Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Samorządy nie będą inwestować, ale nauka i firmy tym bardziej

- Ponad 60 mld zł samorządy muszą przeznaczyć na wkład własny do nowych projektów współfinansowanych przez UE. Największe pieniądze będą potrzebne koło 2020 r. Jeśli będziemy mieli wzrost gospodarczy to zdolność kredytowa samorządów powinna się odbudować - uważa Stanisław Lipiński, skarbnik Szczecina.
Samorządy nie będą inwestować, ale nauka i firmy tym bardziej

Stanisław Lipiński (Fot. OF)

Obserwator Finansowy: Komisja Europejska zaakceptowała właśnie Umowę Partnerstwa czyli plan wydatkowania nowych funduszy unijnych dla Polski. Do samorządów ma trafić prawie 40 proc. całej puli, tymczasem ograniczają one inwestycje. W 2011 roku przeznaczyły na nie 42,4 mld zł, rok później 35,6 mld zł, a w 2015 roku mogą wydać tylko 19 mld zł. Dlaczego samorządy mniej inwestują?

Stanisław Lipiński: To naturalna konsekwencja obowiązywania dwóch reguł wydatkowych. Artykuł 212 ustawy o finansach publicznych mówi, że wydatki bieżące samorządów nie mogą być wyższe niż dochody bieżące, a artykuł 243 wprowadza indywidualny limit zadłużenia. Mało brakowało, a obowiązywałaby jeszcze trzecia reguła. Chciał ją wprowadzić minister Rostowski, ale przekonywaliśmy Ministerstwo Finansów, że dwie reguły wystarczą, aby zadłużenie samorządów nie rosło. Ostrzegaliśmy także, że wraz ze zbliżaniem się do limitu zadłużenia będą spadać także inwestycje, ale niestety nikt nas nie słuchał.

Gdyby znieść te dwie reguły samorządy inwestowałyby znowu ponad 40 mld zł rocznie?

To nie takie proste. 2011 rok, kiedy inwestowano ponad 40 mld zł, to czas największych wydatków z mijającej perspektywy unijnej, na którą wiele samorządów się zadłużyło. Teraz przed nową perspektywą miasta i gminy mają na swoich barkach bagaż wieloletniego długu, który do 2023 roku, do końca rozliczania nowej perspektywy tylko minimalnie się zmniejszy. Szczecin należy do Unii Metropolii Polskich, w której jest 12 dużych miast. Nasze obliczenia wskazują, że do końca 2015 roku praktycznie wszystkie z nich będą zadłużone w maksymalnym stopniu. Mało jest samorządów w Polsce, które nie są zadłużone. Jeśli gdzieś takie można znaleźć to prawdopodobnie wynika to z tego, że nie robią inwestycji finansowanych środkami unijnymi, czyli się nie rozwijają. To też źle.

Czy zniesienie limitów by pomogło?

Niekoniecznie. Szczecin ma około miliard złotych zadłużenia i to zaciągniętego na najlepszych możliwych warunkach, bo na 25 lat w Europejskim Banku Inwestycyjnym i Banku Rady Europy. Mimo tego obsługa zadłużenia będzie kosztować w następnych latach około 100 mln zł rocznie (odsetki, spłata rat kredytu, wykup obligacji). Gdybyśmy chcieli wziąć kolejne kredyty na sumę miliarda złotych, do czego zresztą EBI i inne banki nas namawiają, musielibyśmy spłacać już dwa razy tyle, 200 mln zł rocznie. To niemało przy nadwyżce operacyjnej w wysokości 200 mln zł i wydatkach na inwestycje na poziomie 500 mln zł. Zmierzam do tego, że każdy rozsądny samorząd nie może doprowadzić do tego aby koszty obsługi długu stanowiły zbyt dużą część jego wydatków, nawet gdyby ustawowe reguły nie obowiązywały.

Z tego co pan mówi, wynika że funduszy europejskich w nowej perspektywie jest za dużo, by je wydać. Na same programy regionalne ma trafić 28,2 mld euro w porównaniu z 17,3 mld euro obecnie. Jak zdobyć wkład własny?

Te 28,2 mld euro to grubo ponad 100 mld zł, z czego wkład własny powinien wynosić średnio 60 proc. czyli 60 mld zł. Dziś samorządy takich pieniędzy nie mają, ale cała nadzieja w tym, że wraz ze wzrostem gospodarczym nasze dochody z PIT, CIT i innych źródeł będą rosły, co przy trzymaniu w ryzach wydatków bieżących pozwoli wypracowywać tak pożądaną nadwyżkę operacyjną, która jest lewarem do finansowania dużych inwestycji.

Pamiętajmy, że sama Unia Europejska nie jest jeszcze przygotowana do wydawania środków z nowej perspektywy. Samorządy zaś kończą jeszcze rozliczenie starej, na co mają czas do końca 2015 roku. Tak naprawdę wszystko zacznie się więc po 2016 roku, a większe pieniądze będą potrzebne najwcześniej w 2018 roku, a najwięcej koło 2020 roku, aż do 2023 roku, kiedy rozliczanie tej nowej perspektywy się zakończy. Jeśli do tego czasu będziemy mieli wzrost gospodarczy to zdolność kredytowa samorządów powinna się odbudować. Oczywiście pod warunkiem, że ciągle będziemy hamować wydatki bieżące, aby tę nadwyżkę operacyjną wygospodarować.

Czyli rząd przyznał wam jednak za dużą pulę?

Czas pokaże czy pieniędzy było za dużo. Mimo wszelkich zastrzeżeń przewiduję, że nie. Tylko samorządy są bowiem przygotowane od strony organizacyjnej do wydania takich środków. Nie można tego niestety powiedzieć ani o polskiej nauce ani o polskich przedsiębiorstwach. I choć na stronach ministerstwa rozwoju wisiał raport, w którym szacowano, że aż trzy czwarte samorządów może mieć kłopot z pełnym wykorzystaniem nowych funduszy, to i tak prędzej to my wydamy te pieniądze niż kto inny.

Problem w tym, że chcecie wydawać na co innego niż ustalił rząd z Brukselą. Na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach mówił Pan, że środki europejskie są zaszufladkowane i „jak jest szufladka z napisem kultura to samorządy powinny się zastanawiać czy budować kolejne filharmonie, których utrzymanie kosztuje, czy może zamknąć tę szufladkę i odesłać pieniądze”. Na co chciałyby wydawać polskie samorządy gdyby pieniądze unijne nie były zaszufladkowane?

Każdy samorząd musi to rozważyć we własnym sumieniu. Filharmonie, albo duże stadiony to faktycznie taki rodzaj inwestycji, które może podjąć tylko samorząd, bo dla sektora prywatnego są nieopłacalne. Inwestorzy zanim zainwestują w Szczecinie albo innym mieście pytają nie tylko o podatki, ale i o teatry i kluby sportowe, o to gdzie będą mogli spędzać wolny czas.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że tak drogie obiekty generują wzrost wydatków w budżecie bieżącym. Cały czas mówimy zaś, że według prawa wydatki bieżące powinny być niższe niż dochody bieżące, aby ta dodatnia różnica mogła być przeznaczana na wkłady własne pod inwestycje. Jeśli te wydatki własne z mało produktywnych inwestycji rosną to de facto uniemożliwiają nowe inwestycje, być może bardziej produktywne.

Samorządy chciałyby inwestować wciąż na to, co w nowej perspektywie będzie utrudnione – na drogi, komunikację, na infrastrukturę komunalną. Takie głosy słyszę od moich kolegów.

Rząd wywalczył kwalifikowalność VAT, chce aby duże inwestycje nie były zaliczane do limitu długu. Co innego może zrobić, abyście zaczęli inwestować jeszcze przed 2020 rokiem?

To kroki w dobrym kierunku, ale najistotniejszą rzeczą jest nienakładanie na nas nowych zadań. Przykład z ostatnich miesięcy: wymyślono niewielki dodatek energetyczny, po 15-20 zł na osobę. W ustawie wprowadzającej go zadecydowano, że 2 proc. wartości tego zadania to środki na jego obsługę dla samorządów. Tyle, że koszty obsługi tego zadania są wyższe niż jego wartość. Musimy płacić nadgodziny albo zatrudniać nowych urzędników aby wydać kilka tysięcy decyzji w miesiącu. Próbowaliśmy odwoływać się do wojewody, ale odpowiedział, że to nie on, ale Sejm uchwalił takie prawo i tam możemy zgłaszać pretensje. Takich kosztownych dla nas decyzji w roku zdarza się kilka a czasem kilkanaście.

Mamy już dość tej sytuacji, dlatego w Unii Metropolii Polskich umówiliśmy się, że za kolejne takie decyzje będziemy pozywać rząd do sądu.

Jakich działań jeszcze oczekujecie?

Od dawna podkreślamy, że duże rezerwy tkwią w edukacji. To najważniejsze i najkosztowniejsze zadanie, które realizujemy, odpowiada za 30 do 50 proc. wydatków bieżących. Tak duży odsetek wynika z tego, że Karta Nauczyciela ma bardzo niekorzystny kształt.

Rozmawiał Marek Pielach

Stanisław Lipiński – skarbnik Szczecina, ekonomista, absolwent Wydziału Inżynieryjno-Ekonomicznego Politechniki Szczecińskiej. Ukończył studia podyplomowe w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz studium MBA Uniwersytetu Szczecińskiego. Wcześniej był dyrektorem w kilku przedsiębiorstwach, pracował także w bankowości.

OF

Stanisław Lipiński (Fot. OF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?