(©Envato)
W zeszłym roku polski rynek VC z wartością transakcji w wysokości 178 mln euro stanowił ledwie zauważalną część globalnego rynku finansowania start-upów technologicznych, szacowanego na ćwierć biliona dolarów. Kwota transakcji w Europie, jak podaje raport Dealroom, zamknęła się wartością 21 mld euro, a w Europie Środkowo-Wschodniej (EŚW) wyniosła 1,3 mld dolarów.
Polska jest w tym regionie największym rynkiem, ale zestawiając poziom transakcji VC z poziomem PKB wypada słabo. Według stowarzyszenia Invest Europe, wartość przeprowadzonych inwestycji stanowi 0,01-0,02 proc. całości PKB. Znacznie mniejsze kraje, jak Węgry czy Dania, mają podobne wyniki, a średnia europejska to 0,04 proc. wartości dochodu narodowego. Jednak w rankingu atrakcyjności dla kapitału private equity (PE) i venture capital Polska zajmuje 26 miejsce, lepsze od wszystkich krajów w regionie, niewiele gorsze od Hiszpanii, Tajwanu, czy Francji (21 miejsce).
Pole do poprawy
Widać więc, że Polska ma spory, nieskonsumowany jeszcze potencjał rozwoju rynku. Od Szwecji, Danii i Malezji dzieli nas ciągle 10-15 miejsc w rankingu. Istotnymi jego kryteriami były m.in.: aktywność gospodarcza, głębokość rynku kapitałowego, podatki, ochrona inwestorów oraz przedsiębiorczość. Poza pierwszą kategorią Polska ma spore pole do poprawy.
Wartość rynku VC w Polsce w pierwszym półroczu wyniosła 550 mln zł.
Pierwsze oznaki pozytywnej zmiany na rynku widać już w tym roku, jednak głównie za sprawą pojedynczych, dużych transakcji. Wartość rynku w pierwszym półroczu wyniosła 550 mln złotych, przede wszystkim w wyniku zasilenia start-upu DocPlanner kwotą 334 mln złotych przez zagraniczne fundusze wysokiego ryzyka z udziałem Goldman Sachs Private Capital Investment. Aby ten trend okazał się trwały potrzeba więcej średniej wartości transakcji, jak w przypadku Brainly (30 mln dolarów), czy Booksy (49 mln), również przeprowadzonych z udziałem zagranicznych funduszy (m.in. Naspers i Piton Capital) oraz większego zaangażowania podmiotów krajowych.
Rynek w Polsce jest trochę chimeryczny i do tej pory zależał głównie od kwot i terminów ich przekazania lokalnym funduszom przez instytucje państwowe (Krajowy Fundusz Kapitałowy, NCBR, PFR, PARP). Stąd między innymi spadek wartości finansowania w roku 2017. Warto zauważyć, że w ciągu ostatnich 10 lat, do końca 2018 r., 80 procent wszystkich rund finansowania odbywała się dzięki środkom publicznym. Stanowiło to, wraz ze środkami Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego (EIF), ponad połowę wartości inwestycji w tym okresie, czyli 1,35 mld euro.
Polskie fundusze VC, jeśli chodzi o możliwość finansowania start-upów, należy uznać za słabe. Tylko kilka firm miało do tej pory w portfelu inwestycyjnym przynajmniej 5 start-upów i jednocześnie mogło dokonać jednorazowych inwestycji powyżej 1 mln euro. Należą do nich: MCI, TDJ Pitango (polsko-izraelskie joint venture) i mAccerelator (fundusz korporacyjny). Jeśli wziąć pod uwagę wartość aktywów w zarządzaniu, to za fundusz mikro uważa się firmę o aktywach do 100 mln euro – kryterium to spełnia jedynie pierwsza z wymienionych firm VC. Połowa ze 130 polskich funduszy wysokiego ryzyka to tzw. nano-fundusze z aktywami poniżej 10 mln euro, jak wynika z przekrojowej analizy rynku dokonanej przez Startup Poland.
Wielu nowicjuszy
Większość polskich funduszy VC to nowicjusze dokonujący dopiero pierwszej inwestycji, głównie dzięki udziałowi środków publicznych. Są też gracze, którzy zainwestowali niewielkie środki w mniej niż 10 firm. Mizerne zasoby kapitałowe (na rynku występuje luka inwestycyjna w transakcjach powyżej 0,5 mln euro) przekładają się na możliwości inwestycyjne.
Ponadto większość funduszy uczestniczy tylko w zalążkowych rundach inwestycyjnych, nie wspierając start-upów w kolejnych etapach wzrostu, a to przekłada się na możliwości skalowania ich biznesu i wyniki funduszy. Rola takich podmiotów dla startu-upów jest ograniczona również dlatego, że nie otrzymują jednocześnie wsparcia w postaci menedżerskiego know-how (tzw. smart money). Młode firmy, jak wynika z badań Inovo Venture Partners, oczekują nie tylko pomocy w przygotowaniu kolejnych rund inwestycyjnych i budowania tzw. equity story, ale także eksperckiego feedbacku i wsparcia sprzedaży z poszukiwaniem nowych klientów włącznie.
W tych warunkach trudno oczekiwać na polskim rynku spektakularnych exitów – czyli wyjścia z inwestycji przez fundusze VC, choć nieco mniej niż połowa z nich zgłasza taki zamiar. Do tej pory odbywało się to w postaci sprzedaży udziałów inwestorowi strategicznemu. Debiuty na polskiej giełdzie natomiast, co paradoksalne, odgrywały tu marginalną rolę (9 proc. przypadków).
W Izraelu – fabryce start-upów – wartość wyjść z inwestycji w połowie tego roku wyniosła 14,5 mld dol.
Polską statystykę poprawia exit w czerwcu 2018 roku z Dotpay, którą MCI, czyli największy, prywatny, polski fundusz, sprzedał norweskiemu Nets za kwotę 315 mln złotych, zarabiając na czysto 255 milionów złotych. Ale także tutaj Polskę od dojrzałych rynków dzieli przepaść. W Izraelu – fabryce start-upów – wartość wyjść z inwestycji w połowie tego roku wyniosła 14,5 mld dolarów, a w całym zeszłym roku 12,6 mld, na co złożyły się 103 transakcje. Stadium rozwoju tego rynku jest jednak zupełnie inne.
Nikłe szanse na jednorożca
W obecnym kształcie trudno sobie na razie wyobrazić, aby polskie fundusze VC mogły sfinansować i wypromować polskiego jednorożca. Polska, jak inne kraje regionu znajdują się więc w swoistej pułapce rynku średniej wielkości – warunki rynkowe i inwestycyjne umożliwiają przetrwanie firm, hamują jednak ich szybki wzrost i wysokie wyceny, a największe rundy inwestycyjne wspierają fundusze zagraniczne. „Same startupy zapomniały też, że biznes powinien się finansować z klientów” – mówi Tomasz Kuzak, twórca startupu Information Desired – „i zamiast zająć się klientem, nasze startupy zajmują się organizowaniem finansowania.”
Może dlatego aż 43 proc. transakcji, jakie przeprowadziły w 2018 r. krajowe fundusze wysokiego ryzyka, dotyczyło start-upów z zagranicy, choć z pewnością był to również element dywersyfikacji ryzyka. „Z kolei największym wyzwaniem dla zagranicznych VC w EŚW” – twierdzi Roy G. Glasberg z Google Launchpad Accelerator – „jest znalezienie start-upu mającego globalnie skalowalny produkt”. „Polskie start-upy i fundusze VC są zachowawcze i unikają porażek, nie podejmując przełomowych projektów” – dodaje Mickey Steiner z Innogy Innovation Hub Izrael. „Polski rynek jest też dość hermetyczny i zagranicznym inwestorom trudno odnaleźć się w jego realiach, a polskim funduszom je przyciągnąć i zachęcić do współinwestowania” – komentuje Julia Krysztofiak-Szopa, prezes Startup Poland.
Polski rynek venture capital powinien się szybko zmieniać w dobrym kierunku. Start-upy i same fundusze będą dojrzewać i nabierać doświadczenia. Rynek jest jednak bardzo rozdrobniony, więc jego konsolidacja wydaje się nieunikniona, co da szansę długookresowego finansowania start-upów. Można się też spodziewać zwiększenia liczby firm inwestycyjnych zakładanych lub kapitałowo wspieranych przez doświadczonych przedsiębiorców (tzw. family office) – jak funkcjonujące już fundusze Sebastiana Kulczyka (InCredibles) czy Krzysztofa Domareckiego (Fidiasz). To przybliży strukturę polskiego rynku do standardów zachodnich, z których może, co już widać w tym roku, popłynąć szerszy strumień finansowania.