Tranzyt rosyjskiego gazu tradycyjnie jest jedną z poważniejszych pozycji bilansu handlowego Ukrainy. W zeszłym roku przyniósł 2,4 mld dolarów – niemal jedną czwartą wpływów naszego sąsiada z eksportu usług. Już wkrótce może się to zmienić.
Naftohaz Ukrainy i Gazprom w grudniu 2019 r. podpisały pięcioletni kontrakt na tranzyt gazu do Europy Zachodniej. Minimalny poziom tranzytu, za który muszą płacić Rosjanie w pierwszym roku obowiązywania kontraktu wynosił 65 mld m3, a w kolejnych latach to 40 mld m3 rocznie.
Choć realny poziom tranzytu był w zeszłym roku wyższy od minimalnego zapisanego w kontrakcie – z Rosji popłynęło przez ukraińskie rurociągi 55,8 mld m3 błękitnego paliwa, jak zauważał operator gazociągu, wydzielona z Naftohazu spółka Operator GTS Ukrainy, była to najniższa wielkość od 2013 r. Na 2021 r. Gazprom zarezerwował już jedynie 40 mld m3.
Za kilka lat Rosja będzie miała całkiem rozwiązane ręce. A z uruchomionym Nord Stream 2 będzie mogła dyktować bez przeszkód Ukrainie warunki nie tylko finansowe dotyczące ewentualnego tranzytu, ale w pierwszym rzędzie polityczne.
Geopolityczna broń ekonomiczna
„Uważam, że to broń. Uważam, że nie zauważać, że to niebezpieczna broń nie tylko dla Ukrainy, ale i dla całej Europy, to nieprawidłowe. Mówić o Nord Stream 2 jak o gospodarce Ukraina z pewnością nie będzie. I dlatego uważam, że to na tyle niebezpieczne, że nawet teraz, kiedy on nie jest ukończony, widzimy, kto kontroluje ceny na gaz w Europie, widzimy, jak się one zmieniają, jak one skaczą do góry. Dobudowanie Nord Stream 2 a potem jego uruchomienie i korzystanie z niego doprowadzą do wielkich ryzyk. I to będzie na rękę tylko Rosji” – komentował sytuację z niemiecko-rosyjskim projektem ukraiński prezydent Wołodymyr Zelenski.
W ocenie Zelenskiego, choć główne ryzyko realizacji niemiecko-rosyjskiego projektu poniesie Ukraina, jednak zagrożenie nie dotyczy tylko niej.
Nad Dnieprem nie wierzą też w niemieckie obietnice, że Berlin zadba o to, by uruchomienie Nord Stream 2 nie wpłynęlo na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę.
Nad Dnieprem nie wierzą też w niemieckie obietnice, że Berlin zadba o to, by uruchomienie Nord Stream 2 nie wpłynęlo na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę.
„Nie rozumiem, jak Niemcy mogą gwarantować tranzyt gazu przez terytorium Ukrainy, jeśli one go nie wydobywają, nie transportują gazu z terytorium Rosji. Teoretycznie to mogłaby gwarantować Rosja, ale powstaje pytanie, co warte są takie gwarancje. (…) Czy można wierzyć, jeśli ktoś coś obieca za Rosję? Nie można wierzyć nawet temu, co Rosja sama obieca” – oceniał szef Naftohazu Ukrainy Jurij Witrenko.
W Naftohazie zwracają także uwagę, że już dziś widać próby szantażu gazowego ze strony Rosji nie tylko wobec Ukrainy ale i wobec państw Unii Europejskiej. Rosja, ograniczając dostawy gazu, próbuje wymusić uległość UE w sprawie certyfikacji Nord Stream 2.
„Jest realny problem z tym, że Gazprom dziś znacznie mniej gazu dostarcza do Europy i to prowadzi tam do rekordowego wzrostu cen gazu. Oni (w ten sposób) mówią Europejczykom: jeśli chcecie zabezpieczyć sobie dostawy gazu, to możecie go otrzymać tylko przez Nord Stream 2. To szantaż. I jednocześnie dowód na to, że oni wykorzystują gaz jak geopolityczną broń” – komentował Jurij Witrenko.
Pod koniec sierpnia Naftohaz wydał oświadczenie, w którym wezwał europejskich odbiorców rosyjskiego gazu do jak najszybszego zawierania kontraktów na jego tranzyt z ukraińskim operatorem. Jednocześnie zapowiedział gotowość do przedłużenia umowy na tranzyt z Gazpromem po 2024 r.
„Główne niebezpieczeństwo, jakie wynika z Nord Stream 2, to zagrożenie wstrzymania transportu gazu przez terytorium Ukrainy, co będzie oznaczać znacznie wyższe ryzyko zmasowanego ataku Rosji. Dlatego rozpatrujemy kwestię tranzytu przez Ukrainę i zachowanie wielkości tranzytu jako jeden z elementów zapobiegających temu” – komentował szef Naftohazu.
Naftohaz chciałby, żeby europejscy kontrahenci Gazpromu kupowali rosyjski gaz nie jak dotąd, na wyjściu z ukraińskiego systemu gazociągów, ale na ukraińsko-rosyjskiej granicy i rezerwowali moce tranzytowe już samodzielnie w oddzielnych kontraktach z ukraińskim operatorem.
Ukraiński koncern jest gotowy, jak zapowiedział Witrenko, do stworzenia z firmami zachodnimi konsorcjum, które zarządzałoby ukraińskimi gazociągami, jednak warunek, jaki stawia strona ukraińska, to rezerwowanie przez Europejczyków mocy tranzytowych.
Sądowe koło ratunkowe
Promyk nadziei na lepszy obrót spraw dała Ukrainie niedawna decyzja niemieckiego sądu, który pod koniec sierpnia, nieprawomocnie jeszcze co prawda, odmówił zgody na wyłączenie Nord Stream 2 spod działania unijnej dyrektywy gazowej.
Dyrektywa gazowa z kwietnia 2019 r. rozciągnęła zasady obowiązujące na rynku unijnym na gazociągi prowadzące z krajów spoza UE. Zgodnie z nią podmiot zajmujący się wydobyciem gazu nie może jednocześnie być właścicielem gazociągu, którym transportowany jest wydobywany przez nią gaz.
Operator Nord Stream 2 będzie musiał być niezależny od Gazpromu, a dodatkowo 50 proc. mocy przesyłowych gazociągu będzie musiało być zarezerwowane dla alternatywnych dostawców.
W praktyce oznacza to, że operator Nord Stream 2 będzie musiał być niezależny od Gazpromu, a dodatkowo 50 proc. mocy przesyłowych gazociągu będzie musiało być zarezerwowane dla alternatywnych dostawców.
„Nasza strategia – grać według tych reguł, według jakich żyje Zachód – daje rezultaty. Gazprom przegrał w Sztokholmskim Arbitrażu. Teraz, próbując wyjąć Nord Stream 2 spod działania europejskich regulacji tak zwanego trzeciego pakietu energetycznego, Gazprom przegra i w niemieckich sądach” – komentował Witrenko. W ocenie szefa Naftohazu główne zadanie, jakie stoi teraz przed Ukrainą, to dobić się tego, by europejskie reguły obowiązywały wszystkie gazociągi łączące Rosję z UE. „To będzie nieprosta bitwa. Kreml szantażuje Europę deficytem gazu w zimie. Poszczególni zachodni politycy, członkowie rządów nie chcą rozumieć, albo udają że nie rozumieją, co naprawdę oznaczają europejskie reguły. Ale będziemy walczyć do skutku” – zapowiedział.
Jednocześnie ukraiński premier Denis Szmyhal zapowiedział skargę do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie, w razie gdyby Rosja wstrzymała tranzyt przez terytorium Ukrainy.
Rekompensata, czyli dren w kieszeń
W lipcowym porozumieniu rządów USA i Niemiec w sprawie Nord Stream 2 znalazły się ustalenia, zgodnie z którymi w zamian za zniesienie amerykańskich sankcji Niemcy mają zrekompensować Ukrainie wyrządzone jej tym projektem straty. Szczegóły porozumienia pokazują jednak, że o żadnej realnej rekompensacie nie ma mowy.
Gigantyczne pieniądze i zero wyników, czyli sektor państwowy na Ukrainie
Na otarcie łez niemiecki rząd obiecał Ukrainie, która na tranzycie rosyjskiego gazu zarabiała do tej pory ponad 2 mld dolarów rocznie, 200 mln euro jednorazowej „dodatkowej pomocy finansowej”. Oprócz tego Berlin chce przeznaczyć 70 mln euro na rozwój zielonej energetyki nad Dnieprem.
Razem z USA Niemcy chcą też stworzyć fundusz o zasobach co najmniej 1 mld dolarów, który ma finansować inwestycje w przejście Ukrainy na odnawialne źródła energii i „podwyższenie efektywności energetycznej”. Pierwsza transza ma wynieść 175 mln dol. Finansową odpowiedzialność za negatywne dla Ukrainy skutki niemiecko-rosyjskiego biznesu Berlin chce przerzucić także na podatników z innych państw Unii Europejskiej. Jak zapowiedziano w komunikacie podsumowującym niemiecko-amerykańskie spotkanie „Berlin zobowiązuje się skierować wysiłki na osiągnięcie porozumienia w UE o inwestycjach w sektor energetyczny Ukrainy do 1,77 mld dol. do 2027 r.” – głosi zapowiedź.
Tyle tylko, że akurat „rozwój zielonej energetyki” na Ukrainie, która ma w tej chwili najwyższe w Europie taryfy dla firm ją generujących, jest dzisiaj najmniej potrzebny.
Tyle tylko, że akurat „rozwój zielonej energetyki” na Ukrainie, która ma w tej chwili najwyższe w Europie taryfy dla firm ją generujących, jest dzisiaj najmniej potrzebny. Kijów już ma z nią gigantyczne problemy. Energia z odnawialnych źródeł energii, nie dość że jest droga, to wymaga mocy manewrowych z zatruwających środowisko elektrowni węglowych i doprowadziła do prawdziwej katastrofy w ukraińskiej energetyce atomowej, która zamiast dostarczać na rynek tanią energię i napędzać nią rozwój gospodarki ogranicza generację i została doprowadzona na skraj bankructwa. Zaś droga energia „zielonej energetyki” nie tylko drastycznie podnosi koszty produkcji, ale także skutecznie drenuje kieszenie ukraińskich gospodarstw domowych, poważnie ograniczając ich zdolność nabywczą.
Cios z południa
Nord Stream 2 to nie jest jedyne uderzenie w Ukrainę jako kraj tranzytowy rosyjskiego gazu ziemnego. Szef Operatora GTS Ukrainy Serhij Makohon już wiosną informował o postępującym ograniczaniu tranzytu na Bałkany po uruchomieniu gazociągu Turecki Potok.
Sytuacja od tego czasu znacznie się pogorszyła. W lipcu serbska firma Srbijagas i węgierska FGSZ zakończyły budowę połączenia serbskiej i węgierskiej sieci gazociągów, dzięki czemu rosyjski gaz z Tureckiego Potoku będzie trafiał do krajów Europy Środkowej z ominięciem Ukrainy. Pierwsze dostawy gazu nowym połączeniem zapowiedziano na początek października tego roku.