(©Envato)
Kilka miesięcy temu Organizacja Narodów Zjednoczonych poinformowała, że do końca kwietnia 2023 r. albo – według innych prognoz – do połowy 2023 r. Indie staną się najludniejszym krajem świata. Niektórzy się śmieją, że populacja jest tak liczna (ponad 1,4 mld osób), iż nawet rząd w Nowym Delhi ma problem z uzyskaniem dokładnych danych o wszystkich obywatelach.
Wiele prognoz wskazuje na to, że przez kolejne dekady dystans wobec dotychczasowego lidera, Chińskiej Republiki Ludowej, powiększy się, a indyjskie społeczeństwo, w przeciwieństwie do chińskiego, wciąż pozostanie relatywnie młode. Z gospodarczego punktu widzenia to spory atut.
Indie są najlepszym miejscem znalezienia taniej, lecz wysoko wykwalifikowanej siły roboczej
Kraj sprzeczności
Z jednej strony problemem Indii jest analfabetyzm (z przeprowadzonego w 2011 r. spisu powszechnego wynika, że co trzeci mieszkaniec prowincji nie umiał czytać ani pisać), ale z drugiej – w tak ludnym kraju jest sporo osób całkiem nieźle wyedukowanych (oczywiście jeśli pod uwagę weźmie się liczby bezwzględne).
Ci ostatni potrafią odnaleźć się na rynku zaawansowanych technologii informatycznych, nie tak rzadko są cenionymi inżynierami lub mają wykształcenie z dziedziny nauk przyrodniczych. Wielu mówi po angielskim, a koszty pracy w Indiach pozostają na atrakcyjnym poziomie. W kręgach gospodarczych od dawna zwraca się na to uwagę.
„(…) Powstało przekonanie, że Indie są najlepszym miejscem znalezienia taniej, choć wysoko wykwalifikowanej siły roboczej (…). Przyciągając zagranicznych inwestorów, Indie powoli stają się jednym ze światowych ośrodków technologicznych, a tym samym coraz częściej nazywane są >>drugą Doliną Krzemową<<” – pisała kilkanaście lat temu Katarzyna Hołdak w artykule pod znamiennym tytułem „Indie – nowe mocarstwo?”, który ukazał się w kwartalniku „Bezpieczeństwo Narodowe”.
I choć można dyskutować, czy państwo faktycznie stało się „azjatycką Doliną Krzemową”, nie ulega wątpliwości, że zyskało ważną pozycję w outsourcingu usług IT, a postrzeganie Indii jako wschodzącej gwiazdy globalnej gospodarki nie zmieniło się. Niektórzy twierdzą, że w tym stuleciu Hindusi przyćmią Chińczyków.
Niektórzy twierdzą, że w tym stuleciu Hindusi przyćmią Chińczyków
Zachęty dla imigrantów
Na to, że w rywalizacji o programistów rośnie znaczenie Indii, zwraca uwagę Filiz Albrecht z zarządu niemieckiej firmy Bosch, która w tym kraju zatrudnia 17 tys. specjalistów w obszarze IT. Do połowy obecnej dekady Bosch planuje zwiększyć liczbę ekspertów w dziedzinie programowania o kolejne 10 tys.
„W czasach, w których brakuje wykwalifikowanych pracowników, znalezienie największych talentów z całego świata staje się wyzwaniem także dla naszej firmy” – mówi przedstawicielka koncernu cytowana przez serwis infowire.pl.
Nie powinno zatem zaskakiwać, że w czasie niedawnej wizyty w Indiach (pod koniec lutego 2023 r.) kanclerz RFN Olaf Scholz wyraził gotowość do wprowadzenia ułatwień w uzyskiwaniu wiz pracowniczych m.in. dla specjalistów IT w zakresie programowania.
Berlin chce aktywniej przyciągać takie osoby, ponieważ ich rynek pracy zmaga się z chronicznym niedoborem wykwalifikowanych pracowników, a z powodu bariery językowej nie wszyscy są zainteresowani przeprowadzką do Niemiec. Gdyby planowane przepisy choćby częściowo objęły członków rodzin imigrantów z Indii, stałyby się ważną zachętą do podjęcia pracy nad Sprewą.
Zobacz również:
https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trendy-gospodarcze/gospodarka-indyjska-w-drodze-na-podium/
Dobrze rokujący rynek
Jak piszą Sebastian Płóciennik i Lidia Gibadło, analitycy z Ośrodka Studiów Wschodnich, Indie są dobrze rokującym rynkiem dla flagowych branż Niemiec (transport, energetyka odnawialna, zarządzanie odpadami i ochrona środowiska, przemysł chemiczny oraz farmaceutyczny). Berlin zabiega o wejście swoich firm do Indii, ale również liczy na przyciągnięcie stamtąd inwestycji (np. w sektorze IT).
„Dotychczasowe stosunki pomiędzy oboma państwami nie odzwierciedlają potencjału. Wymiana handlowa osiągnęła w 2022 r. blisko 30 mld euro (…), co – mimo wyraźnego wzrostu – daje Indiom miejsce dopiero w drugiej dziesiątce partnerów handlowych Niemiec. Warto w tym kontekście podkreślić, że wymiana z Chinami wyniosła w tym samym roku 270 mld euro” – napisali analitycy OSW.
„RFN sprzedaje Indiom głównie maszyny (28 proc.), produkty chemiczne (17,5 proc.), wyroby przemysłu lotniczego (13,3 proc.) i elektrotechnikę (8,6 proc.), a kupuje od nich przede wszystkim produkty chemiczne i farmaceutyczne (24 proc.), odzież (12 proc.) oraz maszyny (11 proc.)” – dodali.
Istnieje wielki potencjał do rozwoju współpracy Niemiec z Indiami w takich obszarach, jak energia odnawialna, energetyka wodorowa, farmacja czy rozwój gospodarki cyfrowej
Potencjał istnieje
Kanclerz Olaf Scholz publicznie mówi o wielkim potencjale do rozwoju współpracy z Indiami w takich obszarach, jak energia odnawialna, energetyka wodorowa, farmacja czy rozwój gospodarki cyfrowej. Na tamtejszym rynku są obecni m.in. czołowi przedstawiciele sektora motoryzacyjnego (np. BMW, Volkswagen, Mercedes-Benz) oraz takie firmy jak Bayer, BASF czy Merck.
Niemiecki koncern Siemens ma dostarczyć 1,2 tys. lokomotyw dla kolei indyjskich – skala zamówienia bez wątpienia robi wrażenie. Deutsche Bahn, która coraz mocniej rozpycha się poza granicami Starego Kontynentu, przez kilkanaście lat będzie obsługiwać linię kolei dużych prędkości między stolicą Indii a pobliskimi metropoliami.
Na indyjski rynek wchodzą także inne niemieckie przedsiębiorstwa, np. firma Hettich, producent okuć meblowych, która ulokowała w tym kraju swój największy zakład produkcyjny.
W interesie Niemiec leży ograniczenie zależności Indii od dostaw rosyjskiej broni, gdyż zacieśnianie współpracy z Nowym Delhi jest elementem gry, której dalekosiężny cel stanowi odsunięcie Hindusów od Moskwy
Mniej Moskwy, mniej Pekinu
Niedawno w Mumbaju niemiecki holding ThyssenKrupp Marine Systems GmbH (TKMS) podpisał wstępne porozumienie z indyjskim koncernem stoczniowym Mazagon Dock Shipbuilders Limited (MDL) w sprawie wspólnej budowy sześciu okrętów podwodnych. Doszło do tego w obecności Borisa Pistoriusa, ministra obrony RFN w rządzie Olafa Scholza, co podkreśla rangę wydarzenia.
W jednym z wywiadów niemiecki minister powiedział, że nie widzi nic złego w sprzedaży uzbrojenia zagranicznym partnerom z Azji, a w interesie jego kraju leży ograniczenie zależności Indii od dostaw rosyjskiej broni. W ten sposób przyznał, że zacieśnianie współpracy z Nowym Delhi jest elementem gry, której dalekosiężny cel stanowi odsunięcie Hindusów od Moskwy.
Nasi zachodni sąsiedzi widzą również w Indiach przeciwwagę dla Pekinu. Rozwój współpracy gospodarczej z firmami zlokalizowanymi w „największej demokracji świata” może pomóc niemieckim koncernom w ograniczeniu ryzyka biznesowego – częściowej dywersyfikacji łańcuchów dostaw oraz zmniejszeniu zależności od komunistycznych Chin, co w związku z narastającymi napięciami na linii Waszyngton-Pekin zaczyna odgrywać ważną rolę.
Europa za mocno uzależniła się od Rosji i Chin, a zacieśnienie relacji gospodarczych z Indiami może pomóc w bezbolesnym ograniczeniu tej zależności
Wizyta kanclerza
W opiniotwórczym niemieckim dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, w podsumowaniu wizyty kanclerza Olafa Scholza w Indiach, sformułowano trzy ciekawe wnioski.
„Pierwszy, dość smutny, bo dotyczy tego, że wyłączne skupianie się na stosunkach z Rosją i Chinami opierało się na błędnych przekonaniach. Drugi, to niewiele weselsze spostrzeżenie, że latami ignorowaliśmy tak potężny kraj jak Indie. I wniosek trzeci mówiący, że w końcu podejmujemy działania, pogłębiające izolację Moskwy” – podano w dzienniku i podkreślono, że osobiste spotkanie kanclerza z premierem Narendrą Modim stanowi dowód przestawiania polityki zagranicznej RFN na „inne tory”.
W niemieckich kręgach politycznych pojawiają się opinie, że Europa za mocno uzależniła się od Rosji i Chin, a zacieśnienie relacji gospodarczych z Indiami może pomóc w bezbolesnym ograniczeniu tej zależności. Podobne głosy słychać w Brukseli.
Część europejskich decydentów, a wśród nich nie brakuje polityków z RFN, dąży do zawarcia umowy o wolnym handlu między UE i Indiami. Negocjacje rozpoczęły się bardzo dawno temu, a za jednego z największych „hamulcowych” uchodzi premier Narendra Modi. Wprawdzie deklaruje przekształcenie Indii w „fabrykę świata”, zachęcając zagraniczne firmy do inwestowania, ale chętnie sięga po rozwiązania protekcjonistyczne, co utrudnia rozmowy.
Zobacz również:
https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trendy-gospodarcze/rosnie-znaczenie-indii-w-globalnych-lancuchach-dostaw/
Dobry interes, ale…
12 mld euro – na tyle szacuje się niemieckie inwestycje Indiach w latach 2000–2020. To nie tak mało, ale wciąż niewiele jak na możliwości kapitałowo-inwestycyjne firm zza naszej zachodniej granicy. Obecnie Niemcy są siódmym największym bezpośrednim inwestorem zagranicznym w tym kraju.
„Istnieje ponad 1,6 tys. niemiecko-indyjskich kooperacji i ponad 600 niemiecko-indyjskich spółek joint venture. Według aktualnego badania przeprowadzonego przez KPMG i AHK India, 53 proc. ankietowanych niemieckich firm chce rozszerzyć swoje inwestycje w Indiach jeszcze w 2023 r.” – napisali w „The Pioneer” Rasmus Buchsteiner, Daniel Thomas Bayer, Luisa Nur, Christian Schlesinger I Claudia Scholz, autorzy tekstu, który na początku lipca 2023 r. został opublikowany również w Onecie.
Twierdzą oni, że Indie są „potęgą zdecydowanie przereklamowaną” i nie wykorzystującą w pełni potencjału gospodarczego z powodu „ukrytych słabości” – problemów niedostrzeganych lub lekceważonych przez przedstawicieli środowisk gospodarczych. Przyznają, że niemieccy biznesmeni robią dobre interesy w tym kraju, choć panujące wśród nich nastroje podobno wahają się „między nadzieją a strachem”. Optymizmu jednak nie brakuje.