W 2016 roku wzrost PKB wyniósł 2,0 proc., a w kolejnych: 2,8 proc., 2,5 proc., 2,3 proc. Średnio wzrost w ciągu trzech lat rządów Trumpa wyniósł 2,53 proc. W czasie 8 lat jego poprzednika Baraka Obamy wynosił 1,91 proc. Różnica na pozór niewielka, ale odczuwalna dla Amerykanów, którym pod rządami Trumpa znacznie łatwiej było znaleźć pracę.
W 2019 roku i do początku 2020 roku bezrobocie było najniższe w powojennych dziejach USA i wynosiło 3,7 proc., a w lutym 2020 roku nawet 3,5 proc. To nic, że stopa bezrobocia zaczęła spadać już w roku 2011, a w ostatnim roku rządów poprzedniego prezydenta zeszła poniżej 5 proc. Przeciętny Amerykanin przez trzy pierwsze lata rządów Trumpa odczuwał wyraźną poprawę swojej sytuacji finansowej.
Nie wszystkie obietnice dotrzymane
W 2016 roku Trump obiecywał, że stworzy 25 milionów miejsc pracy, ale spadek bezrobocia był głównie efektem dobrej koniunktury, którą prezydent i Republikanie podtrzymali cięciami podatkowymi i wycofaniem wielu szkodliwych dla biznesu regulacji. 22 grudnia 2017 r. Trump podpisał najważniejszą w swej kadencji ustawę o cięciach podatkowych i zatrudnieniu (TCJA), która obniżyła stawki podatku dochodowego od osób fizycznych, podwoiła standardowe odliczenie oraz wyeliminowała część zwolnień podatkowych. Najwyższa, indywidualna stawka podatkowa spadła z 39,6 proc. do 37 proc. TCJA obniżyła również stawkę podatku od osób prawnych z 35 proc do 21 proc.
Wbrew obietnicom obniżki podatków nie poprawiły sytuacji budżetu. Trump zakładał likwidację długu publicznego w ciągu ośmiu lat. Tymczasem zadłużenie wzrosło o prawie 36 proc. w mniej niż cztery lata. W październiku 2020 roku przekroczyło 27 bilionów dolarów. Deficyt budżetowy zwiększył się z 3,2 proc. w roku 2016 do 4,6 proc. w 2019.
Kolejną wielką obietnicą była odbudowa przemysłu, między innymi w tzw. „pasie rdzy” – północno-wschodniej części USA, od stanu Nowy Jork przez Pensylwanię, Wirginię Zachodnią, Ohio, Indianę, aż po część Michigan. W XIX i XX wieku obszar ten stał się kolebką amerykańskiego przemysłu – przetwarzano ogromne ilości dostępnych w regionie surowców naturalnych, przede wszystkim węgla i rudy żelaza. Przemiany technologiczne sprawiły, że zatrudnienie w przemyśle się zmniejszyło, a wiele korporacji przeniosło swoje zakłady do krajów z tańszą siłą roboczą, w tym do Meksyku, z którym Stany Zjednoczone miały podpisaną umowę o wolnym handlu (NAFTA). Trump obiecał rewizję traktatu i rzeczywiście do niej doprowadził, ale zmiany nie są istotne i nie poprawiły sytuacji amerykańskich robotników. Kwartalny Spis Zatrudnienia i Płacy w USA, który uwzględnił pierwszy kwartał 2020 roku, pokazał, że miejsca pracy wciąż przesuwają się na południe i zachód, omijając „pas rdzy”.
Deficyt w handlu USA z Chinami niemal się nie zmienił, mimo nałożonych ceł na chiński import.
Rozpoczęta wojna handlowa z Chinami nie dała jednoznacznych wyników. Być może trzeba będzie poczekać, by dowiedzieć się, kto wygrywa. Według US Census Bureau w 2016 roku eksport amerykańskich towarów do Chin wyniósł 115.594,8 mln dolarów, a import chińskich 462.420,0 mln. To oznacza deficyt w obrotach handlowych w wysokości 346.825,2 mln dolarów. W 2019 roku liczby te przedstawiały się następująco: 106.447,3 mln dolarów, 451.651,4 mln dolarów i 345.204,2 mln. Deficyt w handlu Stanów Zjednoczonych z Chinami niemal się nie zmienił, mimo nałożonych ceł na chiński import. Trudno też byłoby wskazać miejsca pracy, które „wróciły” z Chin do USA.
Boom na giełdzie
Giełda ma dla Amerykanów znacznie większe znaczenie niż dla Europejczyków. Nie tylko dlatego, że jest ważnym źródłem pozyskiwania kapitału, ale przede wszystkim dlatego, że oszczędności milionów amerykańskich rodzin, a także ich emerytury, zależą od notowań giełdowych. Donald Trump traktuje poziom indeksów giełdowych niemal jak wyznacznik stanu całej gospodarki.
Od marca 2009 roku nowojorska giełda NYSE przeżywała najdłuższy w swej historii boom, zawdzięczając go w dużej mierze luźnej polityce pieniężnej. 19 lutego 2020 r., gdy stało się jasne, że COVID-19 atakuje także Stany Zjednoczone, akcje zaczęły gwałtownie spadać. Indeks największych spółek S&P 500 od 19 do 25 lutego spadł o 257,94 punkty, czyli o 7,6 proc. a indeks spółek technologicznych NASDAQ Composite o 8,6 proc. Spadki trwały przez miesiąc, po czym zarówno NYSE, jak i NASDAQ zaczęły odbijać. Zawdzięczały to interwencji Rezerwy Federalnej, na którą prezydent otwarcie naciskał. Tuż przed wyborami główne indeksy giełdowe są na poziomie o 5 proc. niższym niż rekordowy, osiągnięty na początku września tego roku.
Przez ostatnie 70 lat, w ciągu pierwszego roku drugiej kadencji danego prezydenta S&P 500 zyskiwał średnio 9,6 proc. Natomiast jeśli do Gabinetu Owalnego wchodził ktoś nowy, to działo się tak tylko w 50 proc. przypadków.
Tym razem sytuacja jest nietypowa z dwóch powodów. Po pierwsze, według wielu komentatorów, poziom akcji jest od dawna za wysoki i nie odzwierciedla rzeczywistej rentowności spółek. Mnożą się ostrzeżenia przed możliwością przekłucia bańki spekulacyjnej, z poważnymi konsekwencjami dla gospodarki amerykańskiej i światowej. Po drugie w najbliższych miesiącach na gospodarce amerykańskiej będzie ciążyć kryzys, spowodowany pandemią, a według coraz większej liczby inwestorów Joe Biden lepiej sobie poradzi z COVID-19.
Demokraci proponują pakiet stabilizujący o wartości 1,8-2,2 bln dolarów, a Republikanie – 500 mld dol.
Jedną z zasadniczych spraw w przeddzień wyborów jest przyjęcie przez Kongres nowego pakietu stymulacyjnego dla gospodarki. Izba Reprezentantów jest zdominowana przez Demokratów, a Senat przez Republikanów, więc trwa pat, a obie strony wzajemnie się oskarżają. Demokraci proponują pakiet o wartości od 1,8 do 2,2 bln dolarów, podczas gdy Republikanie godzą się na pakiet o wartości 500 mld dolarów. Demokraci liczą nie tylko na zwycięstwo Bidena, ale także na przejęcie kontroli nad Senatem i utrzymanie większości w Izbie Reprezentantów. Taki scenariusz pozwoliłby uchwalić pomoc dla gospodarki w ich wersji. To byłby zapewne impuls do dalszych wzrostów na giełdzie, aczkolwiek powrót do normalności będzie zależeć od tego, jak szybko zostanie opracowana szczepionka przeciwko COVID-19 i przeprowadzone masowe szczepienia.
Program Trumpa
Ponowna wygrana Trumpa oznaczałaby kontynuację dotychczasowej polityki gospodarczej. Jej zarys został przedstawiony w propozycji budżetu na rok 2021, złożonej w lutym 2020. Wynika z niej, że obowiązywanie przepisów dotyczących podatku dochodowego od osób fizycznych, zawartych w ustawie TCJA i wygasające w 2025 roku, zostaną przedłużone. Według Komitetu ds. Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego w latach 2025-2030 obniżki podatków będą kosztować rząd federalny 1,5 bln dolarów.
Prezydencki projekt budżetu proponuje też zniesienie ulg podatkowych na energię odnawialną, ale oferuje np. ulgi podatkowe dla programu stypendialnego Education Freedom. W efekcie prezydent przewiduje podniesienie w ciągu 10 lat dochodów podatkowych o około 15 mld dolarów.
Agenda Trumpa wspomina o ulgach podatkowych dla przedsiębiorstw, a także o rozszerzeniu programu Strefy Możliwości, które zostały stworzone na mocy ustaw TCJA.
Każdy stan może uznać maksymalnie 25 proc. swego terytorium za Strefę Możliwości, w której przysługują ulgi dla inwestorów. Strefy to obszary zamieszkane przez ludność o niższych dochodach, a ulgi mają przyciągnąć inwestycje i stworzyć miejsca pracy. Obecnie jest ich blisko 9 tys.
Prezydent wezwał też do obniżki podatków od wynagrodzeń, ale podczas debaty z Joe Bidenem, która odbyła się 23 października, sprzeciwił się podniesieniu płacy minimalnej z obecnego poziomu 7,25 dolara za godzinę. Powiedział, że decyzję w tej sprawie należy pozostawić stanom.
W propozycji budżetowej na rok 2021 administracja Trumpa przewiduje głębokie cięcia wydatków na opiekę zdrowotną w ciągu następnej dekady, szczególnie w przypadku Medicaid (900 mld dolarów) i Medicare (450 mld dolarów). Pierwszy program dotyczy osób i rodzin o niskich dochodach, a drugi zapewnia ubezpieczenie zdrowotne osobom w wieku ponad 65 lat i osobom niepełnosprawnym.
Generalnie przewiduje się zmniejszenie finansowania Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej o 10 proc. w porównaniu z rokiem 2020. Za to wprowadza się ochronę programu Social Security, finansującego emerytury i renty. 29 października administracja rządowa zakończyła prace rozwiązujące poważny problem, jakim są tzw. „niespodziewane rachunki” od lekarzy. Od tego momentu ubezpieczyciele będą musieli informować pacjentów o koszcie usług medycznych przed ich wykonaniem, a nie – jak było do tej pory – po. Dodatkowo będą musieli ujawniać, ile sami płacą za poszczególne usługi medyczne. Wielokrotnie Trump obiecywał także obniżenie cen leków, ale na razie bez znaczących rezultatów.
Trump nie wierzy w zmiany klimatyczne i jest zwolennikiem energetyki opartej na paliwach kopalnych.
Urzędujący prezydent nie wierzy w zagrożenia, jakie powodują zmiany klimatyczne i jest zwolennikiem utrzymania energetyki opartej na paliwach kopalnych. Wycofał przepisy dotyczące ochrony środowiska, planuje wydzierżawić miliony hektarów gruntów publicznych na wiercenia i rozpoczął proces wychodzenia z Paryskiego Porozumienia Klimatycznego. W programie wyborczym niejasno wspomina się o „oczyszczaniu oceanów” i utrzymywaniu dostępu do czystego powietrza i wody pitnej.
Agenda Bidena
Joe Biden nazwał swój gospodarczy plan „Made in America”, co przypomina hasło Trumpa z kampanii 2016 roku „America First”. Obiecuje prawie to samo, co Trump przed czteroma laty – przeniesienie produkcji z zakładów ulokowanych w innych krajach, odbudowę łańcuchów dostaw w oparciu o krajowe firmy, zwiększenie inwestycji w USA, w tym inwestycji w nowe technologie i alternatywne źródła energii, wspieranie konsumpcji amerykańskich towarów, w tym ograniczenie możliwości dokonywania zakupów od przedsiębiorstw zagranicznych w ramach zamówień publicznych. Najwyraźniej doradcy Bidena są zdania, że Amerykanie uwierzyli w hasła „gospodarczego patriotyzmu”, wysuwane przez Trumpa i nie należy się im przeciwstawiać.
Biden chce podnieść górną stawkę podatku dochodowego od osób fizycznych znów do 39,6 proc. i najwyższą stawkę podatku dochodowego od osób prawnych do 28 proc. Zamierza obciążyć składką na ubezpieczenie społeczne zarobki powyżej 400 tys. dolarów rocznie.
Obecna stawka składki (podatku) na ubezpieczenie społeczne wynosi 12,4 proc. (6,2 proc. dla pracodawcy i 6,2 proc. dla pracownika), przy czym obciążone są dochody do poziomu 137.700 dolarów rocznie. Jeśli pomysł Bidena przejdzie dochody pomiędzy 137.700 a 400.000 dolarów nie będą obciążone, ale te ponad 400.000 będą.
Biden zamierza opodatkować, według zwykłych stawek dla osób fizycznych, zyski kapitałowe i dywidendy wynoszące ponad milion dolarów rocznie oraz nałożyć 15-procentowy minimalny podatek od dochodów księgowych dużych firm, które dzięki rozmaitym ulgom unikały płacenia podatków.
Plany gospodarcze Joe Bidena przewidują nałożenie 10-procentowego podatku od zysku firm, które zbudowały zakłady poza granicami USA, i wyeliminowanie luk prawnych, dzięki którym korporacje międzynarodowe chronią zagraniczne zyski przed amerykańskim fiskusem. Przedsiębiorstwa, które zobowiążą się do przeniesienia produkcji do kraju skorzystałyby z 10-procentowej ulgi podatkowej.
Biden obiecuje stworzyć „miliony miejsc pracy dla klasy średniej” poprzez rozbudowę infrastruktury.
Kandydat Demokratów podkreśla znaczenie klasy średniej i do niej, a także do biedniejszych grup społecznych, kieruje swój program. Chce też, by do klasy średniej dołączali nie tylko biali Amerykanie, ale i etniczne mniejszości. Obiecuje stworzyć „miliony miejsc pracy dla klasy średniej” poprzez plan odbudowy i rozbudowy infrastruktury. Obejmuje to także infrastrukturę energii odnawialnej i przemysłu odpornego na zmiany klimatu. Biden proponuje zwiększenie finansowania takich programów, jak:
– New Markets Tax Credit (stymulowanie inwestycji biznesowych i nieruchomościowych w społecznościach o niskich dochodach poprzez federalną ulgę podatkową),
– Community Development Financial Institutions, czyli CDFI (prywatne instytucje finansowe, które są zaangażowane w udzielanie tanich pożyczek dla osób niezamożnych, by pomóc im w normalnym funkcjonowaniu),
– Economic Development Administration (agencja Departamentu Handlu Stanów Zjednoczonych, która zapewnia dotacje i pomoc techniczną społecznościom znajdującym się w trudnej sytuacji ekonomicznej w celu tworzenia nowych miejsc pracy).
Podczas ostatniej debaty prezydenckiej Biden zaproponował podniesienie płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę, czyli jej podwojenie.
Gorącym tematem w Stanach Zjednoczonych są kredyty zaciągane na studia, których suma w końcu 2019 roku sięgnęła 1,64 bln dolarów. Biden chce anulować co najmniej 10 tys. dolarów długu studenckiego na osobę. Proponuje także umorzenie wszystkich federalnych długów studenckich związanych ze studiami licencjackimi dla osób o niskich dochodach i dla klasy średniej (zarabiających do 125 tys. dolarów), które kończyły studia na uczelniach publicznych, a także na prywatnych college’ach i uniwersytetach z dominującą liczbą studentów kolorowych. Ma to być sfinansowane w ramach anty-covidowej ustawy CARES.
Były wiceprezydent zaproponował rozszerzenie ustawy Affordable Care Act (tzw. Obamacare), by ubezpieczenia zdrowotne obejmowały 97 proc. Amerykanów. Według wyliczeń ekspertów ta reforma będzie kosztować 750 mld dolarów w ciągu dziesięciu lat, ale zostanie sfinansowana z podatków od zysków kapitałowych.
Biden chce też zmienić Medicare obniżając wiek, w którym świadczenie to przysługuje, z 65 do 60 lat, a także objąć programem Medicaid dodatkowo ok. 5 mln osób o niskich dochodach, które na mocy decyzji stanowych zostały z niego wykluczone.
Plan ochrony klimatu Bidena będzie wymagał wydatków federalnych w wysokości 2 bln dolarów w ciągu pierwszej kadencji. Celem jest osiągnięcie zerowej emisji CO2 netto do roku 2050. Biden zamierza zakazać wierceń w poszukiwaniu ropy i gazu na terenach federalnych.
To, czy Biden będzie w stanie zrealizować swoje pomysły zależeć będzie nie tylko od tego, czy wygra wybory, ale też od składu obu izb Kongresu USA.