Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

więcej publikacji autora Piotr Rosik

Następna „fabryka świata” powstaje w Afryce

Chińscy przedsiębiorcy, ryzykanci w XIX-wiecznym stylu, stawiają fabryki w Afryce, przyczyniając się walnie do reindustrializacji Czarnego Lądu. Tę fascynującą historię opisuje Irene Yuan Sun na kartach książki „The Next Factory of the World: How Chinese Investment Is Reshaping Africa”.
Następna „fabryka świata” powstaje w Afryce

Pan Sun zbliżył filiżankę do nosa, by delektować się zapachem wykwintnej chińskiej herbaty. Następnie wylał napar z pierwszego zaparzenia i napełnił filiżankę płynem z drugiego zaparzenia. Poczęstował gościa. I zaczął opowiadać historię swojego życia. Zaczynał jako 12-latek, od pracy po 12 godzin dziennie w fabryce ubrań. Teraz ma własną fabrykę, zbudował ją za 40 mln dolarów. I nie żal mu 1100 pracowników, którzy uwijają się w pocie czoła na trzy zmiany, bo być może któryś z nich także zostanie w przyszłości właścicielem fabryki. Piąte zaparzenie rozlane. Jest gorący dzień na Czarnym Lądzie. Niemal wrząca herbata doskonale zaspokaja pragnienie. Historii pana Suna słucha uważnie Irene Yuan Sun i dziwi się, jak doskonale smakuje ten napój w środku nigeryjskiego buszu.

Irene Yuan Sun to urodzona w Chinach, wychowana w USA, a pracująca w Afryce wieloletnia analityczka firmy doradczej McKinsey, absolwentka Uniwersytetu Harvarda. Później napisze książkę „The Next Factory of the World: How Chinese Investment Is Reshaping Africa” (Następna fabryka świata: jak chińskie inwestycje zmieniają Afrykę, Harvard Business Review Press 2017), w której sportretuje pana Suna oraz innych chińskich kapitalistów, budujących fabryki w Nigerii, Lesotho czy Kenii.

„Chińscy przedsiębiorcy, których poznałam w Afryce, to zahartowani ludzie, nie mający w sobie nic z celebrytów. To chodzące dowody na to, że prawdziwi kapitaliści jeszcze istnieją, i nie ukrywają się bynajmniej w pachnących, klimatyzowanych biurach Krzemowej Doliny” – twierdzi Yuan Sun. „Trzeba być szalonym, by rozwijać fabrykę w Afryce. Niesprzyjający klimat, duża przestępczość, problemy z załatwieniem wielu podstawowych spraw to jest codzienność” – przyznaje jeden z przedsiębiorców, cytowanych przez autorkę „The Next Factory of the World”.

Pan Sun uważa, że współpraca Nigerii (to tam pan Sun ma swój zakład produkcyjny) i Chin przyniesie same korzyści obydwu stronom. „My Chińczycy wiemy którędy powinien przejechać pędzący pociąg postępu, na jakich stacjach powinien się zatrzymać. Nigeria może się wiele nauczyć od Chin, a Chiny skorzystać na współpracy z Nigerią. Kraje afrykańskie nie mogą pójść drogą krajów Zachodu, to im się nie uda. Muszą pójść drogą podobną do chińskiej” – sądzi pan Sun.

Co sprawia, że chiński kapitał wędruje na Czarny Ląd? Koszty pracy w Państwie Środka zaczęły dynamicznie rosnąć. A w Afryce wciąż są niskie, a przy tym konkurencja jest też mniejsza. Przy czym, jak zaznacza na kartach swojej książki Irene Yuan Sun, firmy produkcyjne, działające w Afryce „jadą” na bardzo niskich marżach. Dlatego ich właściciele zwracają baczną uwagę na koszty i oszczędzają na czym się tylko da. Tym samym realizuje się w praktyce teoria „latającej gęsi” Justina Yifu Lina, byłego głównego ekonomisty Banku Światowego. Tą latającą gęsią są firmy przemysłowe, które przemieszczają się na duże odległości – nawet z kontynentu na kontynent – w poszukiwaniu niższych kosztów wytwarzania.

Chińskie „gęsi” lądują więc w Afryce coraz częściej. Fabryki zaczynają być mostem łączącym Państwo Środka z Czarnym Lądem. W 2000 roku chiński kapitał dokonał dwóch znaczących inwestycji w Afryce, a obecnie dokonuje ich setki w skali roku. Autorka „The Next Factory of the World” wykonała dla firmy McKinsey badanie w ośmiu afrykańskich krajach i okazało się, że swoje fabryki ma w nich około 1500 chińskich firm, których średni roczny przychód to około 21 mln dolarów. Irene Yuan Sun szacuje, że w całej Afryce może działać już nawet 4000 fabryk, kontrolowanych przez biznesmenów z Państwa Środka. „Do Nigerii ściągają producenci części do aut, oświetlenia, elementów konstrukcyjnych. Do krajów, takich jak Lesotho, gdzie siła robocza jest naprawdę tania, trafiają najczęściej producenci ubrań. W Lesotho chińscy podwykonawcy produkują m.in. majtki sportowe i obuwie dla firmy Reebok czy dżinsy dla firmy Levi’s” – wymienia Yuan Sun.

Co ciekawe, chiński kapitał pomaga w reindustrializacji Afryki. Na przełomie lat 60-tych i 70-tych XX wieku w wielu krajach Czarnego Lądu (np. w Ghanie czy Tanzanii) udział przemysłu w PKB był o wiele wyższy, niż w tej chwili. Obecnie udział sektora produkcyjnego w PKB Afryki wynosi tylko około 13 proc. i jest najmniejszy wśród wszystkich kontynentów.

Oczywiście, jak można się domyślać, nie wszystko idzie gładko, bo życie – także gospodarcze – to nie bajka. Pojawiają się problemy kulturowe i spięcia pomiędzy Afrykanami a Chińczykami. Często są to tylko nieporozumienia, a czasami coś więcej. „Kilku właścicieli fabryk, których poznałam, to byli po prostu rasiści. W dodatku kilku przyznawało wprost, że daje łapówki na prawo i lewo, przyczyniając się w ten sposób do psucia systemu instytucjonalnego i po prostu nieuczciwie konkurując” – zauważa autorka książki „The Next Factory of the World”. Irene Yuan Sun podkreśla jednak, by nie demonizować chińskich kapitalistów, bo ich surowe opinie na temat Afrykanów to często tylko „powtórka z rozrywki”, ciąg dalszy znanych już z historii kapitalizmu wiecznych utyskiwań właścicieli na pracowników, które miały, mają i będą mieć miejsce pod każdą szerokością i długością geograficzną.

Irene Yuan Sun porusza w swojej publikacji także temat automatyzacji produkcji. Czy roboty mogą zabrać pracę mieszkańcom Czarnego Lądu? Czy sprawią, że fabrykanci przestaną przenosić produkcję z Chin? Według autorki „The Next Factory of the World” niekoniecznie, gdyż – może trochę paradoksalnie – wytwarzanie takich rzeczy jak ubrania (a to one są właśnie głównie produkowane w afrykańskich fabrykach) wymaga sporego udziału człowieka w procesie produkcji. Poza tym, na zautomatyzowanie produkcji trzeba mieć odpowiednio duże środki, a takich chińscy przedsiębiorcy, chcący produkować ubrania często nie posiadają.

Co czeka Afrykę, jeśli rzeczywiście uda się jej pójść drogą Chin? Autorka zauważa, że jest ledwie po trzydziestce, a w swoim krótkim życiu widziała niesamowicie dynamiczny rozwój kraju ze stolicą w Pekinie. „Na początku lat 90-tych ulice chińskich miast były zapełnione rowerami. Niemal nikogo nie było stać na auto. Sprite był trudno dostępny, a w toaletach publicznych nie było papieru. W trakcie ostatniego ćwierćwiecza Państwo Środka zwiększyło swój PKB trzydziestokrotnie, a udział w produkcji światowej z 2 proc. do 25 proc. Około 750 mln ludzi wydobyło się z biedy. A pod koniec lat 80-tych Chiny były biedniejsze niż Kenia, Nigeria, czy nawet Lesotho. Te gigantyczne zmiany najłatwiej dostrzec w skali mikro: Sprite jest ogólnodostępny, toalety publiczne są czyste i znajdzie się tam papier, no i nie ma w tym nic niezwykłego, że stać cię na samochód” – podkreśla Irene Yuan Sun.

Z jednej strony, autorka jest pewna, że Afrykę czeka dynamiczny rozwój – co będzie się wiązało ze znacznym spadkiem bezrobocia i wzrostem zamożności tamtejszych społeczeństw – ale z drugiej strony podkreśla ona, że droga afrykańska będzie inna, niż droga chińska. „W każdym afrykańskim kraju rozwój gospodarczy jest napędzany przez inne czynniki. W Nigerii między innymi przez wolną prasę, w Lesotho przez związki zawodowe, w Kenii przez powiązania rodzinne. Zapewne to spowoduje, że już w niedalekiej przyszłości powstaną instytucje formalne i nieformalne nowego typu, które będą ułatwiać współpracę chińsko-afrykańską na polu industrializacji” – uważa Yuan Sun.

No dobrze, a co jeśli chińską gospodarkę – która w ostatnich latach poważnie zwolniła tempo rozwoju – dopadnie kryzys? Czy uderzy on także pośrednio w Afrykę, czy wtedy chiński kapitał przestanie płynąć na Czarny Ląd? Irene Yuan Sun uważa, że taka sytuacja mogłaby nawet być… korzystna dla gospodarek państw afrykańskich, bo to mogłoby wypchnąć z Państwa Środka kolejnych kapitalistów, poszukujących niższych kosztów produkcji.

Książkę „The Next Factory of the World” czyta się jednym tchem. Jest to fascynujące zdjęcie niezwykle ważnego momentu w historii Afryki i Chin. A zarazem portret kilku chińskich przedsiębiorców w starym XIX-wiecznym stylu: ludzi nie bojących się podejmowania wielkiego ryzyka na obcym kontynencie, w trudnych warunkach (nie tylko instytucjonalnych, ale nawet klimatycznych), starających się zbić majątek daleko od domu. Karty tej publikacji wcale nie uginają się od danych – jest ich w sam raz, co znacznie ułatwia lekturę. Do tego książka jest napisana łatwo przyswajalną angielszczyzną, naprawdę dobrze się ją czyta. Warto zaparzyć dobrą chińską herbatę i usiąść do lektury.


Tagi


Artykuły powiązane

Chińskie inwestycje bezpośrednie w Unii Europejskiej

Kategoria: Sektor niefinansowy
Jesteśmy świadkami dużych zmian w inwestycjach chińskich przedsiębiorstw na rynku europejskim, nie tylko w ich skali, ale przede wszystkim w strukturze. Prowadzenie działalności gospodarczej na rynku europejskim stało się dla chińskich inwestorów trudniejsze, ale rynek ten jest dla nich wciąż atrakcyjny i perspektywiczny.
Chińskie inwestycje bezpośrednie w Unii Europejskiej

Jak chińskie pożyczki kolonizują Afrykę?

Kategoria: Sektor niefinansowy
Czarny Kontynent przez wiele lat był swego rodzaju poligonem globalnych graczy. Ostatnie dekady pokazują jednak, że to Pekin zadomowił się tam na dobre. Chiny są największym pożyczkodawcą państw afrykańskich. W XXI w. łączna wartość kredytów sięgnęła 170 mld dol. Pomimo spadku akcji kredytowej w ostatnim czasie, Afryka wciąż jest ambitnym celem Inicjatywy Pasa i Szlaku. Chiny podbijają ten kontynent na trzy sposoby: poprzez pożyczki, inwestycje i handel. Choć zrealizowano tam wiele potrzebnych inwestycji, wiele rzeczy stoi pod znakiem zapytania.
Jak chińskie pożyczki kolonizują Afrykę?

Chiny budują sieć portów strategicznie istotnych

Kategoria: Sektor niefinansowy
Firmy Państwa Środka co roku przejmują kontrolę nad kolejnymi terminalami kontenerowymi i portami morskimi na całym świecie. Te inwestycje mają znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale i militarne. Tempo rozwoju Morskiego Jedwabnego Szlaku w ostatnich latach jednak spadło, bo amerykańska dyplomacja zaczęła działać.
Chiny budują sieć portów strategicznie istotnych