Od utworzenia unii walutowej oprocentowanie kredytów mieszkaniowych w państwach członkowskich strefy euro kształtowało się na zbliżonym poziomie. Pod koniec 2007 roku różnice pomiędzy poszczególnymi krajami nie przekraczały 1 pkt. proc. Sytuacja ta dynamicznie zmieniła się wraz z wybuchem kryzysu finansowego.
Obecnie kredyt mieszkaniowy najtańszy jest w Finlandii oraz we Francji – średnie oprocentowanie nowo zawieranych umów kredytowych na cele mieszkaniowe w maju wyniosło tam odpowiednio 1,04 proc. oraz 1,59 proc. Na przeciwległym biegunie znajdują się kraje, które w ubiegłej dekadzie doświadczyły silnych baniek spekulacyjnych na rynku nieruchomości mieszkaniowych – Grecja (3,92 proc.) oraz Irlandia (3,20 proc.).
W ostatnich latach NBP, idąc w ślad za bankami centralnymi państw uprzemysłowionych, również dokonał dynamicznej obniżki kosztów pieniądza. Na tle państw należących do strefy euro sfinansowanie zakupu mieszkania w Polsce jest jednak dość drogie. Średnie oprocentowanie nowo zaciąganych kredytów na cele mieszkaniowe w polskim złotym wynosi 4,5 proc., w euro – 4,2 proc. To dwukrotnie więcej niż w większości krajów naszego regionu, które zdecydowały się przyjąć wspólną walutę.
Mogłoby się wydawać, że jest to argument przemawiający jednoznacznie za akcesją naszego kraju do unii walutowej. Tańszy kredyt oznacza jednak zazwyczaj wyższe ceny. O ile ceny mieszkań w Polsce pozostawały od 2010 roku praktycznie na niezmienionym poziomie, to na Słowacji wzrosły w tym samym czasie o kilkanaście, a w Estonii prawie o siedemdziesiąt procent.