania na czele firmy SAC Capital Advisors zgromadził fortunę szacowaną na 11 mld dol. Czy zasługuje na te pieniądze? W jakimś sensie pewnie tak, skoro tyle zarobił. „Prywatne osoby z funduszy hedgingowych zarabiają pieniądze, bo klienci dobrowolnie decydują, że warto inwestować razem z nimi” – zauważył Dan Mitchell z think-tanku Cato Institute z Waszyngtonu w odpowiedzi na publiczne kwestionowanie zarobków Cohena przez autora książki.

Wysokie zarobki to nie przepis na szczęście

Działania „wolnego rynku”

Reich zauważa, że powód może być inny. Według aktu oskarżenia z 2013 r. tzw. insider trading, czyli handlowanie papierami wartościowym w oparciu o poufne informacje, za rządów Cohena w SAC Capital było „znaczne, rozpowszechnione i na nie spotykaną na rynku funduszy hedgingowych skalę”. Dziewięciu z byłych i obecnych pracowników Cohena przyznało się do insider tradingu.

Firma przyznała się do winy i zapłaciła 1,8 mld dol. kary (historia Steve’a Cohena była inspiracją bardzo dobrego, fabularnego serialu „Billions”, czyli „Miliardy” wyprodukowanego przez stację „Showtime” – jeżeli ktoś jeszcze nie widział, to polecam). Klienci powierzali swoje oszczędności SAC Capital prawdopodobnie dlatego, że transakcje zawarte dzięki poufnym informacjom przynosiły bardzo wysokie zyski. Gdyby przestępstwo zostało wykryte wcześniej, stopa zwrotu nie byłaby tak wysoka i tylu inwestorów nie powierzyłoby swoich pieniędzy Cohenowi, a on nie byłby dziś tak bogaty jak jest.

Rządy nie są wrogiem wolnego rynku, one są jego twórcą.

Płace nie rosną automatycznie z produktywnością

Jak wspomniałem, większość osób uważa, że każdy automatycznie zasługuje na swoją płacę. Wynika to z przekonania, że rynek pracy w gospodarce kapitalistycznej jest merytokracją. To znaczy, każdy jest wyceniany proporcjonalnie do swoich wysiłków i umiejętności. Ale po chwili zastanowienia możemy zauważyć, że czynników wpływających na zarobki jest więcej. Spadki, znajomości, wygląd, szczęście, małżonek, ale przede wszystkim społeczeństwo, w którym żyjemy. Ekonomista Herbert Simons szacował kiedyś, że swoim wysiłkom możemy przypisać co najwyżej jedną piątą tego, co zarabiamy. Reszta wynika z bycia członkami niezmiernie produktywnego systemu społecznego. Autor zwraca uwagę, że częstym argumentem mającym usprawiedliwiać czyjeś bardzo wysokie albo bardzo niskie zarobki jest stwierdzenie, że są one wynikiem działania „wolnego rynku”.

Reich zauważa jednak, że rynek istnieje tylko tam, gdzie jest rząd i cywilizacja. Tworzą go reguły ustalane przez rządy. „Tak więc rządy nie są wrogiem wolnego rynku, one są jego twórcą” – podsumowuje. Jeżeli efekt działania tych reguł nam jako społeczeństwu nie odpowiada, to mamy prawo je modyfikować.

Rynek pracy w gospodarce kapitalistycznej jest merytokracją.

Robert Reich jest profesorem na University of California. Wcześniej był m.in. ministrem pracy w administracji prezydenta Billa Clintona. „Saving Capitalism” zyskało sporą popularność za Oceanem i stało się podstawą do nakręcenia przez Netflix filmu dokumentalnego. Wgłębiając się w argumenty Reicha, można zauważyć, że inspiruje się przemyśleniami koreańskiego akademika z Cambridge University Ha-Joon Changa.

Największy wkład intelektualny autora książki polega na tym, że punktuje wady najpopularniejszej obecnie wersji kapitalizmu, na przykładach głównie z USA a nie Europy, jak to robi Ha-Joon Chang. Zarówno sposób pisania, jak i przykłady z książek Ha-Joon Changa (np. „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie”) są z polskiego punktu widzenia znacznie ciekawsze. Dlatego „Saving Capitalism” polecałbym tylko szczególnie zainteresowanym sytuacją ekonomiczną USA. Pozostali mogą ją sobie darować.

Otwarta licencja


Tagi