„Obserwator Finansowy”: Czym jest bezpieczeństwo strategiczne?
Małgorzata Zachara-Szymańska: Bezpieczeństwo strategiczne to możliwość realizowania celów państwa w perspektywie długookresowej. Zadajemy sobie fundamentalne pytania jak chcemy, żeby funkcjonowała nasza wspólnota, czyli państwo? Działa ono na zasadzie kontraktu społecznego. Umawiamy się na pewne rzeczy, które są zawarte w dokumentach ustrojowych, między innymi w Konstytucji, określającej czym jesteśmy, kim chcemy być, jaki jest sposób funkcjonowania na poziomie prawno-instytucjonalnym tejże wspólnoty. I ten generalny plan ma się przełożyć na to, jak działają organy państwa, jak działają poszczególne ministerstwa, jak się rozkładają akcenty w budowaniu potęgi państwa. Nie ma natomiast takiego organu, który by wskazywał poszczególnym państwom, co mają robić. Istnieją instytucje, które zarządzają procesami, ale nie ma światowego rządu, który jest w stanie nałożyć sankcje na jakieś państwo, które się nie poddaje tym normom. Może to zrobić tzw. społeczność, czyli zbiór pewnych państw. I teraz to jest nasze otoczenie i w odniesieniu do tego, jak my je definiujemy i jak rozumiemy, gdzie chcielibyśmy być, bo to otoczenie też rządzi się pewną hierarchią ważności, budujemy swój potencjał po to, żeby realizować swoje cele. I to budowanie tego potencjału to jest właśnie orientacja strategiczna.
Ale żeby mieć tę strategię, trzeba mieć doktrynę lub świadomość. Czyli co chcemy zrobić i co chcemy osiągnąć? Bo chęć przetrwania jest pragnieniem pierwotnym. Gdy myślimy o Polsce, to myślimy o pragnieniu wolności, o chrześcijaństwie, bo to są dwa zręby, które pozwalały nam przetrwać przez ponad tysiąc lat. Czy Polska jako państwo ma swoją doktrynę, do której realizacji dążylibyśmy, aby się odnaleźć we wspólnocie otaczających nas państw?
Tak, to jest pierwszoplanowa i fundamentalna potrzeba. Ta doktryna jest aktualizowana, bo świat wokół nas się zmienia. Te fundamentalne zasady, odpowiedzi na pytania o to, skąd przychodzimy, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy, są zawarte w Konstytucji. Kolejne zaś elementy doktryny strategicznej, doktryny bezpieczeństwa są zapisane w różnych dokumentach przygotowywanych przez instytucje rządowe, między innymi w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. A te strategie się zmieniają. Ostatnia jest z 2020 r. i tam jest odniesienie do dziedzictwa, do tradycji, do źródeł tożsamości Polaków. Kiedy bowiem myślimy o potędze, to myślimy o wartościach materialnych, a przede wszystkim myślimy o potędze, która jest wyrażona w potencjale militarnym, ekonomicznym, ale też o silnej identyfikacji narodowej.
Tym bardziej, że sama potęga militarna czy ekonomiczna nie wystarczy, gdy się załamuje porządek cywilizacyjny lub porządek moralny, tak jak było to w starożytnym Rzymie, wówczas nawet najpotężniejsze państwo upada. Jeżeli ludzie zamieszkujący to państwo tracą pewien porządek, tracą ład, tracą sens poczucia istnienia, to nawet najsilniejsze państwo prędzej czy później musi erodować. Czyż tak nie jest?
Niewątpliwie ten scenariusz upadku imperiów, bo wiele ich było na przestrzeni losów świata, jest bardzo podobny. Ale ciekawe w historii jest to, że właściwie bardzo trudno zidentyfikować, co było źródłem. Czy powodem było to, że erodował pewien system, bo okazywało się bowiem, że rządzący tracili wiarę w sens swojego posłannictwa przy udziale czynników zewnętrznych, bo to zwykle tak bywa, a może powodem było to, że ci rządzeni właśnie widzieli słabość, bo te pierwsze imperia to były narzędzia opresji, bo to była władza, która narzucała swój arbitralny porządek.
A nowoczesny przykład imperializmu stanowi amerykański model po drugiej wojnie światowej. Zwróćmy uwagę na element miękkiej siły, siły perswazyjnej, którym szczycili się Amerykanie. Mówimy o soft power, mówimy o pewnym etosie, o tym, że jesteśmy przekonani, iż to, co robimy wewnątrz i to, co mamy do zaproponowania światu, jest dobre i atrakcyjne zarazem. Każde państwo musi współcześnie bazować na soft power. To połączenie, jak wyjaśnia klasyk tej problematyki Joseph Nye, musi być kompatybilne z tym hard power, a to się nazywa smart power. Czyli, że to jest mądre podejście do budowania swojej pozycji w hierarchii, jeżeli te komponenty się równoważą, bo sama siła militarna, ekonomiczna nie wystarczy. Dzisiaj nie wystarczy być potęgą ekonomiczną, pierwszą gospodarką świata, żeby osiągać wszystkie swoje cele, nie wystarczy być potęgą militarną.
To pewna synergia komponentów, bo aby być podmiotowym w polityce międzynarodowej, musimy mieć pełen wachlarz możliwości, który pozwoli nam realizować własne cele. Często nie rozróżnia się pojęć, które są kluczowe, aby zróżnicować pozycję państwa w polityce międzynarodowej, bo możemy mówić o niepodległości, suwerenności czy podmiotowości. Niepodległym można być formalnie, tak jak np. niepodległym formalnie państwem była PRL, choć zależnym od Związku Sowieckiego. Gdy się ma suwerenność, to się ma zarazem niepodległość i możliwość mniejszego lub większego działania na określonych polach. Posiadanie natomiast podmiotowości oznacza, że możemy też skutecznie oddziaływać na innych. Czy można stopniować tę swoją niezależność w polityce międzynarodowej?
Niezależność, suwerenność są niejednokrotnie uważane za tożsame, bo to jest podstawa do rozpoznawalności wobec prawa międzynarodowego. Jeżeli państwo jest niezależne, stanowi o sobie, panuje nad terytorium wewnątrz granic narodowych, wówczas uznaje się je za suwerenne i wtedy można wnioskować o rozpoznanie tego państwa na forum międzynarodowym. I to jest pewna baza do uzyskania sprawczości.
Czyli tej podmiotowości?
Tak. Podmiotowość to jest sprawczość, podmiotowość to jest możliwość aktywnego oddziaływania.
Czyli że nie jesteśmy wtedy przedmiotem gry międzynarodowej?
Suwerenne państwa bywają niestety przedmiotem gry międzynarodowej. Mamy natomiast możliwość swobodnego działania i możliwość decydowania o sobie. I to jest także w teorii prawa międzynarodowego i jako zasada dyplomacji, która obowiązuje niezmiennie, że wszystkie państwa są równe, niezależnie od tego, jaki mają potencjał, jak np. w zgromadzeniu ONZ.
Ale jakie czynniki decydują o tym, aby państwo uzyskało pełną podmiotowość w grze międzynarodowej?
Państwo, poza kwestiami formalnymi, poza rozpoznawalnością, poza tym, co jest takim biletem wstępu na scenę międzynarodową, musi dysponować pewnymi elementami, które są atrakcyjne dla innych uczestników tejże gry, musi być np. wiarygodnym członkiem sojuszu. A na czym nasze państwo opiera strategię bezpieczeństwa? Na tym, że jest członkiem sojuszu militarnego, który jest w stanie zagwarantować nam to, że nas obroni w sytuacji ataku. Ale z drugiej strony – i jest taki zapis w strategii bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej – mówimy o obecności w strukturach Unii Europejskiej, w szeroko pojętych strukturach europejskich, dlatego że to jest też nasza wspólnota, która zapewnia nam bezpieczeństwo o charakterze gospodarczym, gdyż należymy do wspólnego rynku. To są takie możliwości, które w przyszłości zadecydują o tym, czy np. wzmocnimy swój potencjał gospodarczy, który też jest elementem potęgi. Jeżeli go wzmocnimy, to będziemy tym bardziej atrakcyjni dla innych państw i ta nasza podmiotowość będzie się rozszerzać.
Dawniej były właściwie trzy komponenty główne, które decydowały o sprawczości, czyli potencjał ludnościowy, potencjał militarny i potencjał ekonomiczny. Dzisiaj mamy większą różnorodność tych czynników, np. innowacyjność, wydatki na badania, bo kto dzisiaj inwestuje w innowacyjne technologie, jest właścicielem przyszłości.
Ale innowacyjność można mimo wszystko podpiąć pod siłę gospodarczą. Czy nie jest tak, że ta miękka siła nie jest tym, co wyróżnia współczesne czasy? Czy każdy dba o swój wizerunek, bo to oddziaływanie kulturowe jest silniejsze niż było dawniej, czy po prostu zmieniły się narzędzia?
Wszystkie znaczące państwa w przeszłości dbały o swój wizerunek na świecie. Ten bon mot, który powtarzamy często, że to zwycięzcy piszą historię, to nie jest przypadek, dlatego że zwycięzcy organizują przeszłość wedle własnych życzeń. I dzisiaj zmieniło się to, że mamy o wiele więcej kanałów formułowania tych elementów miękkiej siły, bo każdy może być nadawcą. To nie jest tak, że jest pewna koncentracja mediów na poziomie globalnym, ale dysponujemy narzędziami, którymi docieramy do innych ludzi. Możemy robić wielkie kampanie na forum międzynarodowym, możemy ludzi tutaj zapraszać, możemy tworzyć warunki dogodne dla turystyki i pozwolić tym, którzy przybywają z zewnątrz, aby odkrywali Polskę albo taką jaką chcieliby zobaczyć, jeżeli mają już jakąś wiedzę o naszym kraju, albo taką, którą my chcielibyśmy im pokazać. Musi to być suma pewnych wysiłków synergicznych, czynionych przez instytucje, przez strony i przez ludzi indywidualnie.
Rosja prowadząc dzisiaj inwazję przeciwko Ukrainie jednak nie do końca przejmuje się swoim wizerunkiem, bo wybrała siłę. Czy może ją to dużo kosztować, czy raczej pozwali jej wymusić szacunek społeczności międzynarodowej? A może to my patrzymy na to z europejskiej perspektywy, bo państwa azjatyckie odbierają tę wojnę inaczej?
No właśnie, bo kto jest ich publicznością? Patrząc na Chiny widzimy, że się nie odcinają od tejże agresji. Spoglądamy na Indie, spoglądamy na ostatni komunikat grupy G20, w którym nie ma wyraźnego potępienia inwazji. Więc to jest kwestia właśnie tej perspektywy, bo z perspektywy Europy ta narracja, która już się ukonstytuowała, która jest obowiązującą, to ona mówi wyraźnie o tym, kto jest dobry, kto jest zły, nie mamy co do tego wątpliwości. Nie obowiązywała jednak wszędzie, nawet w ważnych europejskich stolicach patrzono na to przez pryzmat interesów. Nie mam jednak wątpliwości, że straty i wizerunkowe, i materialne, i militarne, i związane z głęboką oraz długotrwałą utratą zaufania do Rosji jako racjonalnego partnera uczestnika stosunków międzynarodowych, będą bardzo trudne do powetowania w przyszłości. Ale Rosja gra swoją grę i my też musimy ją rozumieć. Musimy spoglądać na tamtą rzeczywistość trochę oczami rosyjskiego przywódcy, co nie jest łatwe.
Podobna sytuacja była w okresie COVID-19, kiedy to społeczność międzynarodowa była przekonana, że źródło pandemii wywodzi się z Chin. Nie było pewności czy wirus wymknął się z laboratorium, czy też np. z jednego z tzw. mokrych targów. Ale wydawało się jednak, że dla Chin był to przez moment też wielki problem wizerunkowy, z którego chyba się otrząsnęli. Czy ta sprawa jeszcze odżyje, czy też już mamy inne zmartwienia?
Tak rzeczywiście było. Przypominam sobie doniesienia o atakach na obywateli Azji w trakcie pandemii, spowodowane spływającym na nich odium jako tych, którzy roznoszą zarazę, co było oczywistą nieprawdą. To ta narracja wywoływała realne skutki, chociaż oparta była na informacjach niepewnych, które potem tylko częściowo się potwierdziły. Chiny nie ujawniają rozmiarów strat. Nadal nie wiemy, jaka jest skala ofiar pandemii COVID-19 w Państwie Środka. Dla nich coś innego jest ważniejsze, bo oni mieli przez długi czas wrażenie, że wygrali na tej pandemii jako państwo, które sprawnie sobie poradziło z zarządzaniem w okresie kryzysowym. Niejednokrotnie w literaturze fachowej, w opinii ekspertów spotykałam się z takim poglądem, że jeżeli traktujemy tę linię rywalizacji jako Zachód kontra Chiny, to akurat w tej rozgrywce, w tej bitwie wygrały Chiny. Obecnie wydaje się jednak, że Chiny te punkty tracą.
Rozmawiał Grzegorz Jeż
Rozmowa przeprowadzona 14 września 2023 r. podczas Krynica Forum.