Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Aktywa państwa mogą popracować lepiej

Powołanie Krajowego Funduszu Majątkowego i Funduszu Gwarancyjnego Rozwoju Infrastruktury, to lekarstwo na nepotyzm, ale też na wrogie przejęcia, uzależnienie naszych banków od zagranicy, a przede wszystkim na braki w infrastrukturze transportowej i energetycznej – przekonuje prof. Leszek Pawłowicz, dyrektor Gdańskiej Akademii Bankowej.
Aktywa państwa mogą popracować lepiej

Prof. Leszek Pawłowicz (Fot. GAB)

Obserwator Finansowy: „Puls Biznesu” uważa, że powołanie Krajowego Funduszu Majątkowego, co Pan postuluje, mogłoby zapobiec nepotyzmowi w spółkach Skarbu Państwa. Czy to nie nadmiar optymizmu?

Leszek Pawłowicz: Wyeliminowanie nepotyzmu niestety nie jest możliwe. Ma miejsce nawet w renomowanych korporacjach prywatnych. Prawdopodobne jest jednak, że powołanie funduszu pomogłoby go znacznie zredukować.

W jaki sposób?

Powstałaby Rada Krajowego Funduszu Majątkowego (jej członkowie byliby nominowani przez premiera) powołująca rady nadzorcze i zarządy firm. Fundusz skonstruowany w taki sposób, jak proponujemy, powinien oceniać zarządy biorąc pod uwagę wyniki spółek. Kryteria oceny i systemy motywacji są absolutnie kluczową sprawą i powinny być takie, jak w dobrych prywatnych przedsiębiorstwach. Powinien się liczyć zwrot z kapitału, zysk operacyjny, relacja kosztów do dochodów, czy udziały w rynku. Lepsze zarządzanie wartością spółek pod kontrolą Skarbu Państwa jest jednak tylko jednym z celów funduszu, wcale nie najważniejszym.

Co jest ważniejsze?

Uatrakcyjnienie projektów infrastrukturalnych dla kapitału prywatnego. Krajowy Fundusz Majątkowy to przede wszystkim pomysł na pozyskanie kapitału na budowę infrastruktury drogowej i energetycznej. Powstałby w rezultacie wniesienia do niego aportem przez Skarb Państwa akcji spółek, których z powodów strategicznych nie planuje się prywatyzować. Natomiast certyfikaty inwestycyjne Krajowego Funduszu Majątkowego powinny stanowić aport wniesiony do Funduszu Gwarancyjnego Rozwoju Infrastruktury, który poprzez redukcję ryzyka trudnego do zaakceptowania przez prywatnych inwestorów zwiększałby atrakcyjność inwestycyjną projektów infrastrukturalnych.

Taka konstrukcja pozwala na zachowanie kontroli Skarbu Państwa nad spółkami strategicznymi a jednocześnie umożliwia wykorzystanie posiadanych przez państwo aktywów do wspierania rozwoju gospodarczego. Nie tylko redukowałaby ryzyko projektów infrastrukturalnych dla inwestorów finansowych i kapitału prywatnego, ale również nie spowodowała wzrostu deficytu budżetowego.

>Ta koncepcja przedstawiona jest tutaj

Dlaczego prywatni inwestorzy mieliby współpracować z funduszem infrastrukturalnym?

Głównie dlatego, że fundusz zmniejszyłby ryzyko generowane przez stronę publiczną. Wyobraźmy sobie, że jest pan prywatnym inwestorem i rozważa budowę autostrady lub lotniska licząc, że zainwestowany kapitał zwróci się w ciągu 20 – 30 lat z pobieranych opłat. Obawia się pan jednak, że populistyczni politycy mogą z pieniędzy publicznych wybudować nieopodal drugą, nieodpłatną autostradę lub lotnisko, co uniemożliwi zwrot z wyłożonego przez pana kapitału. Jeśli miałby pan uprzednio gwarancję, że do tego nie dojdzie, wówczas Fundusz wypłaciłby panu odszkodowanie, a sam odzyskiwałby je od innej instytucji państwowej. To powinno pana zachęcić do zaangażowania kapitału w budowę autostrady lub lotniska. Z drugiej strony zapoczątkowany zostałby proces podwyższania jakości rządzenia, poprzez mechanizm wzajemnej kontroli instytucji publicznych.

Dlaczego jednak scenariusz, w którym największe spółki Skarbu Państwa się prywatyzuje i za pozyskane środki buduje elektrownie i autostrady jest gorszy?

Nie jest gorszy, ale ma pewne ograniczenia. Można oczywiście naiwnie sądzić, że cały świat działa na zasadach czystej gospodarki rynkowej. Gdyby tak było – pierwszy byłbym za prywatyzacją, bo faktycznie prywatny właściciel zarządza najbardziej efektywnie. Problem w tym, że za gospodarką stoi też polityka. Dlatego nie sprzedajemy Orlenu i Lotosu, a ostatnio Azotów Tarnów pewnym bardzo zainteresowanym ich nabyciem firmom, bo obawiamy się, że one nie kierują się wyłącznie czystym rachunkiem ekonomicznym.

Czy w projekcie, którego pan jest współautorem wrogie przejęcie jest niemożliwe?

Nie ma opcji wrogiego przejęcia. Konstrukcja jest bowiem taka: najpierw zakładamy fundusz majątkowy, który roboczo nazywamy Krajowym Funduszem Majątkowym. W aktywach tego funduszu mogą znaleźć się obok akcji polskich blue chipów również nieruchomości wniesione aportem przez Skarb Państwa. Certyfikaty inwestycyjne tego funduszu stanowią z kolei aport wniesiony do Funduszu Gwarancyjnego Rozwoju Infrastruktury, są zatem swoistego rodzaju zastawem zabezpieczającym inwestorów przed ryzykiem. Te certyfikaty różnią się od akcji głównie tym, że ich posiadaczowi nie przysługuje prawo głosu na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Nawet więc gdyby Fundusz Gwarancyjny Rozwoju Infrastruktury zbankrutował i syndyk sprzedał wszystkie certyfikaty to nadal akcje spółek strategicznych będą znajdowały się pod kontrolą Krajowego Funduszu Majątkowego.

Czy takie fundusze działają gdzieś na świecie i sprawdzają się w praktyce?

Fundusze infrastrukturalne wykorzystuje się głównie w krajach rozwijających się np. w Brazylii czy Indonezji, tam gdzie usiłuje się nadgonić zapóźnienia w poziomie rozwoju infrastruktury. Fundusze majątkowe, mające na celu lepsze zarządzanie wartością spółek pod kontrola państwa tworzone są w krajach wysokorozwiniętych np. we Francji czy w Szwecji.

Fundusz, który pan proponuje, jest uniwersalny, jak wielofunkcyjny szwajcarski scyzoryk, bo i ogranicza nepotyzm, i oddala wrogie przejęcia, i może przyczynić się do budowy dróg albo „polonizacji” banków. To ostatnie nie jest już chyba aktualne – po tym jak spółki-matki spełniły wymogi kapitałowe, narzucone im przez europejski nadzór?

To był pomysł, który podsunął nam pan prezes Mariusz Grendowicz. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że taki fundusz pomaga odkupić z powrotem polskie spółki-córki. Na razie jednak nie widzę takiej potrzeby, ani takich możliwości. Co innego gdyby konieczność odkupu wynikała z ryzyka utraty stabilności przez polski system bankowy w rezultacie np. poważnego zagrożenia transgranicznym transferem płynności finansowej. Nie bez znaczenia jest również ryzyko transferu wartości krajowych akcjonariuszy mniejszościowych.

Jak długi i kosztowny byłby proces utworzenia funduszu majątkowego?

Wszystkie procedury potrwałyby minimum 9 miesięcy. Nakłady byłyby minimalne, to tylko kwestia decyzji politycznej – wniesienia aportem spółek, które finansowałby Krajowy Fundusz Majątkowy. Zdaję sobie jednak sprawę, że to decyzja niełatwa, bo można się zastanawiać, czy w takim układzie Ministerstwo Skarbu byłoby w ogóle potrzebne. Projekt ten przedstawiliśmy m.in. parlamentarzystom, ministrowi skarbu, ministrowi transportu. Na razie nie ma chyba politycznego poparcia, ale na tym nasza rola się kończy. Siłą rekomendacji Europejskiego Kongresu Finansowego ma pozostać wyłącznie siła eksperckich argumentów. Staramy się przedstawić ważne rekomendacje, które podnoszą wartość kraju, ale ich wdrożenie nie zależy już od nas.

Rozmawiał Marek Pielach

Prof. dr hab. Leszek Pawłowicz jest dyrektorem Gdańskiej Akademii Bankowej, wiceprezesem zarządu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Jest współautorem pomysłu utworzenia Krajowego Funduszu Majątkowego i Funduszu Gwarancyjnego Rozwoju Infrastruktury.

Prof. Leszek Pawłowicz (Fot. GAB)

Otwarta licencja


Tagi