Venture capital (VC), najbardziej ryzykowna forma finansowania private equity (PE), zapewnia finansowanie startupom w innowacyjnych technologiach. Ponieważ fundusze VC finansują przedsięwzięcia na wczesnym etapie rozwoju, ich inwestycje mają wyższy wskaźnik niepowodzeń niż inwestycje funduszy PE. Z drugiej jednak strony akceptacja wysokiego ryzyka oznacza, że inwestorzy otrzymują duże udziały w spółce i mają znaczący wpływ na sposób jej funkcjonowania. Cały sens takiego finansowania polega na tym, że na dalszym etapie inwestorzy wygenerują zwrot poprzez pierwszą ofertę publiczną (IPO) lub transakcję fuzji i przejęć (M&A).
Według Invest Europe w pandemicznym roku 2020 aktywność fundraisingowa VC w Europie spadła o 7 proc. Niemniej ogólny trend w branży napawa optymizmem, ponieważ aktywność inwestycyjna wzrosła i wyhodowały się liczne jednorożce, czyli startupy, których wartość przekracza 1 mld dolarów. Kapitał zebrała rekordowa liczba 288 funduszy VC, z czego 79 po raz pierwszy. Mimo pandemii europejskie inwestycje VC ósmy rok z rzędu odnotowały wzrost, co oznacza stały progres od 2012 r. Połowę wszystkich inwestycji kapitału podwyższonego ryzyka stanowiły technologie informacyjne i komunikacyjne (ICT), na drugim miejscu uplasowały się biotechnologia i opieka zdrowotna (23 proc.), a na trzecim dobra konsumenckie i usługi (10 proc.).
Połowę wszystkich inwestycji kapitału podwyższonego ryzyka stanowiły technologie informacyjne i komunikacyjne (ICT), na drugim miejscu uplasowały się biotechnologia i opieka zdrowotna (23 proc.), a na trzecim dobra konsumenckie i usługi (10 proc.).
Gdy mowa o innowacjach technologicznych, pierwszy kierunek, jaki przychodzi na myśl, to Dolina Krzemowa. Okazuje się jednak, że inwestorzy szukający zwrotu z szybko rozwijających się startupów technologicznych powinni zacząć polować w Londynie, Berlinie, Sztokholmie czy Madrycie. Brzmi niewiarygodnie, ale w ciągu ostatnich dwóch dekad zwroty z europejskich inwestycji VC przewyższały amerykańskie. Tak wynika z danych firmy inwestycyjnej Cambridge Associates, przytoczonych przez magazyn „Fortune”. Tylko ćwierć wieku temu, w okresie boomu internetowego, amerykański indeks VC wyprzedził europejski. W późniejszych latach europejskie przedsięwzięcia typu venture przeciętnie radziły sobie lepiej. Do czerwca 2021 r. znormalizowany indeks łącznych stóp zwrotu z europejskiego VC przewyższał o około dwa punkty jego amerykański odpowiednik. Zarówno w okresie trzyletnim, jak i pięcioletnim Europa wyprzedzała USA o około pięć punktów, a w ciągu dekady – o trzy punkty.
Stary Kontynent produkuje rekordową liczbę jednorożców. Europa ma ich łącznie 321. Do tego dochodzi 26 dziesięciorożców – firm technologicznych wartych ponad 10 mld dolarów, w tym Klarna, Revolut, Spotify, Wise, Deliveroo, Just Eat, Farfetch, Elastic, Supercell, Zendesk, Ozon, Adyen. Oczy inwestorów skierowane są obecnie na ten ostatni, notowany na rynku Euronext. Prawdopodobnie osiągnie on w tym roku wartość 100 mld dolarów, stając się czwartą europejską firmą technologiczną, która przekroczy ten kamień milowy. W Europie jest też najwięcej miast-jednorożców, w sumie 65, co jest dobrym wskaźnikiem różnorodności ekosystemu startupów.
Tytułem porównania międzykontynentalnego: w 2021 r. inwestorzy VC wpompowali 328,8 mld dolarów w amerykańskie startupy, 61,8 mld dolarów w chińskie i 39,8 mld dolarów w brytyjskie – wynika z danych opublikowanych przez firmę analityczną VC Dealroom i brytyjską agencję London & Partners. Mimo że inwestycje w USA są bezapelacyjnie największe, to w Wielkiej Brytanii i Europie kontynentalnej rosną szybciej niż w USA i Chinach.
Dealroom koncentruje się na brytyjskich startupach, które pozyskały w ubiegłym roku ponad dwa razy więcej funduszy (25,5 mld dolarów) niż w 2020 r. (11,2 mld dolarów). Nic dziwnego, bo w Londynie odbyły się aż 64 takie megarundy (w porównaniu z 19 w 2020 r.). Fintechowa aplikacja Revolut zebrała 800 milionów dolarów, jej rywal Monzo pozyskał ponad 600 milionów dolarów. Nowe gwiazdy to m.in. aplikacja bankowości mobilnej Starling Bank i insuretech Marshmallow. Obecnie w Londynie jest 75 jednorożców. Miasto jest teraz dojrzałą globalną stolicą technologii z dużymi rundami finansowania na późniejszych etapach rozwoju i średnio prawie dwoma nowymi jednorożcami każdego miesiąca.
Ogólna wartość europejskiego ekosystemu technologicznego – zarówno spółek publicznych, jak i prywatnych – przekracza obecnie 3 bln dolarów, czyli trzy razy więcej niż w 2018 r., kiedy to Europa po raz pierwszy przekroczyła próg 1 bln dolarów. Skok z 2 bln do 3 bln dolarów nastąpił zaledwie w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2021 r. i dokonał się w dużej mierze dzięki europejskim startupom, które zdecydowały się wejść na giełdę poprzez fuzje ze spółkami SPAC notowanymi w USA. Swoje zrobiły również rosnące rynki akcji. Według magazynu „Fortune” w 2021 r. zrealizowano transakcje wyjścia z inwestycji (poprzez IPO, SPAC lub sprzedaż) na łączną kwotę 275 mld dolarów.
Udział Europy w finansowaniu kapitału wysokiego ryzyka na wczesnym etapie rośnie w stosunku do USA. W ciągu ostatnich pięciu lat europejskie startupy odnotowały 13-proc. wzrost funduszy dostępnych na finansowanie transakcji poniżej 5 mln dolarów, podczas gdy amerykańskie startupy zaliczyły spadek o 20 proc.
Udział Europy w finansowaniu kapitału wysokiego ryzyka na wczesnym etapie rośnie w stosunku do USA. W ciągu ostatnich pięciu lat europejskie startupy odnotowały 13-proc. wzrost funduszy dostępnych na finansowanie transakcji poniżej 5 mln dolarów, podczas gdy amerykańskie startupy zaliczyły spadek o 20 proc. Europejski rynek VC jest znacznie dojrzalszy i głębszy niż przed pandemią. W ubiegłym roku europejskie startupy otrzymały ponad 100 mld dolarów inwestycji VC, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w 2020 r. Oczekuje się, że europejski VC będzie kontynuował trend wzrostowy dzięki niskim stopom procentowym, obficie płynącemu strumieniowi gotówki, a także dzięki temu, że dwóm kluczowym dla VC sektorom – technologii i opieki zdrowotnej – udało się rozwinąć skrzydła podczas pandemii.
Ten entuzjazm wypada jednak nieco ostudzić. Bo Europa może pochwalić się jednorożcami, ale wciąż nie wydała na świat żadnej spółki technologicznej, która mogłaby dorównać GAFAM w USA czy Alibaba i Tencent w Chinach. Największą europejską firmą technologiczną pod względem kapitalizacji rynkowej jest producent maszyn do wytwarzania chipów ASML, którego wartość wynosi ponad 300 miliardów dolarów. Co więcej, giganci technologiczni z USA i Azji, „pożerają” najbardziej obiecujące przedsięwzięcia w Europie, w tym laboratorium sztucznej inteligencji DeepMind i projektanta chipów Arm.
W ubiegłym roku kilka znanych londyńskich startupów, w tym firma dostarczająca jedzenie Deliveroo i startup zajmujący się cyberbezpieczeństwem Darktrace, zadebiutowało na London Stock Exchange. Spotkały się jednak z umiarkowanie ciepłym przyjęciem ze strony inwestorów; wiele europejskich startupów, w tym Spotify, nadal wybiera listing w Nowym Jorku. Problem w tym, że Europa nadal nie traktuje spółek technologicznych tak dobrze jak Stany Zjednoczone. Dość powiedzieć, że amerykańskie firmy zaspokajają około 70 proc. swoich potrzeb finansowych na rynku kapitałowym, a tylko 30 proc. czerpią z sektora bankowego. W Europie te proporcje są odwrotne. Siła rynku kapitałowego USA idzie w parze z innowacyjnością przemysłu, a wręcz jest przez nią napędzana, bo rynek kapitałowy dużo chętniej finansuje tego rodzaju przedsięwzięcia niż konserwatywne banki.
Sprawnie funkcjonujący rynek kapitałowy jest motorem rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, które są fundamentem każdej zdrowej gospodarki. Amerykańskie MŚP pozyskują na rynku kapitałowym pięć razy więcej funduszy niż ich odpowiedniki w Unii Europejskiej. Istnieje także widoczna dysproporcja na rynku pracy: w Europie startupy, z których większość korzysta ze wsparcia VC, stanowią obecnie tylko około 1 proc. ogółu miejsc pracy, tj. 10-krotnie mniej niż w USA.