Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

Unia promuje Regionalny Obszar Gospodarczy na Bałkanach

Kluczowym tematem tegorocznego – czwartego już - szczytu państw Bałkanów Zachodnich, który odbył się 12 lipca, było przyśpieszenie prac nad stworzeniem w tym rejonie wspólnego rynku. Miałby on usunąć bariery w handlu i wprowadzić jednolite zasady dla przedsiębiorców z różnych państw.
Unia promuje Regionalny Obszar Gospodarczy na Bałkanach

(Fot. PAP)

W szczycie wzięli udział przedstawiciele Unii Europejskiej i kilku krajów członkowskich oraz premierzy sześciu krajów regionu, które wykazują ambicje unijne, ale są na różnym etapie rozmów z Brukselą. Są to: Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo, Czarnogóra, Macedonia i Serbia. Rozmawiano o stworzeniu na Bałkanach Zachodnich wspólnego rynku. Wprawdzie wszystkie państwa regionu są członkami CEFTA (Środkowoeuropejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu), lecz w niewystarczającym stopniu doprowadziło to do zniesienia barier celnych.

Zwolennikami zacieśniania współpracy gospodarczej przez państwa regionu są Unia Europejska i Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. Wyrażają one nadzieję, że może to doprowadzić do wzmocnienia poszczególnych gospodarek i zbliżyć je do Unii. To ostatnie jest dyskusyjne o tyle, że w kilku najbliższych latach raczej nie należy się spodziewać jej dalszego rozszerzenia o państwa bałkańskie. Wprawdzie na szczycie w Salonikach w 2003 roku padło zapewnienie, że „przyszłość Bakanów jest w Unii Europejskiej”, lecz 14 lat później trudno powiedzieć, co tak naprawdę miałoby to oznaczać.

Jedynymi państwami byłej Jugosławii, które zostały przyjęte do Unii, są Słowenia (2004 rok) i Chorwacja (2013 rok). Państwami kandydującymi są Albania, Czarnogóra, Serbia i Macedonia (a właściwie Była Jugosławiańska Republika Macedonii). Ta ostatnia czeka w kolejce od 2005 roku, ale dopóki nie zostaną rozstrzygnięte kwestie sporne z Grecją, dopóty będzie ona blokowała akcesję swojego sąsiada. Kryteriów umożliwiających oficjalne ubieganie się o przyjęcie nie spełniły Bośnia i Hercegowina oraz Kosowo.

Brytyjski ośrodek badania opinii publicznej – Instytut Gallupa – zapytał mieszkańców Bałkanów Zachodnich, czy uważają, że przystąpienie do UE przyniosłoby ich krajowi korzyści. Z badania wynika, że największymi euroentuzjastami są mieszkańcy Kosowa i Albanii (odpowiednio 84 proc. i 80 proc. dostrzega przewagę korzyści). W BiH oraz Macedonii korzyści widzi prawie 60 proc. ankietowanych, w Czarnogórze 49 proc, a w Serbii – tylko 40 proc.

Będzie więcej integracji regionalnej

Szczyt zakończył się podpisaniem Traktatu o Wspólnocie Drogowej, która ma być bodźcem do realizacji wspólnych projektów infrastrukturalnych. Unia szacuje, że inicjatywa ta może zaowocować inwestycjami o wartości 514 mln euro, które będą pochodzić ze źródeł prywatnych i unijnych. Sam traktat został poddany pod dyskusję prawie 10 lat temu i w 2010 roku osiągnięto porozumienia techniczne, ale wobec sprzeciwu Kosowa sprawa utknęła na kilka kolejnych lat. Jego przyjęcie jest zatem sukcesem i nie zmienia tego nawet brak podpisu premiera Bośni i Hercegowiny.

Strony zobowiązały się także do kontynuowania rozmów o utworzeniu Regionalnego Obszaru Gospodarczego, w którym obowiązywałby swobodny przepływ towarów i usług. Objąłby on 20 mln obywateli. Jeden wspólny obszar gospodarczy zamiast sześciu małych i słabych państw rzeczywiście powinien stanowić zachętę dla zagranicznych inwestorów. Unijni eksperci obliczyli, że dzięki jego pełnemu wdrożeniu mogłoby powstać 80 tys. miejsc pracy, ale by tak się stało, konieczna jest pełna harmonizacja prawa i zniesienie wszystkich barier handlowych.

Nie wszyscy uczestnicy szczytu wyrażają jednak wolę aż tak pogłębionej współpracy. Bośnia nie przystąpiła do „paktu drogowego” wobec sprzeciwu sympatyzującej z Rosją Republiki Serbskiej, która jest jednym z podmiotów Federacji. Bośniacki minister spraw zagranicznych skrytykował postanowienia końcowe szczytu jako „rodzaj namiastki członkostwa w Unii Europejskiej”. Premier Kosowa zapowiedział z kolei, że jego kraj zbojkotuje plany powołania regionalnej unii celnej, by nie pozbawiać się dochodów z ceł. Premier Enver Haxhaj powiedział, że to, co zostało poddane  pod dyskusję w Trieście, diametralnie różni się od ustaleń poczynionych na szczycie w lutym 2017 r.

Unia musi podtrzymywać swą atrakcyjność

Johannes Hahn, komisarz ds. polityki sąsiedztwa i negocjacji akcesyjnych, powiedział, że Unia nie ustanawia żadnej, nawet przybliżonej daty rozszerzenia. „To państwa regionu same zadecydują, jakie tempo nadadzą”. Tymczasem nie ma wątpliwości, że bez dodatkowej pomocy kraje Bałkanów Zachodnich nie spełnią wymogów akcesyjnych. Wysokie bezrobocie (w BiH sięga 40 proc, w Czarnogórze waha się między 20 a 23 proc.), duża szara strefa i korupcja, nieskuteczne zarządzanie na poziomie regionalnym i krajowym powodują, że jeszcze długo nie spełnią one wszystkich stawianych kandydatom wymogów. Jeśli jednak ten stan zawieszenia i niepewności będzie trwał zbyt długo, w regionie pojawią się inne siły gotowe obiecać środki za cenę mniejszych wyrzeczeń. Nie będzie to jednak bezpłatna pomoc, bo w zamian zażyczą sobie określonych ustępstw politycznych – a tego Unia za wszelką cenę chce uniknąć.

W związku z tym Unia Europejska może w najbliższych miesiącach składać państwom bałkańskim bardzo hojne obietnice. Ryzyko, że kraje te mogą się znaleźć w orbicie rosyjskich zainteresowań, dotyczy przede wszystkim Serbii, w której rosyjskie wpływy są szczególnie widoczne. Rządy obu państw blisko ze sobą współpracują, a media tradycyjnie przedstawiają Rosję jako bliskiego przyjaciela Belgradu. Doprowadziło to do paradoksu: choć to z Unii Europejskiej pochodzi największa część trafiającej do Serbii pomocy zagranicznej, w opinii publicznej to Rosja jest najważniejszym darczyńcą. W Albanii i Bośni obserwuje się z kolei rosnące wpływy Turcji, co –  jeśli weźmie się pod uwagę zachodzące tam niedemokratyczne procesy – zmusza Unie Europejską do wyraźniejszego zaznaczenia obecności.

W tej sytuacji logika Unii Europejskiej jest prosta: musi nieustannie promować stabilność na Bałkanach, bo niepokój w tym regionie oznacza niepokój na całym kontynencie, o czym nieraz się przekonaliśmy. Bezpośrednia pomoc finansowa, która trafia do wszystkich sześciu państw, jest ważnym filarem tego podejścia, choć oczywiście niejedynym. Tak samo ważne jest zachęcanie państw do realizacji własnych wspólnych projektów, na przykład drogowych. Manewrowanie między interesami wrogo – do pewnego stopnia – do siebie nastawionych sąsiadów wymaga precyzji baletnicy. Na przykład Albania i Kosowo zgłaszały w trakcie szczytu, że obawiają się, iż przystępując do Regionalnego Obszaru Gospodarczego, zostaną zdominowane przez silniejszych jej członków (tak naprawdę Serbię).

(Fot. PAP)

Otwarta licencja


Tagi