Dlaczego protestują niemieccy rolnicy

„Nadeszły ciężkie czasy dla niemieckiego i europejskiego rolnictwa. Zachodzi wielka strukturalna zmiana, której nie zatrzymają dotacje z UE” – mówi prof. Stephan von Cramon-Taubadel z Wydziału Ekonomii Rolnej Georg-August-Universität w Getyndze.
Dlaczego protestują niemieccy rolnicy

Stephan von Cramon-Taubadel (fot. archiwum prywatne)

Obserwator Finansowy: Trwają protesty niemieckich rolników. Czym dokładnie są spowodowane? Czy rzeczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że wycofanie ulgi podatkowej na olej napędowy i nałożenie podatku samochodowego na rolników, co planuje rząd RFN, może doprowadzić do upadku wielu niemieckich przedsiębiorstw rolnych?

Stephan von Cramon-Taubadel: Uważam, że kwestia tych zaproponowanych cięć w ulgach czy podwyżek podatków, to nie jest główna przyczyna tych protestów. To tylko zapalnik, który uruchomił lawinę. Prawdziwa przyczyna tej frustracji leży w przemianie strukturalnej, jaka zachodzi w niemieckim rolnictwie.

Dochodzi tu do zmiany generacyjnej. Pokolenie baby-boomers zbliża się do emerytury. W 2020 r. to pokolenie było właścicielami około 46 proc. gospodarstw rolnych w RFN. Pojawia się pytanie o skuteczną sukcesję, o przyszłość wielu gospodarstw. Tylko około 40 proc. z nich ma plan dalszego działania w długim terminie.

Na to nałożyła się niepewna sytuacja gospodarcza. Ten splot okoliczności rodzi wielką niepewność i olbrzymie napięcia emocjonalne. Ta zapowiedź ze strony rządu, dotycząca cięć ulg czy podnoszenia podatków, pojawiła się więc w złym momencie.

Jaka jest kondycja niemieckiego rolnictwa? Czy dochody tamtejszych rolników spadają? Według raportu Bundesregierung na temat polityki rolnej z 2023 r., w ciągu ostatniej dekady w Niemczech upadało średnio dziesięć gospodarstw rolnych dziennie…

Proces zmiany strukturalnej w niemieckim rolnictwie trwa od wielu dekad. To jest potężna, złożona przemiana. Po II wojnie światowej na terenie RFN istniało około 2 mln gospodarstw rolnych, dziś jest ich około 250 tys. Co roku ich liczba spada o około 3 proc. Dzieje się to bez względu na to, co robi rząd. Ten może być zielony, czerwony, jakikolwiek, a zmiana i tak postępuje.

Głównymi siłami napędzającymi to zjawisko są czynniki demograficzne oraz technologiczne. Niemałą rolę ogrywają także ogólna majętność społeczeństwa oraz zarobki w innych branżach. Powiedźmy sobie szczerze, że generalnie w rolnictwie nie zarabia się jakoś świetnie, a przy tym to jest dość skomplikowany biznes wymagający poświęceń.

Prognozy niektórych niemieckich banków rolnych zakładają, że tempo spadku liczby gospodarstw przyspieszy. Do 2040 r. w Niemczech ma ich zostać około 100 tys.

Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że istnieje takie zjawisko? Ale z punktu widzenia gospodarki jako całości, to zjawisko ma głęboki sens, jest w pewnym sensie usprawiedliwione.

Czy wysoka inflacja pomaga czy szkodzi niemieckiemu rolnictwu?

Nie wiem, czy możemy tutaj postawić jakąś wyraźną tezę. Prawdą jest, że rolnictwo jest dość mocno kapitałochłonne, a wysoka inflacja oznacza wysokie stopy, czyli wysoki koszt pieniądza. To jest niesprzyjające środowisko i dla młodych rolników, i dla małych gospodarstw. W takiej sytuacji trudno się rozwijać.

Jak innowacyjne jest niemieckie rolnictwo, czy jest w światowej czołówce, jeśli chodzi o wykorzystanie nowych technologii? Czy niemieccy rolnicy są skłonni do wprowadzania zmian?

Szklanka jest tutaj do połowy pełna. Rolnicy to są generalnie innowacyjni ludzie. Mają sporą skłonność do ryzyka. W niemieckim społeczeństwie nowe technologie generalnie przyjmują się powoli. Niemcy są bowiem dość sceptyczni i konserwatywni.

Dla porównania w Chinach rolnicy z ochotą i śmiałością stosują wszelkie najnowsze technologie, a duże firmy rolne współpracują z ośrodkami badawczymi nad najnowszymi rozwiązaniami np. w zakresie modyfikacji genetycznej roślin. W RFN takie zjawisko praktycznie nie istnieje.

Jak ważne jest rolnictwo dla niemieckiej gospodarki w ogóle? Jego udział w PKB to około 1 proc. Czy niemieckie rolnictwo produkuje tylko na potrzeby krajowe?

Z punktu widzenia całej niemieckiej gospodarki, to jest rzeczywiście bardzo mały sektor, w którym zatrudnienie znajduje około 1 proc. pracujących. Jego znaczenie strategiczne jest oczywiście znaczące. Przy czym Niemcy, tak jak cała UE, są jednym z największych importerów żywności na świecie.

Czy niemieckie rolnictwo ma problem z niedoborem rąk do pracy? W Polsce dużo mówi się o tym, że polscy pracownicy sezonowi nie zapewniają już niemieckiemu rolnictwu odpowiedniej podaży siły roboczej.

To zależy na jaki segment rolnictwa popatrzymy. W segmencie produkcji owoców i warzyw rzeczywiście jest niedobór siły roboczej. W niektórych segmentach daje się jednak zastępować ludzi robotami. Widać to np. w segmencie produkcji nabiału i mleka. Mechanizacja będzie zatem coraz bardziej widoczna w rolnictwie i to nie tylko w Niemczech.

Zobacz również:
Potrzebna jest globalna strategia żywnościowa

Oczywiście, nie w każdym segmencie da się zastąpić ludzi maszynami. Obecnie lukę po Polakach niemieccy rolnicy starają się zapełnić m.in. pracownikami z Ukrainy i z Azji, ale w długim terminie ten problem będzie narastał.

Gwałtownie zmieniające się warunki pogodowe sprawiają, że zbiory stają się coraz bardziej niepewne w zależności od regionu. Jak duży jest to problem, czy będzie narastał, jak można sobie z nim poradzić?

Nie jestem ekspertem w tym zakresie. Wiem, że modele pogodowe są bardzo skomplikowane i to będzie się pogłębiać. Na zmianach klimatycznych ma skorzystać głównie rosyjskie i kanadyjskie rolnictwo, a niemieckie jest rzeczywiście w grupie, która ucierpi. Wydaje się, że na północy RFN w najbliższych dekadach nie będzie jeszcze dużych zmian, na razie to południe ma narastający problem. Jeszcze większy problem szykuje się natomiast w krajach południa Europy, szczególnie w Hiszpanii.

Jak wyglądają relacje niemieckiego rolnictwa z UE? Niemcy maksymalnie wykorzystują pole manewru przyznane przez unię w obecnym okresie finansowania Wspólnej Polityki Rolnej UE w celu redystrybucji dotacji od dużych do małych oraz średnich gospodarstw rolnych. Powstaje jednak pytanie, czy niemieckie rolnictwo nie jest zbyt zależne od pomocy UE? Czy to nie rozleniwia tamtejszych gospodarstw rolnych?

To prawda, że niemiecki rząd dużo robi, by dotacje z UE wspierały małe gospodarstwa. Sądzę jednak, że to niewiele da w długim terminie. Nie da się zatrzymać wiatru zmian, które nadciągają. Mówię o wielkiej zmianie strukturalnej, o której już wspominałem.

Rządy we wszystkich krajach wspierają swoje rolnictwo w jakiś sposób. Problem w tym, że nawet w RFN nie ma dobrych, dokładnych statystyk dotyczących niemieckiego rolnictwa, szczególnie w zakresie dochodów. Chodzi o to, że większość gospodarstw ma przychody nie tylko z działalności rolnej, ale też i inne. Żony rolników często są nauczycielkami lub pracują w usługach w pobliskich miastach. Farmy często są producentami energii ze źródeł odnawialnych. Statystyki tego nie obejmują, a przez to rolnicy najczęściej wyglądają na biedniejszych niż są w rzeczywistości. To z kolei powoduje, że przecenia się znaczenie grantów i że one nie są efektywnie przyznawane.

Pojawia się też ciekawe zjawisko przepływu dotacji w długim terminie na właścicieli gruntów. A nie zawsze to rolnik jest właścicielem ziemi. Szacuje się, że około 60 proc. ziemi rolnej w RFN to ziemia dzierżawiona. Gdy rolnik otrzymuje dotację 200 euro na hektar, to właściciel ziemi przy renegocjacji umowy potrafi przymusić dzierżawcę do tego, by znaczna część tej dotacji w praktyce przypadła jemu. Czyli cięcie dotacji w krótkim terminie zaszkodziłoby rolnikom, ale w długim właścicielom ziemskim.

A kim są właściciele ziemscy w Niemczech?

No cóż, są to najczęściej po prostu bogate osoby fizyczne, które ziemię odziedziczyły, ale nie prowadzą gospodarstw. Często są to także byli farmerzy, którzy przeszli na emeryturę 10–15 lat temu.

Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wzywa do silniejszego powiązania dotacji rolnych UE z wymiernymi wynikami. Czy to dobry pomysł?

Wielu ekspertów optuje za tym rozwiązaniem. Publiczne pieniądze powinny być przeznaczane na dobra publiczne. Przy dotacjach rolnych mamy do czynienia z pośrednim wsparciem land-lordów.

Zobacz również:
Jak chiński import przekształcił światowe rolnictwo

Należy też pamiętać, że diabeł tkwi w szczegółach. Mierzalność tych wymiernych wyników w rolnictwie jest nie tylko niska, ale też trudna. Nie ma tutaj gotowych rozwiązań. Jakie zatem kryteria i narzędzia będą zastosowane? Pojawia się też kwestia tego, czy nie zostanie podjęta próba wprowadzenia gospodarki nakazowej, w ramach której władze mówiłyby rolnikom co ma być produkowane.

W ostatnich dziesięcioleciach Niemcy spożywają coraz mniej mięsa wieprzowego. W latach 1999–2021 roczna konsumpcja na mieszkańca spadła z 55 do 43 kilogramów, trend ten spowodował trudną sytuację dla hodowli trzody chlewnej. Komisja Europejska wciąż waha się przed udzieleniem pomocy hodowcom trzody chlewnej. Jaki jest stan i przyszłość hodowli trzody chlewnej w Niemczech?

Afrykański pomór świń, który pojawił się w ostatnich latach w Niemczech, mocno skomplikował sytuację tego segmentu rolnictwa. Poza tym, mamy trend społeczny, coraz silniejszy, występujący przeciwko produkcji i spożywaniu wieprzowiny. Standardy produkcji są śrubowane, ponad standardy UE.

Ten segment staje się więc niekonkurencyjny. Jego przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Myślę, że będzie tu wyjątkowo mało przypadków sukcesji. Już dziś większość tego typu gospodarstw jest w stanie „wait-and-see”, tam nie ma żadnych inwestycji.

Jaki jest stan niemieckiego rolnictwa ekologicznego? Czy jest to przyszłość dla rolnictwa i w Niemczech i całej Europie?

W ostatnich dekadach rolnictwo ekologiczne dość szybko się rozwijało. Obecnie stanowi około 10 proc. niemieckiego rolnictwa. Dla przykładu w Austrii jego udział jest nawet wyższy, przy czym w tym kraju, co ciekawe, nie ma większego problemu z sukcesją w przypadku tego typu farm.

W okresie pandemii COVID-19 oraz wysokiej inflacji wywołanej m.in. wojną w Ukrainie, konsumenci odeszli jednak od relatywnie drogich produktów ekologicznych. Sieci dystrybuujące produkty ekologiczne, chcąc obniżać ceny, celują w nabywanie towarów od wielkich producentów. Cierpią na tym małe, rodzinne farmy ekologiczne.

Rząd RFN chciałby podnieść udział rolnictwa ekologicznego do 30 proc. do 2030 r. Ale wydaje mi się to mało realistyczny plan. Owszem, farmy ekologiczne na wschodzie Niemiec rozrastają się, ale to raczej kwestia tego, że farmy konwencjonalne powinny przejawiać chęć konwersji, ale tego nie widać.

Ciężkie czasy nadeszły dla rolnictwa…

Tak, i to nie tylko dla niemieckiego. Często podróżuję po Europie, i w wielu krajach rolnictwo znajduje się w podobnej sytuacji, jak to niemieckie. Nadchodzą nieuniknione zmiany strukturalne, którym nie zapobiegną dotacje z UE.

Rozmawiał Piotr Rosik

Prof. Stephan von Cramon-Taubadel, doktor nauk ekonomii rolnictwa, pracownik naukowy na Wydziale Ekonomii Rolnej Georg-August-Universität Göttingen. Interesuje się europejskim, a szczególnie niemieckim rolnictwem.

Stephan von Cramon-Taubadel (fot. archiwum prywatne)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Cyfrowe rezerwy na polu i w zagrodzie

Kategoria: Ekologia
Aby uchronić świat od głodu, produkcja rolna powinna wzrosnąć w najbliższych 30 latach aż o 70 proc. Utrata w handlu surowców rolnych z Ukrainy i Rosji skalę potrzeb jeszcze potęguje. Przyszłe rolnictwo to wydajniejsze technologie, zgodne jednak z ideą ochrony klimatu.
Cyfrowe rezerwy na polu i w zagrodzie

Pandemia i wojna zmieniają rynki rolne

Kategoria: Oko na gospodarkę
O 13 proc. w skali rocznej, m.in. z obawy o skutki pandemii, wzrosła w świecie w latach 2019–2021 w porównaniu z latami 2018–2020 wartość wsparcia rolnictwa. Napad Rosji na Ukrainę jeszcze bardziej wstrząsnął rynkami rolnymi i żywności. Ich oblicze zmieniają nowe regulacje i odstępstwa od dotychczasowych.
Pandemia i wojna zmieniają rynki rolne

Ukraińskie rolnictwo wychodzi z wojny obronną ręką

Kategoria: Trendy gospodarcze
Według szacunków ukraińskiego ministerstwa rolnictwa tegoroczne zbiory będą jeszcze niższe niż w 2022 r. Mimo kolosalnych problemów spowodowanych rosyjską agresją jednak ziarna znad Dniepru nie zabraknie ani na użytek własny, ani na eksport.
Ukraińskie rolnictwo wychodzi z wojny obronną ręką