Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Europejska unia bankowa to konieczność

Dług publiczny i niestabilność systemu bankowego to problemy, które łatwiej będzie rozwiązać zacieśniając współpracę pomiędzy poszczególnymi krajami UE. Unia bankowa to konieczność - przekonuje Andrea Enria, szef Europejskiego Nadzoru Bankowego.
Europejska unia bankowa to konieczność

Andrea Enria (konferencja NBP w Warszawie, fot. NBP)

Obserwator Finansowy: Pomysł stworzenia unii bankowej, w ramach której Europejski Bank Centralny miałby sprawować nadzór nad bankami komercyjnymi, dzieli Europę. Co Pan, jako szef Europejskiego Nadzoru Bankowego, sądzi o tych planach?

Andrea Enria: To absolutna konieczność.

Czy powstanie unii bankowej nie sprawi, że EBA straci rację bytu?

Jesteśmy w sytuacji, w której kryzys zadłużenia publicznego i jego wpływ na stabilność systemu bankowego może doprowadzić do rozregulowania, czy wręcz rozbicia strefy euro i w ogóle jednolitego rynku. Ważne, żeby w sposób płynny stworzyć sprawnie działającą unię, która będzie obejmować zapewne wszystkie 27 krajów EU.

Instytucja, której szefuję będzie miała w niej swoje zadania. Będziemy pilnować, żeby wszędzie obowiązywał ten sam zestaw reguł dla banków działających na unijnym rynku. Będziemy pilnować też, żeby poszczególne nadzory krajowe stosowały je w spójny sposób. EBA będzie działać niczym klej scalający poszczególne krajowe instytucje nadzorcze.

Czy powstanie unii bankowej jest w ogóle realne? Może to tylko kolejny rzucony przez eurokratów ot tak pomysł?

Myślę, że to są poważne plany. Naprawdę. W czerwcu odbył się unijny szczyt, na którym właściwie taka decyzja zapadła. Także teraz to kwestia realizacji. Sądzę, że polityczna determinacja, żeby to zrobić jest.

Porozmawiajmy o tym, co już zrobiono w EBA. Istniejecie od 2011 roku i…

I nie zasypiamy gruszek w popiele. Po pierwsze udało się nam zwiększyć poziom kapitału w bankach. W zeszłym roku przed zapowiedzianymi stress-testami [sprawdziany wytrzymałości banków na sytuacje kryzysowe – przyp. red.], banki zwiększyły kapitał o 50 mld euro. Jeśli weźmiemy także pod uwagę kapitał dodany w trakcie tzw. rekapitalizacji pomiędzy grudniem 2011 r. a czerwcem 2012 r., w europejskim systemie pojawia się kolejne 250 mld euro.

Zmusiliśmy też banki do większej przejrzystości, więcej teraz wiadomo o ich działaniu, czy rodzaju aktywów, jakimi operują. Przygotowujemy także ok. 40 standardów regulacyjnych potrzebnych do implementacji dyrektywy o wymogach kapitałowych. Te standardy będą obowiązywać na terenie całej Europy.

Europa, dyrektywy i nowe regulacje. Zbliża się moment wdrożenia Dyrektywy o wymogach kapitałowych, podobno to krok milowy dla bankowego prawodawstwa. Czy ona rzeczywiście ma szansę coś zmienić na lepsze?

Proponowane regulacje i dyrektywa są zaprojektowane w duchu ustaleń szczytu G20 z 2009 r. w kwestii reform systemu finansowego i naprawdę znacząco wzmacniają narzędzia do utrzymania stabilności w bankach. Dzięki nim nie będziemy musieli obciążać ewentualnymi stratami podatników, jak to było kiedyś. Mamy tam też wyższe wymogi kapitałowe, nowe standardy płynności, czy dokładnie zdefiniowane wymagania dla systemowo ważnych instytucji.

W ogóle zmiany w prawie idą w tym kierunku, który pozwoli nawet olbrzymim instytucjom na bankructwo bez szkód dla systemu finansowego, gospodarki, czy też kieszeni podatnika. Im wcześniej te wszystkie zmiany zostaną wprowadzone, tym lepiej. Pracujemy w EBA nad stworzeniem pewnych mechanizmów, które ich implementację ułatwią.

Wielu ekspertów zwraca uwagę na niedoskonałości nowych regulacji. Problematyczna jest choćby sama definicja tego, co można uznać za kapitał, a czego nie.

Rzeczywiście w trakcie pracy nad dyrektywą było dużo dyskusji i niektórym krajom udało się wynegocjować pewne rozwiązania niekoniecznie dobre z punktu widzenia przejrzystości nowych przepisów. Tak jest, niestety, w przypadku definicji kapitału.

Może Pan wyjaśnić na czym polega kłopot?

Ważne jest, przynajmniej w przypadku banków będących międzynarodowymi spółkami akcyjnymi, żeby ich kapitał był oparty jedynie o zwykłe akcje. Chodzi o to, żeby uniknąć kolejnej fali innowacji finansowych. Tymczasem instrumenty finansowe stosowane przez banki spółdzielcze nie mogą z natury być oparte o taki kapitał. Problemem jest to, jak wytworzyć reguły sprawiające, że kapitał tych banków ma równie wysoką jakość, co kapitał zwykłych banków komercyjnych.

Niektórzy przekonują, że zawodne będą także narzędzia oceny ryzyka ponoszonego przez banki. Ryzyko będzie mierzone tymi samymi modelami matematycznymi, które zawiodły w trakcie kryzysu.

Rzeczywiście, coś w tym jest [śmiech]. Mówiąc serio – te modele są udoskonalane tak. By budzić zaufanie wśród wszystkich graczy rynkowych. Pracujemy na tym, żeby te modele były konserwatywne, wiarygodne i spójne. Pracujemy też na dodatkowymi systemami i narzędziami w rodzaju wskaźników zadłużenia, które konfrontują poziom ekspozycji na dług z poziomem kapitału, bez uciekania się do wewnętrznych modeli bankowych. System oceny ryzyka będzie wzmocniony, bo w ten sposób uzyskujemy zewnętrzne gwarancje, że banki prowadzą operacje biznesowe, mając wystarczająco dużo kapitału.

Skoro już jesteśmy przy kwestii ryzyka. Co Pana zdaniem jest obecnie największym czynnikiem ryzyka w systemie bankowym?

Nie będę oryginalny: kryzys zadłużenia, który wymusza na bankach dość zachowawczą politykę. Co więcej, obecnie banki mają trudności w pozyskaniu kapitału, więc nie mogą pożyczać firmom w tej realnej gospodarce i wszyscy cierpimy. Sądzę, że ważną kwestią jest też jakość aktywów bankowych. Wzrost gospodarczy spada, w niektórych krajach mamy oznaki recesji, to będzie miało duży wpływ na jakość właśnie tych aktywów. Trzeba będzie zachować czujność.

Rozmawiałem niedawno z Edmundem Phelpsem, laureatem Nagrody Nobla z ekonomii, który podkreślał, że w globalnym systemie bankowym nie zmieniono jednej fundamentalnej rzeczy, która jest istotą problemu. Chodzi o rezerwy kapitałowe, którymi banki powinny zabezpieczać swoje portfele obligacji państwowych. Według Phelpsa rządom jest na rękę, żeby wymagania co do poziomu tych rezerwy były niskie, wręcz wcale nie istniały, bo wtedy banki chętnie finansują dług publiczny…

Ale, jak już powiedziałem, my w Europie utworzyliśmy bufor bezpieczeństwa, wymuszając na bankach rekapitalizację. Skłoniliśmy po prostu banki do utworzenia rezerw kapitału na zabezpieczenie obligacji.

Jak EBA reaguje na to, co się dzieje w pogrążonej w finansowym chaosie Hiszpanii? Mamy tam do czynienia z runami na bank, czymś dość rzadkim w obecnych czasach.

Ale tam nie ma runów w tradycyjnym sensie! Ludzie nie ustawiają się w kolejkach przed bankami, jak w przypadku Northern Rock [pierwszy od 150 lat bank, który przeżył prawdziwy run – przyp. red.]. W Hiszpanii mamy do czynienia ze zmniejszaniem się liczby depozytów spowodowanym spadkiem wiary nie w płynność samych banków, ale w system państwowych gwarancji bankowych. Niektórzy boją się, że jeśli dzisiaj wpłacą 1 euro na konto, to – na przykład w wypadku wyjścia kraju z eurolandu – wypłacą jednostkę innej, słabszej waluty. Sadzę, że unia bankowa pozwoli te obawy zażegnać raz na zawsze.

Czy zmiany w europejskim systemie bankowym wpisują się w globalne tendencje reformatorskie? A może świat sobie, a Europa sobie?

Jest różnica w implementacji międzynarodowych reguł pomiędzy różnymi krajami. Chodzi o zasięg tej implementacji. W większości krajów stosowanie się do nowych reguł będzie wymagane tylko od dużych międzynarodowych instytucji. W Europie te reguły dotyczyć będą one w sumie aż ok. 8 tys. banków, również tych małych, lokalnych, bo przecież faktycznie również one funkcjonują w jednym globalnym mechanizmie. Dlatego właśnie rozwinąłem wątek definicji kapitału.

Na razie wiadomo, że w USA mają wielkie problemy z wdrożeniem swoich reform. Podobno po Białym Domu i Kongresie biegają chcący je zablokować lobbyści. Zresztą nie tylko lobbystom się one nie podobają, wielu ekonomistów twierdzi, że to tylko dodatkowa i kosztowna biurokracja.

Cóż, nie będę bronił kolegów z USA, bo sam muszę odpierać sporą dawkę krytycyzmu wobec USA.

Zmierzałem do tego, czy aby w Europie nie mamy obecnie do czynienia z podobnym zjawiskiem blokowania przez lobbystów tendencji reformatorskich?

Ja jestem zwolennikiem przejrzystości lobbingu. Wiadomo, że banki mają swoje interesy i poglądy, których chcą bronić. Za każdym razem, gdy chcemy wprowadzić jakieś nowe rozwiązanie czy regułę, konsultujemy to z bankami w przejrzystej dla opinii publicznej formie. Na stronie internetowej ogłaszamy nasze plany, potem publikujemy stanowisko banków i naszą odpowiedź – a na końcu podejmujemy decyzję. Koniec końców jednak banki muszą podporządkować się decyzjom regulatora.

Jak w ogóle przebiega współpraca pomiędzy nadzorem amerykańskim i europejskim?

Jesteśmy w nieustannym kontakcie z kolegami zza oceanu i kontrolujemy to, w którym miejscu procesu wdrażania rekomendacji G20 jesteśmy. Niestety, władze USA mają poważne opóźnienia z wdrażaniem kapitałowych Basel II, opracowanych jeszcze przed 8 laty. Teraz jednak Amerykanie wykazują duży entuzjazm i determinację w realizacji tych planów. Wiemy, że będzie dobrze.

Rozmawiał Sebastian Stodolak

Andrea Enria – włoski ekonomista, szef European Banking Authority, instytucji nadzorującej europejski system bankowy. Wcześniej pracował m.in. w Europejskim Banku Centralnyn. Była także szefem wewnętrznego departamentu regulacji i nadzoru w Banku Włoch.

OF

Andrea Enria (konferencja NBP w Warszawie, fot. NBP)

Otwarta licencja


Tagi