Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

Bułgaria poniżej oczekiwań

Bułgaria została przyjęta do UE niejako warunkowo – nie spełniała wszystkich wymogów, ale unijni urzędnicy mieli nadzieję, że przystąpienie do wspólnoty będzie impulsem do szybkiego naprawienia sytuacji. Dziś gospodarczo Bułgaria prezentuje się lepiej niż przed 2007 r., ale największe problemy pozostają nierozwiązane.
Bułgaria poniżej oczekiwań

(CC By NC Karen Horton)

Przystępując w 2007 r. do Unii Europejskiej, Bułgaria i Rumunia zobowiązały się do podjęcia walki z korupcją i zorganizowaną przestępczością. O ile Bukareszt ma na tym polu pewne osiągnięcia, to Bułgaria rozczarowała.

Źródła bułgarskiej korupcji sięgają poprzedniego ustroju, a walka z nią jest trudna – wielu skorumpowanych polityków i biznesmenów nadal korzysta z parasola ochronnego, jaki daje posiadanie wpływowych przyjaciół lub immunitet parlamentarny. Także brak stabilności politycznej i zmiany w rządzie nawet co kilka miesięcy sprawiają, że poszczególni ministrowie nie są zainteresowani stworzeniem mechanizmów walki z korupcją, bo nie mają ani czasu, ani warunków, by się tym zająć. Do aktów korupcji oraz trudnych do wyjaśnienia nominacji, odwołań i decyzji dochodzi nawet na najwyższych szczeblach władzy i na oczach wszystkich obywateli, a to już patologia.

Niejasne powiązania

Negatywnym bohaterem, którego udział w wydarzeniach ostatnich lat jest trudny do wyjaśnienia, lecz jednocześnie kluczowy dla zrozumienia tła i przyczyn zdarzeń w kraju, jest Delian Peewski, magnat medialny. Źródła jego majątku pozostają w sferze domysłów. W czerwcu 2013 r. otrzymał on nominację na szefa Państwowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (DANS, odpowiednik polskiej ABW). Powołaniu go na tak odpowiedzialne stanowisko nie przeszkadzał fakt, że toczyło się przeciw niemu postępowanie w sprawie o przyjęcie korzyści majątkowych (umorzone kilka dni po ogłoszeniu nominacji). Tak kontrowersyjna decyzja nie spodobała się Bułgarom, którzy wyszli na ulice, domagając się nie tylko odsunięcia Peewskiego, lecz również dymisji rządu finansisty Płamena Oreszarskiego. Ten pierwszy rzeczywiście nie nacieszył się stanowiskiem, musiał ustąpić. Szef rządu natomiast, choć wizerunkowo stracił, na stanowisku pozostał jeszcze przez ponad rok.

Aktualnie Bułgaria przygotowuje się do przyśpieszonych wyborów (5 października). Na początku sierpnia prezydent wydał dekret rozwiązujący wybrane w 2013 r. Zgromadzenie Narodowe, a Oreszarski przekazał władzę swojemu następcy, prof. Georgiemu Bliznaszkiemu. Powodów takiego obrotu wydarzeń było kilka, m.in. rozpad koalicji rządzącej tworzonej przez Bułgarską Partię Socjalistyczną (BSP) i Ruch na Rzecz Praw i Swobód (DPS).

Z opublikowanej pod koniec sierpnia 2014 r. analizy pozarządowego Ośrodka Badania Demokracji, który od ponad 20 lat bada to zjawisko, wynika, że w 2014 r. roku korupcja osiągnęła najwyższy poziom w ostatnich 15 latach, a sami Bułgarzy, choć ją potępiają, sami są gotowi wręczać korzyści majątkowe, jeśli ma to przyśpieszyć procedurę lub pozwoli uniknąć jakichś nieprzyjemności. Aż 70 proc. obywateli wyraża gotowość wręczenia łapówki.

Czarnym PR-em w banki

Sytuacja w Bułgarii jest niestabilna i zmiany rządu nie są czymś nadzwyczajnym, więc europejskie media nie poświęciły rozwiązaniu parlamentu wiele uwagi. Sporo mówiły za to latem o destabilizacji bułgarskiego systemu bankowego. W czerwcu 2014 r. zaczęły się ataki na czwarty co do wielkości bank – Korporacyjny Bank Handlowy (KTB). Przeprowadzono mistrzowską kampanię oczerniającą. Setki ludzi w krótkim czasie otrzymały maile i SMS-y informujące o złej kondycji banku; w podobnym tonie wypowiadały się niektóre gazety i serwisy informacyjne, a przed oddziałami banków ustawiały się długie, sztuczne kolejki, które miały wzmóc poczucie zagrożenia jego stabilności. Wśród klientów rozpoczęła się panika (uzasadniona o tyle, że wielu ludzi ma w pamięci sytuację z 1996 r., gdy upadło 14 banków, a ich klienci stracili całość złożonych depozytów). Aby załagodzić sytuację, bank centralny objął KTB szczególnym nadzorem. Ostatecznie po stwierdzeniu nieprawidłowości w zarządzaniu odebrano mu licencję. Warto nadmienić, że KTB był bankiem państwowym i prowadził rachunki wielu państwowych instytucji.

Niedługo później podobny los stał się udziałem Pierwszego Banku Inwestycyjnego (PIB). W wyniku paniki tylko jednego dnia klienci podjęli z niego 400 mln euro.

Także w tym kontekście pojawia się Delian Peewski, którego grupa medialna zaczęła rozprzestrzeniać niekorzystne (i nie zawsze prawdziwe) informacje o KTB. Wszystko wskazuje na to, że było to pokłosie sporu Peewskiego z jego wieloletnim partnerem biznesowym Cwetanem Wasilewem.

Aby nie dopuścić do paraliżu systemu bankowego, rząd wsparł sektor kwotą 1 mld euro. Działania prowadzi także prokuratura. Z jednej strony ustala, kto stoi za czarnym PR-em, z drugiej bada, czy nie doszło do nieprawidłowości w nadzorze nad bankami. Wiadomo, że organy państwa zainteresowały się działaniami (i ewentualnymi zaniechaniami) szefa bułgarskiej instytucji nadzorczej Cvetana Gunczewa. Czy jest prawdą, że zarówno on, jak i szef banku centralnego, byli skorumpowani przez KTB i z tego powodu przymykali oko na nieprawidłowości w tej instytucji? Być może wyjaśni to prowadzone postępowanie. Tak czy inaczej, prywatne rozgrywki zatrzęsły całym krajowym sektorem bankowym, doprowadziły do ogromnych spadków na giełdzie (np. akcje PIB na sofijskiej giełdzie w piątek 20 czerwca 2014 r. straciły 17 proc. wartości), zmusiły państwo do podjęcia natychmiastowych (i kosztownych) kroków i wreszcie przyczyniły się w pewnym stopniu do upadku rządu.

Bułgarska gospodarka radzi sobie jednak całkiem nieźle. Ustępując, premier Oreszarski przypomniał, że jego gabinet pracował w trudnych warunkach, a mimo to udało mu się osiągnąć sukcesy: zwiększyć stabilność finansową i poprawić klimat inwestycyjny.

– Pozostawiamy rezerwy finansowe w wysokości 8,5 mld lewów (około 4,25 mld euro). Środki te gwarantują wypłacenie rat i odsetek od zadłużeń przypadających na koniec bieżącego okresu rozliczeniowego i na styczeń następnego roku – powiedział.

Bułgarzy u siebie nie pracują

Za nierozwiązany problem trzeba uznać bezrobocie, które na początku 2014 r. wyniosło 13,1 proc. W grupie osób młodych dochodzi ono do alarmującego poziomu 30 proc.

Wydawało się, że z chwilą wejścia do UE problem braku pracy przejdzie do historii – w 2008 r. bezrobocie było rekordowo niskie, wyniosło zaledwie 5,6 proc. (regularnie spadało od 2003 r.). Zawirowania na światowych rynkach sprawiły, że tendencja odwróciła się i dziś Bułgaria zajmuje siódme miejsce wśród krajów UE pod względem bezrobocia. Bezrobocie nie jest równomierne.

(infografika DG/CC BY-NC-SA Julie)

(infografika DG/CC BY-NC-SA Julie)

Najwięcej osób bez pracy to niewykwalifikowana ludność romska i turecka, mieszkająca przede wszystkim na północnym zachodzie i północnym wschodzie kraju. W dużych miastach jest o wiele lepiej, choć w sytuacji, gdy przeciętne wynagrodzenie wynosi ledwie 350 euro (i jest najniższe w całej Unii), trudno uznać tych, którzy pracę mają, za wybrańców losu. Niskie płace przyczyniają się do skali drugiego niekorzystnego dla kraju zjawiska – emigracji.

Na początku 2014 r. opublikowano dane, z których wynika, że poza Bułgarią pracuje więcej jej obywateli niż w samym kraju (2,2 mln w kraju wobec 2,5 mln za granicą, przede wszystkim w Niemczech i Wielkiej Brytanii). Niepokój władz, które zorganizowały kampanie w dużych miastach Zachodu, by zachęcić ludzi do powrotu i założenia działalności w Bułgarii, wynika przede wszystkim z tego, że wyjeżdżają głównie ludzie wykształceni: lekarze, informatycy, inżynierowie. Choć przedstawiciele Agencji Inwestycji przekonywali emigrantów, że jeśli zdecydują się na powrót, będą mogli liczyć na specjalne ulgi dla przedsiębiorców i doradztwo, żadnej fali powrotów nie stwierdzono. Przeciwnie, 17 proc. osób w wieku 15–55 lat (400 tys. osób) chce wyemigrować.

Powiązanie z Rosją

Bułgaria jest najbardziej ze wszystkich krajów UE uzależniona od rosyjskich dostaw gazu, płynących tranzytem przez Ukrainę (86 proc. zapotrzebowania). Gdyby dziś dostawy zostały wstrzymane, kraj mógłby funkcjonować samodzielnie przez trzy miesiące.

Bułgarska turystyka, która przynosi około 14 proc. PKB, jest zorientowana przede wszystkim na turystów z Rosji. W 2013 r. roku kraj ten odwiedziło ponad 700 tys. Rosjan i 300 tys. Ukraińców. Danych za tegoroczne wakacje jeszcze nie ma, ale przyjeżdżających było mniej. Ciekawostką jest, że nałożenie przez Rosję odwetowych sankcji na UE uderzy w Bułgarię o wiele mniej niż spadek liczby turystów. To dlatego, że bułgarskie towary, przede wszystkim rolne, i tak miały trudny dostęp do rosyjskiego rynku i nie wytrzymywały konkurencji z tureckimi i serbskimi, które korzystały z bardziej dogodnych warunków eksportu.

Tymczasem niegrająca pierwszych skrzypiec na światowej scenie Bułgaria może uczynić to, co nie udało się żadnemu innemu państwu: powstrzymać marzenia Rosji o przyśpieszeniu gazowej ekspansji w Europie. W jaki sposób? W związku z kontrowersjami, jakie wywołuje budowa gazociągu South Stream (w opinii Komisji Europejskiej umowy zawarte przez Bułgarię i inne zaangażowane kraje z Gazpromem są niezgodne z prawem unijnym), rząd podjął decyzję o wstrzymaniu wszystkich prac przy realizacji tego projektu. Wstępna decyzja została podjęta jeszcze w czerwcu i na razie nie wiadomo, kiedy prace miałyby z powrotem ruszyć.

Bułgaria jest kluczowym elementem całego projektu. Na razie nikt nie spodziewa się, by miała całkowicie zrezygnować z udziału w nim, tym bardziej że cieszy się on poparciem wszystkich dużych partii politycznych. Czy gdyby jednak doszło do sytuacji ekstremalnej, to znaczy z jakichkolwiek przyczyn żaden odcinek gazociągu South Stream nie przebiegałby przez obszar Bułgarii, to jego budowa miałaby dla Rosji sens? Wielu analityków uważa, że już w dzisiejszym wariancie ten gazociąg nie ma sensu z gospodarczego punktu widzenia i jest inwestycją wyłącznie ambicjonalną i polityczną. Pełne wycofanie się Bułgarii na pewno spowodowałoby wzrost kosztu budowy, gdyż konieczne byłoby stworzenie nowych planów, do tego mogłaby powstać konieczność zmiany umów zawartych z innymi państwami. Już teraz pod dużym znakiem zapytania stoi możliwość rozpoczęcia przesyłu gazu w zaplanowanym terminie, czyli w 2016 r.

To, że na placu budowy nic się nie dzieje, nie oznacza, że temat został odłożony ad acta. Przed kilkoma dniami europejski komisarz ds. energetyki Günter Oettinger wydał oświadczenie, w którym zapowiedział, że Bruksela jest gotowa rozpocząć rozmowy z władzami w Sofii o dostosowaniu projektu do wymogów unijnych. Minister gospodarki Wasyl Sztonow przewiduje, że porozumienie powinno zostać zawarte przed końcem roku.

OF

 

(CC By NC Karen Horton)
(infografika DG/CC BY-NC-SA Julie)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (09–13.05.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce