W przemyśle wzrost, choć coraz mniejszy

Polski przemysł zwalnia tempo, ale daleko mu do ostrego kryzysowego hamowania. Dzięki utrzymywaniu się dużej liczby zamówień krajowych i realizacji wcześniej zawartych kontraktów eksportowych firmy wyprodukowały w październiku o 6,5 proc. towaru więcej, niż przed rokiem. Produkcja będzie jednak rosła coraz wolniej, nie da się dłużej uciekać przed dekoniunkturą w strefie euro – oceniają analitycy.
W przemyśle wzrost, choć coraz mniejszy

(Opr. DG)

Dynamika produkcji nieco wyhamowała w porównaniu do poprzedniego miesiąca, we wrześniu produkcja rosła o 7,7 proc. rok do roku (rdr). Te dane nie są złe, biorąc pod uwagę kondycję gospodarek krajów strefy euro. Za wzrostem produkcji stoi najprawdopodobniej nadal silny popyt krajowy. W ostatniej edycji raportu o indeksie PMI, pokazującym nastroje wśród menedżerów polskich firm, nastąpił wyraźny wzrost liczby krajowych zamówień. Na tyle silny, że był w stanie zrównoważyć spadek zamówień eksportowych.

Z drugiej strony jednak informacje z branż eksportujących nie są wcale takie złe. Np. produkcja metali wzrosła w październiku o 19,2 proc. rdr, mebli o 17,8 proc., a samochodów o 12,3 proc. Analitycy Banku Millennium uznali to za pokaz siły polskiego przemysłu i oznakę jego dużej odporności na zawirowania w strefie euro.

– Wydaje się, że polskie firmy wciąż realizują stary portfel zamówień, natomiast dużym ryzykiem obarczone są kolejne miesiące. Istnieje bowiem ryzyko, że w ślad za pogorszeniem koniunktury w eurolandzie część kontraktów nie zostanie odnowiona – napisali w komentarzu do październikowych danych.

Rysą na nienajgorszym obrazie polskiego przemysłu są informacje z branży budowlanej. W październiku produkcja w niej wzrosła o 8,9 proc. rdr, co oznacza ostre hamowanie, bo jeszcze we wrześniu „budowlanka” rosła o 18,1 proc. rdr. Jeśli ta negatywna tendencja się utrzyma może to oznaczać głębsze niż do tej pory sądzono spowolnienie w inwestycjach. Eksperci BRE Banku zwracają uwagę, że za słaby wynik w budownictwie odpowiada przede wszystkim branża deweloperska.

– Wygląda na to, że czynniki popytowo-płynnościowe zaczynają z coraz większą siłą oddziaływać na rynek mieszkaniowy. Pozostałe kategorie związane z infrastrukturą również spowolniły. Patrząc na korelację produkcji budowlano-montażowej z inwestycjami z rachunków narodowych, nad czwartym kwartałem zbierają się wyraźne czarne chmury, zwłaszcza jeśli korelacja ta okaże się prorocza dla III kwartału (inwestycje w okolicach 6,5 proc. – dokładny wynik poznamy wraz z publikacją PKB) – napisali w raporcie.

Ceny produkcji w górę

O ile dynamika produkcji była mniej-więcej zgodna z oczekiwaniami (rynek oczekiwał wzrostu o około 7 proc. rdr), o tyle ceny produkcji – tzw. PPI – rosły nieco szybciej o oczekiwań. PPI wyniósł 8,5 proc. licząc rok do roku. Największy wzrost zanotowano w górnictwie i wydobywaniu (o 10,4 proc. rdr) oraz w przetwórstwie przemysłowym (9,2 proc. rdr). Najprawdopodobniej wysokie ceny – zwłaszcza w tej drugiej kategorii – to efekt drogich surowców na rynkach światowych. Środki do produkcji z importu drożeją również ze względu na słabego złotego.

Wysokie ceny produkcji to nienajlepsza wiadomość, bo może oznaczać w przyszłości wzrost inflacji konsumenckiej. Taki proces – przenoszenia się cen produkcji na CPI – może potrwać kilka miesięcy i jeśli firmy nie znajdą sposobu na ograniczenie kosztów to w normalnym warunkach mogłoby do niego dojść. Jednak polscy przedsiębiorcy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji: z jednej strony rosną im koszty, z drugiej wizja spowolnienia gospodarczego nie pozwala na zbyt odważne podnoszenie marż, co mogłoby skompensować wzrost kosztów. Efekt może być taki, że firmy będą próbowały ograniczać koszty najprostszymi metodami. A do takich należy ograniczanie zatrudnienia.

Zatrudnienie ciągle w dół

Ten proces najprawdopodobniej już się rozpoczął, bo niezłe dane o produkcji kontrastują z informacjami z rynku pracy, gdzie sytuacja systematycznie pogarsza się już od kilku miesięcy. Zatrudnienie nadal spada. W październiku liczba etatów w firmach zmniejszyła się o 3 tysiące. Przedsiębiorcy niechętnie zatrudniają, powód jest niezmiennie ten sam: obawy przed skalą spowolnienia gospodarczego i jego skutkami.

Dane za październik nie są dobre, bo zwykle w tym miesiącu zatrudnienie rosło. Jeszcze gorzej wypadają dane z ostatnich sześciu miesięcy. Z wyliczeń Banku BPH wynika, że firmy w tym czasie zmniejszyły liczbę etatów o 2 tys. W ubiegłym roku w tym samym okresie zatrudnienie rosło o 67 tys. Według analityków banku to wskazuje na pogarszającą się kondycję przedsiębiorstw i potwierdza scenariusz osłabienia aktywności gospodarczej w ostatnim kwartale tego roku. A to dlatego, że mniejsze zatrudnienie może w końcu przełożyć się na spadek popytu. Tym bardziej, że płace nie rosną wcale w oszałamiającym tempie. W październiku zwiększyły się o 5,1 proc. rok do roku nominalnie. Realnie – czyli uwzględniając inflację – wzrost ten wyniósł zaledwie 0,8 proc.

Pracownicy nie mają zbyt dużego pola manewru, by domagać się podwyżek. Skutecznym hamulcem jest strach przed bezrobociem. Trudno mówić o narastaniu presji płacowej w gospodarce. Ekonomiści BRE Banku przypominają ponadto, że dynamika płac to wskaźnik, który jest nieco spóźniony względem cyklu koniunkturalnego. Ich zdaniem mimo spowolnienia pensje mogą jeszcze przez jakiś czas rosnąć.

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi