Rynek międzybankowy żyje z dnia na dzień

Narodowy Bank Polski nie musi już stosować nadzwyczajnych instrumentów wprowadzonych przed dwoma laty w pakiecie antykryzysowym, ale poziom zaufania na rynku międzybankowym wciąż jest niski. Nadal 90 proc. obrotów na tym rynku tworzą pożyczki jednodniowe, a ok. 97 proc. pożyczki na okres do jednego tygodnia – mówi prof. Witold Koziński, wiceprezes NBP.
Rynek międzybankowy żyje z dnia na dzień

prof. Witold Koziński, fot. arch. NBP

Obserwator Finansowy: W uchwalonych niedawno przez RPP Założeniach Polityki Pieniężnej na 2011 rok można przeczytać, że nieustannie rośnie nadpłynność sektora bankowego. W 2011 roku może ona dojść do 100 mld złotych, podczas gdy w 2009 wynosiła ok. 15 mld zł? Skąd ten wzrost?

Witold Koziński: Głównym źródłem wzrostu nadpłynności sektora bankowego są fundusze unijne otrzymywane przez Polskę w ramach tzw. perspektywy finansowej. Fundusze te, zamieniane z euro na złote przez NBP, zasilają rynek międzybankowy, stąd jego nadzwyczajna, niespotykana do tej pory płynność. Należy się spodziewać, że będzie ona rosła z uwagi na to, iż Polska jest beneficjentem funduszy unijnych  – napływ tych środków przewyższa składki płacone przez Polskę na rzecz budżetu unijnego. Dodatkowym źródłem płynności złotowej są również zyski z zarządzania rezerwami dewizowymi NBP.

Jakie skutki ma ten wzrost nadpłynności dla sektora bankowego, dla jego klientów i dla NBP?

Dla sektora bankowego negatywnych skutków nie widać. Jest raczej sytuacja dla banków korzystna, ponieważ nadpłynność daje im komfort braku ryzyka niedopłynności. Klientów może nie zadawalać trudność w dostępie do kredytu bankowego, ale nie nadpłynność kredytodawcy. Trudniejszą sytuację ma NBP, który musi przejmować nadmierną płynność po to, aby móc kontrolować krótkoterminowe stopy procentowe na rynku międzybankowym. Oznacza to stałe powiększanie kosztów przeprowadzanych operacji otwartego rynku. Stany takie oznaczają relatywne zmniejszanie zysków i relatywnie mniejsze wpłaty zysku do budżetu państwa. W bliższym czasie nie przewidujemy jednak potencjalnie możliwej straty NBP z tytułu sterylizacji nadmiernej płynności sektora bankowego.

Czy wobec takiej skali nadpłynności da się obronić wszystkie działania podjęte przez NBP dla utrzymania płynności banków w ramach pakietu antykryzysowego w 2008 i 2009 roku? Takie choćby jak wcześniejszy wykup od banków obligacji NBP i obniżenie stopy rezerw obowiązkowej?

W tamtym czasie były to decyzje uzasadnione. Przy ogólnej nadpłynności banków, istniała strukturalna niedopłynnośc sektora bankowego, stąd wziął się wcześniejszy wykup obligacji NBP, redukcja współczynnika rezerwy obowiązkowej czy wprowadzenie operacji repo. Rynek międzybankowy funkcjonował nerwowo, do dzisiaj ponad 90% obrotów na tym rynku przypada na operacje o zapadalności jednego dnia. Trzeba ponadto pamiętać o standaryzacji instrumentów polityki pieniężnej polegającej na ich ujednoliceniu, także wartościowym, z parametrami zadawanymi przez Europejski Bank Centralny. Rezerwa obowiązkowa w strefie euro wynosi (z pewnymi wyjątkami) 2 proc., w Polsce wynosiła 3,5 proc., zatem í z tego punktu widzenie przeszłe decyzje, o których tu mowa, dadzą się uzasadnić.

Gdy jesienią 2008 roku rynki międzybankowe praktycznie zamarły, płynność banków musiały podtrzymywać nadzwyczajne działania banków centralnych. Ale czy dziś NBP stosuje jeszcze wprowadzone wtedy operacje nadzwyczajne?

Z rozwiązań nadzwyczajnych wycofaliśmy się całkowicie. W czwartym kwartale tego roku nie będziemy przeprowadzać operacji zasilających w pieniądz (operacje repo), wycofaliśmy się wcześniej z transakcji swapowych, ponieważ na jedne i na drugie nie było już istotnego popytu. Tzw. pakiet zaufania z tego punktu widzenia całkowicie zdał egzamin.

Czy to znaczy, że rynek międzybankowy w Polsce powrócił do stanu sprzed kryzysu, odzyskał zdolność do samodzielnego funkcjonowania?

Działania nadzwyczajne nie są potrzebne, co nie oznacza całkowity powrót do normalności. Brak takiej normalności związany jest ze wspomnianą strukturą obrotów na rynku międzybankowym, gdzie ponad 90 proc. obrotów przypada na jednodniowe pożyczki, a ok. 97 proc. to pożyczki do jednego tygodnia. Pełnego zaufania między bankami jeszcze nie ma.

Czy NBP może zrobić coś jeszcze dla ograniczenia skali nadpłynności sektora?

Ograniczamy ją poprzez operacje otwartego rynku polegające na sprzedaży bonów pieniężnych NBP w zamian za pieniądz przejmowany przez bank centralny z rachunków banków komercyjnych. Wycofaliśmy się także z operacji zasilających (operacje repo) sektor bankowy. Co może jeszcze NBP uczynić w sprawie redukcji nadpłynności? Działania w tej sprawie należą do Rady Polityki Pieniężnej, która nie podjęła do tej pory żadnych wiążących decyzji.

Czy obecna struktura finansowania się banków działających w Polsce jest właściwa?

W pełni właściwa nie jest. Dotyczy to pozyskiwania długoterminowych depozytów, które muszą być podstawą dla długoterminowego kredytowania gospodarki. Banki powinny dać sobie radę z tym problemem tak, by zapewnić podmiotom gospodarczym kredytowanie w dłuższym okresie, a z drugiej strony wypełniać stosowne, nadzorcze normy płynności.

Kredytowanie gospodarki miał ułatwić bankom wprowadzony przed rokiem nowy instrument NBP, jakim był kredyt dyskontowy. Tymczasem założenia Polityki Pieniężnej na 2011 rok nie przewidują istnienia tego instrumentu. Dlaczego?

Paradoksalnie, przez cały rok 2010 popyt na ten instrument nie pojawił się, dopiero ostatnio zanotowaliśmy – trzeba przyznać – niewielkie zainteresowanie kredytem dyskontowym. W założeniach polityki pieniężnej na 2011 rok RPP nie wpisała do swojego instrumentarium kredytu dyskontowego. Nie oznacza to całkowitą eliminację tego instrumentu, ponieważ nie można wykluczyć w innych niż dzisiaj okolicznościach, powrotu do tego przedsięwzięcia.

Czy NBP powinien w ogóle zaprzątać sobie głowę zwiększaniem dostępności kredytu dla gospodarki?

Tak, powinien. Czyni to decyzjami Rady Polityki Pieniężnej dotyczącymi przede wszystkim stóp procentowych. Zwiększa zatem lub zmniejsza dostępność do kredytu, wpływając na jego cenę. Jeśli chodzi o stan obecny, który charakteryzuje się spowolnieniem akcji kredytowej, szczególnie w obszarze przedsiębiorstw, stosowanie przez NBP środków nadzwyczajnych takich jak redukcja rezerwy obowiązkowej, wykup obligacji emitowanych uprzednio przez NBP czy przystąpienie do operacji typu repo, nie dało z punktu widzenie stymulacji akcji kredytowej zadawalających rezultatów. Stan w jakiejś mierze niedostatecznej akcji kredytowej wynika ze wstrząsu jaki przeszedł polski system bankowy w czasie światowego kryzysu ostatnich lat. Tym niemniej, zmiana polityki kredytowej banków musi być uważnie śledzona przez polski bank centralny, ponieważ mogą się pojawić okoliczności umożliwiające NBP jeśli nie bezpośrednie, to pośrednie oddziaływanie na zachowanie banków w interesującym nas obszarze. Dotyczyć to może np. oddziaływania na kredyty udzielane przez banki w walutach obcych nad czym toczy dyskusję Komisja Nadzoru Finansowego, w której NBP ma swojego przedstawiciela. Jak widać, choć ta sprawa nie dotyczy bezpośrednio zwiększenia dostępności do kredytów podmiotom gospodarczym, to mieści się w pojęciu wpływania Narodowego Banku Polskiego na zdrową akcję kredytową banków.

W założeniach polityki pieniężnej RPP co roku powtarza apel do ministra finansów, aby wybierał taki sposób finansowania zadłużenia zagranicznego Polski, który ograniczałby nadpłynność. Czy te apele są skuteczne?

Jeśli minister finansów wybiera finansowanie deficytu budżetowego poprzez emisję obligacji nominowanych w walutach obcych na rynkach zagranicznych, a nie poprzez absorpcję oszczędności krajowych, zwiększa tym samym podaż pieniądza krajowego. Jeśli jest to czynione w sposób proporcjonalny do potrzeb, nie ma w tym nic złego. Finansowanie deficytu z oszczędności krajowych ma swoją niekoniecznie dobrą stronę, ponieważ przy ich niedostatku może to wywołać dodatkowy popyt na oszczędności zagraniczne, pogarszając bilans płatniczy, z wszelkimi tego konsekwencjami. W jednym i drugim przypadku należy przestrzegać zasad dobrego gospodarowania i wykazywać wolę do umacniania wiarygodności kraju emitenta obligacji. Czy tak jest, należy to pozostawić ocenie autorom apelu, czyli Radzie Polityki Pieniężnej.

Dziękujemy za rozmowę.  

Prof. Witold Koziński jest wiceprezesem Narodowego Banku Polskiego

prof. Witold Koziński, fot. arch. NBP

Tagi


Artykuły powiązane