Zgoda rządu i opozycji poprawia sytuację Portugalii

Na początku stycznia Portugalia sprzedała obligacje warte 1,25 mld euro, co uznano za sukces rządu. Jednak w niedzielę wybory prezydenckie wygrał już w I turze dotychczasowy prezydent i kandydat konserwatywnej opozycji Anibal Cavaco Silva, co niektórzy interpretują jako porażkę rządzącej lewicy, która przeprowadza niepopularne zmiany w sektorze finansów publicznych.
Zgoda rządu i opozycji poprawia sytuację Portugalii

Gonçalo Pascoal fot. arch. autora

Na ile więc można mówić, że sytuacja ekonomiczna kraju jest stabilna? Obserwator Finansowy rozmawia na ten temat z Gonçalo Pascoal, głównym ekonomistą banku Millennium bcp w Lizbonie.

Obserwator Finansowy: Czy polityczny kurs wybrany przez władze Portugalii jest trwały?

Przede wszystkim chcę podkreślić, że styczniowa emisja obligacji portugalskich naprawdę była sukcesem. Niektórzy wątpili przecież, czy w ogóle ona dojdzie do skutku. Kiedy się odbyła, okazało się, że zainteresowanie wierzycieli długiem portugalskim jest bardzo duże oraz że w porównaniu z rokiem 2010 spadło oprocentowanie zarówno papierów długoterminowych, jak i krótkoterminowych. Jednak nadal premia od ryzyka, którą jako kraj płacimy inwestorom, jest bardzo wysoka i na dłuższą metę przekracza możliwości portugalskiej gospodarki.

Co Portugalia może zrobić, by zwiększyć zaufanie inwestorów, a tym samym obniżyć koszty obsługi długu? Chociaż czy w dzisiejszych czasach jakikolwiek kraj taki jak Portugalia jest w stanie tego dokonać?

W 2010 r. inwestorzy byli zszokowani rozwojem sytuacji w dwóch krajach UE i niestety, niektóre z tych obaw zostały przeniesione na inne państwa. Wiedząc o nich rząd w Lizbonie już w zeszłym roku wprowadził cały pakiet działań znacząco obniżających deficyt i dług publiczny. Jeszcze wcześniej, to jest pod koniec 2009 r. zaczęła się poprawiać sytuacja w sektorze prywatnym, którego zadłużenie udało się zrównoważyć poprzez wzrost poziomu oszczędności. Te pozytywne zjawiska w obydwu sektorach pozwalają przypuszczać, że także w kolejnych kwartałach Portugalia będzie znajdować się na dobrej drodze w dziedzinie finansów i gospodarki. Myślę, że to powinno zmniejszyć obawy zagranicznych inwestorów co do stabilności Portugalii i jej ekonomicznych perspektyw.

Chwali pan politykę ekonomiczną rządu, ale ona nie podoba się związkowcom, którzy już na jesieni organizowali masowe protesty, a także części polityków opozycji. Czy gabinet premiera Jose Socratesa będzie miał dość siły, by nie ugiąć się tej presji?

By odpowiedzieć na to pytanie, warto wrócić do września 2010 r. Wtedy w prasie angielskiej, niemieckiej i francuskiej pojawiło się wiele informacji, które mogły zaniepokoić inwestorów i szerzej całą opinię publiczną co do rozwoju sytuacji w Portugalii. Pisano wtedy, że rząd Socratesa jest co prawda zmuszony do przeprowadzania niepopularnych zmian w budżecie, ale ze względu na opór głównej partii opozycyjnej ten budżet nie zostanie przyjęty przez parlament. Te publikacje oraz rozpowszechniane wtedy czarne scenariusze ekonomicznego i finansowego chaosu w Portugalii sprawiły, że we wrześniu 2010 r. bardzo wzrosło oprocentowanie portugalskich obligacji. Fakty okazały się jednak inne.

Mimo tradycyjnych różnic między dwoma głównymi partiami budżet został przyjęty, a tym samym zaaprobowano m.in. ograniczenia niektórych przywilejów socjalnych, zmniejszenie zatrudnienia w sektorze publicznym oraz zwiększenie dochodów państwa. Te decyzje weszły w życie w styczniu tego roku, a tym samym jesienne zapowiedzi zagranicznej prasy co do Portugalii się nie sprawdziły. Dziś nadal obowiązuje porozumienie między rządzącą partią socjalistyczną i opozycyjnymi socjaldemokratami dotyczące polityki stabilizacji i konsolidacji finansów państwa. Jego celem jest ich uporządkowanie oraz sprowadzenie deficytu do poziomu 3 proc. zgodnie z traktatem z Maastricht. Rząd i opozycja wiedzą bowiem, że największym wyzwaniem dla kraju są dziś właśnie finanse publiczne. Dlatego nawet gdyby doszło do wymiany ekipy rządowej, to akurat w tej sferze nie oczekiwałbym zmiany polityki.

Niemcy i Francja już od pewnego czasu naciskają na Portugalię, by ta skorzystała z tymczasowego mechanizmu stabilizacji finansowej w strefie euro (ESFS). Lizbona jak dotąd odmawiała. Czy słusznie?

Oprocentowanie środków, jakie można otrzymać w ramach ESFS, jest podobne do tego, co oferują rynki. Poza tym ta europejska pomoc łączy się z wieloma innymi warunkami. Gdyby to się zmieniło i odsetki od tych pożyczek byłyby niższe, rząd mógłby zapewne po nie sięgnąć. Na razie jednak ma wystarczająco dużo środków z innych źródeł.

Jak znaczenie dla pewnego uspokojenia sytuacji wokół Portugalii miał zakup portugalskich obligacji przez Chiny?

Oficjalnie ta transakcja nie została potwierdzona, choć prasa podawała, że Chińczycy kupili portugalskie papiery o wartości 1 mld euro. Myślę, że trzeba to widzieć przede wszystkim w kontekście dążenia chińskich władz do dywersyfikacji rezerw walutowych. Pekin chce zmniejszyć swoje inwestycje w dolara i dlatego zwiększa swoje zainteresowanie jenem i euro. Ta polityka Chin spotkała się z działaniami władz Portugalii, które z kolei chciały powiększyć bazę inwestorów nabywających jej obligacje i wyjść poza grono tradycyjnych wierzycieli pochodzących z Hiszpanii, Niemiec i Francji. Te dwie tendencje spotkały się, dzięki czemu Lizbona mogła nieco zmniejszyć swoją zależność od dotychczasowych pożyczkodawców. Zyskując nowe źródło kredytowania Portugalia udowodniła rynkom, że jest w stanie zapewnić finansowanie swoich zobowiązań.

Tydzień temu premier Jose Socrates podróżował do Kataru i zachęcał arabskich finansistów do zaangażowania się w Portugalii. Czy dla rządów UE pozaeuropejscy inwestorzy staną się wkrótce jeszcze ważniejszymi partnerami?

Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której rozwinięte gospodarki zmagają się z nadmiernym zadłużeniem, podczas gdy wiele krajów rozwijających się wykazuje ogromne oszczędności. Jest więc czym naturalnym, że takie kraje jak Portugalia zabiegają dziś o dodatkowe finansowanie z nowych regionów świata. Podobnie zachowują się przecież Włosi wobec Libii i Brytyjczycy w stosunku do arabskich funduszy. Zresztą także podczas wizyty prezydenta China Hu Jintao w Waszyngtonie było widać, jak Barackowi Obamie zależy na wsparciu przez chińskich inwestorów. Ten system działa prosto – skoro trudniej jest pożyczać na starych rynkach, trzeba szukać pieniędzy gdzie indziej.

Podkreśla pan zmiany na lepsze w sytuacji finansowej Portugalii, ale jakie są główne ryzyka i na ile są one prawdopodobne?

Niestety, ciągle bardzo możliwe jest, że portugalska gospodarka ponownie wpadnie w recesję. Spadek dochodów gospodarstw domowych, obniżenie poziomu konsumpcji i zmniejszenie inwestycji w sektorze prywatnym łączyć się będą nie tylko z kłopotami dla finansów państwa, ale również ze zmniejszeniem się konkurencyjności naszych przedsiębiorstw, a co za tym idzie również z pogorszeniem naszego bilansu handlowego i salda obrotów bieżących. W takiej sytuacji nasze zagraniczne zadłużenie nie zmniejszałoby się i nie poprawiałyby się opinie inwestorów o Portugalii.

Czy można jednak uniknąć takiego czarnego scenariusza?

By uniknąć pogłębienia recesji w Portugalii, muszą być spełnione dwa warunki. W sferze zewnętrznej ważne jest, by utrzymała się dobra koniunktura w krajach, które są głównymi odbiorcami portugalskiego eksportu. Jak na razie sytuacja w Niemczech, Francji, czy nawet w Hiszpanii nie jest zła. Ważne znaczenie będzie miała również dla nas koniunktura w Północnej Afryce i Ameryce Łacińskiej, z którymi również utrzymujemy bardzo ścisłe więzy handlowe. W 2010 r. portugalski eksport wzrósł od 10 do 15 proc. (nie ma jeszcze ostatecznych danych) i ważne jest, by ten trend był kontynuowany również w tym roku. Zagrożeniem dla takiego rozwoju jest nie tylko załamanie się koniunktury w tych krajach, ale również zaburzenia kursu euro, co mogłoby osłabić popyt na portugalskie towary.

Jeśli chodzi o ryzyka wewnętrzne, to największym z nich jest ewentualna niezdolność rządu do dalszego zmniejszenia długu i deficytu. Zmniejszyłoby to znacząco zaufanie instytucji UE i zagranicznych inwestorów do Portugalii, co oznaczałoby, że wyschłyby źródła finansowania, z których dotąd korzystała Lizbona. Wtedy Portugalia musiałby się skryć pod parasol ochronny UE i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co łączyłoby się również z narzuceniem trudnego programu społeczno-ekonomicznego.

Czyli tradycja fado nie pozwala panu być w pełni optymistą?

Przede wszystkim trzeba być realistą. Równocześnie musimy walczyć o równowagę makroekonomiczną i zabiegać o zagranicznych inwestorów i to w sytuacji, gdy popyt wewnętrzny w najbliższych dwóch, trzech latach nie będzie mógł zostać znacząco zwiększony, co oczywiście nie wpłynie korzystnie na wzrost PKB. Jeśli jednak będziemy kontynuować to, co robiliśmy w ostatnich sześciu miesiącach w dziedzinie finansów publicznych, to jestem optymistą.

Rozmawiał: Andrzej Godlewski

Gonçalo Pascoal jest głównym ekonomistą banku Millennium bcp w Lizbonie

Gonçalo Pascoal fot. arch. autora

Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?