RPP całkiem nowa

Zyta Gilowska,  Adam Glapiński,  Andrzej Kaźmierczak - kim są profesorowie powołani do Rady Polityki Pieniężnej przez prezydenta?  Jak przebiegały ich kariery zawodowe, jakich dokonywali wyborów profesjonalnych i ideowych? I najważniejsze: czy z takich informacji można wydedukować, jak będzie kształtowała się polityka nowej Rady w obecnym, trudnym i najeżonych niepewnością, okresie historycznym?

Znamy już cały skład nowej Rady Polityki Pieniężnej. Wczoraj prezydent Lech Kaczyński powołał do niej trzech swoich przedstawicieli: Zytę Gilowską, Adama Glapińskiego i Andrzeja Kaźmierczaka. Wcześniej po trzech swoich nowych członków mianowały Sejm i Senat. Pierwsze posiedzenie kompletnej już nowej Rady zaplanowano na najbliższy piątek.

Prezydencki wybór do Rady nie był dla nikogo zaskoczeniem, od wielu miesięcy to te właśnie nazwiska wymieniane były na giełdzie potencjalnych kandydatów. Cała trójka profesorów jest blisko związana z prezydentem Lechem Kaczyńskim, wszyscy są jego doradcami gospodarczymi. Wielu ekonomistów postrzega ich jako mało entuzjastycznych wobec projektu pospiesznego wchodzenia Polski do strefy euro. Za najbardziej eurosceptycznego z całej trójki uchodzi  prof. SGH Andrzej Kaźmierczak. W licznych publikacjach i publicznych wypowiedziach podkreślał on przede wszystkim minusy zamiany złotego na euro.

Prezydenccy przedstawiciele w Radzie to też krytycy obecnej polityki gospodarczej rządu Donalda Tuska. 

 Analitycy wskazują, że nowa Rada, mimo rozbieżnych ocen projektu przystąpienia Polski do obszaru wspólnego pieniądza, być może okaże się właśnie tą, która wprowadzi nas do strefy euro.

 

pap_20080427_BDOZyta Gilowska – profesor ekonomii, specjalistka od finansów samorządów i finansów publicznych. Obecnie zasiada w Narodowej Radzie Gospodarczej, powołanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dwukrotnie była ministrem finansów: w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. I dwukrotnie zasiadała w ławach poselskich.

Od lat związana jest z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie  pełniła funkcję kierownika Katedry Finansów Publicznych. Jest autorką licznych publikacji naukowych, ekspertyz i projektów ustaw. We współpracy z Instytutem Spraw Publicznych i Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową prowadziła badania dotyczące finansów samorządów.

Zdaniem Gilowskiej Polska powinna przystąpić do strefy euro, kiedy będą do tego najlepsze warunki, czyli raczej nieprędko. – Wejdziemy do strefy euro, kiedy nasza gospodarka będzie gotowa i kiedy gotowa będzie do tego strefa euro – powiedziała PAP tuż po ogłoszeniu nominacji do RPP prof. Zyta Gilowska. Jej zdaniem nikt dzisiaj w Europie nie jest w stanie określić terminu poszerzenia strefy euro. Tym bardziej, że euroland ma problemy związane z kryzysem w Grecji. Według nowej członkini RPP wyciąganie tego państwa z zapaści będzie bardzo kosztowne i kłopotliwe. – Dlatego nie wydaje mi się, żeby dzisiaj w Brukseli zastanawiano się nad kalendarium wejścia Polski do strefy euro. Zwłaszcza że reguły strefy euro nie są jednoznaczne, a kolejne państwa ujawniają rosnące deficyty i długi – stwierdziła w wywiadzie dla dziennika „Rzeczpospolita”.

Nie tylko termin wejścia Polski do eurolandu będzie wzbudzać w nowej Radzie  dyskusje. Inny, to stały temat tego rodzaju gremiów: czy ważniejszy jest wzrost gospodarczy, czy poziom inflacji. Profesor Gilowska już ujawniła swoje poglądy w tym obszarze. Jej zdaniem w krótkookresowej perspektywie najistotniejszą kwestią będzie dynamika wzrostu gospodarczego, a nie inflacja: –  Spadek dynamiki wzrostu gospodarczego pomiędzy 2008 a 2009 rokiem był znaczny. Nasza gospodarka jest w dość trudnym położeniu. Gospodarki zachodnioeuropejskie, zwłaszcza niemiecka, dźwigają się z kryzysu wolniej niż przypuszczano. Nasze szanse są funkcją odbicia się tych gospodarek. Polityka stóp procentowych powinna być w tej sytuacji bardzo ostrożna – powiedziała „Rzeczpospolitej”.

Profesor Gilowska należy do najostrzejszych krytyków obecnego rządu. Nie podoba się jej zwłaszcza polityka gospodarcza, przede wszystkim poczynania ministra finansów Jacka Rostowskiego. – Obywatele przez ostatnie dwa lata nigdy na czas nie dowiedzieli się prawdy. Opowiadał, że nie ma żadnych zagrożeń, a w obliczu faktów dokonanych twierdził, że mijał się z prawdą w szczytnych celach – dla uspokojenia nastrojów lub ustabilizowania sytuacji. Taki ma sposób rządzenia. Skandaliczny. W demokratycznym państwie absolutnym kanonem jest przejrzystość i jawność. Innych instrumentów zapewnienia obywatelowi dostępu do informacji nie ma. A bez informacji obywatel jest ciemny jak tabaka w rogu – mówiła dziennikowi.

Choć politycznym wzorcem dla prof. Gilowskiej jest była premier Wielkiej Brytanii, Margaret „Żelazna dama” Thatcher, która zasłynęła między innymi z wielkiej prywatyzacji, Zyta Gilowska od kilku lat związana jest z Prawem i Sprawiedliwością, partią raczej niechętną sprzedaży państwowego majątku. Jednak swoją polityczną przygodę Zyta Gilowska zaczynała od Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Nie była członkiem KLD, ale w 1993 r. startowała w wyborach parlamentarnych z listy tej partii, bez powodzenia. Po połączeniu Kongresu  z Unią Demokratyczną została członkiem Rady Krajowej Unii Wolności i szefową partii w Lublinie. Kiedy jednak lubelscy działacze UW w Radzie Miejskiej Lublina zawarli koalicję z SLD, prof. Gilowska zrezygnowała z szefowania i wkrótce wystąpiła z partii. Po kilku latach trafiła do Platformy Obywatelskiej. To z jej listy po raz pierwszy weszła do Sejmu. Błyskawicznie dołączyła do grona najbardziej rozpoznawalnych polskich parlamentarzystów. Oprócz merytorycznej wiedzy pomógł jej w tym temperament i charakterystyczny, cięty sposób argumentacji. Profesor ma niski, mocny głos. Podkreśla się jej zapalczywość w dyskusjach. Sprawność retoryczna Zyty Gilowskiej sprawiła, że Program III Polskiego Radia przyznał jedną z dorocznych nagród „Srebrne Usta”.

Choć ostry język Gilowskiej nie wszystkim się podobał, to jej kariera polityczna się szybko rozwijała. Nie tylko odpowiadała za program gospodarczy PO, ale została nawet wiceprzewodniczącą partii. W maju 2005 roku, po konflikcie z władzami PO odeszła z partii.

Nieoczekiwanie Gilowska wróciła na scenę polityczną wraz z koalicyjnym rządem PiS, Samoobrony i LPR – z Kazimierzem Marcinkiewiczem na czele. W styczniu 2006 roku została ministrem finansów i wicepremierem odpowiedzialnym za gospodarkę. Wróciła jednak nie na długo. Już w czerwcu 2006 r. wybuchła afera z lustracją Zyty Gilowskiej. We wniosku, który dostał Sąd Lustracyjny, napisano, że „zebrany materiał wskazywał na możliwość złożenia przez panią Gilowską niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego”. Premier Marcinkiewicz od razu ją zdymisjonował. Po trzech miesiącach Sąd Lustracyjny stwierdził, że oświadczenie lustracyjne Zyty Gilowskiej o tym, że nie była agentem SB, było prawdziwe. Jeszcze w tym samym miesiącu została powołana na stanowiska ministra finansów i wicepremiera, tym razem już w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Z listy PiS weszła ponownie do Sejmu w 2007 r., jednak zrezygnowała z mandatu w styczniu 2008 r.

Twierdzi, że do polityki nie tęskni. Pytana przez dziennikarza „Rzeczpospolitej”, czy będzie kandydować do Sejmu w następnej kadencji, zapewniała, że nie. – Sejm jest miejscem przypominającym „Bitwę pod Grunwaldem” pędzla Jana Matejki. Tak samo ciasno i na zabój – tłumaczyła.

Przyjęła zaproszenie od prezydenta Kaczyńskiego, by weszła do Narodowej Rady Rozwoju, a z jego nominacji znalazła się w Radzie Polityki Pieniężnej.

W  RPP spotka się z między innymi z prof. Jerzym Hausnerem. Kiedyś wymieniała go jako jedną z dwóch osób, którym nie podałaby ręki (drugim był Zygmunt Wrzodak z LPR, który publicznie zarzucił Gilowskiej kłamstwo lustracyjne). Do prof. Hausnera miała żal, że podważył jej wiarygodność, kiedy próbowała połączyć jego program reformy finansów publicznych z planem PO.

 

ENCYKLIKA OJCA ŒWIÊTEGO BENEDYKTA XVI PREZENTACJA

Adam Glapiński – profesor SGH w katedrze historii myśli ekonomicznej, doradca ekonomiczny prezydenta. Glapiński był dwa razy ministrem. W rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego szefował Ministerstwu Budownictwa i Gospodarki Przestrzennej, a w gabinecie Jana Olszewskiego kierował resortem współpracy gospodarczej z zagranicą. Zasłynął z wprowadzenia koncesji, między innymi na obrót papierosami i benzyną.

Adam Glapiński należy do najbliższych współpracowników Jarosława i Lecha Kaczyńskich, był współtwórcą Porozumienia Centrum. To z listy tej partii wszedł do Sejmu. Od lat Glapiński uchodzi za eksperta ekonomicznego PiS. W czasie rządów koalicji PiS, Samoobrony i LPR zasiadał w radach nadzorczych spółek kontrolowanych przez skarb państwa, między innymi w Centralwings, KGHM. Był też prezesem Polkomtela.

Prof. Glapiński należy do zwolenników ingerencji państwa w gospodarkę. Publicznie zapewnia, że należy do zwolenników wejścia do eurolandu. Jest jednak przeciwny podawaniu daty przyjęcia euro; jego zdaniem będzie się można nad tym zacząć zastanawiać dopiero w 2016 r. Choć przewiduje, że już w 2013 r. Polska może spełnić kryterium wysokości deficytu fiskalnego. – Konieczne jest wprowadzenie programu oszczędnościowego – powiedział agencji Reuters. Według Glapińskiego złotego na wspólny pieniądz powinniśmy zamienić do roku 2020.

Glapiński zgadza się z głównymi tezami raportu NBP na temat euro. Zgodnie z nimi Polska więcej zyska niż straci na przyjęciu unijnej waluty. – Owszem, przewiduję przyspieszenie tempa wzrostu o 0,7 proc. rocznie, nawet przez 10 lat. Ale nie zapominajmy, że euro ma też negatywne strony – mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – Po wejściu do euro wzrost gospodarczy w Polsce zacząłby się upodabniać do stopy wzrostu w strefie euro, a ta jest znacząco niższa. My musimy rozwijać się szybciej, gonić zamożne kraje europejskie – argumentuje. – Przed kryzysem Polska uzyskiwała znacząco wyższe – nawet o kilka procent – tempo wzrostu niż kraje strefy euro. Warto przez kilka lat podgonić Europę Zachodnią i wejść do tej strefy euro, kiedy będziemy bogatsi. Wszyscy chcemy, żeby Polska była w strefie euro, ale jako zamożny kraj, który ma 75 proc. średniej unijnej PKB na głowę. Pamiętajmy, że z raportu NBP wynika, że po wejściu do euro będziemy tracili na konkurencyjności, nie będziemy mogli prowadzić samodzielnej polityki pieniężnej.

Według Glapińskiego głównym celem nowej Rady jest dbanie o stabilność pieniądza i niski poziom inflacji, ale równocześnie zaznacza, że trzeba będzie się starać, aby nie wylać dziecka z kąpielą.

 

Kazmierczak

Andrzej Kaźmierczak – jest profesorem ekonomii warszawskiej SGH, specjalizuje się w polityce pieniężnej, bankowości i finansach międzynarodowych. Należy do grupy doradców gospodarczych prezydenta. Właśnie dla Lecha Kaczyńskiego współtworzył raport na temat skutków wprowadzenia w Polsce euro. Autor licznych publikacji naukowych, w tym podręczników akademickich, np. „Polityka pieniężna w gospodarce otwartej”.

Prof. Kaźmierczak był już sejmowym kandydatem Prawa i Sprawiedliwość do Rady Polityki Pieniężnej w 2005 r., ale wtedy przepadł w głosowaniu.

Zaliczany jest do eurosceptyków, choć sam woli nazywać się eurorealistą. – Podstawowa korzyść, na jaką zwraca się uwagę, to ta, że dzięki euro rozwinie się handel wewnątrz strefy, to tzw. efekt kreacji handlu. Po przyjęciu wspólnej waluty zniknie ryzyko kursowe, zmniejszą się koszty zawierania transakcji. Czy dzięki temu będziemy mieć dodatkowy wzrost PKB? W strefie euro po dziesięciu latach tego efektu kreacji handlu nie zauważono. Tak mówią badania Europejskiego Banku Centralnego, nie moje – powiedział w „Gazecie Wyborczej” prof. Kaźmierczak.

Jego zdaniem wejście Polski do strefy euro jest możliwe dopiero około 2018 roku, bo trzy lata wcześniej znajdziemy się w przedsionku wspólnego pieniądza tzw. ERM II. Prof. Kaźmierczak uważa, że zamiana złotego na euro oznaczałaby konieczność szybkiego obniżenia deficytu budżetowego: – Chodzi o spadek tempa wzrostu gospodarczego i wzrost bezrobocia spowodowany spełnieniem kryterium deficytu budżetowego w dość krótkim czasie. Konieczne byłoby albo podniesienie podatków, albo zmniejszenie wydatków budżetowych –  mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

Do priorytetów zalicza jednak zmniejszanie deficytu finansów publicznych, gdyż na jego poziom zwracają uwagę inwestorzy zagraniczni. – Polska musi dbać, by utrzymać ich zaufanie. Musimy starać się, aby nie spotkał nas los Grecji – mówił. Ale równocześnie dodaje, że deficyty są rzeczą naturalną, byle nie przekraczały granic rozsądku. – Wymagane przez Unię utrzymanie deficytu poniżej 3 proc. PKB w okresie kryzysu krępuje nam ręce. Jestem zwolennikiem wykorzystywania deficytu i polityki fiskalnej do kształtowania koniunktury gospodarczej. Ale teraz sytuacja praktycznie wymyka się spod kontroli, bo nasz deficyt będzie wielokrotnie większy niż dopuszczalne 3 proc. Płacimy za to, wydając coraz więcej na obsługę długu, już ponad 34 mld zł rocznie. Uzdrowienie finansów jest niezbędne – powiedział prof. Kaźmierczak „Gazecie Wyborczej”.

Zaproponowany przez rząd Donalda Tuska plan wielkiej prywatyzacji, który ma na celu m.in. poprawę sytuacji finansów publicznych, nie spodobał się profesorowi. – Przejęcie przez zagranicznych inwestorów firm energetycznych będzie prowadziło do podwyżek cen prądu. To się stało w Warszawie. Podniesiono ceny o bodajże 4 proc., bo Urząd Regulacji Energetyki nic nie może zrobić przedsiębiorstwu dystrybucji energii. Jeśli będziemy dalej prywatyzować, to będziemy mieli samowolę cenową. A ceny energii decydują o sytuacji gospodarczej kraju. Prąd to istotna część kosztów wytworzenia każdego produktu. Sektor energetyczny powinien pozostać w rękach państwa, bo to element naszej niezależności, suwerenności gospodarczej – twierdzi Kaźmierczak.

Podkreśla, że ważniejsza od szybkiego wejścia do strefy euro jest według niego walka z bezrobociem.

Czytaj dalej: Anna Mackiewicz: RPP w połowie nowa

pap_20080427_BDO
pap_20080427_BDO
ENCYKLIKA OJCA ŒWIÊTEGO BENEDYKTA XVI PREZENTACJA
Adam Glapinski
Kazmierczak
Kazmierczak

Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20

System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej

Kategoria: Analizy
Po upadku systemu z Bretton Woods zwiększyła się skala dyskrecjonalności polityki pieniężnej. Rosnąca popularność kryptowalut wymusiła na bankach centralnych zainteresowanie pieniądzem cyfrowym, który ponownie może zmienić zasady rządzące polityką pieniężną.
System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej